List, jaki Zyta Gilowska napisała do mnie w odpowiedzi na moje pytanie, jak faktycznie wygląda nasza polska sytuacja, gdy z jednej strony słyszymy, że kryzys jest, a z drugiej, że go nie ma – zależy, z której strony patrzeć.
Szanowny Panie Krzysztofie,
szykuję się, by coś większego powiedzieć w wywiadzie dla „Uważam Rze”. Co nieco półgębkiem powiedziałam dla „w polityce”. Ale „pójść na całość” nie mogę. Nie dlatego, że się boję o posadę i nie dlatego, że mogę zaszkodzić (chociaż mogłabym, bo część tego kryzysu to elementarna
psychologia), ale dlatego, że tenże kryzys jest tworem tak parszywie wrednym i skomplikowanym, że najlepsze byłyby egzorcyzmy.
Co jest przydatne dla nas:
1) tempo wzrostu polskiego PKB przy naszej mizerii wyjściowej i różnych sztuczkach z metodami liczenia tegoż PKB nie jest dobrym miernikiem naszej pomyślności;
2) tempo wzrostu długu publicznego mamy – średnioroczne w latach 2008-2012 – najwyższe ze wszystkich tzw. nowych państw członkowskich;
3) w ostatnich miesiącach zapożyczyliśmy się nad miarę (minister się chwalił, że już „wszystko co trzeba na ten rok, to sobie pożyczyliśmy i nie musimy się martwić”) i teraz część tych pożyczonych pieniędzy kombinujemy jednak oddać (no, nie wprost, tak dobrze to nie ma, za rozrzutność płaci się dwa razy) żeby „poprawić relację” długu do PKB na użytek krajowej publiki, bo w rachunkach unijnych próg 60% jest na wyciągnięcie ręki, ale tym to się nikt w Brukseli nie przejmuje (na razie!) - bawimy się więc jak Cyganka - „jeden pieniądz, drugi pieniądz”;
4) do „wzięcia” została już tylko energetyka i ciężka chemia;
5) system emerytalny stracił amortyzatory (chociaż jest jeszcze zasób ok. 220 mld zł zgromadzony w OFE w poprzednich latach i nie do końca utopiony na operacjach finansowych);
6) żyjemy ponad stan (w latach 2008-2011 liczba urzędników wzrosła o 100 tys.) i ponad wszelką logikę (polecam przykład Państwowej Agencji Żeglugi Powietrznej, której powstaniu w 2007 r. wściekle i SAMOTNIE opierałam się przez pół roku, a w której już w 2009 roku 45% załogi było silnie spokrewniona, przy średnim wynagrodzeniu sięgającym 11,5 tys zł), na dopalaczach (długi) i propagandzie;
7) kluczową częścią każdego kryzysu są OCZEKIWANIA i dlatego mamy taki harmider – w przyszłym roku musimy popożyczać ok. 170 mld zł (brutto, część to tzw. rolowanie długów – pożycza się od jednych, by oddać drugim) i boimy się że nie da rady, za dużo zapłacimy (odsetki) lub wcale nie będzie chętnych kredytodawców (jeśli pojawi się konkurencja w postaci tzw. euroobligacji).
Reszta nie ma dla przeciętnego obywatela żadnego znaczenia – jest ważna i poważna, ale nic nie możemy tutaj zrobić, nic zaradzić. Wątpię, by te „hołdy i akcesy” miały jakikolwiek inny sens niż „zabełtanie w głowach”. Aż takimi sprzedawczykami chyba nie są, raczej chodzi o przestraszenie nas, bo Francuzi, Niemcy, Włosi, Hiszpanie, Grecy już się nie boją. Czesi też nie bardzo się boją. A my wpadliśmy w jakiś stupor i boimy się – każdy czego innego, pewnie większość własnych szwindelków lub ignorancji. Proszę nie słuchać propagandy – ważna jest odwaga i prawda. Dorośli ludzie nie oddają się złudzeniom i jeśli takowe w Polsce się upowszechniają, to po prostu wstyd i tyle. Wiemy, że dostaną swoją zapłatę. Dostaną.
Pozdrawiam serdecznie,
Zyta Gilowska
Przypominam, że wszystkie moje książki są do kupienia w księgarni pod adresem www.coryllus.pl. I praktycznie tylko tam. Inaczej nie będzie.
Szanowny Panie Krzysztofie,
szykuję się, by coś większego powiedzieć w wywiadzie dla „Uważam Rze”. Co nieco półgębkiem powiedziałam dla „w polityce”. Ale „pójść na całość” nie mogę. Nie dlatego, że się boję o posadę i nie dlatego, że mogę zaszkodzić (chociaż mogłabym, bo część tego kryzysu to elementarna
psychologia), ale dlatego, że tenże kryzys jest tworem tak parszywie wrednym i skomplikowanym, że najlepsze byłyby egzorcyzmy.
Co jest przydatne dla nas:
1) tempo wzrostu polskiego PKB przy naszej mizerii wyjściowej i różnych sztuczkach z metodami liczenia tegoż PKB nie jest dobrym miernikiem naszej pomyślności;
2) tempo wzrostu długu publicznego mamy – średnioroczne w latach 2008-2012 – najwyższe ze wszystkich tzw. nowych państw członkowskich;
3) w ostatnich miesiącach zapożyczyliśmy się nad miarę (minister się chwalił, że już „wszystko co trzeba na ten rok, to sobie pożyczyliśmy i nie musimy się martwić”) i teraz część tych pożyczonych pieniędzy kombinujemy jednak oddać (no, nie wprost, tak dobrze to nie ma, za rozrzutność płaci się dwa razy) żeby „poprawić relację” długu do PKB na użytek krajowej publiki, bo w rachunkach unijnych próg 60% jest na wyciągnięcie ręki, ale tym to się nikt w Brukseli nie przejmuje (na razie!) - bawimy się więc jak Cyganka - „jeden pieniądz, drugi pieniądz”;
4) do „wzięcia” została już tylko energetyka i ciężka chemia;
5) system emerytalny stracił amortyzatory (chociaż jest jeszcze zasób ok. 220 mld zł zgromadzony w OFE w poprzednich latach i nie do końca utopiony na operacjach finansowych);
6) żyjemy ponad stan (w latach 2008-2011 liczba urzędników wzrosła o 100 tys.) i ponad wszelką logikę (polecam przykład Państwowej Agencji Żeglugi Powietrznej, której powstaniu w 2007 r. wściekle i SAMOTNIE opierałam się przez pół roku, a w której już w 2009 roku 45% załogi było silnie spokrewniona, przy średnim wynagrodzeniu sięgającym 11,5 tys zł), na dopalaczach (długi) i propagandzie;
7) kluczową częścią każdego kryzysu są OCZEKIWANIA i dlatego mamy taki harmider – w przyszłym roku musimy popożyczać ok. 170 mld zł (brutto, część to tzw. rolowanie długów – pożycza się od jednych, by oddać drugim) i boimy się że nie da rady, za dużo zapłacimy (odsetki) lub wcale nie będzie chętnych kredytodawców (jeśli pojawi się konkurencja w postaci tzw. euroobligacji).
Reszta nie ma dla przeciętnego obywatela żadnego znaczenia – jest ważna i poważna, ale nic nie możemy tutaj zrobić, nic zaradzić. Wątpię, by te „hołdy i akcesy” miały jakikolwiek inny sens niż „zabełtanie w głowach”. Aż takimi sprzedawczykami chyba nie są, raczej chodzi o przestraszenie nas, bo Francuzi, Niemcy, Włosi, Hiszpanie, Grecy już się nie boją. Czesi też nie bardzo się boją. A my wpadliśmy w jakiś stupor i boimy się – każdy czego innego, pewnie większość własnych szwindelków lub ignorancji. Proszę nie słuchać propagandy – ważna jest odwaga i prawda. Dorośli ludzie nie oddają się złudzeniom i jeśli takowe w Polsce się upowszechniają, to po prostu wstyd i tyle. Wiemy, że dostaną swoją zapłatę. Dostaną.
Pozdrawiam serdecznie,
Zyta Gilowska
Przypominam, że wszystkie moje książki są do kupienia w księgarni pod adresem www.coryllus.pl. I praktycznie tylko tam. Inaczej nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.