Mimo że od mojego wyjścia z Salonu 24 upłynęło już kilka dobrych miesięcy, wciąż pojawiają się głosy, że byłoby z różnych względów dobrze, gdybym tam wrócił. Najbardziej dźwięczne są dwa z nich. Te mianowicie, że po pierwsze, tam się lepiej te teksty czyta i komentuje, a po drugie, że ostatnio Salon się tak, że tak powiem, zesyfił, ze obecność tego bloga z pewnością sytuację by poprawiła. Oczywiście szanuję te sugestie, natomiast chciałbym przede wszystkim powiedziec, że ja akurat uważam, że tu się to co piszemy czyta i komentuje lepiej niż tam, a poza tym, naprawdę nie należy ode mnie wymagać, żebym ja zaczął się dziś przejmować losem i wizerunkiem Salonu24.
Jest jeszcze coś. Otóż świetnie pamiętam, jak w pewnym momencie obecność tego bloga w Salonie zaczęła się coraz bardziej wiązać z nieustannym zastanawianiem się, co Administracja zechce zrobić z jednym czy drugim tekstem. Czy on się znajdzie na górze strony, na dole, czy może w ogóle z jakiegoś powodu zostanie z niej zdjęty, albo w jednej chwili wyparty przez całą kupę jakichś nicnieznaczących refleksji zawodowych dziennikarzy, próbujących w ten sposób rozszerzyć swój lans na Internet. A na nasze uwagi co do sensowności tego czy innego gestu Administracji, uzyskiwaliśmy nieodmiennie informację, że to oni a nie my decydują, i kropka. Sytuacja ta była przede wszystkim bardzo upokarzająca i naprawdę ciężka do zniesienia, zwłaszcza gdy teksty tu powstające, nie były umieszczane ot tak sobie, dla zabawy, ale z bardzo poważnymi intencjami powiedzenia czegoś istotnego.
Przypomniał mi się ten Salon wczoraj, kiedy nasza przyjaciółka ‘latinitas’ wspomniała w swoim komentarzu pewien stary tekst, który ona akurat pamięta i lubi bardziej niż inne. Znalazłem go i zobaczyłem, że – mimo że jego treść i cel były zupełnie inne – cały pierwszy jego fragment jest poświęcony wyłącznie roztrząsaniu takiej możliwości, że on zostanie przez Administrację zlekceważony, bo akurat ważniejsze jest to, by załatwić parę doraźnych kwestii związanych ze skakaniem po Mariuszu Kamińskim i CBA. Strasznie mi dziś jest wstyd, że tak to się wtedy działo. Jak mówię, tu jest lepiej. No i przede wszystkim – jak to się ostatnio przyjęło mówić – godniej. Szczególnie gdy idzie o wpisy bardziej niebylejakie niż inne. Teksty takie choćby jak tamten. O Jarosławie Kaczyńskim. Proszę rzucic okiem.
Jest jeszcze coś. Otóż świetnie pamiętam, jak w pewnym momencie obecność tego bloga w Salonie zaczęła się coraz bardziej wiązać z nieustannym zastanawianiem się, co Administracja zechce zrobić z jednym czy drugim tekstem. Czy on się znajdzie na górze strony, na dole, czy może w ogóle z jakiegoś powodu zostanie z niej zdjęty, albo w jednej chwili wyparty przez całą kupę jakichś nicnieznaczących refleksji zawodowych dziennikarzy, próbujących w ten sposób rozszerzyć swój lans na Internet. A na nasze uwagi co do sensowności tego czy innego gestu Administracji, uzyskiwaliśmy nieodmiennie informację, że to oni a nie my decydują, i kropka. Sytuacja ta była przede wszystkim bardzo upokarzająca i naprawdę ciężka do zniesienia, zwłaszcza gdy teksty tu powstające, nie były umieszczane ot tak sobie, dla zabawy, ale z bardzo poważnymi intencjami powiedzenia czegoś istotnego.
Przypomniał mi się ten Salon wczoraj, kiedy nasza przyjaciółka ‘latinitas’ wspomniała w swoim komentarzu pewien stary tekst, który ona akurat pamięta i lubi bardziej niż inne. Znalazłem go i zobaczyłem, że – mimo że jego treść i cel były zupełnie inne – cały pierwszy jego fragment jest poświęcony wyłącznie roztrząsaniu takiej możliwości, że on zostanie przez Administrację zlekceważony, bo akurat ważniejsze jest to, by załatwić parę doraźnych kwestii związanych ze skakaniem po Mariuszu Kamińskim i CBA. Strasznie mi dziś jest wstyd, że tak to się wtedy działo. Jak mówię, tu jest lepiej. No i przede wszystkim – jak to się ostatnio przyjęło mówić – godniej. Szczególnie gdy idzie o wpisy bardziej niebylejakie niż inne. Teksty takie choćby jak tamten. O Jarosławie Kaczyńskim. Proszę rzucic okiem.
Zabrałem się do dzisiejszego wpisu, powodowany dwoma zdarzeniami. Pierwsze to takie, że, odrabiając w trakcie weekendu zaległości prasowe, trafiłem na wypowiedz byłego wizerunkowego doradcę Platformy Obywatelskiej, Wojciecha Jabłońskiego, który w Rzeczpospolitej tłumaczy, że obecny kryzys nawet jeśli zaszkodzi Platformie, to z pewnością nie pomoże PiS-owi http://www.rp.pl/artykul/375062_Tusk_przegra__PiS_nie_wygra.html. A będzie tak z tej prostej przyczyny, że PiS, podobnie ja cała klasa polityczna, już się wcześniej skompromitowała, a poza tym, korupcja to z punktu widzenia obywateli to temat passe. Głupie? No, głupie. Ale nie to jest w tekście Jabłońskiego najmocniejsze. On w pewnym momencie, sugerując, że to Cimoszewicz może być beneficjentem obecnego zamieszania, pisze tak: „Jeśli Cimoszewicz stwierdzi, że sondaże są dla niego korzystne, to zapewne zdecyduje się kandydować. A po aferze hazardowej dla wyborców kandydat lewicy będzie miał nad Tuskiem jedną istotną przewagę: nie ciągnie za sobą worka przyjaciół z Grzegorzem Schetyną na czele”.
Ciekawe w tej wypowiedzi jest to, że o ile Jabłoński mówi o przewadze Cimoszewicza nad Tuskiem, i ją starannie uzasadnia, to jakoś nie wspomina o przewadze komunisty nad Kaczyńskim. Czy dlatego, że akurat w tym wypadku trudno by mu było tę przewagę wyjaśnić? No bo, jeśli spojrzymy – nawet oczyma Jabłońskiego – na scenę polityczną i jej ogląd przez wyborców, to widzimy, że PiS jest skompromitowany przez afery, którymi społeczeństwo się oczywiście w ogóle nie interesuje, Platforma również, natomiast, jak idzie o Cimoszewicza, to on jest czysty jak łza, a do tego ma jeszcze tę przewagę nad Tuskiem, że „nie ciągnie za sobą worka przyjaciół”. Ja jednak chciałbym wiedzieć dwie rzeczy. Jakie to kompromitacje PiS-u Jabłoński ma na myśli i czy uważa, że PiS również ciągnie za sobą worek przyjaciół? No i jeszcze dwa, może podstawowe, pytania. Czy on uważa, że to iż Cimoszewicz mieszka w puszczy, oznacza, że nie ma przyjaciół? I czy, jego zdaniem, społeczeństwo, nie interesując się korupcją, interesuje się tym, kto ma jak pełny worek kumpli na plecach?
Oczywiście niczego nie rozjaśnił, bo rozjaśnić nie mógł, ale za to pięknie uzupełnił ten fragment wypowiedzi Jabłońskiego, wczorajszy program Rymanowskiego Kawa na ławę. Otóż wystąpiło tam pięciu polityków, Jacek Kurski, Ryszard Kalisz, Sławomir Nitras, Eugeniusz Kłopotek i Paweł Piskorski. Oczywiście wszyscy sobie dokuczali, i się, jak należy, nienawidzili, ale przy okazji nie pozostawili najmniejszych wątpliwości co do tego, że są idealnie skumplowani. A więc i był Jacek i Gienek i Rysiek i Paweł, i – jakże by inaczej – Sławek. Wszyscy – dosłownie wszyscy – kiedy tylko udało im się zapomnieć o konwencji programu, walili do siebie przez ty. Oni zachowywali się wszyscy, jak – nie przymierzając – pan prokurator z panem adwokatem i panią sędzią, kiedy wychodzą z sali rozpraw i idą wspólnie na ciasteczko.
Do czego zmierzam? Otóż, o ile się orientuję, wśród polskich polityków, jest jeden, do którego mówi się per ‘ty’ wyłącznie na bardzo szczególnych zasadach. Mówi się do niego w ten sposób, jeśli się jest dla niego osobą szczególnie bliską, z tym zastrzeżeniem, że aby stać się taką osobą nie wystarczy być jego kolegą z pracy. Mam tu na myśli Jarosława Kaczyńskiego. Ja sobie nie wyobrażam, żeby w studio TVN24, w niedzielne przedpołudnie zasiadł Jarosław Kaczyński (żeby w ogóle tam zasiadł) i żeby jakiś Kalisz zaczął do niego walić per ‘Jarek’, nie wywołując przy tym efektu uniesionych brwi. Kaczyński bowiem jest, o ile dobrze oceniam sytuację, jedynym polskim politykiem, który po prostu nie rozumie, w jaki sposób to, że on działa w polityce ma wpływać na jego życie osobiste w większym stopniu niż jest to konieczne. Kaczyński jest człowiekiem, który ma jeden jedyny cel – działać dla Polski i mieć satysfakcję z tego, że działa dla niej uczciwie i skutecznie. Ja sobie nie wyobrażam, żeby Kaczyński miał odebrać telefon od jakiegoś biznesmena, gdzie ten mówi do niego w stylu; „Jareczku, jest, kurwa, taka sprawa, że ostatnio widziałem się z Jackiem i on mi, kurwa, mówi, że są jakieś kłopoty”. Bez problemu umiem sobie wyobrazić w tej sytuacja na przykład Donalda Tuska, czy Aleksandra Kwaśniewskiego, czy Andrzeja Olechowskiego, ale nie Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego taka sytuacja jest nie do pomyślenia? Dlatego, że Jarosław Kaczyński, to nie jest ten kierunek. I to akurat wiedzą wszyscy. Nie jest też prawdopodobne, by zadzwonił do Kaczyńskiego jakiś jego zaprzyjaźniony współpracownik – powiedzmy Przemysław Gosiewski – i uderzył w ten sam ton. Bo, wszystko na to wskazuje, że Jarosław Kaczyński za taki numer nie miałby żadnego problemu z tym, żeby Gosiewskiego ze swojego otoczenia wyrzucić. A że go na różne, niestandardowe gesty stać, pokazał jasno na przykładzie Ludwika Dorna.
Chodzi o to, że Jarosław Kaczyński właśnie taki jest i zdają sobie z tego doskonale wszyscy. Wszyscy, którzy mają głowy, a w tych głowach oczy i uszy, wiedzą, że on jest prawdopodobnie jedynym polskim politykiem, którego nie da się ani skorumpować, ani oszukać, ani – co najważniejsze – wystawić do wiatru. Bo Kaczyński jest silny, inteligentny, uczciwy i skupiony w sposób naturalny wyłącznie na sprawach ważnych. A, z jego punktu widzenia, wśród tych spraw nie ma ani domu na Florydzie, ani nawet szwajcarskiego zegarka za 100 tys. czegokolwiek. Co najwyżej, mama, brat, kot i Polska. I, jakkolwiek będziemy się z tego chcieli śmiać, fakty są nieubłagane. Jarosław Kaczyński, dla III RP i jej przedstawicieli nie jest żadnym partnerem. On jest kimś, z ich perspektywy, z innego świata. Więc, jeśli ktoś chce z nim współpracować, ma przyjąć jego zasady i nie liczyć na cuda. A jeśli ktoś chce z nim walczyć, to może oczywiście walczyć, ale pamiętając przy tym, że tu na cuda liczyć jest jeszcze bardziej głupio.
Ale oczywiście walczą. Walczą na śmierć i życie. Bo wiedzą, że Jarosław Kaczyński jest jedyną przeszkodą na drodze do pełni szczęścia. Że jest przeszkodą poważną i niezgłębioną. A przy tym przeszkodą, której żaden z nich nijak nie może dotknąć. Zatrudnili cały przemysł medialny, całą kulturę popularną, wszystkie możliwe służby. I nic. Nie potrafią go dotknąć. Ani Rysiek, ani Grzesiek, ani Sławek, ani Andrzej. Bo co do niego podejdą, to widzą poważną twarz człowieka, który nie musi nic, ale chce bardzo wiele. I doskonale wie, jak to zrobić.
I też stąd ta furia.
@Toyah
OdpowiedzUsuńOstatnio w mediach (dotyczy zarówno polityków i dziennikarzy) nastąpił doskonale zaprogramowany proces zamiany Jarosława Kaczyńskiego na Jarosława,Jarka.Dotychczas mówiono pogardliwie"prezes",teraz trzeba Jarek, Jareczek posłuchaj rady mądrzejszych,daj sobie spokój,Jarek zwariował itp.Dziwny jest brak reakcji posłów PIS. W TVP-info Wikliński kilka razy o Jarosławie Kaczyńskim powiedział Jarek, a poseł PIS z Kalisza zamiast,że dla SLD to Pan Kaczyński a nie koleś od kielicha, był miły jak z instrukcji Pani Kluzik Rostkowskiej.
Nie podoba mi się również ta maniera pośród komentatorów tego bloga.
Pamiętam jak,jakiś czas temu, dziennikarka w wywiadzie telewizyjnym powiedziała "Panie Jarosławie -mogę się tak do pana zwracać " Kaczyński odpowiedział "NIE" "to jak mam się do pan zwracać"pyta zdziwiona. "Po prostu proszę Pana to wystarczy" pada odpowiedź. Dla nas niech też będzie porostu PAN Jarosław Kaczyński bo na to po prostu zasługuje jak nikt inny.
@bankaist
OdpowiedzUsuńTe różne 'Jareczek' czy 'Jaruś' czy nawet 'Jarek' to typowy objaw bezradności. Tak się zachowują ludzie głupi, kiedy nie mają argumentów, a są wściekli. Zaczynają zdrabniać. Jak mówię - typowe.
Bo Jarosław traktuje politykę jako powołanie po prostu. Dla całej reszty to tylko zwykła robota jest, tak jak w przykładzie z sądu.
OdpowiedzUsuńAle niestety nie moge powiedzieć, że zawsze jest odporny na oszukanie i wystawienie do wiatru... vide sprawa Kaczmarka, co miał namieszać to namieszał, choćby w konflikcie między Kaczyńskim a Dornem.
"Co najwyżej, mama, brat, kot i Polska."
OdpowiedzUsuńNależałoby dodać jeszcze kuzyna Jana Marię Tomaszewskiego, któremu całkiem bezinteresownie załatwił pracę w Orlenie za 10 tys. netto miesięcznie, a w ciągu dwóch lat pracy widziano go tam ze dwa razy. Ciągle przebywał na zwolnienieniach lekarskich.
@
OdpowiedzUsuńtakieGadanie
Z tego co mówi nie tylko Kaczyński, a ja nie mam powodu, żeby to kwestionować, Kaczmarek to zupełnie wyjątkowy troll. Absolutnie unikalny.
@olej
OdpowiedzUsuńOjej! To straszne. Jestem pewien że ktoś taki z Platformy by natychmiast wyleciał. A sam zainteresowany za bumelanctwo zostałby publicznie napiętnowany, a nie tylko na jakichś blogach.
@ Toyah
OdpowiedzUsuńŚwietne obserwacje i analiza - po prostu non plus ultra.