Ten blog stał się ostatnio tak bardzo się stał nadęty, że jego poważny nastrój udzielił się i mnie samemu. Doszło do tego, że kiedy wczoraj w telewizji obejrzałem występ polityka Platformy Obywatelskiej Andrzeja Halickiego i w mojej głowie pojawiła się myśl, że będę musiał napisać tekst o Halickim, w którym go najzwyczajniej w świecie wdepczę w błoto, w jednej chwili moje usta wykrzywiły się w pogardliwym grymasie i kolejna myśl – że co jak co, ale poziom trzeba trzymać i Halicki będzie musiał zwyczajnie poczekać, aż ja zostanę jego kolegą posłem i wtedy mu zwyczajnie, jak prawdziwy prostak ze wsi, dam po psyku. O tak. Właśnie tak. Podejdę do niego, dam mu po prostu w pysk, i w ten sposób rozpocznę swoją parlamentarną karierę.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że z punktu widzenia wielu osób, tego typu fizyczne przywracanie powszechnego i uniwersalnego porządku w świecie dawno wyszło z mody, i rzeczywiście ostatnie prawdziwe egzekucje można wyłącznie zobaczyć przy okazji jakichś kibolskich potyczek, czy może na góralskich weselach – choć tu akurat mam już pewne smutne wątpliwości. Jednak, mimo że sam właściwie – pomijając oczywiście czasy szkolne – nigdy nie miałem okazji, ani osobiście, ani w większej grupie, zaprowadzać owego porządku, zawsze głęboko wierzyłem, że są sytuacje, a jest ich wcale nie mało, kiedy rozwiązania ostateczne okazują się być jedynymi sensownymi.
Zanim jednak przejdę do Halickiego – a jak już się pewnie można domyślić, jednak w końcu przejdę – powiem bliżej, co mam na myśli, na przykładzie może znacznie bardziej barwnym. Otóż jakiś czas temu opowiedział mi pewien mój kolega o czymś co zostało nazwane „Człowiek-Motyl”. Konkretnie chodziło o pewnego obywatela o artystycznym usposobieniu, który, w ramach jakiegoś swojego intelektualnego projektu, uznał za stosowne przebrać się za motyla, jako ów motyl, wbić się w przechodzącą przez miasto procesję Bożego Ciała, i skutecznie przeszkadzać ludziom w modlitwie. Kiedy o nim usłyszałem, szczerze powiem, ten obraz nie wywołał we mnie większych emocji. Stało się jakoś tak, że usłyszałem tę frazę: „Człowiek-Motyl”, pomyślałem sobie, że no tak, to jest typowe, i wkrótce o sprawie zapomniałem. Niedawno jednak w jakiejś gazecie zobaczyłem zdjęcie tego dziwadła. Zdjęcie jak najbardziej w akcji, a więc była tam ta procesja, ci zdziwieni ludzie, no a wśród nich ów człowiek w damskich rajstopach z przyczepionymi skrzydełkami. I tym razem, nie będę ukrywał, mnie ruszyło.
Przede wszystkim, ja w ogóle okropnie źle znoszę – zgoda, to może być mój kompleks – ludzi, którzy wpieprzają się w nie swoje sytuacje i zaprowadzają tam swoje porządki. I to już niezależnie od polityki. Bez względu na to, czy mamy do czynienia ze Świadkami Jehowy, czy przedstawicielami jakichś alternatywnych ruchów demonstrujących swoje alternatywne obsesje, czy nawet pojedynczego wariata, wbiegającego goło na boisko podczas piłkarskiego meczu – to wszystko wywołuje we mnie daleko posunięty niesmak. Może nawet właśnie ten golas na trawie jest tu najlepszym przykładem dysonansu, o którym mówię. Ja jakoś nie umiem sobie wyobrazić, co się dzieje w głowie kogoś takiego, kto siedzi sobie w domu, wypije herbatę, wyjrzy przez okno, przejrzy gazetę, rzuci okiem w telewizor i nagle zaczyna nim kręcić obsesyjna myśl, żeby na przykład wryć się na czyjeś wesele w przebraniu niedźwiedzia, zerwać pannie młodej welon i uciec. A wszystko pod hasłem wolności ekspresji. Pomijając oczywiście całe szaleństwo tego postępku, mnie na przykład byłoby zwyczajnie wstyd. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć sytuację, gdyby to była większa grupa performerów, ale samemu?
Drugi problem, jaki mam z tego typu zachowaniami, jest już bardziej merytoryczny. Bo oto zwyczajnie nie godzi się rozbijać czegoś, co jest całkowicie niewinne i niegroźne. Jest tak dużo różnych podłości i zwykłych głupstw, przeciwko którym można protestować, natomiast nie widzę żadnego powodu, by niszczyć coś, czego jedyną przewiną jest to, że tego nie rozumiemy. Niedawno oglądałem w telewizji rozmowę z jakąś rodziną, gdzie mąż i żona siedzieli w studio boso, on wyglądał jak Jezus, ona jak Janis Joplin i opowiadali, jak to oni mieszkają gdzieś na wsi i jedzą tylko pokrzywę, a jak im dziecko zachoruje, to mu wkładają do skarpetek cytrynę. Osobiście uważam, że ci państwo mają nie po kolei w głowie, natomiast gdybym się nagle dowiedział, że jakiś performer – niech by nawet się miało okazać, że członek młodzieżówki PiS – na wieść o tym, że tam coś takiego się dzieje, przebrał się w garnitur, pojechał tam do nich na wieś rozstawił przed ich domem grilla i zaczął demonstracyjnie wpieprzać karkówkę, to ja bym go, gdybym tylko mógł, stłukł do nieprzytomności. Najchętniej batem.
A zatem wracamy do wspomnianej na początku egzekucji i wspomnianego wcześniej „Człowieka-Motyla”. Obejrzałem więc to zdjęcie, gdzie on lezie w tym absolutnie bezwstydnym przebraniu, tylko po to by niszczyć – najzwyczajniej w świecie niszczyć – i pomyślałem sobie – wiem, pamiętam, że to Twój pomysł, ale niech tak już zostanie ze względów formalnych – że jedyne co można by w tej sytuacji zrobić, tak by sprawiedliwości stało się zadość i by świat nabrał z powrotem oryginalnych barw, to wypuścić na tego mądralę parę chłopaków w dresach, z wielkimi krzyżami na łańcuchach i z białym orłem i napisem „Polska” na plecach, lub, jak ktoś jest bardziej wrażliwy, kilku starszych panów z ciupagami, i mu przykładowo wpieprzyć. Zerwać mu te skrzydełka, ściągnąć mu te rajstopy przez głowę i kopniakami go wynieść z okolicy w jakąś boczną uliczkę. Tak, by choć na chwilę normalny świat nie był dręczony jego widokiem, a on sam, żeby odebrał lekcję dobrego wychowania. Bo to jest właśnie temat tych rozważań. Dobre wychowanie.
Andrzej Halicki występował wczoraj w telewizji u Rymanowskiego i ani nie miał przypiętych skrzydełek, ani nie rozstawił tam grilla, ani nawet nie przyniósł, wzorem swojego starszego kolegi Palikota, wibratora. W ogóle wyglądał tak, jak porządny polityk powinien w telewizji wyglądać, siedział prosto i nawet ani razu nie splunął. Natomiast w jego występie było coś takiego, że żadna z tych rzeczy nie była absolutnie potrzebna do tego, by zwykły człowiek o podstawowej ludzkiej wrażliwości miał już tylko ochotę złapać go za klapy, wyciągnąć z tego studia na ulicę i wrzucić do najbliższego kontenera ze śmieciami. Nagle wyszło na to, że aby osiągnąć ten stan najbardziej bezczelnej i podłej agresji, jaki inni osiągają na przykład dopiero przez przebranie się za motyla i zakłócenie modlitwy, wystarczy być i robić miny. I tak to właśnie było z posłem Halickim. Ktoś mi od razu powie, że jeśli ja widzę posła Halickiego, który robi miny, i zaczynam się denerwować, to musi znaczyć niechybnie, że mnie się od tej polityki już pomieszało w głowie. Jednak będę się trzymał swojej oryginalnej myśli. Halicki zasługuje na lanie. I to lanie poważne. Ja bowiem nie pamiętam publicznej sytuacji, kiedy to jeden polityk, w tak pełny sposób skonfrontowany z faktami, aż tak kłamał i robił to w sposób aż tak bezwstydny. Cały program, w którym Rymanowski przepytywał Beatę Kempę i Andrzeja Halickiego a konto ostatnich wydarzeń, sprowadzał się do tego, że Halicki, odpowiadając na pytania, albo najbezczelniej w świecie kłamał, albo sam wymyślał własne kłamstwa, a kiedy czy to Kempa, czy sam Rymanowski wręcz go błagali, żeby już przestał, on robił te swoje miny, jakby chciał się zwrócić już tylko do telewidzów i powiedzieć im, że on już naprawdę z tymi ludźmi nie umie wytrzymać.
I znów, ktoś mi powie, że takie ekscesy już mogliśmy oglądać wielokrotnie, no i ja nawet byłbym w stanie się na to zgodzić, tyle, że z jakiegoś powodu tym razem to wszystko w jakiś sposób się zmultiplikowalo, tworząc obraz absolutnie nie do zniesienia. Ja mógłbym tu naprawdę przez kolejne strony opowiadać, jak poseł Halicki wymyślał kolejne kłamstwa, które następnie były mu natychmiast, czy to przez Kempę, czy przez Rymanowskiego, wytykane, a on w odpowiedzi na te uwagi kłamał znowu, a kiedy tamci znów mu tłumaczyli, że są jednak pewne granice, on wznosił oczy ku niebu i, udając jaki to on już jest bezradny wobec ludzkiej głupoty, wzdychał. Tyle że to nic nie da. Bo, przyznaję, to trzeba było widzieć. Bez obrazu, ów koncert pozostaje wyłącznie cieniem – owszem, czegoś czego mieliśmy okazję doświadczać wielokrotnie, ale jednak tylko cieniem.
Czasem wielu z nas przeżywa swego rodzaju tęsknotę za sytuacją, kiedy to taki Halicki, czy Pitera, czy jakiś inny emisariusz Platformy Obywatelskiej wyznaczony na odcinek medialny, robi to co robi, gada to co gada, a na to, ktoś z tak zwanych naszych, jednym krótkim zdaniem kładzie go na obie łopatki. I program się kończy. Ja sam u siebie zauważam ten typ emocji, że nagle przychodzi mi do głowy, że oto ja bym powiedział to, czy tamto, i prawda by wreszcie zatryumfowała. Po obejrzeniu występu Halickiego dochodzę do wniosku, że są sytuacje, kiedy słowo z pewnym typem bezczelności musi przegrać. Że jest pewien typ postaw, na które nie działa ani słowo, ani argument, ani kpina, ani wstyd. I wtedy nie pozostaje nic innego jak – przepraszam za dosadność – walić w mordę. I wtedy dopiero można liczyć na to, że wszystko się ustabilizuje i uzyska odpowiednią, oryginalną równowagę. Przychodzi Andrzej Halicki do studia i z kpiącym uśmiechem mówi, że Beata Kempa sama sobie wysłała ten email, bo przez to może dziś urządzać jedną konferencję prasową po drugiej, i robić sobie darmową kampanię. Kempa w tej sytuacji wyjaśnia, że ona w tej sprawie nie urządziła ani jednej konferencji prasowej, Rymanowski potwierdza, że konferencji prasowych nie było, na co Halicki wydyma pogardliwie usta, wznosi oczy ku niebu, jakby chciał powiedzieć „No nie! Z kim to ja muszę pracować?”, w tym momencie dostaje fangę w nos i z hukiem spada pod stolik. Czy można sobie wyobrazić coś piękniejszego? I przy tym wychowawczo bardziej skutecznego? Osobiście, w tej trudnej sytuacji, w jakiej się dziś znaleźliśmy, nic takiego nie widzę. Może ewentualnie tak zwany kop w dupę.
Dziś, w związku z moim kandydowaniem, otrzymałem do wypełnienia bardzo obszerną ankietę, w której jedno z pytań dotyczyło tego, czym się zamierzam zając w moje pracy sejmowej w pierwszej kolejności. Wciąż siedzę, gapię się w tę rubryczkę i cały czas mi chodzi po głowie jedno zdanie: „Dać w ucho Halickiemu”. No ale to chyba nie jest jeszcze ten czas, prawda? Może najpierw, podstawię mu nogę, a na bardziej zaawansowane środki przyjdzie jeszcze czas? Nie da się jednak ukryć, że czas na realną politykę nadchodzi.
To jest zaledwie jeden z pewnie już znacznie ponad tysiąca tekstów, jakie tu powstały. Jeśli komuś się on spodobał, a ma ochotę poczytać sobie więcej takich, tyle że w porządnym książkowym wydaniu, zapraszam do kupowania mojej książki. Droga do księgarni tuż obok. O jedno kliknięcie w tę śliczną okładkę. No i, jak zwykle, wciąż bez zmian, proszę o bezpośrednie wspieranie finansowe tego bloga. Numer konta podałem też tuż obok. Dziękuję.
I.
OdpowiedzUsuńO politykach Platformy powiedziano już dużo. Może i wszystko.Odniosę się dygresyjnie do pierwszej części Twojego wpisu. Otóż jakieś 2 tyg. temu, kiedy czekałem na autobus, pod wiatę przystanku skryło się kilku młodzieńców. To były takie typowe "drechy". Ogoleni na łyso, w białych skarpetach, sportowych butach, szortach, łańcuchy na szyjach, tatuaże, w rękach energydrinki... Zwrócił moją uwagę jeden z nich tym, że miał na sobie t-shirt z wizerunkiem St. Sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. "Rój" i z takim też napisem. Pierwszy raz widziałem coś takiego. Nie wiem dlaczego nosił ten t-shirt? Co wiedział o bohaterze? Czy to przypadek? Chyba nie. Spytać nie śmiałem... W każdym bądź razie zaintrygowało mnie to.
II.
Ty o Halickim. Ja oglądałem przed chwilą fragmenty wystąpienia J.V.Rostowskiego w PE w Strasburgu. Jeden bełkot. Rudy go tłumaczył na tym samym poziomie.
@Toyah
OdpowiedzUsuńTylko to jedno co napisałeś - dać Halickiemu po ryju, jest aż nadto wystarczającym powodem byś znalazł się w parlamencie.
OSIEJUK DO SEJMU !!!
ps. ciekawi mnie, czy ten gucio nie jest przypadkiem z Gdyni. Bo była tu taka jedna ciekawa rodzina na sąsiedniej ulicy.
I nie wiem dlaczego go nazywają łaziebnym.
Brrr... wstrętny typ.
Widziałem "Motyla". To taka tarasowa kamanda...
OdpowiedzUsuńA po pysku to można i bez mandatu nałożyć. Toyah, przemyśl sprawę jeszcze.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńA ja jestem dumny z tego, że akurat ta kampania jest też kampanią moją.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńChyba nie. Mam wrażenie, że z Łodzi.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńJaką sprawę mam przemyśleć?
@toyah
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że dochodzi do jakiegoś przesilenia.
To niesamowite nagromadzenie zupełnie już bezwstydnego kłamstwa na każdym możliwym poziomie powoduje, że obywatele III RP mają już dość. I nie mam tu na myśli jak zawsze chorych z nienawiści pisowców, ale przede wszystkim wyborów PO.
My, nienawistnicy i zwolennicy spiskowych teorii, wiemy przynajmniej od 6 lat, czym jest PO i jej czołowi politycy. Widzieliśmy ich łgarstwa, butę i nieudolność przez te lata, kiedy urządzali nam "seanse miłości". Dlatego z naszej strony zero zdziwień.
Natomiast zwolennicy PO przeżywają teraz bardzo ciężkie chwile, bo oni już też wiedzą, z kim mają do czynienia, ale jeszcze się strasznie bronią przed dopuszczeniem do siebie myśli, że dali się tym hochsztaplerom wodzić za nos. Dlatego wolą nie oglądać posła Halickiego, Nowaka czy zupełnie odlotowej kretynki Pitery.
Obawiam się tylko, że to przebudzenie nie jest wystarczająco silne, aby zaraz głosować na PiS, na którym się koncentrowały przez 6 lat wszystkie negatywne emocje tych ludzi. Pewnie wybiorą "trzecią drogę" albo zostaną w domu. Oby zwyciężyła druga opcja.
Jestem z Tobą Toyahu. Ja też miałbym ochotę nakopać po tyłku paru osobom, zacząłbym jednak od kilku przedstawicieli mediów. Na przykład od Wojewódzkiego, Żakowskiego, całość Czerskiej. Ponieważ dawanie po buzi paniom nie wchodzi w rachubę - ogoliłbym na łyso Olejnik, Pochanke, tę całą Kolendę i jeszcze parę.
OdpowiedzUsuńA potem przyszłaby pora na politykó.
Skończę już, bo lista byłaby bardzo długa.
Nie mogę głosować na Ciebie, ale przynajmniej trzymam za Ciebie kciuki.
@Toyah i inni.
OdpowiedzUsuńW morzu pogańskiej obyczajowości i gąszczu skutków ludzkiej głupoty - rodzą się u ludzi dobrej woli, także roztropnych, prawych i sprawiedliwych nie tylko emocje i dylematy, ale również fundamentalne pytania. Jaki rozpowszechniać i urzeczywistniać w życiu codziennym rodzaj radykalizmu?... Ewangeliczny, czy inny - mam wrażenie, że wielu z nas, także TY skłaniasz się, aby w swojej służbie parlamentarnej postępować inaczej, niż Jezus nakazuje i oczekuje. Przecież ON nie zachęca, do stosowania przemocy, lecz przede wszystkim pragnie, abyśmy wzajemnie się miłowali, oraz czynili dobro tj. małe, praktyczne i użyteczne rzeczy, na jakie nas stać i byli temu wierni. Wówczas On doda swoją część. Gdy uczniowie zrobili jedną praktyczną rzecz – zarzucili sieci (Łk 5,6), Jezus sprawił, że rezultat był zdumiewający i zachwycający. Podobny może być skutek każdego, roztropnie, odważnie, wiernie i konsekwentnie podejmowanego wysiłku ewangelizacyjnego.
Szczęść Boże!
@Marion
OdpowiedzUsuńAtmosfera jest dokładnie taka sama jak na początku kampanii 2007 roku. A więc PiS jest raczej faworytem, a zwolennicy Platformy rozpaczliwie patrzą na ten bezruch. Wtedy System rzutem na taśmę zrobił dwie rzeczy: zorganizował pamiętną akcję mobilizacyjną i namówił Kaczyńskiego na udział w debacie. Dziś powtórzenie tego jest niemożliwe. Przede wszystkim brak odpowiedniego hasła, a poza tym Kaczyński najwidoczniej debatować nie zamierza.
A więc się boją.
@Jan
OdpowiedzUsuńOczywiście podzielam Twoje emocje, jednak ja nie do końca miałem na myśli to, by wchodzić do Sejmu jako jakiś vigilantee. Chodziło mi tylko o rozszerzenie formy debaty społecznej.
@Zibik
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię bardzo, ale jak idzie o zarzucanie sieci, to ja jestem w takim nastroju, że mogę ją zarzucić jedynie na łeb Halickiemu. Po to by mu skrępować ruchy.
A więc modl się proszę za moją duszę.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNie wiem czy Halicki jest z Łodzi, ale wiem że za czasów Piskorskiego "budował" baseny na "Warszawiance" - jeden z większych przekrętów ówczesnej ekipy do dziś nierozliczony.
@toyah
OdpowiedzUsuńOwszem, sytuacja jest podobna, ale jednak wiele się przez te 4 lata zmieniło.
Po pierwsze, straszenie PiSem już tak nie działa. Ludzie sobie myślą, może i ten Ziobro z Kamińskim to byli zamordyści, ale jednak bandyci i łapówkowicze się bali, a sądy jakoś tak rzadziej wydawały kuriozalne wyroki.
Teraz wszyscy wiedzą, że w polskim sądzie sprawiedliwości się nie znajdzie, a policja i straż miejska zbyt zajęte są ściganiem kibiców i ludzi składających hołd poległemu Prezydentowi, żeby sobie zaprzątać głowę przestępcami.
Przedstawienie Sawickiej też odniosło skutek. Dzisiaj manewr taki jest nie do powtórzenia, a odgrzewanie starych kotletów zupełnie nie działa.
Po drugie, akcje mobilizacyjne już się rozkręcają, ale nagle okazało się, że nie działają na młodzież, która widzi, że po ukończeniu dwóch fakultetów, rozmaitych kursów i wolontariatów nie może znaleźć pracy, bo nie ma wujka w urzędzie ani cioci dyrektorki szkoły.
Ciekawe swoją drogą, jak się rozwinie akcja STOP JEDYNKOM, która się tak dziwnie zbiegła z wylosowaniem przez PiS listy nr 1.
@JJS
OdpowiedzUsuńJa myślałem, że myśmy się zastanawiali nad tym, gdzie dorastał Człowiek-Motyl. W sumie wszystko jedno.
@Marion
OdpowiedzUsuń"STOP JEDYNKOM, która się tak dziwnie zbiegła z wylosowaniem przez PiS listy nr 1"
Bingo!
Łapczywośc z jaką media platformiane rzuciły się na poparcie akcji wyjasnia wszystko.
Straszą tez ciągle PiSem. Tylko robią to już bardziej subtelnie, bo PiS nie daje im amunicji. Gorączkowo szukają wypowiedzi działaczy PiS, które mogłyby temu posłużyć. Jak sie nie uda czegoś wystarczjąco spektakularnego wynależć zawsze będzie można poszukac w "okolicach" np. czekać, że o. Rydzyk cos tam powie i wrzuci się to jako główny news.
Mamy też podskórne straszenie Rosją obecne od czasu katastrofy smoleńskiej.
"Kaczyńskichce wjechać czołgiem na Kreml" - to jest przekaz podawany przez słuzby tuskowe na internetowych forach.
Do tego wszystkiego dorzucił się ostatnio Vincent. Jego słowa w Parlamencie Europejskim zostały zbyte w milczeniem w Europie, ale nad Wisłą odpowiednio podpompowane przez media tuskowe. Sam premier wystąpił od razu w przygotowanym z dawna wystąpieniem, kreując się na kompetentnego, spokojnego polityka. Nad wszystkim czuwamy - wmawiają nam platformersi do społu z medialną osłonką - ale widzicie zagrożenia są, nawet wojna może być. Jak chcecie spokój i kontrolę nad sytuacją, dajcie nam kolejne cztery lata.
Taki idzie przekaz PO w ostatnich dniach - będzie się pewnie wzmagał.
Cała nadzieja w tym, że ludzie już nie kupują bieli koszuli tuskowej i jego okrągłych słowek.
To tak samo wiarygodne jak Natasza Urbańska strzelająca do ruskich z ckm w najnowszej produkcji Hoffmana, błyskająca powalającą wroga bielą zębów. Ach, te przedwojenne wybielacze i pasty do zębów :)
Pozdrawiam.
@Toyah
OdpowiedzUsuńjuż tak mam....
@kazef
OdpowiedzUsuńFakt. Pięknie to Marion wypatrzyła.
Co do Rostowskiego, myślę że jemu już nic nie pomoże. Pierwsze reakcje go tylko pogrążyły.
A słyszałeś dziś Sikorskiego w sprawie filmu?
Nie, nie słyszałem.
OdpowiedzUsuńCo powiedział?
Toyahu akurat tym razem przepraszać mnie nie masz za co, a umiejętne "zarzucanie sieci" to rutynowe czynności w przypadku rzemiosła rybaków.
OdpowiedzUsuńTwoje i innych aspiracje, aby być politykiem - i to pierwszej ligi, jaką jest Sejm, czy Senat chyba obligują, do wielu rzeczy m.in. nie ulegania "nastrojom", ani pokusom Złego Ducha, czy celowo wyznaczonym prostackim, dyspozycyjnym i usłużnym prowokatorom takim, jak ów Halicki.
W momentach dziejowych, doniosłych i brzemiennych w skutkach Narodu katolickiego trudno przecenić rolę i znaczenie wiary, nadziei - również koniecznego wsparcia modlitewnego. Jestem przekonany, że wspólna, błagalna i żarliwa modlitwa - krucjata wielu Polaków będzie wysłuchana. A Bóg Trój-jedyny sprawi, że osobisty trud i wysiłek przede wszystkim, takich ludzi, jak wytrawny polityk - mąż stanu J. Kaczyński i TY - będzie znaczący w najbliższych wyborach. A ich rezultat będzie nie tylko zdumiewający i zachwycający, lecz również w pełni satysfakcjonujący ludzi dobrej woli, prawych i sprawiedliwych.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie i zapewniam, że będę modlił się o nasze zwycięstwo i zbawienie.
Szczęść Boże!
Modlitwa umacnia ludzi, a jednocześnie osłabia ich wrogów.
OdpowiedzUsuńZibik
OdpowiedzUsuńJezus z kupcami w świątyni - czyli właśnie takimi "ludźmi, którzy wpieprzyli się w nie swoją sytuację i zaprowadzali tam swoje porządki" - nie robił "małych, praktycznych i użytecznych rzeczy". Jestem przekonany, że z Panem Motylem i Andrzejem Halickim też by tego nie robił. Są granice po przekroczeniu których faktycznie już tylko ten tzw. kop w dupę może przywrócić porządek.
@Toyah
OdpowiedzUsuńSizar ładnie to ujął - "kupców" ze świątyni można wynieść na kopach i należy.
@Sizar
OdpowiedzUsuńProszę czytać wybrane teksty w skupieniu i bardziej uważnie, a wówczas Pana ewentualne uwagi, czy odniesienia, wnioski, konkluzje będą zdecydowanie inne - nie tylko "ładne", efektowne, lecz bardziej przemyślane i roztropne. Przecież nie napisałem, że "Jezus robił (czynił) małe praktyczne i użyteczne rzeczy."
Natomiast ujmując bardzo ważną i zawsze aktualną kwestię inaczej - trwały ład i porządek w rodzinie, wspólnocie, społeczności lokalnej, czy państwie chyba nie należy przywracać w sposób barbarzyński tzn. gwałtem, przemocą, bądź siłą, lecz tak, jak nauczał i wskazywał Jezus Chrystus, oraz zaleca Kościół katolicki.
A to zło m.in. barbarzyńskie, czy irracjonalne postępowanie, co było i nadal jest dziełem Złego Ducha i ludzi opętanych, durnych, bądź cynicznych i złej woli. Obserwujemy zwykle beznamiętnie w TV, a występuje realnie w świecie, czy nawet doświadczamy osobiście - chyba nie stanowi wzór, do naśladowania, ani promowania, czy rozpowszechniania w sferze publicznej, przez katolików i chrześcijan?.....
Szczęść Boże!
@zibik
OdpowiedzUsuńBogu co boskie , cesarzowi co cesarskie
Ta scena z kupcami ciągle mnie zastanawia - przecież Jezus nie dywagował z nimi za bardzo ani nie czekał 7 czy 77 dni aż przestaną..
Jak oceniasz tę scenę? Jaki z niej morał?
@Sizar
OdpowiedzUsuńChętnie odpowiem na Twoje pytania, ale najpierw bądź uprzejmy zastanowić się i racjonalnie odnieść, do tego, co wcześniej napisałem.
@Zibik
OdpowiedzUsuńJa o nic nie pytałem.
---------------------------------
Przecież nie napisałem, że "Jezus robił (czynił) małe praktyczne i użyteczne rzeczy.
Odnosząc się do tego co napisał Toyah, o Panu Motylu, i Andrzeju Halickim napisał pan dokładnie:
"Przecież ON nie zachęca, do stosowania przemocy, lecz przede wszystkim pragnie, abyśmy wzajemnie się miłowali, oraz czynili dobro tj. małe, praktyczne i użyteczne rzeczy, na jakie nas stać i byli temu wierni.
A ja odpowiedziałem,(napiszę teraz to samo samo co chciałem wyrazić wcześniej, ale prosto, zamiast "ładnie i efektownie" mam nadzieję, że teraz dobrze się zrozumiemy) że Jezus pokazał nam na przykładzie, że czasem trzeba użyć przemocy. I, że do tej sytuacji, którą opisał Toyah pańskie słowa o miłowaniu i małych praktycznych rzeczach zupełnie nie pasują, bo takiego Pana Motyla trzeba było stamtąd po prostu wynieść - niezależnie od tego jaką miłość się do niego czuje jako do człowieka.
A co do dalszej części, to zgadzam się, że najlepiej jest postępować tak jak zalecał i wskazywał Jezus. Ale to nie wyklucza według mnie używania siły. Jak pokazuje m.in. właśnie historia z kupcami - Jezus wskazał, że czasem potrzebna jest przemoc. Powiedziałbym nawet, że są sytuacje w których jedynym dobrym wyjściem jest użycie siły. Nie można, opierając się na słowach i czynach Jezusa wykluczyć całkowicie stosowania przemocy.
A teraz jednak o coś zapytam. Jak pan wyobraża sobie przywracanie, i utrzymywanie ładu i porządku w państwie, czy społeczności bez użycia siły?