czwartek, 1 września 2011

Zawsze Polska

Gdyby ktoś sądził, że nie mam żadnych nowych przemyśleń na tematy bieżące, i od dziś będziemy się tu tylko zajmować geopolityką i historią, to jest w poważnym błędzie. Parę rzeczy związanych z przedłużającym się ponad ludzka miarę dręczeniem Polski przez tę bandę złoczyńców i złodziei jest jak najbardziej do powiedzenia. Niemniej problem Ukrainy, którym się tu ostatnio tak przejąłem, automatycznie skonfrontował nas z problemem Polski w skali jak najbardziej geopolitycznej, i wydaje mi się, że nic nie zaszkodzi, jeśli z bieżącą publicystyką poczekamy jeszcze do, powiedzmy, jutra, czy nawet weekendu. A dziś, bardzo proszę o chwilę jeszcze zwiększonej uwagi.
Jeszcze jesienią zeszłego roku poproszono mnie o przetłumaczenie kilku tekstów amerykańskiego historyka i publicysty Georga Friedmana, jakie zamieścił on w swojej książce, będącej geopolityczną relacją z wizyty po krajach tak zwanego Pogranicza, a więc Turcji, Polski, Rumunii, Ukrainie i Mołdawii. Przy jakiejś okazji, miałem okazję zacytować tu jeden krótki fragment dotyczący sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się Polska, jednak był to tylko, jak mówię, mały fragment, w żaden sposób nie demonstrujący powagi analizy Friedmana. A jest to, moim zdaniem, analiza o wyjątkowym znaczeniu. Oczywiście, najlepiej byłoby się odwołać do całości tego materiału, a więc i całości „polskiego” rozdziału, ale też w ogóle całości przemyśleń i sugestii Friedmana odnośnie całego naszego regionu, niestety i ze względu na obszerność tego materiału, jak i charakter tego miejsca, nie wchodzi to w rachubę. Kto zna język angielski, niech zajrzy sobie do źródła. Tam jest dostępna całość tego materiału. Dziś natomiast chciałem przedstawić dłuższy fragment na temat Polski. Powinno być interesująco. No i, przede wszystkim, pouczająco.

Polacy, podobnie jak pozostała Europa Środkowa, widzą Unię Europejską, jako rozwiązanie ich strategicznych problemów. Skoro Polska jest członkiem Unii Europejskiej, niemiecki kłopot może traktować jako rozwiązany. Oba kraje są dziś związane w jednej wspólnej strukturze instytucjonalnej, co eliminuje niebezpieczeństwo jakiejkolwiek konfrontacji. Polacy są również przekonani, że Rosja też już nie stanowi zagrożenia, i ponieważ jest znacznie słabsza, niż można by sądzić, ale też dlatego, że, jak to w rozmowie ze mną określił pewien urzędnik z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ani Ukraina, ani Białoruś nie są już tamtymi co kiedyś satelitami Sowieckiego Imperium. Prawdę mówiąc, zarówno o Ukrainie jak i Białorusi mówił on bardziej jako o buforach. Podobnie jak to było w przypadku niegdysiejszego zagrożenia austrowęgierskiego, które rozmyło się w melanż dwóch słabych państw, a z których ani jedno ani drugie nie jest już w stanie Polsce zagrozić.
W tym stanie rzeczy, wielu Polaków skłonnych jest twierdzić, że zagrożenia związane z życiem na Wielkiej Północnoeuropejskiej Równinie zostały ostatecznie usunięte. Z mojego punktu widzenia jednak, ten rodzaj spojrzenia wiąże się z dwoma problemami. Po pierwsze, jak już mówiłem w poprzednich esejach w tej serii, Niemcy są w trakcie przeorganizowania swojej roli jako członka Unii Europejskiej. A dzieje się tak nie dlatego, że niemieckie władze tak sobie to obmyśliły. Finansowe i polityczne elity w Niemczech są oczywiście bardzo przywiązane do idei Unii Europejskiej, co jednak nie zmienia faktu, że – podobnie jak to się dzieje po roku 2008 z wieloma innymi światowymi elitami – elity niemieckie utraciły znaczną część miejsca, gdzie mogą się skutecznie poruszać. Opinia publiczna pozostaje bardzo podejrzliwa wobec potężnych subwencji, jakie rząd przyznał i najpewniej będzie musiał jeszcze przyznawać w kolejnych latach. Jak to określiła niemiecka kanclerz Angela Merkel, jako że Niemcy nie będą przechodzić na emeryturę w wieku 67 lat, Grecy mogą to robić już wieku lat 58.
Z niemieckiego punktu widzenia – a poglądy najmniej interesujące formułowane są przez coraz słabsze elity – Unia Europejska staje się coraz bardziej pułapką dla niemieckich interesów. Dla Niemców, przedefiniowanie całej Unii Europejskiej staje się koniecznością. Jeśli będzie się od Niemiec wymagało żyrowania unijnych porażek, oczekiwać oni będą, że w zamian za to uzyskają odpowiednią kontrolę nad polityką gospodarczą reszty państw. W Europie pojawia się system dwupoziomowy, w którym klienci i właściciele nie będą już dłużej dysponowali jednakową siłą.
W chwili obecnej, Polska gospodarczo radzi sobie niezwykle dobrze. Gospodarka się rozwija, i nie ma wątpliwości, że kraj ten jest, jak na dziś, liderem spośród wszystkich byłych państw satelickich. Jednak okres, gdy z Unii Europejskiej do Polski będzie płynął strumień pomocy, nieuchronnie zbliża się do końca, a już zza rogu wychodzą problemy z systemem emerytalnym. Zdolność Polski do utrzymania swojej gospodarczej pozycji w ramach Unii Europejskiej w najbliższych latach zostanie poddana poważnemu wyzwaniu. I wtedy może się zdarzyć, że Polska zostanie przesunięta do pozycji klienta.
Nie wydaje mi się, by Polska miała coś przeciwko temu, by zostać klientem, pod warunkiem jednak, że będzie się ją dobrze traktować. Problem polega jednak na tym, że Niemcy, podobnie jak inne główne państwa Unii, ani nie dysponują odpowiednimi możliwościami, ani też nie bardzo im zależy na tym, żeby dbać o peryferia Unii w stylu, który by owym peryferiom odpowiadał. Jeśli Polsce podwinie się noga, zostanie potraktowana przy użyciu dokładnie tych samych systemów kontroli, jakie zostały nałożone na Irlandię. W trakcie naszej rozmowy, pewien przedstawiciel polskich władz stwierdził, że dla niego tego typu sytuacja nie stanowi problemu. Kiedy wspomniałem o możliwej utracie przez Polskę suwerenności, odpowiedział, że są różne rodzaje suwerenności, i że na przykład utrata suwerenności budżetowej nie koniecznie musi oznaczać ograniczenia w suwerenności narodowej.
Powiedziałem mu na to, że moim zdaniem on nie zauważa wagi problemu. Zachowanie przez państwo decyzji co do kształtu systemu podatkowego, czy dystrybucji pieniądza stanowi esencję państwowej niepodległości. Jeśli polskie państwo utraci te narzędzia, jedyne co mu pozostanie, to ewentualnie możliwość ogłaszania Ogólnopolskiego Miesiąca Kręcenia Lodów i podobnych obchodów. A wówczas inne kraje, zwłaszcza Niemcy, zajmą się za nie sprawami obronności, edukacji i całej reszty. Jeśli umieścimy budżet poza procesem demokratycznym, słowo ‘suwerenność’ straci swój sens.
W tym miejscu, tak jak to zawsze bywa, rozmowa wkroczyła na poziom intencji. Usłyszałem więc, że Niemcy przecież wcale nie mają zamiaru odbierać Polsce suwerenności, lecz jedynie zrestrukturalizować Unię Europejską na poziomie współpracy. I oczywiście całkowicie zgodziłem się z tym, że Niemcy w żaden sposób nie zasadzają się na polską niepodległość. Jednak dodałem też, że intencje nie mają tu żadnego znaczenia. Po pierwsze, kto to w ogóle może wiedzieć, co chodzi po głowie Angeli Merkel? Przecieki z WikiLeaks mogą ujawnić, co ona powiedziała jakiemuś amerykańskiemu dyplomacie, jednak to nie oznacza, że powiedziała, co myśli. Po drugie, za kilka lat to już nie Merkel będzie stała na czele niemieckiego rządu, a tego, kto przyjdzie po niej, nie wie nikt. Po trzecie, Merkel nie jest niezależnym aktorem, lecz pozostaje związana politycznymi realiami. Po czwarte wreszcie, możemy to sobie nazywać jak chcemy, ale kiedy Niemcy zmodyfikują strukturę Unii Europejskiej, władza znajdzie się w ich rękach – a to co się liczy, to właśnie władza, a nie subiektywne skłonności do tego, w jaki sposób tej władzy używać.
Inna z moich rozmów dotyczyła siły Rosji. I znów, przedstawiciele władz podkreślali dwie rzeczy. Pierwsza z nich to taka, że Rosja jest słaba, a więc nie stanowi zagrożenia. Druga natomiast, że rosyjska kontrola nad Ukrainą i Białorusią jest o wiele mniejsza, niż my to sobie wyobrażamy, a to oznacza, że żaden z tych krajów nie leży w orbicie rosyjskich zainteresowań. Co do tej koncepcji, skłonny jestem częściowo się zgodzić. Rosjanie nie mają najmniejszego zamiaru odtwarzać Imperium, czy choćby Związku Sowieckiego. Branie na siebie odpowiedzialności za te dwa kraje, nie leży w żaden sposób w ich interesie. Nie ulega jednak wątpliwości, że Rosjanom zależy na ograniczeniu możliwości prowadzenia przez oba te kraje samodzielnej polityki zagranicznej. Rosjanie mogą się zgodzić na różnego typu wewnętrzne ewolucje, natomiast nigdy nie dopuszczą do tego, by między tymi państwami i zachodem doszło do jakiegokolwiek polityczno-wojskowego sojuszu. Również też nie przestaną naciskać, by rosyjska armia i jej siły morskie miały stały dostęp do ukraińskiej i białoruskiej ziemi.
Natomiast nie mogę uznać argumentu, że Rosjanie są słabi. Przede wszystkim, cóż to znaczy siła? Rosja może i jest słaba w porównaniu do Stanów Zjednoczonych, jednak z pewnością nie jest słaba, jeśli ją postawić obok Europy, czy tym bardziej tego, co się znajduje za jej granicami. Żaden kraj nie musi być silniejszy, niż wymagają tego strategiczne potrzeby, a jeśli idzie o Rosję, to z pewnością tu akurat jest ona wystarczająco silna. To prawda, ludność Rosji dramatycznie się zmniejsza, a gospodarczo sam kraj jest w rozsypce. Tyle że jak idzie o Rosję, ona jest w gospodarczej rozsypce jeszcze od czasów napoleońskich, jeśli nie wcześniejszych. A zdolności Rosji do demonstrowania całkowitej niezależności możliwości militarnych od jej siły gospodarczej, była już historycznie wielokrotnie potwierdzana.
Podniosłem kwestię europejskiego, a szczególnie niemieckiego uzależnienia od płynącej z Rosji energii. Usłyszałem, że przecież Niemcy importują z Rosji zaledwie 30% swojej energii. Przyznaję, sądziłem, że jest to aż 45%, ale i tak 30% to potężne uzależnienie. Wystarczy zlikwidować tę część i niemiecka gospodarka jest nie do utrzymania. A świadomość tego daje Rosji potężną siłę. I jeśli nawet przyjmiemy, że Rosja potrzebuje swoich wpływów z eksportu energii, to z pewnością jest ona w stanie przetrzymać brak tych wpływów znacznie lepiej, niż Europa i Niemcy będą potrafili przetrwać brak samej już energii.
Pojawia się wreszcie kwestia współpracy niemiecko-rosyjskiej. Jak już to omawiałem wcześniej, uzależnienie Niemiec od rosyjskiej energii i rosyjskie potrzeby odnośnie niemieckiej technologii, stworzyły między oboma państwami rodzaj synergii. Coś co bardzo dobrze jest demonstrowane przez ich nieustanne dyplomatyczne konsultacje. W dodatku jeszcze, zainteresowanie Niemców przyszłością Unii Europejskiej, pozwoliło im uzyskać bardziej niezależny i bardziej ambitny kurs. Z ich punktu widzenia, Rosjanom udało się uzyskać wszystko co najważniejsze, jeśli idzie o geopolityczną odbudowę. Jeśli porównać sytuację do tego, z czym mieliśmy do czynienia 10 lat temu, trzeba przyznać, że Putinowi udało się przeprowadzić bardzo skuteczny zabieg. Dziś Rosja zainteresowana jest przede wszystkim oddzieleniem Europy od Stanów Zjednoczonych, a już zwłaszcza od Niemiec. I kiedy Niemcy rozglądają się za nowymi podstawami swojej polityki zagranicznej, Rosjanie poszukują partnerstwa w Europie.
Polscy przywódcy, z którymi miałem okazję rozmawiać, bardzo wyraźnie dali mi odczuć, że nie widzą w tym wszystkim żadnego problemu. A mi osobiście jest bardzo trudno uwierzyć, że porozumienie rosyjsko-niemieckie nie dotyczy Polski. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że ani Niemcy ani Rosja nie mają planów, by Polskę krzywdzić. Jednakowoż, jak wszyscy wiemy, słoń też nie ma zamiaru krzywdzić myszy. Tyle że tak przy okazji, wbrew intencjom, mysz zostaje skrzywdzona.
Wydaje mi się, ze prawdziwy powód owego polskiego podejścia jest taki, że Polacy nie mają wyboru. Kiedy przypomniałem pomysł Międzymorza z amerykańskim poparciem, pewien ważny urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych wskazał mi na fakt, że w ramach nowej natowskiej strategii, Niemcy na obronę Polski przeznaczają dwie dywizje, podczas gdy Amerykanie zaledwie jedną. Mówiąc to, robił wrażenie bardzo rozgoryczonego. Fakt że Amerykanie zdecydowali ostatecznie zrezygnować z zapowiadanej obrony przeciwrakietowej na terenie Polski, jak również ich nie do końca jasne stanowisko w sprawie rozlokowania w Polsce rakiet typu Patriot, traktował on jako zdradę Amerykanów wobec wcześniejszych przyrzeczeń. Dość głupio próbowałem argumentować, że jedna amerykańska brygada stanowi znacznie skuteczniejszą siłę, niż dwie współczesne niemieckie dywizje, ale ponieważ sprawa wcale nie jest taka oczywista, wręcz celowo skiksowałem. Zarzut jaki usłyszałem, to ten, że nowy plan NATO nie wskazuje na jakiekolwiek zaangażowanie Ameryki, a już z pewnością na nic wiarygodnego.
Moja faktyczna reakcja na te argumenty była nieco inna. Polska była bezradna przez całe wieki, najpierw jako ofiara okupacji, a następnie rozbiorów. Wolna i niepodległa była jedynie przez krótki okres między obiema wojnami. Skazując się na francuskie i brytyjskie gwarancje, wręcz swoją suwerenność odrzuciła. Nawet jeśli założymy, że owe gwarancje były nieuczciwe, tak czy inaczej, nie było takiej możliwości, by je honorować. Polska poddała się zbyt szybko.
Zagwarantowanie sobie niepodległości jest pierwszą i najważniejszą kwestią, która leży wyłącznie w rękach Polaków. Przede wszystkim, żaden naród nie może wyzbyć się kontroli nad podstawowymi narodowymi prerogatywami, takimi jak gospodarka, na rzecz organizacji międzynarodowych. A już zwłaszcza tych, które zdominowane są przez takie, stanowiące historyczne zagrożenie państwa, jak Niemcy.
Naturalnie, w swoich działaniach naród nie może opierać się na tym, jak odbiera niemieckie intencje. Wszystkie państwa zmieniają swoje intencje nieustannie. Weźmy przykład Niemiec z lat 1932 i 1934. Po drugie, pomysł by pocieszać się gospodarczą słabością Rosji oznacza odczytywanie historii w sposób celowo błędny.
To co jednak najważniejsze, suwerenność narodowa oparta jest głównie na zdolności narodu do samoobrony. To prawda – Polska nie jest w stanie obronić się przed traktatem podpisanym przez Niemcy i Rosję, przynajmniej nie samodzielnie. Może jednak zyskać na czasie. Pomoc może i nigdy nie nadejść, jednak jeśli w ogóle brakuje czasu, ona nie nadejdzie już z całą pewnością. Oczywiście, Polska może też uznać, że należy przystosować się do niemieckich i rosyjskich oczekiwań, licząc na to, że tym razem wszystko może potoczyć się inaczej. Może i to założenie jest wygodne. Może też i okazać się prawdziwe. Jednak nie można zapominać, że na szali leży ni mniej ni więcej tylko życie narodu.
Osobiście, sytuację widzę tak, że zarówno polskie władze, jak i sami Polacy są przekonani, że jak na dziś są bezpieczni, choć przyszłość pozostaje nieznana. Również można zauważyć pewne poczucie bezradności. Polska jest energicznie rozwijającym się europejskim krajem, pełna nowo-powstających biznesów, oraz funduszy hedgingowych. Jednak cała ta aktywność przykrywa jedynie głęboko ukryte podejrzenia Polaków, że na końcu tego wszystkiego i tak okaże się, że los narodu polskiego nie znajduje się już więcej w polskich rękach. Co będzie, to będzie, a jeśli dojdzie do najgorszego, Polacy z całą pewnością jeszcze raz wykażą się bohaterstwem. Tę wrażliwość Chopin zamienił w sztukę. Jednak, kiedy trzeba będzie wszystko podsumować, może się okazać, że przeżycie jest znacznie bardziej prozaiczne, ale też znacznie trudniejsze do osiągnięcia, niż jeszcze jedna kompozycja. Lub bardziej dokładnie, przeżycie jest dla Polski czymś o wiele cięższym niż dzieło genialnego artysty, i o wiele rzadszym.
Ale w końcu jestem tylko Amerykaninem, a tym samym kimś w znacznie mniejszym stopniu opanowanym przez tragiczną wrażliwość, niż przez realne myślenie strategiczne. Dla Polski, owa strategia jest wynikiem uznania, że nie tylko została ona uwięziona między Niemcami i Rosją, ale też że niemiecko-rosyjskie przymierze pozbawiło ją wszelkich ruchów. W tym uścisku Polska może zostać zgnieciona. Mimo to, wciąż istnieje szansa, by tego uniknąć. By to się jednak udało, Polska potrzebuje trzech rzeczy. Po pierwsze, musi opracować państwową strategię obronną, która sprawi, że ewentualny atak stanie się znacznie bardziej kosztowny, niż próba znalezienia drogi okrężnej. Oczywiście to będzie kosztowało. Ale w końcu zastanówmy się, ileż to Polacy musieli już zapłacić, żeby uniknąć nazistowskiej i sowieckiej okupacji? To co dziś wydaje się drogie, z perspektywy może się okazać niezwykle tanie.
Po drugie, Polska pozbawiona sojuszy pozbawiona jest odpowiedniego ciężaru. Jako część sojuszu rozciągającego się od Finlandii do Turcji, w ramach pamiętnego Międzymorza, Polska znalazłaby się w ramach układu o wystarczającej wadze, by moc nie zważać na taki drobiazg jak NATO. NATO stanowił sojusz na czas zimnej wojny. Ta wojna jest już dawno za nami, a owo stare przymierze wciąż trwa, jak niedożywiona zjawa, utrzymywana przez bardzo wykarmioną biurokrację.
Polsce bardzo by się przydała jakiegoś typu współpraca z Rumunią, i to niezależnie od tego, co o tym może sądzić, dajmy na to, Portugalia. Sojusz ten wymagałby polskiego przywództwa. Samo oczywiście ono się nie zrobi, jednak przede wszystkim Polska musi pokonać w sobie ową fantazję, że 18 lat Unii Europejskiej reprezentuje europejską transformację roku 2000 w kierunku czegoś na kształt Królestwa Niebieskiego. Według europejskich standardów, 18 lat to nie taki długi okres czasu, a w ostatnim czasie Europa nie ma się najlepiej. Jeśli Niemcy się pomylą w swojej grze, Unia przetrwa. A Polska? Myślenie strategiczne zawsze powinno zakładać najgorszy scenariusz, a nie naiwne układy z przywódcami, którzy dziś są, a jutro już ich nie ma.
Wreszcie, Polacy muszą utrzymać swoje dobre relacje z światowym przywództwem. Zgoda, końcówka administracji Busha i początek rządów Obamy nie mogą Polaków nastrajać optymistycznie. Jednak pozostaje faktem, że XX wiek trzykrotnie miał okazję widzieć, jak Stany Zjednoczone wystąpiły, by uchronić Europę przed niemiecko-rosyjskim sojuszem i dominacją jednej potęgi. Czy to Niemiec, Rosji, czy obu ramię w ramię. Owe wojny nie były prowadzone przez wzgląd na sentymenty. Amerykanie nie mieli Chopina. Te wojny prowadzone były z powodów geopolitycznych. Amerykanie świetnie sobie zdają sprawę z tego, że ewentualny sojusz niemiecko-rosyjski stanowi dla nich bardzo poważne zagrożenie. Dlatego też Amerykanie brali udział w I i w II Wojnie Światowej, jak też i w zimnej wojnie lat późniejszych.
Są pewne stałe kwestie, na które Stany Zjednoczone nie mogą sobie pozwolić. Na samym szczycie tej listy znajduje się dominacja Europy przez jedną potęgę. Aktualnie Ameryka jest bardzo skoncentrowana na ratowaniu Afganistanu, jednak to nie będzie trwało wiecznie. Oczywiście, Ameryka ma znacznie więcej czasu niż Polska. Ameryka ma też większą swobodę manewru. Jednak czas dla Polski też jeszcze się nie skończył. Tyle że Polacy powinni umieć go wykorzystać tak, by w odpowiednim momencie, kiedy Stany Zjednoczone już odzyskają odpowiednią perspektywę, móc się włączyć.
Unia Europejska może znów stanąć na nogi, a to co powstanie w dalszej kolejności może stanowić, tak jak to było planowane na samym początku, konfederację równoprawnych narodów. Może się okazać, że Rosjanie będą musieli się z tym pogodzić. Oczywiście, wciąż mam swoje stare wątpliwości, ale takie rozwiązanie jest możliwe. Problem jednak jest taki, że nie wiemy, co Polacy zrobią, jeśli wydarzy się najgorsze. Jestem bardzo mocno przekonany, że porażka, której można było uniknąć nie ma w sobie nic szlachetnego. Ale jestem też równie mocno przekonany, że jeśli uważnie wsłuchamy się w Poloneza, zobaczymy, że stanowi on nie tylko zaproszenie do przeżycia, ale również do wielkości.

Minęły wakacje, a wraz z nimi ten okropny stan bezczynności. Mam nadzieję, że nowy rok szkolny przyniesie Zmianę pod każdym względem. Zanim jednak zorientujemy się w kierunkach, bardzo proszę o kupowanie książki i dalsze wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Będę wdzięczny za każdy gest solidarności.


49 komentarzy:

  1. Gdybyż tylko Friedman nie powtarzał sowieckich banialuków o atakowaniu czołgów kawalerią.
    Do lektury wrócę później, jak mnie złość przejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah
    Wstrząsający tekst. Cudzoziemiec chce ratować Polskę wbrew jej władzom i tym wszystkim, którzy tym władzom ufają. Precyzyjny i jasny wykład samych oczywistości, które jednak u nas są myślozbrodnią. Za takie myślenie musiał zginąć Prezydent Kaczyński.
    Ten tekst powinien zostać rozpowszechniony w paru milionach egzemplarzy.
    Zwłaszcza że przy okazji jest to niezły donos do zadowolonych obywateli na rząd Tuska.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Rain
    To drobiazg, który nie ma nic do słuszności całego tekstu.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Rain
    Tam niestety jest więcej takich strasznie płytkich - swoją droga, nie sądzę, żeby pisanych w złych intencjach -klisz odnośnie Polaków. Nie zmienia to faktu, że całość jest cenna niezwykle. A jego zaangażowanie autentyczne.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Marylka
    Cała ta seria reportaży jest porażająca. On wręcz udowadnia, że jeśli Polska nie wróci do koncepcji Międzymorza, dojdzie tu do bardzo nowoczesnego rozbioru.

    OdpowiedzUsuń
  6. Heksagonale. Marzenie ściętej głowy...

    OdpowiedzUsuń
  7. @xe
    Oczywiście. Jeśli Polska będzie dalej w tej formie - i na tym poziomie ambicji - w jakiej jest dziś - oczywiście.
    Polityka natomiast to jest sztuka walki.
    Jeśli ktoś zaczyna walkę od słów: "marzenie ściętej głowy" - nie osiągnie nigdy nic.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli PiS jest partią międzymorza, to trzeba jej zwycięstwo popierać ze wszystkich sił.

    Sposób na zwycięstwo podaję taki:
    http://niepoprawni.pl/blog/287/kampania-powtorzonych-bledow#comment-208628

    OdpowiedzUsuń
  9. @alchymista1234
    Prezydent Lech Kaczyński starał się przynajmniej od nowa prowadzić ten projekt. Myślę, że PiS jest tej idei naturalnym spadkobiercą.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Toyah
    ja walkę zaczynam zaczynam od tego co słuszne.
    Natomiast jeżeli chodzi o poziom ambicji dziejszych Polaków to jestem najczarniejszym pesymistą. Jest milion razy gorzej niż za komuny i w stanie wojennym. W stanie wojennym byliśmy zniewoleni ale rwaliśmy się do walki - dzisiaj naród który wybrał sobie na prezydenta dwa razy Kwacha, a później po 10.IV zagłosował na byłego pełniącego obowiązki bula, a jeszcze później lud miasta stołecznego Wawy wybrał tę od krzyża na szefową .... - czy coś z tymi ludźmi można zrobić??

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah

    Mimo nieistotnych banialuk, cały tekst jest bardzo ważny.
    I dwie sprawy, które Friedman uchwycił, są niesłychanie istotne:
    - nie mamy czasu,
    - nikt obecnie w Polsce nie myśli
    strategicznie.
    No i podtekst, że jesteśmy słabi i tak na prawdę nie mamy zbyt dużego pola manewru.

    Ja to czułem pod skórą i nie skakałem z radości po wejściu do Unii.

    OdpowiedzUsuń
  12. @xe
    Skoro z Węgrami się dało zrobić, to i z - jak elegancko się wyraziłeś - "tymi ludźmi" da się zrobić tym bardziej.
    Natomiast, jeśli mogę Cie o coś prosić, to bądź trochę bardziej ostrożny ze swoją ocenianą Polaków, bo bardzo łatwo ktoś może Ciebie zacząć oceniać. Dokładnie zresztą z tych samych pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  13. @jazgdyni
    Zgadza się. Czas praktycznie nam się już skończył.

    OdpowiedzUsuń
  14. @"Autor":"Polscy przywódcy, z którymi miałem okazję rozmawiać, bardzo wyraźnie dali mi odczuć, że nie widzą w tym wszystkim żadnego problemu."

    Jemu chyba nie przychodzi do głowy myśl, że elity mogą być sprzedajne i realizują obce interesy. Przecież Polska jest rządzona przez stronnictwa "rosyjsko-pruskie" (o innych nacjach nie wspomnę;).
    Owszem, najprostsze wyjaśnienie współczesnej "polskiej" polityki, to zwalić na głupotę przywódców, ale przecież to nie są naiwniacy.

    OdpowiedzUsuń
  15. @hes
    Ja myślę, że on wie. Tylko co ma powiedzieć?
    Główna myśl jest bezcenna.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Toyah
    Cóż dodać - Friedman nie jest Polakiem a pisze jakby nim był.
    Federacja krajów Europy Centralnej i Wschodniej jedyną szansą.
    Ale najpierw trzeba pogonić ruskich i niemieckich cieciów...

    OdpowiedzUsuń
  17. @hes
    Myślę,że samym przytoczeniem ich opinii on ich kompromituje doszczętnie. Ocenę na czyją rzecz pracują, pozostawia czytelnikom. To jest znacznie poważniejsze niż epitety w rodzaju "stronnictwo rosyjsko-pruskie".

    OdpowiedzUsuń
  18. @raven59
    Zdaje się, że jego ojciec pochodzi stąd.

    OdpowiedzUsuń
  19. @Toyah
    Ciekawa jestem, czy to Twoje tłumaczenie było gdzieś opublikowane?

    OdpowiedzUsuń
  20. @Toyah
    Jeżeli jego ojciec pochodzi stąd to tym lepiej. To znaczy, że z domu wyniósł wiedzę o polskiej tolerancji i koegzystencji w kraju zróżnicowanym narodowościowo.

    OdpowiedzUsuń
  21. @All

    problem sprowadza się do tego, że mamy obecnie niewielu myślicieli, którzy byliby zdolni wyjść poza horyzont bieżących zdarzeń i pracować państwowotwórczo.
    Dodatkowo winni oni być członkami ogólnie uznanej i szanowanej elity, bo np. Rymkiewicz nie przez wszystkich jest szanowany (o elitach pisałem na NE).

    Pytanie jest właściwie jedno - jak uczynić Polskę silną i niezależną.
    Potem dopiero można myśleć o Międzymorzu.
    Słaba Polska, z którą się nikt nie liczy (a tak niestety jest), nigdy nie zbuduje silnej koalicji na tym niestabilnym geopolitycznie obszarze.

    OdpowiedzUsuń
  22. A niby dlaczego miałbym nie oceniać tego co widać gołym okiem? "Ci" ludzie przecież dokonują wyborów , które podlegają później ocenie. No chyba że już nie wolno ich oceniać to proszę podać paragraf wtedy zaprzestanę. Co do Węgier - to niestety bracia węgrzy mieli więcej testosteronu od naszych przywódców z 2005r. Węgrzy mają też świadomość , że są na krótko przy władzy więc działają szybko i chwała im za to. Tego właśnie nasi mężykowie stanu powinni się od nich nauczyć. Działać szybko i bezwzględnie. Jakbym bardzo szanował, jakim by był przykładem dla wszystkich Lech Kaczyński gdyby nie podpisywał Lizbony, był za kresowiakami, w ogóle był ojcem prawicy (a pewnie wyrok już i tak zapadł w międzyczasie). Opłaca się więc bronić słusznej sprawy bo nigdy nie wiadomo czy się powiesimy czy wpadniemy pod tira (nie wspominając już o rządowym samolocie - co przyznaję jest ewenementem na skalę światową)

    OdpowiedzUsuń
  23. @Marylka
    Chyba tylko w Internecie. Ale nawet nie bardzo wiem, gdzie.

    OdpowiedzUsuń
  24. @raven59
    W takim razie - inny fragment:
    "Ojciec mój urodził się na Ukrainie w roku 1912, w rejonie Karpat, w mieście zwanym dziś Użgorod. Kiedy się rodził, miasto było częścią Austro-Węgier, a kiedy skończył lat 10, granica została przesunięta kilka kilometrów na wschód, a więc tym samym i jego rodzina została przeniesiona kilka kilometrów na zachód. Ojciec twierdził, że jest w stanie posługiwać się siedmioma językami (węgierskim, rumuńskim, słowackim, polskim, ukraińskim, rosyjskim, oraz jidysz). Kiedy byłem dzieckiem, byłem pod wielkim wrażeniem jego wykształcenia. Dopiero po latach zorientowałem się, że owe sprawności językowe ograniczały się do takich zwrotów jak „Ile chcecie za tego marnego kurczaka?” i „Błagam, nie strzelajcie”.

    Faktem było, że on istotnie umiał być rozumiany w tego typu trywialnych sprawach w każdym z tych wszystkich języków. Spróbujmy się zastanowić, jaki był tego powód: Dziś Użgorod znajduje się na granicy ze Słowacją, mniej więcej 50 kilometrów od Polski, 25 kilometrów od Węgier i 80 kilometrów od Rumunii. Kiedy ojciec dorastał, granice przesuwały się nieustannie, a więc znajomość języków była czymś, co się z pewnością liczyło. Człowiek nigdy nie miał pewności, obywatelem jakiego kraju będzie jutro, i karabiny którego z nich będą w niego wymierzone.

    Ojciec mieszkał na pograniczu, aż w roku 1941 przyszli Niemcy i skutecznie wyczyścili wszystko co było przed nimi, a później jeszcze do czasu, gdy w roku 1944 wrócili Sowieci i wszystko co było przed nimi wyczyścili równie skutecznie. Był on jednym z dziesiątek milionów ludzi, którzy żyli i umierali na granicy, a prawdopodobnie nigdzie indziej na świecie życie na granicy nie przynosiło tyle cierpień niż na Ukrainie. Uwięziona między Stalinem a Hitlerem, między zaplanowanym głodem, a bezprzykładną rzezią, wydostała się z tego nieszczęścia, wpadając natychmiast w nędzę post-stalinowskiego komunizmu. Dla żadnego europejskiego kraju, XX wiek nie był źródłem tylu cierpień, co dla Ukrainy. Między rokiem 1914 a rokiem 1945 Ukraina sięgnęła tak blisko piekła, jak tylko można to sobie wyobrazić".

    OdpowiedzUsuń
  25. @jazgdyni
    Oczywiście! Jeśli Polska będzie taka, jak jest dziś - w ogóle nie ma o czym gadać. Ja, na przykład, słyszałem, że Onet jest (lub ma być) wykupiony przez jakiegoś Ukraińca. Mnie to oczywiście - skoro idzie o Onet - nie przeszkadza, ale to jest oczywiście sytuacja bardzo znamienna.

    OdpowiedzUsuń
  26. @xe
    Ależ oceniaj sobie. Tyle tylko, że, skoro mamy przyjąć proponowaną przez Ciebie perspektywę, a więc oceniać nas Polaków w taki sposób, jak Ty to robisz, musisz się liczyć z tym, że ktoś Ci powie, że Polska jest dziś w takiej nędzy, w jakiej jest, również przez takich Polaków jak Ty.
    Swoją drogą, bardzo znamienne jest to co w swoich ostatnich komentarzach nieśmiało wrzucasz na temat Lecha Kaczyńskiego. Zastanawiam się, czy nie lepiej by było, gdybyś w ogóle zaczął od niego, a nie od tych mitycznych Ukraińców. Przynajmniej wiedzielibyśmy, kto, co i jak.

    OdpowiedzUsuń
  27. Co do oceny, że jest beznadziejnie przez takich jak ja - to oczywista oczywistość- codziennie o tym trąbią w mediach. Co się zaś tyczy LK , rozumiem, że nie wolno nic złego mówić? ok. SAMO DOBRO I SZCZĘŚCIE.

    OdpowiedzUsuń
  28. Pozwolę sobie na osobistą dygresję: sprawy geopolityki zawsze interesowały mnie o wiele bardziej niż krajowy grajdołek polityczny. Tym ostatnim - choć raczej mnie to męczy - zajmuję się z konieczności po 2005, by łatwiej polemizować z zadekretowaną przez PO nienawiścią do PiS.

    Przywołany tu Friedman jest świetny, bo z chłodną logiką przedstawia fakty, które Polacy i tak przeczuwają, ale na które konsekwentnie zamykają oczy. A skutki tego zamykania oczu mogą być - jak zwykle - tragiczne dla narodu. Bardzo zgrabnie Friedman opisuje stanowisko polskich polityków - czy jest ono wynikiem chowania głowy w piasek, głupoty, czy też zdrady - każdy może sobie sam dopowiedzieć.

    Kluczem tego artykułu jest czas. Czas, którego nie mamy. W wielkiej grze geopolitycznej słabszym graczom trafia się "window of chance" - korzystny układ sił i opcji, który zachowuje ważność przez bardzo krótki czas. Kraje suwerenne - w tym Rosja Putina - wykorzystują swoje "okna możliwości" w stopniu maksymalnym. Kraje takie jak Polska Tuska - marnują wszystko, co można zmarnować. Naszym "window of chance" było przyklepanie układów o współpracy wojskowej z USA (MD, czyli tzw. tarcza) przed końcem kadencji Busha. Jego administracja była gotowa zabezpieczyć Polskę poprzez wejście w taką fazę projektu, z której Obama praktycznie nie mógłby się już wycofać. Przypomnijmy aroganckie wobec USA i niezrozumiałe manewry Tuska, by sprawę opóźnić, do czasu zmiany administracji. No i oczywiście posłuszny chór w mediach, który pouczał, jaki to zły pomysł, by "drażnić niedźwiedzia" tarczą. Smutnym faktem jest, że tę szansę na suwerenność odrzucił nie tylko Tusk (to tylko narzędzie-marionetka), ale Polacy, którzy go wybrali, bo dali się ogłupić przemysłem nienawiści, kupić bajeczkami o cudach gospodarczych, którymi ich obficie nakarmiono. Przypomnijmy wreszcie datę, gdy urzędnik Obamy zadzwonił do Tuska, który się wtedy zwyczajnie schował i nie podjął rozmowy, w której powiadomiono nas o tym, że drocząc się z USA, zawaliliśmy sprawę - ta data do 17 września 2009 roku (70 lat po innym 17 września).

    Łatwo zapomnieć, że śp. Lech Kaczyński był motorem tego porozumienia z USA. W momencie (spóźnionego) podpisania układu powiedział nawet coś takiego, że wszystkie upokorzenia i nienawiść, które spadły na niego za jego działalność polityczną były warte tej jednej sprawy. Lech Kaczyński był wizjonerem. Umiał dostrzec kluczowe szanse i nadać sensowny kierunek polskiej grze geopolitycznej. Stworzyć hierarchię celów - które są pierwszorzędne, które drugorzędne, które mają znaczenie rzeczywiste, a które tylko PR-owe. Krytykowanie go z wąziutkiej perspektywy jednej tylko czy drugiej sprawy jest IMHO małostkowe lub wręcz nieszczere (w zamierzeniu ukrywa niechęć do Lecha Kaczyńskiego, której dana osoba z jakichś powodów nie chce wyrazić wprost).

    Naród polski przetrwa perspektywicznie, gdy znowu zaufa właśnie takim wizjonerom, jakim był Lech Kaczyński, i przestanie wierzyć w zapewnienia o rzekomo pragmatycznej, "zdroworozsądkowej" polityce Tuska.

    OdpowiedzUsuń
  29. @filozof grecki
    -nie wiem czy fragment dotyczący:"Krytykowanie go z wąziutkiej perspektywy jednej tylko czy drugiej sprawy jest IMHO małostkowe lub wręcz nieszczere" - tyczy się akurat mnie , w każdym bądź razie podpisanie traktatu lizbońskiego nie było "wąziutką sprawą". I znowu imputowanie : "dana osoba z jakichś powodów nie chce wyrazić wprost" - że jak ktoś ma to za złe LK to jest trollem albo agentem, czym kim tam. Otóż ja jestem dumny z tego że wreszcie mieliśmy normalnego prezydenta, po zdrajcy, kapusiu-agencie, i prymitywnym pijaku. Ale jeżeli ktoś popełnia błędy to uczmy się z nich a nie obrażajmy się.

    OdpowiedzUsuń
  30. @xe
    Pisałem raczej o szerszym zjawisku krytyki LK z pozycji zbliżonych do JKM. I w tym zjawisku konkretne motywy są zróżnicowane (ale tak - zdarza się, że chodzi o prywatną niechęć do PiS czy Kaczyńskich i jakieś jej racjonalizowanie). Generalnie postawa ta jest jednak na rękę stronnictwu pro-PO. Już to daje do myślenia. Takie piłowanie własnej prawicowej gałęzi z pozycji "supersłusznej" prawicy. Tusk może się tylko cieszyć i podsycać to. Zresztą to widać. PO jest obłąkańczo proeurpejska, w sprawie Lisbony doszło do zupełnie szaleńczego ataku PO na LK, a teraz z uśmieszkiem kwitują - przecież to LK podpisał, więc o co wam chodzi? Bardzo sprytnie. Patrząc na sprawy z perspektywy 2008 roku trudno określić, czy LK miał w ogóle szansę oprzeć się naciskowi - rozważano nawet impeachment. LK zrobił wszystko, by Polskę zabezpieczyć prawnie mimo przyjęcia Lisbony i zajął się kluczową sprawą relacji Polska-USA. To były działania wizjonerskie, o czym pisałem wcześniej. Przypisywanie LK błędów przy braku nawet próby zrozumienia skomplikowanej sytuacji jest rodzajem pychy. Chciałbym zobaczyć jak ci domorośli krytycy radzą sobie z prezydenturą w tak trudnej sytuacji, w jakiej był od początku LK, a po 2007 w szczególności.

    OdpowiedzUsuń
  31. @filozof grecki
    Tym razem ja nie mam nic do dodania.

    OdpowiedzUsuń
  32. @xe
    Dumny? Szczególna ta duma, która wyraża się między innymi takim oto zdaniem: "Jakbym bardzo szanował, jakim by był przykładem dla wszystkich Lech Kaczyński, gdyby nie podpisywał Lizbony, był za kresowiakami, w ogóle był ojcem prawicy".
    A może Ty jesteś z niego dumny, bo był wykształcony, nie chlał i umiał pisać bez błędów? To ja przepraszam bardzo, ale mogę Ci takich zaraz przyprowadzić dziesięciu. Jest szansa, że któryś z nich będzie nawet "za kresowiakami".

    OdpowiedzUsuń
  33. napisałem posta ale mi się jakoś - nie wiem, skasował?
    @filozof grecki
    LK miał nie podpisywać i tyle. Tego wymagał interes Polski.
    @toyah
    oczywiście i co w tym złego. Przyprowadź tylko dwóch i niech jeden z nich zostanie prezydentem.

    OdpowiedzUsuń
  34. @xe
    "LK miał nie podpisywać i tyle. Tego wymagał interes Polski."
    W takim razie różnimy się w ocenie LK. Myślę, że uproszczone i pozbawione kontekstu widzenie spraw o bardzo złożonej materii może prowadzić do niesprawiedliwych ocen, a także ułatwia wprowadzanie demagogii typu "miał nie podpisywać i tyle". Ale oczywiście każdy może mieć swoje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  36. ok. niech więc każdy pozostanie przy swoim zdaniu : ty przy tym słusznym a ja przy demagogicznym i pozbawionym kontekstu. dobra i psu mucha

    OdpowiedzUsuń
  37. Wywiązała się dyskusja nad słusznością podpisania Traktatu. Może w takim razie dyskutujący lub właściciel bloga przedstawiliby precyzyjniej swoje racje. Pozwoliłoby to może na pełniejszą ocenę postaci Prezydenta. Z jednej strony czytam, że "miał nie podpisywać i tyle" a z drugiej, że "uproszczenie" i "kontekst". A nad tym wszystkim "racja stanu". A zatem...

    OdpowiedzUsuń
  38. @ zawiślak
    Tak w skrócie bo za chwilkę muszę kończyć:
    1.To jest dokument pozbawiający Polskę niepodległości.Poza tym to jest straszny gniot, bardzo trudny do przeczytania a co dopiero do zrozumienia. Dla Polski oczywiście najważniejsze jest zrzeczenie się niepodległości.

    OdpowiedzUsuń
  39. @zawiślak
    Problem polskiej prawicy polega na tym, że ona nie jest w stanie ustalić wspólnych priorytetów. Efekt jest taki, że wszyscy między sobą przeciągają sztandary albo to z napisem 'chrońmy życie poczętych', albo 'Jezus Chrystus Królem Polski', albo 'Jaruzelski na drzewo', albo 'Nicea to śmierć', czy wreszcie 'Pamiętamy o Wołyniu'. A za nimi jeszcze czekają dziesiątki innych. Do wyboru. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wśród nich brakuje jednego: 'Musimy zwyciężyć'. Bo to nagle okazuje się najmniej ważne.

    OdpowiedzUsuń
  40. @Toyah
    Pewnie będę tu gasił światło, ale i tak się odniosę. Zważ, Szanowny Autorze, że ja prosiłem o racje dot. konkretnego problemu, tj. Traktatu i jego konsekwencji a nie jak w odpowiedzi piszesz problemu polskiej prawicy, której możliwe, że Traktat jest problemem. Dalej nie rozumiem w jaki sposób zagrożona jest racja stanu a jeśli tak, to dlaczego Prezydent ów akt podpisał? I czy zrobił to w pełni świadomie, tzn. wiedząc o konsekwencjach jakie za tym idą czy też ich nie przewidział, bądź umowę podpisać MUSIAŁ. Wpływ TL na Polskę pozwoli mi na głębsze zorientowanie się gdzie żyję jak i pełniejszą ocenę Prezydenta.
    @xe
    Wybacz, ale problem przedstawiłeś hasłowo. Słyszałem to przed i po wejściu Traktatu w życie. Masz rację co do ustawodastwa unijnego. Jeżeli jednak autorzy dokumentu potrafią(jak sądzę)ustalić korzyści dla nich płynące z podpisania przez Polskę TL, to i krytycy tej czynności potrafią wskazać zagrożenia dla RP.

    OdpowiedzUsuń
  41. @zawiślak
    A Ty zważ, że ja słowem nie wspominałem o Traktacie Lizbońskim. Ani tu, ani wcześniej. Dlatego nie rozumiem, dlaczego uznałeś za konieczne nagle mnie przepytywać z tego tematu.

    OdpowiedzUsuń
  42. Może i nie napisałeś, ale podpisanie tego dokumentu było przyczynkiem do krytyki Prezydenta przez jednego z forumowiczów, na co już zareagowałeś. Ponieważ dyskusja potoczyła się w tym kierunku, poprosiłem o wyjaśnienie racji stron-nazwijmy to -sporu. Muszę przyznać, że zdarzyło mi się słyszeć już wcześniej krytyczną ocenę Prezydenta przez pryzmat tego zdarzenia, i to z ust ludzi, którzy deklarowali się (i tu im wierzę) jako wyborcy Lecha Kaczyńskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości. Jak dla mnie sprawa konsekwencji podpisania TL jest niejasna- ergo rola Prezydenta. Uznałem zatem, że może to dobry moment, by wiedzę poszerzyć i rozprawić się z mitami. Choćby za pomocą Twoją i tego forum. Naprawdę polecam na niedaleką przyszłość podjęcie tematu.
    P.S. Dalej jednak nie rozumiem dlaczego w odpowiedzi(jak sądzę) na mojego posta piszesz o problemie polskiej prawicy??? Ślę pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  43. @zawiślak
    TL jest dla mnie konstytucją nowego państwa - UE. Wiem, że to wiesz-to jest banał.Ale takie są fakty. Żadnej innej tajemnej wiedzy odemnie nie usłyszysz. Nasz Prezydent, nasz rząd podpisywali różne bzdety w wyniku których straciliśmy niepodległość. Prezydent jako "ostatni który gasi światło" wcale nie musiał tego hańbiącego aktu podpisywać. No i cóż z tego , że zrobiłby to za niego ktoś inny?? Oczywiście , że są ludzie którzy uważają, że żadna niepodległość nie jest nam potrzebna. Albo co gorsza- że wciąż jesteśmy niepodlegli. Takich dni dożyliśmy...
    @toyah
    kiedy piszesz o dziesiątkach sztandarów ("przeciągają sztandary albo to z napisem 'chrońmy życie poczętych', albo 'Jezus Chrystus Królem Polski', albo 'Jaruzelski na drzewo', albo 'Nicea to śmierć', czy wreszcie 'Pamiętamy o Wołyniu'. A za nimi jeszcze czekają dziesiątki innych. Do wyboru") - mam wrażenie , że kpisz umieszczając obok siebie Niceę i nienarodzonych czy też Jaruzelskiego i pomordowanych na Wołyniu. Dziwaczne i przykre. Po prostu nie rozumiem. Chcecie ("'Musimy zwyciężyć'") zwyciężyć za wszelką cenę - a potem się zobaczy??

    OdpowiedzUsuń
  44. @zawiślak
    Dlatego piszę o problemie polskiej prawicy, bo uważam, ze nasz kłopot nie polega na tym, że Lech Kaczyński podpisał Traktat Lizboński i nie nakładł po pysku Juszczence, ale na tym, że polska prawica miała do niego nieustanne pretensje. Czy to za Traktat, czy to za aborcję, czy to wreszcie za Wołyń.
    A jeśli idzie o Traktat Lizboński - skoro już tak Ci zależy - on mnie interesuje w minimalnym stopniu. Ani jednym słowem w mojej wymianie z xe nie dałem powodu, by myśleć, że jest inaczej. A więc proszę Cię, nie insynuuj, że jak idzie o Traktat Lizboński i rolę Lecha Kaczyńskiego w jego podpisaniu, jestem jakąkolwiek stroną jakiegokolwiek sporu. Chcesz coś na ten temat wiedzieć - rozmawiaj z xe. To jest jego, a nie moja obsesja.

    OdpowiedzUsuń
  45. @xe
    Wiem, że nie rozumiesz. Nie musisz mnie o tym zapewniać.

    OdpowiedzUsuń
  46. @toyah
    Choć piszesz do zawiślaka - to się jednak wtrącę na chwilkę: czy uważasz, że polska prawica miała nieuzasadnione pretensje do LK za "Traktat, czy to za aborcję, czy to wreszcie za Wołyń" ? Nie mam obesji na punkcie traktatu tylko zauważam , że to najważniejszy dokument dotyczący naszego państwa na wiele lat do przodu. Trudno jest więc się do tego nieustosunkować jak się dyskutuje o polityce.

    OdpowiedzUsuń
  47. @xe
    Lech Kaczyński został zamordowany, mimo tego, ze podpisał Traktat i mimo tego, że znaczna część polskiej prawicy miała do niego szereg innych pretensji.
    A zatem sytuacja jest taka, że podczas gdy myśmy się zastanawiali, czy on jest wystarczająco nasz, oni wzięli i go zamordowali.
    Jeśli to nie budzi w Tobie odpowiednich refleksji, ja jestem bezradny.

    OdpowiedzUsuń
  48. @toyah
    Właśnie o tym mówię!! O tym, że bez względu na to jak rachujemy, spekulujemy ONI i tak nas będą chcieli zgnoić albo zabić. I naprawdę nie ma sensu dzielić włosa na czworo i zastanawiać "jak by ich nie urazić". Wszelkie g...niane kompromisy, pójścia na rękę - zawsze kończą się tym samym. Oni biorą wszystko. To jest ich knajacka, doliniarska, błatniacka natura. Jedyny sposób to artykułoawnie swoich poglądów,i twarde egzekwowanie tego co się należy. Wracam więc do tego co napisałem wyżej: LK był do odstrzału i podpisanie (bądź nie podpisanie) TL nic tu nie zmieniło. Zatem, popatrz o ile byłby większy, żaden z platfusów et consortes nie szydziłby dzisiaj "że podpisał"...

    OdpowiedzUsuń
  49. @xe
    Cieszę się, że jakoś sobie radzisz.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...