Mamy za sobą uroczystości Bożego Ciała, kto korzysta z długiego weekendu, ten ma swoje przyjemności, kto natomiast jest na miejscu, zapewne nie pogardzi kolejną częścią listów od Zyty. Zwłaszcza że dziś mamy atrakcję nie lada.
Drogi Panie Krzysztofie!
Tak jest, tak trzymać! I nie puszczać! Nicować tę nicość aż do kości. Bo to jest nicość. Kupiłam to dzieło [niestety, nie umiem sobie przypomnieć, o co może chodzić, ale list jest z 8 stycznia 2012 roku, więc może ktoś coś wymyśli – przyp. mój] i przeczytałam, w pierwszej chwili pomyślałam, no cóż – wprawdzie grafomania, ale dobrze motywowana. Jednak tylko w pierwszej chwili, przez kilka minut. Do mojego popsutego (przez medycynę, geny mam dobre) zdrowia musi się Pan przyzwyczaić, bo lepiej nie będzie. Ale może zdążymy jeszcze wspólnie coś zrobić? Jak Bóg da. A teraz opowiem Panu anegdotkę. W MF zastałam w charakterze rzecznika prasowego bezczelnego młodziana bez wykształcenia i manier, przyjętego przez moją poprzedniczkę („to brat Roberta Mazurka”) w skład tzw. gabinetu politycznego, co niebywale ułatwiło szybkie rozstanie, ponieważ owe gabinety rozwiązują się automatycznie wraz ze zmianą osoby ministra. Otóż ten młodzian najpierw wpakował mnie na „minę” (miał dużo mniej wyczucia ode mnie) a potem nawet mnie straszył i groził mi jakimiś bliżej nieokreślonymi retorsjami. Smarkacz groził wicepremierowi przy świadkach i mimo to (sic!) jeden z ministrów przyjął go na trochę do swojego działu prasowego, a potem wylądował u Wildsteina w TVP na jakieś pół roku. Kiedy Wildstein odchodził z TVP, to tym chłopakom (między innymi owemu „bratu”) zapewnił kolosalne odprawy jako kompensatę utraconych zarobków, ponieważ byli to „specjaliści rynkowi”. Wówczas poprosiłam Mariusza Kamińskiego (CBA) na rozmowę i zapewniłam go, że to nie żadni fachowcy, a przykładowo „ten mój” to zwykły miglanc i dyletant, więc ofiarowanie mu pół miliona złotych (500 000 zł) odprawy z państwowej firmy jest złodziejstwem. Dałam to na piśmie – na papierze Ministra Finansów – skierowanym do Szefa CBA. Mariusz Kamiński chyba nie zdążył nic z tym zrobić, ale jego następca z całą pewnością ten papier znalazł (wcale się nie ukrywałam) i po-pokazywał. I co? I nico. I to jest obrazek z doliny nicości, prawda?
Zupełnie zapomniałam o najważniejszej sprawie. [Gdyby nie zdrowie], nigdy bym nie porzuciła polityki i Jarosława Kaczyńskiego. Nigdy! Na to nałożyła się Katastrofa Smoleńska i brak możliwości wyzwolenia się z pęt medycyny [...] Aha, proszę przy okazji pozdrowić Coryllusa. Dzielny facet i ma takie lekkie pióro,
pozdrawiam, dobranoc,
Zyta Gilowska
Ostro, czyż nie? Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia i moje i jego książki. Polecam.
Drogi Panie Krzysztofie!
Tak jest, tak trzymać! I nie puszczać! Nicować tę nicość aż do kości. Bo to jest nicość. Kupiłam to dzieło [niestety, nie umiem sobie przypomnieć, o co może chodzić, ale list jest z 8 stycznia 2012 roku, więc może ktoś coś wymyśli – przyp. mój] i przeczytałam, w pierwszej chwili pomyślałam, no cóż – wprawdzie grafomania, ale dobrze motywowana. Jednak tylko w pierwszej chwili, przez kilka minut. Do mojego popsutego (przez medycynę, geny mam dobre) zdrowia musi się Pan przyzwyczaić, bo lepiej nie będzie. Ale może zdążymy jeszcze wspólnie coś zrobić? Jak Bóg da. A teraz opowiem Panu anegdotkę. W MF zastałam w charakterze rzecznika prasowego bezczelnego młodziana bez wykształcenia i manier, przyjętego przez moją poprzedniczkę („to brat Roberta Mazurka”) w skład tzw. gabinetu politycznego, co niebywale ułatwiło szybkie rozstanie, ponieważ owe gabinety rozwiązują się automatycznie wraz ze zmianą osoby ministra. Otóż ten młodzian najpierw wpakował mnie na „minę” (miał dużo mniej wyczucia ode mnie) a potem nawet mnie straszył i groził mi jakimiś bliżej nieokreślonymi retorsjami. Smarkacz groził wicepremierowi przy świadkach i mimo to (sic!) jeden z ministrów przyjął go na trochę do swojego działu prasowego, a potem wylądował u Wildsteina w TVP na jakieś pół roku. Kiedy Wildstein odchodził z TVP, to tym chłopakom (między innymi owemu „bratu”) zapewnił kolosalne odprawy jako kompensatę utraconych zarobków, ponieważ byli to „specjaliści rynkowi”. Wówczas poprosiłam Mariusza Kamińskiego (CBA) na rozmowę i zapewniłam go, że to nie żadni fachowcy, a przykładowo „ten mój” to zwykły miglanc i dyletant, więc ofiarowanie mu pół miliona złotych (500 000 zł) odprawy z państwowej firmy jest złodziejstwem. Dałam to na piśmie – na papierze Ministra Finansów – skierowanym do Szefa CBA. Mariusz Kamiński chyba nie zdążył nic z tym zrobić, ale jego następca z całą pewnością ten papier znalazł (wcale się nie ukrywałam) i po-pokazywał. I co? I nico. I to jest obrazek z doliny nicości, prawda?
Zupełnie zapomniałam o najważniejszej sprawie. [Gdyby nie zdrowie], nigdy bym nie porzuciła polityki i Jarosława Kaczyńskiego. Nigdy! Na to nałożyła się Katastrofa Smoleńska i brak możliwości wyzwolenia się z pęt medycyny [...] Aha, proszę przy okazji pozdrowić Coryllusa. Dzielny facet i ma takie lekkie pióro,
pozdrawiam, dobranoc,
Zyta Gilowska
Ostro, czyż nie? Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia i moje i jego książki. Polecam.
Z kontekstu wynika dość jasno, że chodzi o powieść B. Wildsteina "Dolina nicości".
OdpowiedzUsuń@Filip Rembiałkowski
OdpowiedzUsuńJedyny kontekst, jaki tam widzę do data, a ja nie jestem aż tak wnikliwym czytelnikiem prozy Bronisława Wildsteina, żeby umieć ja umieszczać w jaskichkolwiek kontekstach.