Cykl wydawniczy Warszawskiej Gazety i pewne dodatkowe kwestie techniczne sprawiają, że kiedy ten tekst będzie czytany, najpierw przez czytelników Gazety, a tym bardziej już później, na blogu, rocznicowe uroczystości Solidarności staną się już – szczęśliwie dla wielu – przeszłością, a i tego tekstu bohaterowie wyjdą skutecznie z tego strasznego chaosu, i zajmą należne sobie miejsca. Weźmy takiego Waldemara Kuczyńskiego. Oto człowiek, dla którego jedyny powód by wciąż funkcjonować publicznie jest taki, że od czasu do czasu System poprosi go, by powiedział coś, czego ze względu na wciąż obowiązujące bariery cywilizacyjne nie zgodzi się powiedzieć nikt inny – nawet Janusz Palikot. O ile bowiem Janusz Palikot wypowiada się niemal codziennie, pod rękę ze śmiercią złorzecząc wybranym ludziom, a czasem i Bogu – a więc czemuś co jest mu doskonale obojętne – Waldemar Kuczyński modli się nie o pojedyncze nieszczęście, lecz o katastrofę dla świata, a więc dla nas wszystkich, a tym samym i dla siebie. A wszystko to wyłącznie dlatego, że został przez ten świat pokrzywdzony. W tym momencie nie jest zwykłym już pełnym złości cynikiem, lecz zdesperowanym szaleńcem, o jakich od czasu do czasu informują nas media.
To jest trochę tak jak z tą piosenką Morrisseya, gdzie on przychodzi życzyć swojej dziewczynie wszystkiego najgorszego z okazji urodzin, bo okazała się pełna zła i kłamstwa. Ten rodzaj rozgoryczenia jest nam wszystkim znany. Chodzi o usunięcie tej jednej jedynej osoby, żeby dalej już było tylko lepiej. W momencie jak zaczynamy złorzeczyć światu, to nigdy nie będzie lepiej. Bo dalej jest już tylko obłęd.
Pojawił się więc z sukcesem Kuczyński w ciągu ostatnich lat dwa razy, i to za każdym razem w podobnym celu. Pierwszy raz, jeszcze za rządów Jarosława Kaczyńskiego, by powiedzieć, że życzy Polsce jak najgorzej, bo sukces Polski to sukces Kaczyńskiego, a drugi dopiero co – właśnie przy okazji rocznicy – by powtórzyć te życzenia, tyle że w stosunku do Solidarności. Że ma nadzieję, że Solidarności będzie się wiodło jak najgorzej, że będzie słaba i chora i że w końcu zdechnie. Ciekawe jest to, że po to by on mówił o Solidarności, zaprosiła go telewizja właśnie jako człowieka Solidarności. Zupełnie tak samo zresztą, jak przed laty, Rzeczpospolita poprosiła go o opinię na temat Polski, jako przedstawiciela tego narodu, a więc kogoś kto wydawałoby się jest tu naturalnie zainteresowany.
A zatem, kiedy mówię o chaosie, który już niedługo powinien opaść, a wszyscy jego uczestnicy wylądować na swoich dotychczasowych miejscach, myślę o Kuczyńskim, Wujcu, Lityńskim i całej tej bandzie tzw. „ludzi Solidarności” z jednej strony, ale także o tych wszystkich ludziach, którzy Solidarnością nie przestali być nigdy, ani na jedną chwilę przez te trzydzieści dziś już lat. I jeśli nie wymieniam ich nazwisk, to trochę dlatego, że ich jest dużo za dużo, ale też może przede wszystkim dlatego, że Solidarność była zawsze ruchem szczerze demokratycznym, gdzie nie było większych i mniejszych, ważniejszych i mniej ważnych. A zatem, nawet gdybym chciał wspomnieć jakieś nazwiska, to nawet nie wiedziałbym, od kogo zacząć.
Wiele dziś osob, szczególnie tych młodszych, obserwując to co się dzieje wokół nas, lubi myśleć, że ta wojna, ta nienawiść, to zło zaczęło się dopiero około roku 2005. Że w momencie gdy Lech Kaczyński został prezydentem, a Prawo i Sprawiedliwość pokonało Platformę Obywatelską w wyborach parlamentarnych, System uruchomił ową społeczną operację, która musiała doprowadzić do tego, co mamy dziś. W pewnym stopniu to prawda. Dwadzieścia lat to wystarczająco dużo czasu, by z jednej strony wychować nowe pokolenie ludzi gotowych na wszystko, a z drugiej strony wypracować nowoczesne metody sterowania tymi ludźmi. Jest to też wystarczająco długi czas, by wszystko to co zawsze działało świetnie udoskonalić tak, by działało jeszcze lepiej, jeszcze skuteczniej i żeby robiło o wiele bardziej spektakularne wrażenie. A więc pewnie to też dlatego wydaje się nam, że to z czym dziś mamy do czynienia, to coś zupełnie nowego i wyjątkowego. Choćby to plucie na Solidarność.
Otóż prawda jest taka, że to wszystko zaczęło się – i właściwie skończyło – w roku 1990. W ciągu pierwszego, i tak naprawdę jedynego roku rządów Tadeusza Mazowieckiego. Każdy kto pamięta te czasy w miarę dobrze, pamięta też, jak od niemal pierwszych dni, niesieni owym zwycięskim powiewem Solidarności, autorzy tamtego projektu mieli jeden cel – zmarginalizować Solidarność jako związek i ruch obywatelski, pozbawić Lecha Wałęsę jego pozycji, przejąć nazwę i utworzyć partię nowego typu, właśnie o nazwie ‘Solidarność’, która będzie dla nich przez dziesiątki lat wygrywała każde kolejne wybory. Teoretyczne podstawy tego projektu oparte były na przekonaniu, że Polacy, po ponad czterdziestu latach komunizmu, są narodem, któremu nie można powierzyć budowy nowego ładu. Że jeśli Polska ma się stać nowoczesnym europejskim państwem, odpowiedzialność za nią mogą wziąć tylko nowocześni europejczycy i ci wszyscy, których oni wskażą, a jedynym sposobem na skuteczne utrzymanie władzy, jest z jednej strony przejęcie nazwy ‘Solidarność’, a z drugiej uniemożliwienie rozwoju normalnego systemu partyjnego. Solidarność na to nie pozwoliła, stanęła do walki, i tę walkę wygrała. I to właśnie wtedy rozpoczęła się nowa, prawdziwa już wojna, wojna która trwa do dzisiaj. Wojna, jaką rozjuszony System, zmuszony do rezygnacji z marzeń o wieloletniej, niezagrożonej władzy, wypowiedział zwycięskiej Solidarności.
Dziś, kiedy przy okazji kolejnych rocznic, na ekranach naszych telewizorów, lub na okładkach gazet, oglądamy twarze takich ludzi jak Zbigniew Janas, Jan Rulewski, Henryk Wujec, Władysław Frasyniuk, Adam Michnik, Andrzej Celiński, Waldemar Kuczyński, Małgorzata Niezabitowska, Tadeusz Mazowiecki, kiedy każdego roku, pod Pomnikiem Sierpnia w Gdańsku widzimy Lecha Wałęsę, Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, jak składają kwiaty i opowiadają swoje refleksje na temat Solidarności, powinniśmy wiedzieć jedno – oni nie są Solidarnością od 20 już lat. I to nie jest tak, ze ktoś ich stamtąd wyrzucił, a na ich miejsce wstawił jakichś nieznanych nikomu działaczy. Dwadzieścia lat temu, wraz z wieloma innymi ambitnymi politykami, oni próbowali zniszczyć Związek i ta próba im nie wyszła. Ale nawet wtedy, nie zostali z Solidarności wyrzuceni. Oni wpadli w taką wściekłość, że obrażeni z Solidarności odeszli, przysięgając sobie, że nie spoczną, dopóki nie zobaczą jak ona płonie.
Dziś, kiedy dziennikarz telewizyjny pyta Jana Lityńskiego, gdzie jest jego związkowa legitymacja, a ten z pogardliwym uśmiechem mówi, że nie wie, to jest to nie tylko dowód na to, że Solidarność już od dawna nie jest jego związkiem, ale przede wszystkim symbol tej właśnie przegranej wojny. Kiedy dziś Lech Wałęsa zapytany, czy weźmie udział w obchodach, zaczyna śpiewać szyderczą piosenkę o tym, że „Zurych da się lubić”, to oczywiście jest to głównie dowód jego szaleństwa, ale też potwierdzenie przegranej wojny. Co ciekawe, wojny przegranej według najbardziej demokratycznych zasad. Nie na zasadzie puczu, przejęcia, czy zamachu, lecz w ramach demokratycznego systemu, który Solidarność sobie i nam wywalczyła. Dziś, ludzie którzy kierują Związkiem i którzy w jego ramach walczą w mediach, zakładach pracy i na ulicach, nie zostali tam przyniesieni w teczkach polityków. Oni przez dwadzieścia lat stali tam dzielnie w walce i w pracy i każdy swój najmniejszy sukces zawdzięczają uczciwej i wiernej walce o to, w co zawsze wierzyli. System to świetnie wie. System wie, że zarówno przewodniczący Śniadek, jak i szef najmniejszego regionu nosi znaczek Solidarności nie dlatego, że mu go nagle przypiął Jarosław Kaczyński, ale dlatego że go w pierwszej kolejności nigdy nie zdejmował. I że każdy z nich, jeśli go zapytać, gdzie ma swoją legitymację, nie będzie musiał nerwowo myśleć co odpowiedzieć, bo tę legitymacje najpewniej zawsze nosi prze sobie, dokładnie pod tym znaczkiem. A każdy przeciętny członek Związku, jeśli ktoś się go spyta, kim jest, nie musi zwracać się o poradę ani do Waldemara Kuczyńskiego, ani do Daniela Olbrychskiego. Bo odpowiedź na to pytanie świetnie zna bez ich łaskawego wsparcia.
Powyższy wpis ukazał się w miniony piątek w Warszawskiej Gazecie.
Powyższy wpis ukazał się w miniony piątek w Warszawskiej Gazecie.
Toyahu
OdpowiedzUsuńŚwietnie uchwyciłeś istotę sporu wokół "Solidarności". To takie proste, a żaden z publicystów III RP nie potrafi tego dostrzec.
@ Toyah
OdpowiedzUsuńDobrze wiemy, ze w 1989 r partia stworzona z Solidarnosci miala zawrzec sojusz z liberalami z PZPR. Nie jestem pewien, kogo szykowano na premiera. Geremka? Ale JK pokrzyzowal im plany czym zaskarbil sobie dozgonna nienawisc. Nie rozumiem tylko, dlaczego Mazowiecki, beneficjent tego manewru, tak dzis skacze do gardla Kaczynskiemu.
I doskonale pamietam, ze gebe zaczeto Kaczynskim przyprawiac juz we wczesnych latach 90-ych. Glownie w GW.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńWłaśnie tego nie jestem w stanie pojąć. To jest tak proste, tak oczywiste, tak jednoznaczne, a oni chodzą wokół tego jak banda ślepców. I ja naturalnie wiem, że część z nich to zawodowi kłamcy, ale z pewnością są tam też tacy co zwyczajnie nie wiedzą. A może oni wiedzieć nie chcą? Może tak właśnie działa obłąkanie?
@Toyah
OdpowiedzUsuńO, przepraszam! Nie zgadzam się na rozpoznanie, że telewizja zaprosiła Kuczyńskiego jako "przedstawiciela tego narodu".
Moesy mnie yabanowa, a ja si nie ygadyam.
O cholera, przypadkiem nacisnął mi się prawy control i shift. Ale za to, jaki styl wyszedł! Prawie jak u kolegi Waldka K.
O, pomyliłem "Rzeczpospolitą? z telewizją?
OdpowiedzUsuńA ostrzegali za młodu, by nie zajmować się byle czym.
@tadeusz1965
OdpowiedzUsuńTo że on dzięki Kaczyńskiemu został premierem nie ma znaczenia od czasu gdy doszedł do przekonania, że to przez niego też zakończył swoje premierostwo w niesławie. Dziś oczywiście z Mazowieckiego media robią gwiazdę, legendę i cholera wie co jeszcze, ale on sam, nawet jeśli już tego nie wie, to czuje, jaki to był wtedy okropny i straszny wstyd.
@Orjan
OdpowiedzUsuńMoesy si nie ygadya, a ja wci twierdy, e yd nie yd - ma si yachowywa jak obywatel. Bo go stąd jesycye pryed mierci wzpierdolimz.
@toyah
OdpowiedzUsuńCzyżbyśmy, niespodziewanie, wynaleźli nowe esperanto?
Fifty-fifty?
@toyah
OdpowiedzUsuńCzytając ten, i niektóre niedawne teksty, czasami mam wrażenie, że udało ci się znaleźć czas by obejrzeć ten cykl filmów Adama Curtisa. Ale nie dam głowy bo nie pamiętam byś o nim wspomniał bezpośrednio.
Pozdrawiam,
a
@Orjan
OdpowiedzUsuńNo, na to wygląda. Czyż nie?
@AdTheLad
OdpowiedzUsuńPrzyznaję bez bicia, że jednak nie.
@toyah
OdpowiedzUsuńtak myślałem. Curtisa film (nie chciałem insynuować, że wpłynąłby na to co dziś opisałeś) opowiada o szerszym zjawisku, którego efekt końcowy jednak ma pewne podobieństwo.
Pozdrawiam,
a
@AtTheLad
OdpowiedzUsuńW tej sytuacji nie mam wyjścia. Obiecuję, że do końca tygodnia wszystko załatwię jak trzeba.
Toyahu
OdpowiedzUsuńWłaśnie obejrzałam wspaniały film o Annie Walentynowicz. Niestety, nadawany był w TVP HD, podczas gdy w tym samym czasie u Lisa robi się bohaterkę z Krzywonos.
Zastanawiam się, ile osób w Polsce odbiera TVP HD i czy jeszcze można go będzie kiedyś obejrzeć na jakimś ogólnodostępnym kanale?
@Toyah
OdpowiedzUsuńJak tylko wyjadę na dwa czy trzy dni, to zaraz dzieje się na tym blogu tyle ciekawego, że nie nadążam z czytaniem.
Z bardzo bliska widziałam te początki, o których piszesz. Mam wrażenie, że prawie nikt nie zdaje sobie sprawy z tego aspektu wielkości J. Kaczyńskiego - on (z bratem, zawsze z bratem) rozpieprzył pod koniec 89 roku cały ten plan monopartii i faktycznie przejął państwo przy zupełnej bezradności tamtych. To było imponujące, niesamowite, że zrobił to jeden człowiek (w dwóch osobach, bo oni wszystko wymyślali razem, tyle tylko, że dzielili się rolami). Stąd ta dzika nienawiść, pragnienie odwetu i mord, który w połowie, ale wreszcie im się udał. Wciąż się dziwię, że nie powstała książka, która prosto i jasno by wyłożyła, jak "nieudaczniki-kartofle" zdemolowali koszmarny pomysł Kuczyńskich i Michników na Polskę. Młodym można by polecić kroniki Teresy Bochwic, oczywiście zamilczane kompletnie.
@Gemba (jeśli jeszcze tu zagląda)
Dla postronnego czytelnika niezbyt zrozumiały jest ten dialog między Tobą i Toyahem, ale jedno rzuca się w oczy: że próbujesz dyktować mu, co i jak powinien pisać. Mnie by szlag trafił.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńTo już jest obcy świat. Żadnych zasad. Cienia litości. Walka na śmierć i życie. Oni muszą wiedzieć, że jeśli to przegrają, to m nich.
@Ginewra
OdpowiedzUsuńMiało być 'po nich'.
@Toyah
OdpowiedzUsuńP.S. Uciekło mi pierwsze zdanie - chciałam napisać, że bracia Kaczyńscy byli emanacją Solidarności i że już w 89, nie w 90 roku stanęli przeciw projektowi salonu.
@Marylka
OdpowiedzUsuńJak nie wyjeżdżasz, też jest fajnie. Zawsze jest fajnie.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNo pewnie. Ale kiedy mnie nie ma, to jestem odcięta.
Toyahu,
OdpowiedzUsuńPolecam bełkot jasnogrodu podczas dozynek w Czestochowie:
"zawsze z gory widac lepiej"
"widzialem jak wiele jeszcze jest do zrobienia w kazdym obszarze ktory decyduje o tym jak zyjemy, jak myslimy jakie mamy mysli"
"tegoroczne pielgrzymki y, te te te te tegoroczne dozynki"
"wsponym wysilkiem, wspolnym marzeniem o nowoczesnosci mozemy potwierdzac, ze fundament narodu bedzie trwal"
Wysluchaj prosze tego buca w calosci:
http://w423.wrzuta.pl/film/4aGMJQWYEZM/bronislaw_komorowski_na_dozynkach_na_jasnej_gorze_5_wrzesnia_2010
Przy tej naprawdę wspaniałej robocie braci Kaczynskich już od 89 roku jedno im można zarzucić: nie docenili oni roli społecznej komunikacji. Podczas gdy stary spryciula Michnik przejął, jak by nie było, najpopularniejszy tytuł "Tygodnik Solidarność" przekształcając go w GW (gdyby mógł zachować Solidarność w tytule to chyba by się sfajdał ze szczęścia) i budując prasowe imperium przy pomocy swoich francuskich kolesi - komunistów, to LK i JK jakoś odpuścili prasę. A potem było już za późno.
OdpowiedzUsuńJak by to teraz zupełnie inaczej wyglądało, gdy mielibyśmy solidny tytuł, gdzie uczciwie można by prezentować nasze stanowisko, a już szczytem szczęścia byłby własny kanał telewizyjny.
Po upadku "Wprost" i coraz bardziej zmieniającej front Rzepie, nie ma już żadnego opiniotwórczego czasopisma o krajowym zasięgu, które by nam było przychylne, albo chociaż na wskroś uczciwe.
Druga strona bardziej nad tą komunikacją czuwała.
Przecież Rywin przyszedł do Michnika a nie do Kaczyńskich.
@All
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie jeszcze podać tutaj link do artykułu prof.Krasnodębskiego, którego sobie wysoce cenię.
http://www.rp.pl/artykul/532350-Skazani-na--urawnilowke-.html
Tylko pozornie obok tutejszego tematu, chcę zwrócić uwagę na dziwne zjawisko zapowiadające, być może, nowe przetasowania w tzw. przestrzeni publicznej.
OdpowiedzUsuńNa Salonie 24 jest nowy wpis Rolex'a (celny i zabawny jak zwykle) p.t. "Pisz pan na Wietnam".
W sumie, Tusk nie jest wyłącznym bohaterem tekstu, a jego "Podróż Życia nr II" nie jest główną sprawą, której Rolex tekst poświęcił (raczej jest alegorią).
Mnie uderzyło coś innego. Otóż pod tekstem znalazłem 42 komentarze (na razie) i wszystkie one, bez wyjątku (!), dotyczą, cyt: "tego rudego niedojdy".
No, każdy może oceniać premiera jak chce. Jeśli bowiem wolno było więcej (odpowiednie umiłowanie prezydenta śp. Lecha Kaczyńskiego), to na pewno wolno teraz i mniej (umiłowanie premiera odpowiednio stopniowane, wg jego niższej rangi).
Moje zdumienie budzi jednak pewna monotonia w komentarzach: rudy, to, rudy tamto, lecz nie ma ani jednego sprzeciwu, że np. wcale nie taki on rudy, a tylko świński blondyn.
Co to ma znaczyć, że ŻADEN TROLL (nawet RKK) NIE ZOSTAŁ ODDELEGOWANY RUDEMU DO POMOCY!!!!!
To niechybnie świadczyć może, że po wybraniu gajowego, słoneczko nam zachodzi. Dla niepoznaki, zachodzi w kierunku wschodnim (Indie, Wietnam). Jeszcze tylko trochę wody i już snowa budiem w Nazca (Peru) znanym z licznych kosmosowzięć.
Robi sie ciekawie.
PS. Ja, będąc całkiem łysy, do rudych nic nie mam. Zresztą, jak się wsi czepnie, to nawet rudy osiwieje.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńWcięło mi komentarz - w skrócie: mylisz się, JK zabrał jesienią 89 r. Mazowieckiemu Tyg. Solidarnośc i za jego pomocą pokierował wielką i skuteczną w 100 proc. kampanią polityczną (TS miał wówczas wielką publiczność)- najpierw "Jaruzelski musi odejść", potem "Wałęsa na prezydenta". Tam, w TS, zapadały najważniejsze decyzje - kto ma być premierem, ministrami itd.
Michnik nigdy nie przejął TS, tylko GW, a Wałek odebrał mu znaczek z gazety.
Historię TS mam w rocznicowej książce, którą mogę Ci podarować - mam 3 egz. Dużo w niej ciekawych, zapomnianych i nieznanych faktów.
@Orjan
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie mamy do czynienia z pewnymi przetasowaniami, tyle że nie sądzę by one wiele zmieniały. Tyle wszystkiego że oni mają Tuska, Komorowskiego, Schetynę i całą tę bandę głęboko z nosie. No może z wyjątkiem Palikota.
Dziś oni żyją wyłącznie, bardziej niż kiedykolwiek dotąd, nienawiścią do Kaczyńskiego.
Obawiam się, że z ich punktu widzenia jest to sytuacja idealna. Przynajmniej mają spokój. Do nas należy by im go maksymalnie zakłócać.
@toyah
OdpowiedzUsuńoj nie, nie rób sobie trudu. To nie jest takie ważne. Obejrzyj kiedy będziesz miał trochę wolnego - inaczej zmarnujesz 3 godziny czasu i mnie uznasz za 'zawracidupę' (pain in the arse),
pozdrawiam,
a
@Marylka
OdpowiedzUsuńDziękuję ci Marylko za przypomnienie i dokładne sprecyzowanie.
Lata 1989 - 1991 spędziłem w Stanach i mam tu duże luki.
Lepiej pamiętam lata 1979 - 1981 niż te powyżej.
Serdeczności
ps. ksiązkę przyjąłbym?kupiłbym z rozkoszą, tylko, że teraz ja się szlajam po Morzu Północnym. Taka praca.
@Orjan
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem ten wpis, a przed wszystkim komentarze. I powiem Ci uczciwie, że to jest poziom tak dramatycznie zawstydzający, że ja bym się nie zdziwił, gdyby oni tam specjalnie nie przychodzili komentować w obawie przed jego zawyżeniem. Rozumiesz m co mi chodzi? Na miejscu Rollexa ja bym połowę z nich natychmiast pousuwał, a tego fotografa zbanował.
@AdTheLad
OdpowiedzUsuńZawracidupa? Piękne. Nie znałem.
@ginewra
OdpowiedzUsuń> "Świetnie uchwyciłeś istotę sporu wokół "Solidarności". To takie proste, a żaden z publicystów III RP nie potrafi tego dostrzec."
Z tego co pamiętam to Ziemkiewicz (chyba można zaliczyć go do publicystów III RP?) trochę o tym pisał... a przynajmniej o tym, że ekipa Michnika, przy próbie wykolegowania Wałęsy, roiła sobie "conajmniej 12 lat niepodzielnych rządów", bo tylko to wg nich gwarantowało "europejskość" Polski. M.in. Kaczyńscy przekreślili ten plan niedopuszczając do powstania kolejnej monopartii na początku lat 90-tych.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńNie ma mowy o kupowaniu, to egzemplarze pamiątkowe. Jak będziesz pod stałym adresem, chętnie wyślę. Swoją drogą, myślę z przerażeniem, że Ty się "pętasz" po Morzu Północnym. To dla mnie jak po księżycu :-/
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńKrasnodębski jak zawsze bardzo dobry.
Ale zauważyłam, że dawno nie ma Wildsteina. Urlop czy Rzepa go już znów nie lubi?
To jest po wielokroć udowodnione, że żyją nienawiścią do Kaczyńskich (ciągle do obu!).
OdpowiedzUsuńMyślę jednak, że ta nienawiść jest tylko wspólnym mianownikiem (flagą), pod którym następuje chwilowe jednoczenie się co najmniej trzech, odrębnych i antagonistyczych środowisk, a to:
- wewnętrznego w samej PO, powstałego wg i dla celów ujawnionych przez tę Sawicką, Gleba, itp.; stopniowo nagromadzili się jak sępy przy padlinie, aby choć trochę udziobać;
- instytucjonalnej lewicy z apetytem raczej na władzę, a teraz już nie na byle drobne pieniądze, plus cynicznie zadoptowane środowiska lewackie, gejowskie, itp., ogłupiałe od własnej "inności".
- niby nieformalnego zbioru moralnych pętaków ze zgodnymi pretensjami, aby za cenę służalstwa, okopać się w miejscu czekającym na odrodzenie się polskiej inteligencji wymordowanej za, mniej więcej, takie cechy, które teraz zarzuca się np. Kaczyńskim.
Nie istnieje bowiem polski inteligent bez poczucia misji narodowej, moralnej i społecznej.
Na te trzy środowiska funkcjonalnie i diagonalnie nakładają się sieci WSI, innych służb, obcej agentury, zwykłych mafii przestępczych itd.
Te struktury nie tyle współpracują, co nawzajem pasożytują na sobie, każda pchając się na plecach pozostałych dwóch do ciała żywiciela, stale gotowa odepchnąć pozostałych.
Każdy, obeznany z problematyką organizacji i zarządzania (student SGH, gdzie jesteś?) potwierdzi, że taka kompilacja nie jest w stanie wyłonić nic wspólnego, co miałoby napęd w kierunku twórczym, czy ogólnie konstruktywnym. Natomiast do niszczenia, proszę bardzo!
Nienawiść jako oręż niszczenia jest po prostu najłatwiejsza, najbardziej kompleksowa i sprzyja zachowaniu pozorów czystych rąk.
I właśnie to widać gołym okiem w postępowaniu tałatajstwa rozpartego pod hasłem: "między Bugiem a Nysą, najważniejsze to my są".
@toyah
OdpowiedzUsuńU Rolex'a moją uwagę zwrócił nie poziom komentarzy, lecz ich nieoczekiwana jednostronność ("Hajda na Ryżego"), bez normalnej amortyzacji komentami w kierunku przeciwnym.
@Orjan
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie fragment z którym prosisz Studenta o wypowiedź. To jest dla nas okropnie typowe. Ta wiara, że oni przejrzą. Że trzeba im tylko pokazać , a oni wszystko zobaczą. Obawiam się, że na to już za późno. To że Platforma to gówno, oni świetnie wiedzą. A w momencie jak się o tym dowiedzieli, stracili też tu jakiekolwiek zainteresowanie. Sam Student to kilka już razy sugerował. Jak przyjdą wybory samorządowe, on zagłosuje na Waltz nie dlatego, że ona jest świetna. On doskonale wie, że to jest niekompetentna idiotka i on doskonale wie, że każdy - każdy! - kandydat PiS-u byłby od niej lepszy. Ale zagłosuje na nią, bo jak słyszy nazwisko Kaczyński, to go ogarniają takie emocje, że już nic nie potrafi z tym zrobić.
@ Marylka
OdpowiedzUsuńTo szlachetne z twojej strony, Dziękuję. Upomnę się jak wrócę do kraju.
A "szlajam się" zeby było bezpieczniej i ropa nie wyciekała jak w Zatoce Meksykańskiej.
Wildstein powrócił z odpoczynku, pełen sił i werwy.
Pozdrawiam
Proszę na chwilę wpaść do mnie na staryw.blogspot.com
OdpowiedzUsuń@Stary Wiarus
OdpowiedzUsuńByłem, przeczytałem, jestem pod wielkim wrażeniem. Polecam wszystkim, zawsze.