środa, 15 września 2010

Czy warto zwariować?

Jakiś miesiąc, czy dwa temu, zdarzyła mi się bardzo dziwna, choć mocno znamienna historia. Byliśmy w domu z Toyahową, dzieci gdzieś polazły, ona siedziała na balkonie i zajmowała się swoim ogródkiem, a ja gdzieś się snułem po mieszkaniu. W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi – mamy kołatkę więc się stuka – otworzyłem i zobaczyłem dwóch dużych mężczyzn, którzy w jednej chwili, bez słowa, ruszyli do środka. To był ułamek sekundy. Oni mnie nawet nie zdążyli odsunąć, ani też ja nie zdążyłem się cofnąć. Ułamek chwili. Ci goście – duzi faceci o standardowo zimnych twarzach – nie mówiąc ani dzień dobry, ani nic, zrobili ruch, jakby chcieli wejść do mieszkania, a ja się mało co nie posrałem ze strachu. W tym drobnym mgnieniu oka pomyślałem sobie… no właśnie – co sobie pomyślałem? Wstyd to przyznać, ale uznałem, że wreszcie przyszli mi wpieprzyć za tego bloga.
Dlaczego pomyślałem sobie akurat o tym blogu? No, z tej prostej przyczyny, że ja w swoim życiu nie robię absolutnie nic takiego, co mogłoby mnie narazić na agresję ze strony kogokolwiek, wliczając w to sprawy skarbowe, kredytowe, czy jakiekolwiek tego typu. Jedyną rzeczą, o którą ktokolwiek może mieć do mnie pretensje, jaka przychodzi mi do głowy, to ten blog. A i nawet on nie wydaje mi się aż takim zagrożeniem, żebym miał się obawiać tu Rosji. Choćby nawet w formie karykatury. No dobra, może się na przykład okazać, że ktoś kto mnie zatrudnia jest szczególnie nerwowy na punkcie tak zwanego kaczyzmu i nie może przepuścić jednej chwili, by nie dostać to tu to tam, czystej cholery. Rozumiem, że gdyby taki ktoś zobaczył, co ja tu wypisuje, to mógłby mnie z roboty wyrzucić. Zwłaszcza, że mam dość mocne podejrzenia, że coś takiego już raz mi się zdarzyło. Ale, żeby przyłazić tu i próbować mi – jak to ładnie określił swego czasu mistrz Nowak – skopać tyłek? No, to już raczej nie.
Więc pomyślałem sobie o tym blogu, i to raczej w skali ogólnopolskiej, a nie lokalnej. Albo na poziomie znanych nam większych lub mniejszych patriotów z Krakowa, który mi już tu kiedyś pewne działania obiecywali, albo samej już stolicy, z jej interesami i planami, o których ani nie mam pojęcia, ani też go za bardzo mieć nie chcę. A więc przyszła ta drobna chwila, to mgnienie oka, ten moment prawdziwego strachu… kiedy oto nagle wszystko się skończyło. Na twarzach tych dwóch biedaków pojawiło się najpierw zdziwienie, potem zakłopotanie, oni stanęli jak wryci i zaczęli mnie przepraszać, że to pomyłka, bo oni szli do pani, która mieszka pod nami, żeby zabrać wannę, tylko po drodze się zagadali i jakoś tak przegapili piętro.
O czym może świadczyć ta, w gruncie rzeczy śmieszna, historia? Przede wszystkim o tym, że nawet ja – a więc ktoś kto mijając mury oblepione tymi kartkami, na których Adam Słomka, czy któryś z jego kolegów napisał, że jeśli chce go zniszczyć sądowa, czy policyjna mafia, to powinien się do któregoś z nich zgłosić, czuje wyłącznie – lubię od czasu do czasu wpaść w małą paranoję. Z drugiej jednak strony – i niech mi nikt nie mówi, że właśnie przemawia przeze mnie owa paranoja – myślę sobie, że państwo, które doprowadziło do tego, że nawet stosunkowo rozsądni i psychicznie zrównoważeni ludzie dopuszczają do siebie taką możliwość, że wyłącznie za poglądy polityczne można od tego państwa oberwać, ma przede wszystkim kłopot z samym sobą. Proszę tu zwrócić uwagę na pewną subtelność. Ja oczywiście pamiętam, jak w czasie rządów PiS-u wielu moich znajomych – ludzi równie trzymających się powszechnie obowiązujących standardów jak ja – wciąż powtarzało, że człowiek nie zna dnia, kiedy do niego o 6 rano wpadnie grupa antyterrorystów z ABW, lub agentów z CBA, by go aresztować, lub niechcąco zastrzelić, i to oczywiście mogłoby z mojej strony stanowić dobrą odpowiedź na zarzut paranoi. Jednak tak się składa, że to jest absolutnie nie to samo. Podczas gdy oni wierzyli szczerze, że przeciwko nim knuje samo państwo, i to w dodatku nie za same poglądy, bo jak wiemy, oni się ze swoimi poglądami publicznie czuli się wręcz fantastycznie, ale za jakieś wydumane łapówki, czy inne przekręty, to jeśli byli niewinni, a ich strach był szczery, trzeba uznać, że cierpieli na stuprocentową paranoję. Ja natomiast, kiedy zobaczyłem tych dwóch byków, jak się pakują do mojego mieszkania, nie pomyślałem, że to ABW coś na mnie ma, ale że to ta straszna nerwowa improwizacja, jaką odstawia w ostatnich latach nasze państwo, coś popieprzyła. A więc nie bałem się Systemu, ale tej nieprawdopodobnej tandety, jaka go przenika.
Jaka jest więc moja opinia na temat siły, determinacji i całego tego paskudztwa, jakie oblepia System, w wymiarze już bardzo konkretnym? Otóż ja sądzę, że oni na przykład mogą spróbować zdelegalizować Prawo i Sprawiedliwość. Jestem pewien, że kiedy dziś wielu polityków Platformy Obywatelskiej, a wraz z nimi wybrani dziennikarze i komentatorzy, dyskutują sprawę legalności i sposobu prowadzenia polityki przez PiS, lub prawomocności jego statutu, oni testują teren a konto ewentualnych przyszłych posunięć. Również rozważam taką opcję, że jeśli oni się poczują naprawdę zagrożeni, a żadne inne środki nie podziałają, mogą nawet spróbować zamknąć Jarosława Kaczyńskiego. Ale nawet i tu – w więzieniu, a nie w szpitalu. Natomiast wydaje mi się, że do czasu gdy to nastąpi, a w kraju wybuchnie rewolucja, oni raczej nie będą wpadać do domów takich ludzi jak my i nas lać. Dlaczego? Dlatego że póki co, oni nie mają najmniejszego interesu, by wprowadzać stan wyjątkowy w sposób aż tak demonstracyjny. Z tego też samego powodu, nie wydaje mi się możliwe, by oni mieli zbierać ludzi z ulicy, czy to demonstrujących, czy tylko robiących niedobre miny, i ich zakuwać w kajdanki.
Ktoś mi powie, że System, który nam zabił prezydenta, nie cofnie się przed niczym. Oczywiście że się nie cofnie. Tyle tylko, że po pierwsze on się nie cofa przed niczym tylko wtedy gdy to niecofanie się jest wyraźnie w jego interesie, a po drugie, akurat jak idzie o Smoleńsk, na razie tyle tylko wiemy, że Prezydent został zamordowany. Cała natomiast reszta – a więc przez kogo i na ile w sposób zaplanowany – pozostaje nie tak znów bardzo pewna. No i najważniejsze – przy całym moim poczuciu własnej wartości, nie sądzę, żeby ci którzy zdjęli z nieba ten samolot, akurat bardzo przejmowali się nawet kimś takim jak ja.
Czy to znaczy, że jeśli za jakiś czas znów ktoś zapuka do naszych drzwi i bez pytania wpakuje się nam do środka, to ja się im roześmieję prosto w ich zimne szare twarze? Otóż nie. Wręcz przeciwnie. Tym razem będę wiedział, że dziś to już się dzieje naprawdę. Że jest autentycznie niedobrze. I wiem, że wtedy oni albo mnie zleją na miejscu, albo gdzieś wywiozą, i tam dopiero mi pokażą czym się kończy niczym nieusprawiedliwiona bezczelność. Tyle że myślę sobie też, że chwilę później zrobi się z tego mniejsza lub większa afera i zaraz się okaże, ze to jakiś syn ministra, czy kumpel przewodniczącego, czy żona oficera zorganizowała tę akcję, a ponieważ oni najczęściej chodzą od rana do wieczora zaćpani, gdzieś coś się posypało i wyszło jak wyszło. I że już na drugi dzień będą nas wszystkich przepraszać, że tak głupio wyszło. Dlaczego? Bo, jak mówię, nie sądzę, żeby oni tu mieli jakieś wyraźnie zarysowane interesy.
Czemu dziś o tym wszystkim piszę? Otóż chodzi o wyrzuty sumienia. Konkretnie mianowicie poszło o to, że od czasu do czasu – ostatnio ledwo co wczoraj – jestem przez czytelników tego bloga informowany o tym, że gdzieś służby Systemu kogoś brutalnie potraktowały, albo go bezprawnie aresztując, albo go rzucając na ziemię, przyciskając mu twarz butem do ziemi, a najczęściej i jedno i drugie. Często jest też tak, że ta zmaltretowana osoba ma ciężką chorobę serca i musi brać lekarstwa, których oni nawet nie pozwolili wziąć ze sobą, a w dodatku, kiedy ci antyterroryści się z nią szarpali, to jej rozkrwawili wargę lub rękę, a niewykluczone że też złamali żebro, choć to się jeszcze dopiero zobaczy. Proszę mnie dobrze zrozumieć, ja w żaden sposób nie mam zamiaru szydzić z osob, którzy są tak bardzo udręczeni przez to całe kłamstwo i tak bezczelne szyderstwo, że w pewnym momencie coś w nich pękło i już tylko czekają na ten moment fizycznego męczeństwa. Rozumiem ich, bo w ostatnich miesiącach miałem parę razy taką sytuację, że ogarniało mnie takie zdenerwowanie, że moja biedna żona i dzieci autentycznie zaczynali się o mnie bać, że któregoś ranka ja wsiądę w pociąg, pojadę do Warszawy i przykuję się do tego krzyża, a jak mnie od niego odczepią, to będę się prał z policją. Ja również wiem, że wielokrotnie to właśnie dzięki takim ludziom, tym właśnie ludziom, których desperacja podprowadziła pod same granice, tyle razy odnosiliśmy zwycięstwa, których nigdy miało nie być. Jednocześnie jednak czuję wspomniane wyrzuty sumienia, bo zwyczajnie nie umiem na nich patrzeć jak na ludzi takich jak ja i ci wśród których żyję. Ta perspektywa prowadzi mnie do miejsca, gdzie kiedy słyszę o tym, że gdzieś ktoś… – no sami wiecie, o czym mówię – a później na youtubie oglądam tego człowieka, jak z ogniem w oku opowiada w gruncie rzeczy dokładnie to samo, co ja tu mówię na blogu, i co chętnie bym powtórzył za nim, tyle że jest przy tym zdecydowanie dalej niż moja wyobraźni sięga, myślę sobie, że ja bym chciał, żeby mnie z tego wyłączyć. Bo ja zwyczajnie się nie nadaje.
Jest mi oczywiście przykro, że tak bardzo mnie owo moje tchórzostwo, czy może tylko naiwność, wiąże i ogranicza, ale nic na to nie umiem poradzić. Jedyne co mogę zrobić, to opowiedzieć na koniec jeszcze jedną historię. Otóż nie wiem, czy tu już kiedyś o tym nie wspominałem, ale trzeba wiedzieć, że na mnie pogniewany jest osobiście sam Kazimierz Świtoń – polski patriota, człowiek bohaterski i unikalny. Zdarzyło się więc kiedyś tak, że z okazji rocznicy urodzin pana Świtonia, w naszym kościele odbyła się msza w jego intencji, którą zorganizowali jacyś nieznani mi patrioci. Byli więc ludzie, był nasz ksiądz, byli organizatorzy, był też sam Kazimierz Świtoń. Kiedy msza dobiegała końca, można było zauważyć, że coś się szykuje. Już wtedy. Jeszcze w kościele. Zaczęliśmy wychodzić i okazało się że na schodach przed kościołem już stoi cała grupa, macha jakimiś tablicami, wykrzykuje bardzo patriotyczne hasła, wręcza ludziom ulotki i ogólnie rzec biorąc robi poważną akcję. Wyszedł ksiądz i powiedział im, żeby sobie poszli. Na to, część patriotów zwróciła się do księdza i zaczęła z niego szydzić, lub choćby tylko z nim przekomarzać. No i wtedy zareagowałem. Nic takiego. Nawet nie do nich, tylko do księdza powiedziałem, żeby się nie przejmował, bo to są zwykłe dupki. Zrobiła się jeszcze większa awantura, no i ostatecznie wtedy własnie Kazimierz Świtoń się na mnie obraził. Powiedział, ze tego się po mnie nie spodziewał, i od tego czasu już mnie ignoruje.
Co chcę powiedzieć, przypominając obie te historie? Tę, którą ten wpis zacząłem i tą drugą, którą go kończę. Że oczywiście nie jestem bez winy, i calkiem możliwe, że jeszcze się o tym boleśnie przekonam. Jednak też po to, żeby powiedziec, że naprawdę bardzo się staram. Biorąc pod uwagę czasy, w jakich przyszło nam walczyć – najbardziej uważam na to, by nie zwariować. Czego wszystkim bardzo szczerze życzę.

7 komentarzy:

  1. @Toyah
    Ci mężczyźni i ta msza. Tak mi się przypomniała moja mała paranoja.

    Trwa stan wojenny. Byłem wraz z Ojcem na mszy w pobliskim kościele. Staliśmy z tyłu, blisko wyjścia. Msza dobiega końca, jeszcze tylko ogłoszenia parafialne, więc wychodzimy. Nawet kroku nie zrobiliśmy po otwarciu drzwi. Przed kościołem stali łukiem jacyś mężczyźni. Sporo ich było. Cofnęliśmy się do kościoła pełni najgorszych podejrzeń. Esbecy jacyś? Ale dlaczego? O co chodzi?

    I wtedy usłyszeliśmy księdza informującego wiernych, że za chwilę odbędzie się ... nabożeństwo dla ojców.

    Pozdrowienia,

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah

    Ja natomiast pamiętam akcję w Hucie zorganizowaną przez SB albo WSW, pewnej nocy przy każdych drzwiach do mieszkań narysowano małe znaczki (kwadraty, trójkąty, kółeczka) zasadniczo wszędzie były takie same, ale u "wybranych" inne, nas zakwalifikowano do innych. Ojciec trochę się przestraszył znaczki zamazał i narysował takie jak nasi sąsiedzi z piętra. Dziś zastanawiam się czy to była akcja lokalna (dzielnicowa) czy krajowa?

    OdpowiedzUsuń
  3. Toyahu

    Za czasów rządów PIS, publicznie mówiłem, że gdyby rano do drzwi mojego domu zapukała jakaś "władza" to byłbym pewien, że to pomyłka lub moja starsza córka coś przeskrobała - dzisiaj takiej pewności już nie mam.

    I wychodzi na to, że uczciwi ludzie boją się dzisiaj, a krętacze i kombinatorzy bali się wtedy.



    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Traube i Dech
    Skoro Wy nie na temat, to ja też. Zobaczcie sobie najświeższy wpis Palikota.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Przemo
    Tak czy inaczej, lepiej się w ogóle nie bać. Zdrowiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. @
    Nie tylko my mamy paranoje.
    Podczas którejś demonstracji z udziałem dużej ilości zomowców trafił w moje ręce granat z gazem łzawiącym.Schowałem go za pazuchę i zabrałem do mieszkania, które wynajmowałem na Stegnach w Warszawie. Zabezpieczyłem i schowałem w kibelku.Pech chciał,że wpadł znajomy i chciał koniecznie zobaczyć ten granat.Oczywiście wybuchł nam w rękach.Proszę sobie wyobrazić gaz łzawiący rozchodzący się po całej klatce schodowej, wydobywający się z szybów instalacyjnych i kanałów wentylacyjnych. Czekałem kiedy zajedzie "suka" a zomowcy wywleką mnie obitego na zewnątrz. Cieć przyleciał zobaczyć co się stało ale zaraz się oddalił. Tymczasem nic,cisza absolutna. Nikt nie zawiadomił Milicji Obywatelskiej.Mieszkańcami tej klatki byli: para asystentów politechniki, stewardessa, dyrektor Centrali Handlu Zagranicznego,dyrektor jakiegoś wydawnictwa rolniczego ,właściciele jakiegoś prywatnego interesu.Wszyscy tak jak ja posrali się ze strachu.Nikt nie przyszedł a mieszkanie pełne było "bibuły" właściciela mieszkania.
    @Toyah.
    Mój Św.p ojciec, mocno zmaltretowany przez UB, mawiał "kończcie szkoły i uciekajcie na zachód bym mógł spokojnie spać ".Zrozumiałem to dopiero w połowie lat 80-tych kiedy miałem już swoje dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  7. a kto się nie boi?
    Kumpla skopali...kibole! - kto im kazał, kto zapewnił im bezpieczeństwo? Podobno to chuligani a nasza władza nie lubi chuliganów...No ale skopali chłopaka.

    to nie było za czasów komuny - to było już po 90 roku - protestowaliśmy przeciw "prywatyzacji za złotówkę"

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...