Na górze okładki któregoś z ostatnich numerów „Uważam Rze”, w miejscu gdzie zwykle zapowiada się zawartość numeru, pokazała się informacja, że wewnątrz czekają na nas teksty „dziennikarzy niepokornych”. W tej chwili akurat nie pamiętam, o kogo konkretnie chodziło, ale to z całą pewnością musiała być tak zwana grupa Lisickiego, a więc Semka, Zaremba, Ziemkiewicz i tacy tam. Dziennikarze niepokorni. W czym się przejawia zatem owa niepokorność? W przypadku każdego z nich, tak jak to w życiu, zawsze w czymś trochę innym – w końcu w tej grupie są bohaterowie już niemal klasyczni, jak Semka, ale też tacy, co dopiero swój akces zgłosili, jak Warzecha – natomiast to co ich wszystkich łączy, to fakt, że oni wszyscy, w ramach uprawiania swojego zawodu, postanowili rozsiąść się w miarę wygodnie na płocie i, gdy tylko z jednej czy drugiej strony będzie przechodził ktoś bardziej od nich określony – robić miny.
Na wspomnianej liście „dziennikarzy niepokornych” jego nazwiska akurat chyba nie było, natomiast nie ulega wątpliwości, że Robert Mazurek jest tam jednym z niechybnych liderów. Równocześnie, przez to, że od lat, gdzie popadnie, prowadzi swoją autorską rubrykę, w której nieodmiennie na dwóch stronach, żartuje na temat „jednych i drugich”, kimkolwiek by owi „jedni i drudzy” byli, i jakiekolwiek by były – czy by ich nie było – powody dla tych żartów, jest też Mazurek owej szczególnej niepokorności symbolem. W najnowszym wydaniu „Uważam Rze” zamieścił on następujący żart: „Z życia koalicji. Może i mało śmieszny, ale trafny dowcip o kampanii: Wiecie państwo, jak zaczyna swój dzień minister Igor Ostachowicz? Dzwoni do sztabu PiS z pytaniem: ‘Co jeszcze możecie dla nas zrobić?’”.
Gdyby ktoś akurat nie wiedział, kto to taki ten Igor Ostachowicz, lub zwyczajnie był odporny na błyskotliwość Roberta Mazurka, krótko opowiem, o co chodzi. Otóż od kilku już lat, od czasu do czasu, mainstreamowe media wypuszczają w naszym kierunku informację, że najbliższym doradcą, a praktycznie też twórcą jego sukcesu jest niejaki Igor Ostachowicz. Informacja ta pojawia się zwykle wtedy, gdy bezczelność platformowego zwycięstwa staje się tak rażąca i tak wbrew zasadom fizyki, że prości ludzie zaczynają wietrzyć jakiś spisek. Pojawia się więc ten Ostachowicz, a wraz jego nazwiskiem sugestia, ze to jest człowiek tak tajemniczy, a jednocześnie tak piekielnie zdolny, że on jest w stanie planować układ polskiej sceny politycznej na wiele lat do przodu. Ostachowicz siedzi w swoim gabinecie, organizuje dla Donalda Tuska każdy jego oddech, każdy najdrobniejszy gest, każdy centymetr kwadratowy jego twarzy i jego garnituru, a kiedy już pan premier wyjdzie na świeże powietrze, nie odstępuje go ani na krok, by w każdym momencie, kiedy Donald Tusk zrobi, lub powie coś niespodziewanego, natychmiast go odpowiednio skorygować.
Wczoraj czy przedwczoraj w telewizji widziałem reportaż, w którym pokazano, jak przed ekranem monitora siedzi jakiś człowiek z drucikami przyklejonymi do głowy, na ekranie pokazują się różne obrazy, a specjalne urządzenie rejestruje psychofizyczne reakcje owego osobnika na poziomie zadowolenia i niezadowolenia. Krótko mówiąc, chodzi o to, by sprawdzić, jak przeciętny wyborca reaguje na przekaz propagandowy. Sugestia zawarta w tym reportażu była taka, że ponieważ Igor Ostachowicz właśnie te wszystkie sztuczki zna na pamięć, i na przykład wie, że czarny guzik jest lepszy od szarego, ile razy Donald Tusk się pojawi publicznie, większość społeczeństwa pogrąża się w coraz większym zachwycie. Niepokorność natomiast Roberta Mazurka sprowadza się w tym wypadku do tego, że on wie – a wiedząc głosi – że ten Ostachowicz to jakiś ciężki obciach, jego szef to ubezwłasnowolniony idiota, a ich wspólny sukces polega wyłącznie na tym, że Prawo i Sprawiedliwość jest projektem tak beznadziejnym, że oni nie muszą nic robić, by odnosić kolejne zwycięstwa. Wystarczy, że Ostachowicz z samego rana zadzwoni do Hofmana i Hofman natychmiast załatwi mu zestaw pomysłów, jak poprawić notowania Platformy, a PiS jeszcze bardziej przyziemić. I w tym właśnie przejawia się niepokorność Mazurka. W publicznym głoszeniu, że Platforma Obywatelska jest kompletnie do dupy, a to, że przy tej swojej mizerii, ona osiąga takie sukcesy, to wyłącznie zasługa PiS-u, który jest do dupy jeszcze bardziej. I tylko ten Ostachowicz wie co robi. Zamiast się zająć tymi wszystkim wybrykami, które pod samym nosem od czterech lat codziennie urządzają mu Donald Tusk ze swoimi ministrami, wystarczy, że on zadzwoni do Hofmana i wszystko jest załatwione.
Nie zajmowałbym się jednak dziś ani Mazurkiem, ani Ostachowiczem, gdyby nie fakt, że od pewnego czasu zauważam w moim otoczeniu pewien bardzo moim zdaniem niedobry zwyczaj, polegający na demonizowaniu czy to osoby Ostachowicza jako fachowca, czy tylko jako symbolu niewzruszoności Systemu. Ja oczywiście świetnie wiem, jak irytująca, czy wręcz przerażająca, może być świadomość sukcesu, jaki już od niemal czterech lat jest udziałem Donalda Tuska i jego projektu. Sukcesu nie polegającego na tym, że jakimś cudem banda durniów i nieudaczników potrafiła osiągną tak znakomite wyniki w gospodarowaniu krajem, ale na tym, że banda durniów i nieudaczników w ciągu czterech lat fizycznie i moralnie zrujnowała ten kraj i to społeczeństwo, a w dość powszechnym mniemaniu wciąż są oni uważani za znakomitych fachowców i fajnych kumpli. Zdaję sobie doskonale przy tym sprawę, że w obliczu takiego absurdu, zwykły człowiek może nagle zacząć podejrzewać, że tu się dzieją jakieś niewyobrażalne czary, na które realny świat już nigdy nie znajdzie sposobu. Natomiast daję słowo, że nie widzę powodu, by wpadać w nastrój, który doprowadzi nas do tego, by zacząć patrzeć na System w taki sposób, że nawet jak on na naszych oczach zacznie się walić, my skulimy się w kącie zastanawiając się w przerażeniu, cóż to takiego oni znowu wymyślili, żeby nas zwieść.
Dzisiejszy świat jest jaki jest, i na to już nic nie poradzimy. On zresztą w sposób aż nadto widoczny zmierza do końca i pytanie jest tylko takie, kiedy ten koniec nastąpi – czy dziś czy jutro, czy dopiero za kilka lat. System natomiast w tym wszystkim ma jeden i tylko jeden interes – by w tych ostatnich już dniach, swoim ludziom dostarczyć jak najwięcej przyjemności i codziennej satysfakcji. I nie mam najmniejszej wątpliwości, że to, kto będzie w tych ostatnich dniach rządził w takiej na przykład Polsce i jaki w związku z tym będzie los jakiegoś Pawła Grasia, czy Donalda Tuska, jest dla Systemu sprawą bardzo, ale to bardzo drugorzędną. Oczywiście, do czasu, kiedy wszystko się dobrze układa, społeczeństwo nienawidzi prawdy, a uwielbia kłamstwo – prosimy bardzo. System może nawet na podtrzymanie tego stanu rzeczy wysupłać jakieś pieniądze, jeśli jednak okaże się, że z jakiegoś powodu, to nie chce działać, nie widzę możliwości, żeby oni zaczęli w to inwestować więcej niż muszą dla zachowania swojego codziennego sukcesu, bo im akurat nie pogorszy się już przed dniem, kiedy to Jezus przyjdzie powtórnie i to całe barachło wysadzi w powietrze.
Problem w tym, że Platforma Obywatelska po tych czterech latach swoich panów ciężko rozczarowała. I ja nie chce dochodzić tego, czy to, że oni zainwestowali w coś tak beznadziejnego, świadczy o Systemie tylko źle, czy może bardzo źle. Nie bardzo mnie też interesuje to, jak oni mogli kiedykolwiek sądzić, że jeśli oni zabezpieczą ten kompletnie chory projekt czymś tak niepewnym, jak wsparcie mediów i popularnej kultury, to coś się ostatecznie nie zawali. Fakt jest faktem. Ten projekt im się nie udał i oni są z tego powodu bardzo rozczarowani. A w tej sytuacji też, mogą bez większych dla siebie strat, na chwilę się wycofać. To widać. Każdy dzień przynosi kolejne tego przykłady.
I w tym wszystkim nagle, okazuje się, że jedna część z nas patrzy na tego Ostachowicza jak zaczarowana i próbuje odgadnąć, co on znów takiego wyjątkowego wykombinował, a druga część patrzy w przerażeniu na Prawo i Sprawiedliwość i łapie się za głowę, że teraz to już naprawdę ta Platforma wygra wybory. Bo przy takich błędach i przy takiej nieporadności taki Ostachowicz nawet z kimś tak marnym jak Donald Tusk wszystko posprzątają w jednej chwili.
Igor Ostachowicz. Człowiek-zagadka. Czarownik i szaman. Właściciel naszych dusz. Przepraszam bardzo, ale jeśli ów Ostachowicz ma faktycznie uosabiać sukces tego projektu i jeśli ów Ostachowicz faktycznie stanowił kiedykolwiek tajną broń Systemu w walce z prawdą, prawem i sprawiedliwością, to ja bardzo przepraszam, ale ja nie mam już nic do powiedzenia. Media lubią się emocjonować tym, że Ostachowicz nigdy nie udziela wywiadów, ani nie pokazuje się w innej sytuacji jak obok Donalda Tuska. I że to z całą pewnością musi świadczyć o tym, że on jest człowiekiem o bardzo ściśle określonych zadaniach i ściśle ograniczony jakąś nieludzką wręcz dyscypliną. Popatrzmy więc na niego. Przyjrzyjmy się w sposób najbardziej naturalny, z kim mamy do czynienia. Naturalny, a więc zwyczajnie. Spójrzmy na to zdjęcie.
Mój dobry kolega i wydawca Coryllus, w słowie wstępnym do książki o siedmiokilogramowym liściu napisał, że on bardzo lubi sposób, w jaki ja piszę, bo ten mój styl jest bardzo oryginalny i niczego nie naśladuje. Miło mi oczywiście to słyszeć, tyle że to nie jest do końca prawda. Ja staram się naturalnie nikogo nie naśladować, i pisać, jak mi serce dyktuje, natomiast jestem pełen podziwu i niespełnionej zawiści w stosunku do kilku amerykańskich publicystów, których z zapartym tchem czytam i wiem, że nigdy nie będę tak potrafił pisać jak oni. Jednym z nich jest człowiek nazwiskiem Bill Bryson. Jak ktoś nie zna, a umie trochę – choćby trochę – czytać po angielsku, bardzo polecam. Otóż w pewnym momencie Bryson opisuje pewnego swojego kolegę ze szkoły, niejakiego Tubby Tuckera. Proszę posłuchać:
„Z drugiej strony, już nigdy w życiu nie udało mi się osiągnąć stanu rozkoszy, jaką potrafiło wywołać we mnie wbicie pięści w puszysty brzuszek Tubby Tuckera. Proszę nie myśleć, że byłem jakimś szkolnym chuliganem. Rzecz w tym, że Tubby był po prostu inny. Pan Bóg zesłał Tubby’ego na ziemię w tym jednym jedynym celu, by dać innym dzieciom okazję, by komuś wlać. Dziewczyny go biły. Dzieci cztery lata młodsze od niego go biły. Brzmi to oczywiście okrutnie, no i w istocie było to czymś zdecydowanie okrutnym, sprawa polegała jednak na tym, że Tubby sobie na to wszystko zasłużył. On nigdy nie potrafił się nauczyć, że czasem trzeba milczeć. Potrafił na przykład zwrócić się do najsilniejszego chłopca w szkole: ‘Te, Buckley, a gdzieś se zrobił tą fryzurę? Nie wiedziałem, że Armia Zbawienia ma też w ofercie strzyżenie’. Lub: „Te, Simpson, czy ja przypadkiem nie widziałem twojej matki, jak czyściła kibel na dworcu? Powiedz jej, że te pety lepiej smakują, jak się je wcześniej wysuszy’.[…] Było w nim coś takiego, co w innych dzieciach budziło najgorsze instynkty. Niekiedy można było zobaczyć, jak go gdzieś na ulicy goni grupka przedszkolaków. Założę się, że nawet dziś jeszcze, obcy ludzie podchodzą do niego na ulicy, by bez żadnego powodu wbić mu w twarz hot doga. Ja bym to zrobił z miłą chęcią”.
Bardzo przepraszam, ale, ja oczywiście nie wiem, jak Ostachowicz gada, ani tym bardziej jaki on jest w kontaktach osobistych, jednak kiedy patrzę na zdjęcie, mam wrażenie, że tak dziś mniej więcej właśnie musi wyglądać Tubby Tucker. Co ciekawsze, ja mam bardzo dojmujące wrażenie, że Tubby Tucker musi być w ten czy inny sposób podobny do wielu innych polityków dzisiejszej koalicji, takich jak choćby Sławomir Nowak, Ale również – co tu akurat jest dość istotne – na przykład do większości dziennikarzy TVN-u, z Grzegorzem Miecugowem na czele. Dlaczego napisałem, że ci dziennikarze są ważni. Bo ja wcale nie uważam, że praca Igora Ostachowicza ma decydujący wpływ na to, jak my Polacy widzimy Donalda Tuska i jego rząd. Gdyby nie Ostachowicz, wszystko pewnie byłoby mniej więcej tak samo, tyle że Tusk może nie byłby aż tak wypindrzony. Natomiast jestem pewien, że gdyby nie media i to nieustanne, bardzo profesjonalnie reanimowanie tego rządu, dziś Platforma Obywatelska miałaby jakieś 5% poparcia. Tak jak PSL – wśród rodzin i sąsiadów.
I to jest oczywiście bardzo przykre, a niekiedy nawet i straszne. Natomiast chciałbym dziś zaapelować – naprawdę nie ma co panikować. To, tak czy inaczej, wciąż jest tylko banda takich Tubby Tuckerów. Na razie pod kompletną i pełną ochroną. Ale jeszcze chwila, a będzie można do każdego z nich podejść na ulicy i – oczywiście bez żadnego powodu – wbić mu w twarz hot doga. Na nic więcej nie czekam.
Dziękuję za uwagę i proszę kupować moją książkę. To co tam jest w środku w żaden sposób nie jest gorsze od tego co wyżej. A może i lepsze. No i jeśli ktoś jest w możliwościach, niech mi coś łaskawie prześle. Numer konta jest tuż obok. Będę zobowiązany. Jeszcze raz dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNasze domysły, życzenia, czy interpretacje są zbędne, ponieważ Biblia wyraźnie podaje cel Jego powtórnego przyjścia. Natomiast z powodu braku wiedzy, kiedy to nastąpi istotne jest pytanie: Czy jesteśmy gotowi na Jego przyjście?.....
Dzięki Bogu nie musimy się domyślać, jak mamy się przygotować:
"Trwajcie w Nim, abyśmy, gdy się objawi, mogli śmiało stanąć przed Nim i nie zostali zawstydzeni przy przyjściu Jego" (I Jana 2,28)
Szczęść Boże!
@Zibik
OdpowiedzUsuńAle ten tekst nie był o tym, prawda? Czy może jest tak, że ja już nie kontroluje tego, o czym piszę? A może to Tobie wszystko się kojarzy z jednym?
Owszem Twój tekst jest obszerny i wielowątkowy m.in. kolejną inspiracją, zachętą, dla uważnych czytelników, aby np: "wbijając w twarz hot doga" wybranym osobnikom przeciwstawiać się wg. Ciebie "bandzie durniów i nieudaczników".
OdpowiedzUsuńJak winien katolik i chrześcijanin przeciwstawiać się skutecznie złoczyńcom, czy wrogom już wcześniej pisałem.
Natomiast tym razem odniosłem się jedynie, do wybranego akapitu:
".....Jezus przyjdzie i to całe barachło wysadzi w powietrze."
Ponieważ pytasz więc odpowiadam - tak uważnie czytając, bądź słuchając innych mnie się wiele rzeczy i spraw "kojarzy z jednym". Czy to, co jest artykułowane szczególnie publicznie jest wiarygodne, odpowiedzialne, prawdziwe, rzetelne tzn. prawdą, faktem, a może tylko intencjonalne, subiektywne, urojone, zmyślone, czy wyrazem autora bezradności, bezsilności lub pobożnym życzeniem?....
"Poznanie prawdy czyni nas wolnymi" -JPII
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuńMały rezonans bo to i weekend i kolego ten Tubby nie zabardzo wywołuje skojarzenia.
Choć jak ja to kiedyś czytałem, to najbardziej mi jakoś, nie wiem dlaczego, pasowali Nałęcz i Wołek.
Ten sam typ wredności, mimo, że dostaje się za to po gębie.
Tolerancja takich ludzi w życiu publicznym jest wprost niesłychana.
To jest bardzo ciekawe zjawisko, że ktoś wogóle chce z nimi gadać.
Nawet bardziej ciekawe, niż ten cały Ostapowicz, czy jak tam on jest.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńNo tak. Weekend. Pomyśleć tylko, ze popularna opinia głosi, że dla wyborców PiS-u weekend to taki sam dziań, jak każdy inny. Z przerwą na kościół.