sobota, 18 września 2010

O skuteczności modlitwy

Niewątpliwą zasługą naszego przyjaciela LEMMINGA było to, że jako pierwszy z nas, z czystej miłości do wiedzy i do nauki, wlazł na blog Palikota i dokonał tak zwanego rekonesansu. Jestem bezwzględnie przekonany – i to niezależnie od tego, co sobie niektórzy z nas myślą – że gdyby nie on i nie ten jego gest, bylibyśmy dziś znacznie dalej niż jesteśmy. Jeśli idzie natomiast o mnie, próbowałem tu już raz zwrócić uwagę na to coś, co odkrył dla nas LEMMING, ale najwidoczniej albo nikt na tę informacje nie zechciał zwrócić uwagi, albo może i sobie ją zwrócił, tyle że – co jest akurat bardzo prawdopodobne – uznał, że zajmowanie się Palikotem jest powyżej jego godności, co akurat w tym wypadku – przy całym szacunku – uważam że jest wyjątkowo niemądre.
A zatem to by były zasługi LEMMINGA. Przejdźmy do moich. Otóż ja postanowiłem zająć się dziś Palikotem – nie tyle jako przypadkiem, lecz zaledwie znakiem i symbolem – po to choćby, żeby spróbować zamknąć pewien rozdział naszych zainteresowań polska polityką, a może raczej tym, co się powszechnie nazywa polityką, a w rzeczywistości jest najczarniejszą opresją. Nie będę podawał linka do interesującej nas dziś internetowej strony, nawet nie dlatego, żeby nie nabijać Palikotowi licznika, ani też nie po to, żeby się nim nie zajmować więcej niż trzeba, ale zwyczajnie dlatego, że to jest zupełnie niepotrzebne. Proszę tam nawet nie zaglądać. Druk jest tak mały, że ledwo co widać, rysunki takie sobie, a resztę ja Wam opowiem.
Chodzi mianowicie o to, że Janusz Palikot na swoim blogu uznał za interesujące opublikować stary, z całą pewnością jeszcze sprzed katastrofy komiks wyprodukowany przez jakiegoś Dąbrowskiego. Piszę „z całą pewnością”, choć właściwie w tej samej chwili przyszło mi do głowy, że wcale niekoniecznie. Może się okazać, że Palikot ów komiks, w tej właśnie postaci, zamówił u znajomego sobie artysty dziś, bo choć, jak już wiemy, życie przerosło wszelkie ludzkie zło, pokusa zrobienia kolejnego psikusa mogła być zbyt silna. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Palikot. Opublikował więc on ten komiks, który najogólniej rzecz ujmując opisuje taką sytuację. Jest rok 2014. W Polsce pełnię władzy dzierżą bracia Kaczyńscy. Lech Kaczyński jest prezydentem, a Jarosław naczelnikiem państwa. Okazuje się, że jeszcze w 2010 roku była szansa, żeby ich obu zamordować, ale kiedy już polewano ich benzyną i mieli podpalić, pojawili się komandosi i ich uratowali. W 1911 roku były wybory, które mogły sprawy pozytywnie rozstrzygnąć, ale wybuchła tzw, afera Gowina, która utopiła Platformę Obywatelską. Poszło o to, że na tydzień przed wyborami okazało się, że Gowin ma jakiś majątek, na którym trzyma małe chińskie dzieci, zakute w łańcuchy, które wykorzystuje seksualnie. No i to utopiło Platformę i dało władzę PiS-owi. Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy Polacy wywołali powstanie, które przerodziło się w krawat i okrutną rzeź. Palikot, ołówkiem swojego pisarza, opisuje jak to powstańcy „Beatkę Kępę gwałcili młotem pneumatycznym i w końcu żywcem spalili pod Syrenką”, „Krzysia Putrę utopili w sedesie w Łazienkach”, a Zbigniewa Ziobrę ciągnięto na łańcuchu przez całe miasto za samochodem, by w końcu go zrzucić z Pałacu Kultury. Na szczęście, gdy było już naprawdę ciężko, do akcji wkroczyli z jednej strony zakopiańscy górale, a z drugiej gruzińscy żołnierze spec-służb i zaprowadzili porządek.
To wszystko są wspomnienia, jakimi Lech Jarosław i Kaczyńscy się dzielą, siedząc w Pałacu Prezydenckim przy kominku i jedząc ciasteczka. Na lwach stojących przed Pałacem ludzie po kryjomu wymalowali obelżywe napisy, wokół panuje strach i noc, a oni siedzą w fotelach i jedzą te ciasteczka. W pewnym momencie do pokoju wpada wybijając szybę jakiś pakunek. Bracia się cieszą, bo wierzą, że to Pan Bóg wysłuchał ich modlitw i w nagrodę natchnął ludzi taką wdzięcznością, że ci przysłali im kolejną porcję ciastek. Tymczasem chwilę później eksploduje bomba i Lech i Jarosław Kaczyńscy giną rozerwani na strzępy. Całość, zatytułowaną „Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie”, wieńczy napis „happy end”.
Jak mówię, komiks ten został prawdopodobnie napisany jeszcze przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego, stanowiąc wyłącznie zupełnie niezwykłe czy to zaklęcie, czy wręcz cudownie skuteczną modlitwę do Szatana, choć biorę też pod uwagę, że to mogło być specjalne zamówienie dnia dzisiejszego. O tym akurat też mogłoby świadczyć to, że wśród osób tam wymienionych, aż cztery zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem – w tym, co bardzo znamienne, Przemysław Gosiewski, którego wyobraźnia czy to Palikota, czy tego drugiego, kazała „powiesić na jelitach”. Od pewnego czasu – u mnie na tym blogu właściwie od pierwszego dnia po Katastrofie – pojawiają się opinie, że to ta nienawiść, którą uruchomił System w ramach projektu mającego na celu zniszczenia jednej z partii politycznych, doprowadziła do śmierci Prezydenta i innych. Nawet nie drogą jakichś praktycznych gestów czy posunięć, ale słowem. Zwykłym słowem. To tu to tak słychać zdanie, że czasem słowo potrafi nabrać takiej mocy, że się materializuje w postaci eksplozji dobra, bądź też eksplozji zła. Chrześcijanie nazywają to skutecznością modlitwy. W dopowiedzi na te sugestie, wielu ludzi wpada w autentyczne oburzenie i zadają pytania typu: „A gdzie dowody?”, albo „To kto konkretnie ich zabił?”, lub wreszcie „Czy słowo może zabić?” To ostatnie pytanie pojawiło się wczoraj w ustach Konrada Piaseckiego skierowanych do Pawła Kowala. Kowal odpowiedział, że tak. Że słowo potrafi zabić. Jeśli komiks, o którym dziś rozmawiamy, rzeczywiście powstał przed 10 kwietnia, możemy powtórzyć za Kowalem: Tak. Słowo zabija. A ja od siebie dodam raz jeszcze: Tak. Modlitwy są wysłuchiwane. Wszystkie.
Co natomiast, jeśli powstał teraz, jako tęsknota za modlitwą, która nie została wypowiedziana? Jako wściekłość twórcy, że było już tak blisko do prawdziwego dzieła sztuki, i ktoś nagle wręcz z ręki mu wyrwał najpiękniejszy pomysł. I staje się już wyłącznie ową desperacka próbą powtórzenia wszystkiego jeszcze raz, od samego początku. Żeby można było w spokoju i z rosnącą satysfakcją odtworzyć na swój własny użytek przebieg całego tego procesu unicestwiania tego czegośmy zawsze szczerze nienawidzili. Wtedy już więc mamy Janusza Palikota, Platformę Obywatelską i cały System, którego oni stanowią najpiękniejszą i najmocniejszą część. W tym bowiem komiksie znajduje się całość tego projektu, który nas tak z każdym nowym dniem dręczy po to, by w końcu nas zabić. I nie ma uczciwej możliwości, żeby ktoś z nich przyszedł i nam powiedział, że to jest wyłącznie margines i przykry wypadek. Że życie toczy się daleko poza tymi ekscesami, że on to ktoś kto nawet już za bardzo nie jest częścią Platformy, ktoś kto zawsze był jakimś tam ekscentrycznym politykiem spod Lublina, no a poza tym, kto z nas bez winy, niech rzuci kamieniem.
Kiedy zaczynając pisać ten tekst wspomniałem coś o zamykaniu pewnego rozdziału, chodziło mi o to, że w pewnym sensie, od czasu gdy poznaliśmy ten akurat wpis na blogu Janusza Palikota, nic nie jest takie samo. Ani ten świński ryj, ani gadanie o alkoholizmie Lecha Kaczyńskiego, ani jego odpowiedzialności za Smoleńsk, ani apele o usunięcie tych zwłok z Wawelu nie mają najmniejszego znaczenia. Liczy się już w tej chwili wyłącznie ten bardzo zabawny obraz Przemysława Gosiewskiego powieszonego „za flaki” na jakimś pobliskim drzewie. Może być nawet na brzozie. I też bez znaczenia już jest, czy ten obraz był już modlitwą, czy dopiero tylko pełną refleksji potrzebą rozkoszowania się sukcesem. To jest i już pozostanie na zawsze. Jako znak i odwód. I żadne nowe słowa i nowe zaklęcia tego nie zmienią. Będzie już tylko to.
Powiem jeszcze jaśniej, o co mi chodzi. Wspomniałem wcześniej o wczorajszej rozmowie Konrada Piaseckiego z Pawłem Kowalem. Piasecki bardzo Kowala naciskał, żeby ten wyjaśnił dlaczego Jarosław Kaczyński porzucił język zgody i porozumienia na rzecz tego co wypowiada dziś. Skąd w ustach polityków Prawa i Sprawiedliwości tyle złych emocji, czemu wciąż słychać tylko oskarżenia i jakieś niepoparte niczym insynuacje? Co się stało z Jarosławem Kaczyńskim? Czemu nie można się zająć normalną zwykła polityką, a zamiast wciąż rozstrzasać jakieś i tak nie do wyjaśnienia kwestie techniczne? Dziś w Rzeczpospolitej, Joanna Kluzik-Rostkowska idzie jeszcze dalej. Mówi mianowicie, że o ile na początku myślała, że zachowanie Jarosława Kaczyńskiego to wynik traumy, to dziś już sama nie wie. Mój serdeczny kolega Michał Dembiński na tym blogu zarzuca mi, że ja kpię z Tuska, podczas gdy sam narzekam na to, że inni nabijają się z Kaczyńskiego.
Otóż ja wszystkim im mam do powiedzenia tylko jedno. Modlitwy zostały wysłuchane. Tak czy inaczej. Zostały wysłuchane. Wyżej przedstawiłem na to dowód. Wszystko co mi macie do powiedzenia w kwestii traum, elegancji i jej braku przestało mnie interesować.

14 komentarzy:

  1. Że słowo ròwnież zabija nigdy nie miałem watpliwości. Natomiast jeśli chodzi o tego człowieka, ktòrego wpis na blogu czy komiks stał się kanwa do ten notki, to ja po prostu nawet nie wymawiam więcej jego nazwiska...

    OdpowiedzUsuń
  2. @Andrzej, Toyah

    Ja też nie wymawiam, mam taki dziecinny lęk: samo to nazwisko zabija we mnie nadzieję, kropla po kropli... Kościół uczy, aby odróżniać grzech od grzesznika. I widać Pan Bóg daje mu wciąż jeszcze szansę, skoro nie umorzył. Ale brak mi wyobraźni, aby w tę szansę uwierzyć.
    Mimo to, dzięki, Toyahu, za streszczenie. Nie miałam odwagi tam wchodzić, a lubię wiedzieć, o czym piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Andrzej & Yo
    Uważam że niewymawianie jego nazwiska, wobec wyjątkowości tego zła, jest wyłącznie dowodem naszej bezradności i pustą demonstracją. Tym bardziej pustą że jej świadkiem jesteśmy tylko my sami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już Bogdan Zalewski zauważył że PALIKOTY są anagramem słowa POLITYKA,
    to znak powitania w nowej erze, erze diabelskiej. Pisałeś ostatnio o zachowaniu prawie paranoicznym, a ja mam przekonanie że właśnie chodzi o pewną wrażliwość na znaki i symbole. Ja ten komiks traktuje jeszcze w kategoriach rozmowy z Cieniami PO, to taka swego rodzaju STEGANOGRAFIA, ta bomba, ten Gowin, te lincze...

    OdpowiedzUsuń
  5. @Cmentarny Dech
    Zgoda. To prawdziwa czarna magia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapewne wielu zna takie sformułowanie "podpisał cyrograf z diabłem", które to na przestrzeni dziejów stało się kanwą rozmaitych dzieł literackich jak chociażby "Pani Twardowska" Mickiewicza. Kiedyś, kiedy już nie byłem dzieckiem, zastanawiałem się nad sensownością takiej opinii. Pomyślałem sobie, że ludowa filozofia nie tworzyła takich symboli ot tak sobie, to musiało mieć jakiś głębszy sens. Gdyby tak bezkrytycznie rozejrzeć się wokół siebie, można byłoby dojść do wniosku, że np. mówienie prawdy komuś prosto w nos raczej nie przynosi wymiernych korzyści, a wręcz przeciwnie - ludzie żyjący na bakier z prawem moralnym mają się na ogół lepiej, niż Ci, którzy starają się na co dzień być ludźmi uczciwymi. Z innej zaś strony, okazuje się, że w dłuższej perspektywie jest to zwyczajne paktowanie z diabłem. Za sukcesami materialnymi, władzą, karierą często stoi zwykła, przerażająca pustka (Twardowski podobno do dziś samotnie przesiaduje na księżycu). Zastanawiam się czasami nad Tuskiem, Palikotem i innymi, czy oni wiedzą, że ich sukces jest czysto abstrakcyjny - sukces stworzony tylko i wyłącznie w głowach wyborców nie mający cokolwiek wspólnego z rzeczywistością mający tylko i wyłącznie na celu utrzymanie władzy. Jeśli tak, to jest to paktowanie z diabłem, problem w tym, że nas, przeciętnych zjadaczy chleba, też to dotyczy - to nie jest tylko ich i wyłącznie prywatna sprawa.
    Odnośnie Kluzik-Roztkowskiej, pamiętam moją rozmowę ze szwagrem z przed paru lat, kiedy to byłem oburzony, że Jarosław Kaczyński wywalił Marcinkiewicza z prezesowania rządowi. Szwagier mój, nie wdawał się w polemikę - rozmowę na ten temat zakończył krótko. Jeśli Kaczyński pozbywa się Marcinkiewicza to wie co robi i dlaczego. Niedługo po tym, ze wstydem przyznałem mu rację.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ile razy zapiera mi dech jakieś złe działanie - lubię wracać do wspaniałego wiersza Marcina Świetlickiego. Polecam szczególnie przedostatnią i ostatnią zwrotkę:

    Marcin Świetlicki - Źlenie


    Złe mi się. Złe mi się.
    Złe mi się śni.
    Siedzi na krześle.
    Patrzy mi w pępek
    od wielu dni.
    Złe mi się. Złe mi się.
    Złe mi się śni.

    Wąchałem złe.
    Złe brzydko pachnie.
    Złe patrzy na mnie
    oczkiem gołębim.
    Złe trochę na mnie.
    Złe bardzo mnie mnie.
    Złe mi się źli.

    Złe mi ssie. Złe mi ssie.
    Złe mi się śni.
    Złe złości mi się.
    Złe mi złorzeczy.
    Złe rzeczy złe
    robi mi.
    Złe mi się śni.

    Dotknąłem złe.
    Złe jest szorstkie.
    Złe ma zgrubienia,
    guzy i krosty.
    Złe złe ma węzły
    i w źle źli się zły.
    Złe mi się źli.

    Złe jest wszeteczne,
    lecz nie jest wieczne.
    Choć złe się pętli,
    to się rozpętli.
    Rozwiązłe złe się
    rozwiąże przecież
    i zezłomuje samo się.

    Złe się zemnie
    i zejdzie ze mnie. Tak.
    Złe się samo zniesie i sczeźnie.
    Tak. Samo zje się i zje je
    przyszła jesień, tak, tak
    i przyszły poniedziałek je zje,
    tak, tak, tak chcę, tak musi być, tak.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wierzę, że świat jest miejscem sensownym i spójnym.
    Za św. Tomaszem z Akwionu uważam również, że dobro i prawda to niezaprzeczalne atrybuty bytu.
    Zło jest brakiem dobra i nie ma swojej substancji.
    Wobec takich założeń Palikot nie daje się racjonalnie wytłumaczyć.
    W moim świecie wartości on się nie mieści.

    To również zauważyła prof. Staniszkis, mówiąc mu prosto w oczy, że jest on niczym. Bo zło nie ma bytu.

    OdpowiedzUsuń
  9. @anddna
    Świetlicki potrafi. To fakt.
    Poza tym, bywa z nim różnie. Ale potrafi.
    A zatem, czekamy do tego poniedziałku.

    OdpowiedzUsuń
  10. @jazgdyni
    Ja natomiast starałem się zwrócić uwagę nie tyle na niego, co na to, że on stanowi bardzo ważną część Systemu. I że System jest z tego swojego fragmentu bardzo zadowolony.
    A więc wolałbym, żeby Staniszkis to co powiedziała o nim, zechciala nieco rozciągnąć. Chocby trochę.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Toyah

    To jak najbardziej się uzupełnia w tomizmie.

    Brak dobra i prawdy, którą ten System się cechuje w sposób wybitny, stworzyło próżnię w której może się plenić zło, tak jak chwasty na ugorze.
    Palikot jest takim chwastem w tej przestrzeni niebytu wytworzonej obecnie przez system.
    Tak jest i było zawsze.

    Sensownie i spójnie zagospodarowany świat zostawia mało obszarów, gdzie jest możliwe panoszenie się zła. Słusznie ten obszar jest wszędzie nazywany marginesem.
    Aktualny system zawłaszcza coraz większe przestrzenie. Dzisiaj mam obawy, że to hołdujący podstawowym zasadom i prawdzie stanowią margines.

    OdpowiedzUsuń
  12. @jazgdyni
    A skoro tak, to on nie jest żadnym chwastem, lecz żyznym łanem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Komiks bieżący, "modlitwa" objęła Gowina, którego rolę świński ryj chętnie by przejął

    OdpowiedzUsuń
  14. @tony.c
    Czy mogę prosić o doprecyzowanie? Jaką rolę pełni Gowin?
    No i skąd wiadomo, że komiks jest bieżący?

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...