Wiadomość o upadku ojca Zięby powinna mnie właściwie ucieszyć, a przynajmniej połaskotać odrobiną satysfakcji. Ów nieszczęśnik bowiem dręczy mnie niczym kolec w bucie od lat, a więc od czasu kiedy zrzucił szaty zakonne i zaczął się lansować w tych marynarkach i sweterkach, a wiadomości jakie na jego temat do mnie spływały, nie pozostawiały wiele miejsca na domysły. Oczywiście było mi przy tym przykro, bo to zawsze jest przykre widzieć, jak życie wykańcza człowieka, który kiedyś – choćby przez drobny moment swojego życia – miał szansę na to, by pokazać, że jest człowiekiem. I pokazał, by już chwilę później pozostawić wszystkich w poczuciu złudzenia. Oglądałem przez cale lata ojca Ziębę, słuchałem jego mowy i czułem dokładnie to, co czuje wielu z nas, gdy widzi zjawisko, nad którym nie potrafi ani intelektualnie ani emocjonalnie zapanować. Dziś, kiedy wszystko się skończyło, kiedy już oficjalnie wiemy, że ojciec Zięba jest pijącym alkoholikiem i wszystkim tym, co z tego jego skrywanego alkoholizmu musiało wyniknąć, nie czuję ani satysfakcji, ani współczucia, ani żalu. To wszystko już było. Dziś jest tylko czas na zimne refleksje.
Parę już razy, przy okazji tekstów, które tu powstają, zastanawialiśmy się nad tą niezbadaną tajemnicą zachowań ludzi, na temat których – wydawało nam się – mamy pewną wiedzę, a która to wiedza nagle ni stąd ni z owąd leżała w ruinach. Wydaje mi się, że gdyby ten dręczący nas dylemat i tę rozterkę streścić w jednym zdaniu, to zawsze byśmy mogli wrócić do kwestii, którą kiedyś poruszył mój śp. Ojciec, człowiek ani szczególnie intelektualnie ambitny, ani tym bardziej wykształcony, gdy któregoś czarnego peerelowskiego wieczora, patrząc w telewizor, spytał mnie „Powiedz mi, czy on wie, że on kłamie?” Bo tak naprawdę, to wszystko zawsze sprowadza się do tego samego zmartwienia, które dręczy ludzi dobrych i mądrych. Czy oni wiedzą? Obserwowaliśmy więc przez tyle lat ojca Ziębę, i przeżywaliśmy stale powracające pytanie – choćby nie wiadomo jak różnie formułowane – tworzyło wciąż tę sam problem. Czy on wie? Ale przecież to nie tylko chodziło o Ziębę. On tak naprawdę w tym całym nieszczęsnym Systemie funkcjonował wyłącznie jako pewien dodatek, ozdoba, pewna wymówka. Krótko mówiąc, Zięba był zawsze nikim. I to jest właściwie straszne. Ktoś kto miał wszelkie powody, żeby być Kimś, stał się nikim. Aż boję się pomyśleć, jak musiały wyglądać na przykład telefony jakie on otrzymywał z zamówieniami na kolejny set.
Tak naprawdę jednak nigdy nie chodziło o Ziębę, a tym bardziej już dziś nie chodzi o niego – człowieka skończonego, wystawionego na oczy ciekawskiego tłumu, ż tym jego pijaństwem i z tymi zdefraudowanymi pieniędzmi – lecz o całą masę innych, dziś jeszcze w jak najlepszym nastroju, z jak najlepszą prezencją, i o jak najznakomitszej pozycji osob, którzy póki co z ojcem Ziębą mają tylko tyle wspólnego, że zdumione oczy dobrych ludzi gapią się na ich – tak jak jeszcze niedawno na jego – zachowania, i zadają sobie to stare pytanie: Czy on wie? Mógłbym tu oczywiście zacząć wymieniać nazwiska tych wszystkich dziwnych, tajemniczych, wręcz magicznych osób, którzy pojawiali się w tym miejscu wielokrotnie, i zawsze w tym samym kontekście. Mógłbym to zrobić, ale po co? To właśnie szczególny charakter zjawiska, jakie oni symbolizują, sprawia, że każdy z czytających te słowa świetnie wie, o kim mówię. Dopiero co, w sposób jak najbardziej naturalny, zniknął z publicznej przestrzeni problem Krzysztofa Piesiewicza. Pamiętamy dobrze, jak przez jakiś czas po tym co mu się przydarzyło, część komentatorów próbowała zgadywać, na ile jego przypadek jest przypadkiem jednostkowym, a na ile manifestacją pewnej tendencji. Bardzo często dominujący głos informował nas, że on jest zaledwie jednym z wielu. No ale, jak mówię, wszystko stopniowo umilkło.
Alkohol i kobiety. A więc nałogi i uzależnienia. Pragnienie posiadania. I zwykła ludzka słabość. Też tu już nie raz o tym rozmawialiśmy. Nie ma większej i bardziej niszczącej siły jak pieniądze, seks i nałóg. Nie ma też łatwiejszej drogi by dojść do serca człowieka – każdego człowieka – niż tą własnie drogą. Trzeba tylko mieć dobry powód i minimalne umiejętności. Tak było zawsze i jeśli ktoś się tu dziwi, lub oburza, to lepiej niech chwilę pomyśli. Jestem pewien, że jeśli idzie o seks, pieniądze i alkohol, wszystkie drogi są już skutecznie wydeptane. Wszędzie tam gdzie można było coś na tym polu zdziałać, zostało już to wszystko do końca przetestowane. Pozostaje jeszcze to, co spotkało Krzysztofa Piesiewicza, a nie ma najmniejszego powodu, żeby myśleć, że to tylko on, nieborak, tak się fatalnie tu zaplątał. Mam na myśli kokainę.
Ja bym się dziś ani trochę nie zdziwił, gdyby miało się okazać, że w świecie który nas tak intryguje, i który wciąż nas stawia przed tak poważnymi wyzwaniami, kokaina stanowiła bardzo istotny element tego wystroju. No bo czemu nie? Proszę mi powiedzieć, czemu nie? Jeśli zgodziliśmy się na pieniądze, jeśli przyjęliśmy eleganckie, pierwszej klasy prostytutki, jeśli – jak się nagle w tak okrutny sposób okazało – alkohol uzależnia, to jakie są powody, żeby nie pójść o krok dalej? Zwłaszcza gdy, jak wiemy, życie jest ciężkie, pełne wyzwań, czasu mało, a człowiek już też nie ten co kiedyś.
Pamiętam jak przed kilku laty pracowałem w liceum tak zwanym społecznym – a więc płatnym. Nie chcę powiedzieć, że los mój kazał mi codziennie zdejmować sobie z głowy kosz. Nic podobnego. Wręcz przeciwnie. Moi uczniowie byli oczywiście bardzo niechętni do nauki, nie za bardzo też do tej nauki zdolni, ale jakoś sobie radziliśmy. Powiem więcej. Przychodziły dni, czy to przy okazji szkolnych wycieczek, czy jakichś szkolnych imprez, kiedy mogliśmy sobie nawet zupełnie po ludzku pogadać. Były jednak też jeszcze chwile, kiedy kontakt nie istniał. I to nie tylko na poziomie fizycznym, ale zwyczajnie na poziomie intelektualnym. Niektórzy z nich, od czasu do czasu osiągali stan, którego ja oczywiście nie rozumiałem, który mnie pozostawiał w stanie maksymalnego zdziwienia, a który sprowadzał się do tego, że oni zachowywali się po prostu dziwnie. Oczywiście, wielu z nich piło – tak jak to według doniesień badaczy robi większość szkolnej młodzieży – wielu było uzależnionych od innych sportów, ale – jak się okazało – byli tam też i tacy, którzy zwyczajnie ćpali. I oni potrafili być naprawdę dziwni. Nie będę tu wchodził w szczegóły. Proszę sobie wyobrazić człowieka, który permanentnie zachowuje się dziwnie.
Proszę mnie dobrze zrozumieć. To nie było tak, że oni wszyscy przysypiali na lekcjach, albo wygadywali jakieś głupstwa. Nie było tak, że zrywali się z miejsca i biegali bez sensu po klasie. Oni na ogół siedzieli na miejscu, uśmiechali się uprzejmie, tyle że na przykład, każdy miał obok siebie rolkę papieru toaletowego zwiniętą ze szkolnej ubikacji. No i że zachowywali się inaczej. Trochę. Zawsze. I że przychodziły chwile, kiedy oni robili wrażenie, jak by byli w stanie zrobić wszystko.
Przypominają mi się dziś ci moi uczniowie, kiedy myślę o ojcu Ziębie i o innych ważnych uczestnikach naszego życia publicznego. Ale też przypomina mi się Ozzy Osbourne, który jest tu niemal stałym gościem. Pamiętam, jak w jakimś wywiadzie opowiadał on, że w czasach jeszcze wczesnego Black Sabbath przy nich zawsze był człowiek z walizką wypełnioną białym proszkiem. A jeśli z jakiegoś powodu go nie było, wystarczyło zadzwonić i już był. Mówi Ozzy, że on dziś nawet nie wie, czy to rzeczywiście było to co wszyscy myślimy. Może to był tylko sproszkowany cukier, albo cholera wie co. Ale to nie miało znaczenia. Czasy były bowiem takie, że to właściwie mogło być wszystko. Byleby było. A więc – jak może się domyśleć każdy nawet mało skupiony czytelnik – rynek tworzy klienta i to nie od dziś, ale zawsze i wszędzie. Różnica polega na tym tylko, że i rynek różny i klient nie zawsze ten sam.
Do czego zmierzam? Otóż z każdym nowym dniem, kiedy na moich oczach pojawiają się i znikają postaci, których zachowania i słów nie rozumiem z punktu widzenia czysto ludzkiego, którzy wszystko co robią – każdym swoim gestem i każdym niemal oddechem – udowadniają, że przekroczyli już dawno granicę za którą jeśli wciąż jest człowiek, to z pewnością nie ten, którego znałem całe swoje życie, to zjawisko musi mieć inne przyczyny niż te, że ja jestem naiwny, a ludzie różni. A przyczyna – całkiem to możliwe – to mówiąc prostym językiem, baby, wóda i coś pod nosek. A więc oczywiście i pieniądze, ale z całą pewnością nie przede wszystkim. Całe masy dobrych ludzi, przez kolejne lata obserwowały stopniowy upadek ojca Zięby i zastanawiały się, czy to z nim coś nie tak, czy może to my powinniśmy się przestać zadręczać? I oto nagle okazuje się, że Zięba najzwyczajniej na świecie chleje. Że kiedy on jeszcze parę lat temu stał naprzeciwko nas, i z jednej strony mając Kwaśniewskiego, a z drugiej Wałęsę, zwyczajnie sprawiał nam ból, to on już wtedy prawdopodobnie był między jednym a drugich chlupnięciem. I co grosza, obaj jego kumple świetnie to wiedzieli. I oczywiście nie tylko oni. Bardzo nie tylko.
Obawiam się – i te moje obawy graniczą z pewnością – że w takich krajach jak nasza dzisiejsza Polska, na pewnym poziomie działalności publicznej, pokusy muszą być tak wielkie, że oprzeć się im może tylko ktoś, dla kogo kwestie moralne są znacznie wyższe niż wymagają standardy. Jestem niemal pewien, że w pewnych obszarach naszego życia publicznego, przychodzi ten moment, że albo się powie „nie”, albo się w jednej chwili leży. I że jeśli ktoś ma na tyle mocny charakter, że się tego „nie” wręcz obsesyjnie czepi , przetrwa. Jeśli nie – już jest po nim. Jestem wreszcie zupełnie pewien, że wokół nas jest mnóstwo ludzi, dla których sensem zawodowej działalności, sensem życia i gwarancją życiowego powodzenia jest to, żeby pewni ludzie tych obsesji nie mieli. I że zrobią wszystko, żeby tę ich niepewność skutecznie wykorzystać. I jeśli ktoś kocha swoją żonę i dzieci, a wódki nie lubi, albo nie lubi kaca, albo uważa, że chlanie to obciach, zawsze można mu dać coś innego. Coś co mu się z pewnością spodoba. Coś dyskretnego, a co najciekawsze czystego. I będzie git.
Kiedy zaczął pić ojciec Zięba? Dlaczego pić w ogóle zaczął? Kto mu stawiał pierwsze drinki i po co? Kiedy przestano mu lać, żeby pokazać mu jak jest fajnie w naszej kompanii, a kiedy zaczęto mu lać, żeby się wreszcie przestał tak przejmować? Kto mu dał tę fuchę Dyrektora Centrum? Kto wiedział, w jakim on jest stanie, i co ten ktoś z tą wiedzą robił? Czy Andrzej Wajda, kiedy ostatnio przed telewizyjnymi kamerami siedział obok Zięby i obaj wzajemnie prawili sobie komplementy, to Mistrz wiedział, czy nie wiedział? A jeśli wiedział, to czy mu współczuł, czy nim gardził, czy może go rozumiał lepiej, niż nam wszystkim się może wydawać? I co o Mistrzu wiedział Ojciec? I czy mu współczuł? Oto przed naszymi oczami przesuwają się całe czwórki takich samych ludzi jak ci dwaj. Wielkich autorytetów, mentorów, ekspertów, artystów, a każdy z nich budzi w nas magiczny lęk. Chcemy ich pojąć i nie umiemy. Proponuję, żebyśmy wszyscy dali sobie wreszcie z nimi spokój. Natury nikt nie pokona.
Powyższy wpis ukazał się w miniony piątek w Warszawskiej Gazecie.
Powyższy wpis ukazał się w miniony piątek w Warszawskiej Gazecie.
Myślę, że najsilniejszym powodem wszelkich działań owych bohaterów jest jednak chęć posiadania władzy. Władza, władza i jeszcze raz władza. Bez kobiet i pieniedzy można się obejść a nałogów gdy trzeba wyzbyć. Poczucie sprawowanej władzy to jest to! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń@Mirosław
OdpowiedzUsuńChęć posiadania władzy jest już passe. Dziś już mamy do czynienia wyłącznie z obłąkaniem.
Ja myślę, że to kalectwo. Brak wiary jest jak skakanie na jednej nodze (np.) Człowiek jest tak pomyślany, żeby w życiu kierował się i własnym sumptem (sprytem i tupetem), i rozeznaniem wynikającym z korzystania z usług Anioła Stróża oraz wyższych instancji, jego mocodawców. Wtedy chodzi (niektórzy nawet biegają)na dwóch nogach a nie skacze. Skakanie bardzo szybko męczy, a do tego koleś i tak zostaje w tyle. Wtedy panika (z ww. przyczyn totalna) i każdy rodzaj laski jest dobry na początek. Potem szuka się lasek dolarowych, więc każde dobrze płatne zlecenie jest mile widziane. To męczy, moralnie również, jeszcze bardziej. Pora więc na dopalacz...
OdpowiedzUsuńKalectwo i głupota, jak przekonuje Księga Mądrości w r. 13. Rabin z Tarsu zdiagnozował rzecz bardziej radykalnie: "przez nieprawość nakładają prawdzie pęta" (Rz 1, 18-19).
Kłamstwo jest na wierzchu, widać je i czuć - nawet jeśli brak informacji. Ale, moim zdaniem, ta maniacka zdolność oporu jest łaską; człowiek sam z siebie ani by nie się nie ostał, ani nawet nie wiedziałby, przy czym ma się upierać. Pora więc na kompletę... I na dziękczynienie, za wszystko, co się dzisiaj udało - w tym za pisannę Toyaha! Salve!
@Toyah
OdpowiedzUsuńZnów po paru dniach nieobecności czytam i czytam. Homilia ks. bp. Jana Tyrawy - pomyślało mi się, że to takie ustawianie przewróconych mebli i wykrzywionych obrazów na ścianach. W "Huzarze" Jeana Giono jest piękna postać starej zakonnicy, która w czasie epidemii cholery chodzi po domach, w których właśnie ktoś umarł po ostatnim ataku choroby. Scena jest zawsze taka sama. Trup leży z wyszczerzonymi zębami, straszliwie zmięta pościel, powywracane sprzęty, nieprzytomna z przerażenia i obrzydzenia rodzina chowa się po kątach. Ona wszystko ustawia na miejscu, zamyka zmarłemu oczy i usta, bierze z kuchni młynek do kawy, siada na krześle i zaczyna spokojnie mielić kawę. I wtedy powracają ludzkie uczucia, ohydny trup znów staje się ukochanym ojcem, mamą czy dziadkiem, powraca ład Boży.
Bp Tyrawa czyni to samo słowem w tym świecie wyglądającym jakby szalała w nim cholera, dżuma i wszyscy diabli.
Ty też Toyahu, chwała Ci za to.
Co do kokainy i innych narkotyków - dałam już tu kiedyś wyraz przekonaniu, że oni prawie wszyscy ćpają, dają sobie w żyłę i wdychają. Od jakichś 10 lat obserwuję takie dziwne zachowania ludzi z różnych kręgów władzy politycznej i medialnej. Zmienne humory, wybuchowość i zaskakujące chamstwo u osób dawniej posiadających kindersztubę, trudności z kojarzeniem na zmianę z atakami przenikliwości itd. Oni nie mają żadnej władzy, są w stanie niszczącego bezwładu. I o to chodzi tym bardzo trzeźwym, którzy nimi rządzą.
off topic!
OdpowiedzUsuńCo Pan na taką stronkę powie?
http://blogi24.blogspot.com/
To tak dla wygody wszystko w jednym miejscu i bez trolli. Blogi w rubryce ostatnie posty są wyselekcjonowane ręcznie przez autora.
Oczywiście można dowolnie rozbudować stronę i powiększyć listę bloggerów. Na razie to wersja beta.
Pozdr.
Przez dłuższy czas mieszkałem w Italii i obserwowałem m.in. przypadek Lapo Elkanna z rodziny Agniellich (tych od Fiata i w ogóle rządzących Italią z tylnego siedzenia od dobrych 40 lat). Ten młodzieniec omal się nie przekręcił biorąc jakieś świństwa podczas nocy spędzonej z transem. To co potem wyszło na jaw na temat Lapo i jego upodobań było szokujące dla mnie. Potem był przypadek pana Marazzo odpowiednika naszych wojewodów. Też historia z transseksualistą. Po co to piszę? Bo rzeczywiście coraz trudniej uwierzyć, żeby na szczytach elity polityczno-finansowej i to nie tylko w naszym kraju znalazł się ktoś kto nie ma problemów z wymienionymi przez Toyaha formami uzależnień. Nawet myślę, że prawda jest dużo bardziej przerażająca od tego co sobie możemy wyobrazić.
OdpowiedzUsuń@Toyah
OdpowiedzUsuńOstatnio piszesz sporo u ułomnościach ludzkich. A ułomności są stare jak świat i nawet stary Noe nie był od nich wolny. No i: "Niech rzuci kamieniem ten, kto... itd".
Bardziej mnie interesuje, gdy piszesz o Systemie. I w tym kontekście tytuł "Zrób to sam: Budujemy służącego" jest esencją wykorzystania ludzkich wad przez System.
Już za mojego życia skandalem okazała się tzw. Afera Profumo, gdzie brytyjski minister zabawiał się na boku, jak to się później okazało z rosyjską agentką. I pamiętam konsekwencje takiego zachowania - liczne dymisje w brytyjskim aparacie władzy.
Tymczasem obecnie, System świadomie wykorzystuje właśnie takie ułomności z pełną premedytacją, by mieć do dyspozycji wprawdzie niemoralnych, ale lojalnych szubrawców.
Przypadki Piesiewicza, a obecnie o. Zięby pokazują, że skandalu nie ma oraz, że konsekwencje też nie będą takie straszne.
Władza Zła chwyta się każdej podłości, w tym także wykorzystywania ludzkich słabości. To jest nawet metoda naukowa opracowana przez specjalistów z Łubianki, a teraz tak ładnie zaadoptowana przez rządzących.
Człowiek jest istotą słabą. Grzeszy i będzie grzeszył. Też często ukrywa swoje ułomności.
Ale nie wierzę, że gdy staje się osobą publiczną, to w bardzo krótkim czasie odpowiednie służby nic o tym nie wiedzą. I wtedy mają to co najcenniejsze, mają haka.
A władza ma kolejnego służącego, bardziej nawet - niewolnika.
@toyah; cz1
OdpowiedzUsuńSystem potrzebuje służących. I ciągle ich produkuje: szantażem, dostępem do kasy, władzy, seksu, popularności. Jest silny ich słabością… Inaczej: system jest tym silniejszy, im bardziej potrafi ludzi zamieniać w gówno – także przy pomocy uzależnień. Problem - z punktu widzenia Systemu – polega na tym, że owi służący po jakimś czasie przestają się zadawalać profitami wynikającymi ze służby. Trzeba więc ciągle czuwać, by słudzy nie zerwali się z haczyka. Najgorzej, gdy ktoś nabity na haczyk, nie mogąc wytrzymać ciśnienia powodowanego pracą sumienia, próbuje uwolnić się aktem nawrócenia. Nie wiem czy to się zdarza rzadko, czy często, ale jeśli się w ogóle zdarza, to System czuwa, by owego aktu nie nagłaśniać. Najlepiej, gdyby nawracający się od razu (t.j. w momencie nawrócenia) został dotknięty atakiem serca, by o swoim nawróceniu nie zdążył nikomu powiedzieć. No i oczywiście, by nie zdążył powiedzieć co się działo przed nawróceniem…
Bywa też, że służący się wypala: działa bez entuzjazmu, nie wykazuje się inwencją, nie odgaduje życzeń swego Pana, nie rozpoznaje aktualnie obowiązującej linii Systemu i w ogóle coraz wyraźniej widać, że jest mu wszystko jedno. Atak serca jest tutaj niepotrzebny. Wystarczy gościa wypluć i nie ma problemu.
Przypadki O. Zięby, czy senatora Piesiewicza, to chyba właśnie przypadki wypalenia. W efekcie, zrezygnowano z ich usług, a to co ich spotkało w procesie wypluwania, ma być przestrogą dla tych, którzy mało się starają, albo dla tych, którzy coraz intensywniej myślą o nawróceniu.
Przykład O. Zięby jest tutaj szczególny o tyle, że zakonnik w czasie swych publicznych występów dokładał wszelkich starań, by ze stanem duchownym go nie kojarzyć. System nie ma oczywiście nic przeciw księżom, którzy kapłaństwo porzucają: każdy Bartoś jest na wagę złota. Równie jednak cenny, a może nawet cenniejszy jest taki ksiądz, który księdzem pozostając i na swoje kapłaństwo się powołując, otwarcie działa na rzecz Systemu i jest z tego dumny. O. Maciej usiłował chyba lawirować między jednym (porzuceniem kapłaństwa) a drugim (jednoznaczną pochwałą działań i ideologii Systemu), ale System nie dał się oszukać. „Jeśli nie chcesz być ani Bartosiem, ani Pieronkiem – powiedział do O. Zięby – to wypierdalaj”. A informacja o rzeczywistym, bądź domniemanym alkoholizmie dominikanina, to tylko sygnał: „Nie podskakuj! Jesteśmy gotowi na wszystko…”
@toyah; cz.2
OdpowiedzUsuńTo zresztą znamienne, jak bardzo System potrzebuje księży. Wręcz nie może się bez nich obejść.
Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę na przedwczorajszy news, dotyczący ks. Wojciecha Drozdowicza i jego pomysłu, by odprawić Mszę Świętą jako dziękczynienie za Jimmiego Hendrixa i Janis Joplin. No i ten fajny koncert po Eucharystii, z sączącymi się z kościelnej wieży, a przygniatającymi ludzi do ziemi dźwiękami bodajże „Voodoo Child”. No normalnie coś pięknego. Prawda, że znacznie więcej w tym ewangelicznego ducha, niż w jakiejś inspirowanej politycznie pseudo-obronie krakowskoprzedmiejskiego Krzyża?
Czy mam jakieś pretensje do ks. Drozdowicza? Nie, skąd. Fajowy duszpasterski pomysł. A trzeba popierać fajowe, duszpasterskie pomysły.
Tyle tylko, że mam osobiste wspomnienie związane z Hendrixem, Joplin i – dodam od siebie – Morrisonem. Wspomnienie dotyczące oczywiście muzyki (dobrej, bo z lat mojej młodości), ale też tego wszystkiego, co za ową muzyką stało. Do Polski te rzeczy docierały z opóźnieniem, tym niemniej na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, ta wyżej wymieniona trójka osób, dla mnie i mnie podobnych licealistów, była naprawdę bardzo ważna. Bo byli uosobieniem wolności, beztroski i kolorowego życia.
W czasach pierwszej Solidarności, mój starszy brat zabrał mnie kiedyś do poznańskiego klasztoru OO.Dominikanów na spotkanie z jakimś Amerykaninem, który poznańskim studentom opowiadał o katolicyzmie w USA, oraz o amerykańskich organizacjach studenckich. I mówiąc o tym wszystkim, cały czas zaznaczał, że Ameryka jest w wielkim moralnym kryzysie, spowodowanym upadkiem autorytetu Boga, Kościoła, rodziców, państwa i szkoły. Mówił także o dziwnych zachowaniach różnych dziwnych ludzi. Dzisiaj są to sprawy dość dobrze rozpoznane, ale wówczas człowiek, który nie zostawiał suchej nitki na ruchu hipisowskim i wskazywał na rozliczne – także umysłowe – ograniczenia gwiazd rocka, wydawał nam się niemalże komunistycznym agitatorem.
Mnie osobiście, ów Amerykaniec wzburzył kilkoma zdaniami, w których wymienił nazwiska moich trzech idoli. Powiedział mniej więcej coś takiego: „Hendrix, Morrison i Joplin, dzięki swej popularności zdobyli wielki wpływ na młodych ludzi. Ich muzyka, jest być może dobra, ale styl życia, który poprzez tę muzykę propagowali, okazał się być dla młodzieży i całego naszego społeczeństwa po prostu niszczący. Jeśli miałbym wymienić największych współczesnych gorszycieli dzieciaków, to wymieniłbym właśnie ich: Hendrixa, Morrisona i Joplin.”
Ależ się wzburzyłem. I młodzieńczym idealizmem powodowany, zacząłem szukać szczegółowych informacji o tej znakomitej trójce – informacji dzięki którym mógłbym zadać kłam owym podłym, jankeskim oszczerstwom. Jak wiadomo, nie były to czasy sprzyjające zbieraniu informacji. Ale ostatecznie dowiedziałem się tyle, że wspominając okoliczności zgonu Hendrixa, mogłem sobie w końcu zadać następujące pytanie: „Czy naprawdę imponuje ci facet, który zarzygał się na śmierć?” I gdy zadałem sobie to pytanie, poczułem się autentycznie wolny.
Dlaczego o tym piszę? Z prostego względu. Być może, że ksiądz Drozdowicz chciał odprawić Mszę Świętą przede wszystkim z prośbą o Boże zmiłowanie dla wspomnianych muzyków. I być może, że w homilii wspominał o gorszycielskim aspekcie ich stylu życia. I przestrzegał młodych ludzi, by tego stylu nie naśladowali.
Tyle tylko, że z tego co ksiądz Drozdowicz być może chciał, System przekazał informację o dziękczynieniu za Joplin i Hendrixa, informację o fajnej muzyce brzmiącej w kościele, oraz informację o wzorcu duchownego, do którego inni duchowni powinni równać.
Z niecierpliwością czekamy na kolejne odsłony wzorców.
A Tyrawom i Małkowskim mówimy: Precz!
@Yo
OdpowiedzUsuńPiekny ten cytat z Księgi Mądrości. Pomysleć tylko, że wszystko tak bardzo już tak dawno zostało powiedziane. Prawda?
@Marylka
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że spodobało Ci się słowo Biskupa.
Już się obawiałem, że ono tu nikomu na nic.
@PLK
OdpowiedzUsuńZobaczę jak będę miał chwilę.
Dziękuję.
@Andrzej
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę. My wszyscy żyjemy tak daleko od tego towarzystwa, że trudno nam sobie pewne rzeczy wyobrażać. Ale tam pokusy muszą być straszne.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńJa o Profumo pisałem już tu kiedyś. Właśnie w tym kontekście.
Mogę dziś tylko powtórzyć to co napisalem Yo: Wszystko już było. Metody są sprawdzone i stare jak świat.
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńNo a gdzie pierwsza część, proszę Księdza? Gdzie początek? Bardzo proszę!
@Toyah --> re. Don Paddington
OdpowiedzUsuńCzęść pierwsza była. Dobra.
No i zniknęła, nie wiem jak to się robi, ale może do edycji?
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńJuż wiem. Blogspot, w ramach robienia nam dobrze, wprowadził tzw. automatyczne wykrywanie spamu. I w ten sposób uznał, że część pierwsza komentarza Księdza jest spamem... i ją usunął.
Nie wiedzialem, że coś takiego jest, ale już wiem. Powinienem teraz stale zaglądać do skrzynki spamowej i wszystko co nie jest spamem, zaznaczać jak "nie-spam".
Co też uczyniłem z komentarzem Księdza. I nie tylko.
Teraz, jak mówią nasi starsi bracia w wierze - jest git!
@Toyah
OdpowiedzUsuńMoże jest git, ale tekstu dalej nie ma...
@Toyah
OdpowiedzUsuńO, przepraszam, jest.
@Toyah
OdpowiedzUsuń@Don Paddington
Ciekawe, co ten system ocenia jako spam. Chyba nie brzydkie wyrazy... Mnie one cisną się na usta tylko w przypadku ks. Sowy, który manifestuje niesłychaną pewność siebie. Bohater tego wpisu nigdy nie budził we mnie złości, tylko nieustające zdziwienie i oczekiwanie, że on zaraz się poprawi. Nie wiem dlaczego, może właśnie z powodu tego kluczenia.
Bardzo mi brakuje prawdziwych księży, których mogłabym całym sercem szanować. Nie chodzi mi o tych z ekranu, ale z życia codziennego. I tak z zasady szanuję księży, ale z serca rzadko się to zdarza. Co z tego, że jest ich na pewno dużo, jeśli nie w mojej okolicy.
@toyah @don Paddington @all
OdpowiedzUsuńBardzo frapujacy wpis.
Wyznam na poczatku, ze ja jednak Ziebie wspolczuje, mi go szkoda. Jak to powiedziec... To jest jak z mloda dziewczyna co poszla na impreze, i tam jej co chwila ktos dolewal wodki. Wiec oczywiscie, sa wazne pytania po co ona tam poszla i dlaczego sie tak zachowuje. Ale od pewnego momentu licza sie dla mnie tylko ci, ktorzy dolewaja wodki. Ludzie ktorzy uczynili sobie z Zieby narzedzie, jak slusznie wywiodl don Paddington (z ksiedza komentarzami jest ten problem, ze po nich nic sensownego nie da sie powiedziec ;) nie POMIMO jego slabosci, ale Z POWODU jego slabosci.
Drugi ciekawy watek wywodu to nakrotyki. Wiec rzeczywiscie, mamy niejakie pojecie o tym ilu ludziom alkohol zniszczyl zycie. I tym slawnym, i tym wokol nas. Z narkotykami jest jakos o wiele dyskretniej. Choc nie mozna tu nie wspomniec o tym czlowieku z Kancelarii SP Prezydenta Kaczynskiego, zlapanym i od razu wylanym. Dlaczego - jak sadze dlatego, ze nikt z jego szefow nie chcial go kryc. Nikomu nie zalezalo na wyciszeniu sprawy. Dlaczego nie lapia innych takich? Odpowiedz sie nasuwa.
Ja sam znam zaledwie jeden przypadek menedzera bardzo wysokiego szczebla, ktory kiedys na poltorej doby ugrzazl w pokoju hotelowym, bo tak totalnie sie zacpal. Aha, i jeszcze tego wspolwlasciciela obecnie sporej spolki gieldowej, ktory kiedys w moim samochodzie zaczal jesc jakies pigulki. Jak go zapytalem "co to", odpowiedzial "witaminy". A ja powiedzialem "daj sprobowac", bo w swojej swietej naiwnosci myslalem, ze to naprawde witaminy. Na co on odpowiedzial "to takie specjalne witaminy...", a ja dowiedzialem sie czegos nowego o zyciu.
A wiec w sumie - malo znam tych przypadkow. A skala zagadnienia - niewyobrazalna. Ktos kto sie otarl o ten swiatek, zapewnil mnie na przyklad, ze w mojej firmie (ok 1000 pracownikow) musi byc CO NAJMNIEJ jeden dealer, zaspokajajacy biezace potrzeby osob tu zatrudnionych.
Na koniec tez o tym co ICH napedza. Popieram toyaha: uzywki i seks. Zadza wladzy jest dla silnych i opanowanych jak Tusk. Pieniadze - dla jeszcze o klase silniejszych od niego. Chlanie, cpanie i, pardon my french, dymanie - to jest egalitarne, dla kazdego, na wyciagniecie reki. I to jest obled, dokladnie tak. The horror, the horror.
Serdecznosci!
@Toyah
OdpowiedzUsuńZ ćpaniem i jego trendami to jest jakaś dziwna sprawa, dawniej królowały środki wywołujące tzw HALO (LSD, grzyby, meskalina, peyotl itp...), Teraz mamy nowy wspaniały świat i królują syntetyki (pochodne amfetaminy, MDMA, kokaina). Odnoszę wrażenie, że System niejako zarzucił środki wywołujące HALO, ponieważ często powodowały tzw. Nawrócenia, lub z drugiej strony samobójstwa, lub poważne choroby psychiczne.
Obecne promowane środki należą do tzw narkotyków sterylnych. Jedyny problem to tzw zejście ale i z tym współczesna farmakologia świetnie sobie radzi. A Kolumbia o której wspomniał nasz Gospodarz, to już jest warszawska królowa towarzystwa...
I z tej perspektywy zachowanie pewnych gwiazd Systemu jest zrozumiałe. Śmiem twierdzić, że np odcięcie dostaw do Warszawy np na 2 tygodnie, spowodowałby zmiany ramówek telewizyjnych...
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńJa myślę 80;e jak idzie o te msze za zaćpanych artystów, najciekawsze jest to, że zarówno oni jak i ten ksiądz są ofiarami tego samego systemu. I on i oni równie nieświadomymi.
@Marylka
OdpowiedzUsuńWspółczuję. To my już mamy znacznie lepiej. O paru księży zdecydowanie lepiej.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńRozmawialiśmy o tym, prawda? O tym jak oni okropnie są wystawieni choćby na te dziewczyny. A jeśli na dziewczyny, to dalej już jest wszystko. Jak mówię, dla mnie ten świat jest kompletnie obcy, ale jak się zastanowić, to myśl nasuwa się jedna: czemu nie? I natychmiast jedna odpowiedź: Oczywiście. Czemu nie?
@Cmentarny Dech
OdpowiedzUsuńOstatni akapicik mnie rozwalił. Jesteś wielki.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zajrzałeś... Jestem.
@Don Paddington
Cieszę się i ja, że Ksiądz się wpisał na żywo. Jetem zupełnie samotna w swoim Kościele lokalnym i nawet mi to, o zgrozo!, odpowiada - z przyczyn widocznych już teraz nawet z innego miasta. W parafii lepiej nie jest. Nie zazdroszczę Toyahowi, tylko się raduję, że i ja mogę się przy nim załapać na to świadectwo, jakim jest podejście DP do świata, ludzi i siebie samego. Haust świeżego powietrza. Dzięki!
Kurcze, z waszych wpisów wyłania się ponury obraz naszej stolicy i brylujących tam "elit".
OdpowiedzUsuńPodczas gdy u nas, "na prowincji" ćpanie, chlanie i panienki to raczej domena gówniarzerii, to w warszawce, wygląda na to, jest to powszechny sposób bycia.
Nasuwa tu mi się pewna analogia do czasów szkolnych. Poważna i zdyscyplinowana klasa jedzie na majówkę. Każdy z nas to pamięta z autopsji, albo przynajmniej słyszał. I co się zaczyna wyrabiać? Nagle większość młodzieży jest pijana, migdali się po kątach, a co bardziej światowi ćpają na całego.
Czyli tak jakbyśmy, gdy co cztery lata wybieramy naszych reprezentantów, dawali im taką majówkę, gdzie zaczynają oni na potęgę nadrabiać zaległości w tych wszystkich uciechach, na które sobie nie mogli pozwolić u siebie, poza stolicą.
Taką demoniczną rolę przystąpienia do "elyt", widać było podczas obecności w sejmie Leppera i jego wesołej ferajny.
Smutny wniosek - jak ta odrobina władzy miesza w głowach prymitywnym prostaczkom i niby wyrafinowanym twórcom i artystom. Jakie to niedojrzałe umysły.
Zgroza.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńBo jest tak, ze flaszka, panienka i coś na nos to rozrywka jak najbardziej egalitarna, Różnica polega na tym, że w niektórych miejscach towar jest bardziej ekskluzywny.
@Toyah
OdpowiedzUsuńZgoda, że to uciechy (rozrywka?) egalitarne.
Co do ekskluzywności szeroko pojętego towaru to przesadzasz.
To to miasto i jego wykoślawione towarzystwo kreuje ten niby światowy, a tak naprawdę bardzo zaściankowy (patrz też Moskwa) styl życia.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńNie zrozumialeś mnie. Mówiąc o ekskluzywności miałem na myśli praktyczny a nie moralny, czy ludzki tego wszystkiego wymiar. Jeśli kurwa kosztuje 50 zł to jest to towar tani, jeśli natomiast kosztuje złotych tysiąc, to zwykłego licealisty na nią nie stać.
To nie ocena. To fakt.