Mimo że sprawa moich perypetii z festiwalem Unsound i całym tym czarnym towarzystwem, które za jego organizacją stoi, wciąż jest jak najbardziej aktualna, a w tych dniach może jeszcze bardziej niż zwykle, muszę zrobić przynajmniej dzień przerwy na kwestie bardziej bieżące i przedstawić tekst mojego felietonu z ostatniego numeru „Warszawskiej Gazety”. Przy okazji informuję, że projekt pod nazwą gazetawarszawska.com to fake wyprodukowany przez znanego nam skądinąd inż. Cierpisza. Proszę uważać: kwas!
Jeszcze z czasów PRL-u pamiętam kawał, jaki opowiadaliśmy sobie o Breżniewie już po jego śmierci, a którego pointa sprowadzała się do tego, że w trumnie Breżniewa wywiercono dziurki, by robaki, które będą go jadły miały się gdzie wyrzygać. Czy ten dowcip był faktycznie śmieszny, czy zaledwie świadczył o poziomie naszej nieokiełznanej nienawiści, nie potrafię dziś zdecydować, natomiast wiem na pewno, że nie było nic śmiesznego w wydarzeniu, które też pamiętam, a związanym ze wspomnianym żartem. Otóż w tym samym mniej więcej czasie odwiedzałem swojego dziś już nieżyjącego wujka, zapalonego myśliwego, który, jako członek Związku, siłą rzeczy miał wśród swoich kolegów ludzi resortu, w tym tych z pierwszego szeregu. Pewnego dnia wujek zabrał mnie na polowanie, no i tam poznałem jednego z nich, niejakiego Jana Szczęsnego. I oto w pewnym momencie siedziałem sobie z wujkiem, gadaliśmy, a ja opowiedziałem mu dowcip o dziurach w trumnie z Breżniewem. Wujek się roześmiał, ale już po chwili oczy mu poszarzały i wyszeptał: „Pamiętaj tylko, nie opowiadaj tego przy Jasiu, bo to mu się na pewno nie spodoba”.
A jeśli ja pamiętam tamto wydarzenie do dziś, to wcale nie przez to, że myślę sobie, jak blisko wówczas byłem śmierci, ale dlatego, że dziś temat nienawiści nabrał nowych zupełnie kształtów, a moim zdaniem nic lepiej niż tamta historia nie pokazuje tego, czym jest prawdziwe życzenie śmierci, a czym proste pragnienie sprawiedliwości. A to jest moim zdaniem dziś prawdziwy problem.
Myślę, że większość czytelników tych felietonów wie, jak ja bardzo potrafię nienawidzić. Niekiedy moja nienawiść osiąga takie rozmiary, że w swojej bezsilności nie potrafię już nic więcej, jak tylko uciec się do cytatów z Psalmów. Jednak przy tym wszystkim ja jestem, jak sądzę, jak owi kibice Legii, którzy wzywają do wieszania jakiegoś Lisa, czy KOD-u, a tak naprawdę, jedyne co potrafią, to dać w pysk kibicowi Wisły Kraków.
No a mimo to, dostajemy dziś ni stąd ni z owąd tych kibiców i doniesienie do prokuratury, że ktoś chce kogoś wieszać. W tej sytuacji, pamiętając ów szczególny jesienny dzień roku 2010 i człowieka nazwiskiem Cyba, pragnę już tylko powiedzieć, że tu w ogóle nie chodzi o nienawiść. Nienawiść jest dobra. Nienawiść zaledwie podtrzymuje nasze morale. To co nas może wrzucić w ten ogień to owo życzenie śmierci, które nie ma nic wspólnego z nienawiścią.
Wróćmy na chwilę do Jana Szczęsnego, funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa, który na pytanie „Jak wyście to robili”, wzruszył ramionami i powiedział: „Normalnie. Strzał w łeb i spokój”. Ja to do dziś zapamiętałem i zapewniam, że na jego twarzy nie było śladu nienawiści. Jeszcze jeden miły starszy pan. Dziś już z pewnością nie żyje, ale jestem pewien, że gdyby nie Matka Natura, on by nam dziś pokazał, jak wygląda miłość.
Przypominam, że w tym tygodniu rozpoczynają się Warszawskie Targi Książki organizowane każdego roku w maju na Stadionie Narodowym. Wbrew wcześniejszym planom Klinika Języka i tym razem będzie tam miała swoje stoisko, w tym roku wyjątkowo bogate, a na nim oczywiście wszystkie moje książki. Ja sam przyjeżdżam do Warszawy w sobotę i będę dostępny na miejscu przez cały weekend. Zapraszam. Oczywiście książki są też do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.