czwartek, 23 września 2010

Gdy po pomoc można iść już tylko do Dona Corleone

Trzeba Wam wiedzieć, że moje najmłodsze dziecko jest w pewnym sensie bardziej wyjątkowe, niż pozwalają na to tzw. standardy. Pamiętam na przykład jak ona miała dwa lata i pobierano jej z ręki krew. Ponieważ ona jest mało żylasta, a pielęgniarka przeprowadzająca zabieg była mało kompetentna, cała procedura trwała chyba z dwie minuty, aż w końcu ta biedna kobieta nie wytrzymała nerwowo, natomiast moja córka…nawet nie zwróciła na te męki uwagi. Wiele lat późnie, pamiętam, jak okazało się, że to nie było chwilowe otępienie małego dziecka, lecz stała tendencja, kiedy najmłodsza Toyahówna wróciła ze szkoły i zakomunikowała wszystkim, że „siedmiu się na nią rzuciło, żeby jej odebrać butelkę z wodą”, ale ona nie dała. To była chyba czwarta, a może jeszcze trzecia klasa. W piątej klasie po dwóch miesiącach nauki ona miała 32 jedynki.
Czemu piszę o moim najmłodszym dziecku? Otóż powód jest taki, że jej absolutnie ulubionym filmem od pewnego czasu jest Ojciec Chrzestny, a zwłaszcza scena początkowa, kiedy to Don Corleone mówi do Bonasery” „Bonasera, Bonasera, dlaczego traktujesz mnie tak bez szacunku?” A ja dziś będę pisał o Ojcu Chrzestnym właśnie.
Dziś więc zatem będzie o Ojcu Chrzestnym. Sukces tego filmu, a wcześniej tej powieści pozostaje tajemnicą. Można oczywiście powiedzieć, że to jest po prostu bardzo dobry film, a ksiązka też niezwykle ciekawa. No, ale ciekawych książek i świetnych filmów jest cała masa, natomiast Ojciec Chrzestny jest tu wciąż na tym tle zupełnie szczególny. Można powiedziec, że to chodzi o Marlona Brando, lub o Ala Pacino, albo może nawet i o Roberta DeNiro. No tak. Ale oni grali w wielu filmach. Nawet Marlon Brando. W Ojcu Chrzestnym natomiast jest coś takiego, że nawet ktoś taki jak moja najmłodsza córka jest w stanie go oglądać dziesiątki razy, za każdym razem z tym samym zachwytem… no i tym czymś jeszcze. Czymś takim mianowicie, co zmienia całe nasze życie.
Ktoś mi powie, że powinienem uważać na najmłodszą Toyahównę, bo jeśli ona czuje taki pociąg do świata przemocy, bardzo szczególnego prawa i pokręconej sprawiedliwości, to może bardzo dobrze oznaczać, że z nią jest coś nie tak. I ja tu muszę przyznać, że istotnie, z moja najmłodszą córką jest cos nie tak. Dokładnie tak samo nie tak, jak ze mną i z całą pewnością wieloma osobami czytającymi te słowa. Problem polega własnie na tym, że z nami wszystkimi jest zdecydowanie coś nie w porządku. Jeśli przez porządek mamy rozumieć świat, w którym przyszło nam zyć, to fakt że ona nagle uważa, że to co zostało przedstawione w Ojcu Chrzestnym to świat, który dla niej stanowi piękne i czyste odejście od chaosu, musi oznaczać, że mamy z nią pewien problem. Jest to problem mianowicie, któremu na imię ‘niespełnienie’, lub, jeśli ktoś woli – ‘brak’.
Sytuacja w jakiej dziś znajduje się nasza Polska, robi , mówiąc delikatnie, wrażenie. Piszemy tu wszyscy o wielorakich aspektach tej kondycji niemal codziennie. Co słychać dziś, jeśli idzie o bardzo drobny fragment tego wielkiego nieszczęścia? Prokurator Parulski niespodziewanie ogłosił, że szczątki polskiego samolotu na smoleńskim lotnisku leżą kompletnie niezabezpieczone. Szok! Na TVN-owskim pasku biegnie napis, że podobno ostatnio znaleziono tam kolejne ludzkie szczątki. Dowiadujemy się też, że są dowody na to, że tuż po katastrofie Rosjanie metodycznie niszczyli resztki samolotu. Jak nas informuje rosyjska strona tej zbrodni, dalszych dokumentów już nie będzie, tyle że oni jeszcze nam przedstawią końcowy raport. Podobno jednak nie powinniśmy się martwić, bo to – jak twierdzi rzecznik naszego rządu – czy ten samolot jest zabezpieczony, czy nie, nie ma praktycznego znaczenia dla sprawy, bo i tak mniej więcej wszystko wiadomo, a wczoraj w telewizji Stefan Niesiołowski zapewnił, że teoria o zamachu jest równie absurdalna, jak myśl o tym, że naszego prezydenta zabili Marsjanie. Okazuje się, że wbrew pozorom, Rosjanie też nie zasypują gruszek w popiele. Wielu z nich na przykład pracuje w naszej sprawie również w soboty i w niedziele, co może oznaczać, że niektórzy z nich będą musieli odpuścić sobie cerkiew. Do Smoleńska po raz sto dwunasty wyruszają polscy archeolodzy. Tym razem podobno już na sto procent. A to wszystko, jak mówię, jedna tylko sprawa. Poza tym Donald Tusk jest na urlopie okolicach Grecji, natomiast Sejm szykuje się na przyjęcie kolejnego legislacyjnego ataku rządu. Ale to pewnie dopiero, jak Premier opali sobie jeszcze ostatni palec u lewej nogi.
Sukces Ojca Chrzestnego, jak mi się wydaje, leży w tym, że jego główna teza była taka, że jeśli idzie o świat zewnętrzny, to on właśnie mniej więcej zawsze jest taki. A więc pełen kłamstwa, bezprawia, niesprawiedliwości, występku, zbrodni – zbrodni niemal systemowej. Świat widziany oczami Dona Corleone i ludzi, którzy wybrali jego przyjaźń, był w dodatku światem całkowitego moralnej mustki, w którym nie tylko słowo i gest nic nie znaczyły, ale równie bez znaczenia był człowiek, do którego to słowo czy gest należały. A zatem, świat zastany przez Corleone to był świat chaosu i upadku. Mam wrażenie, że gdyby Ojcu Chrzestnemu opowiedzieć o tym, co się stało w Smoleńsku, on by tylko wzruszył ramionami, rozłożył ręce, westchnął i pokiwał w zamyśleniu głową. Ten niezwykły konflikt między wszystkim tym co reprezentowała i w co wierzyła Rodzina, a tą przedziwną cywilizacją z którą ona musiała się zmierzyć, było idealnie widać na przykładzie już może nawet nie początkowej rozmowy Dona z Bonasera, kiedy to padły te klasyczne już dziś słowa: „Czemu nie przyszedłeś do mnie?”, ale zdarzenia nieco późniejszego, kiedy to Hagen pojawił się w Hollywood by załatwić u Woltza pracę dla Johnnego. Siedzi Hagen naprzeciwko tego zepsutego do szpiku kości producenta i mu mówi: „Niech pan zrozumie. Mój klient obiecał tę rolę Johnnemu na ślubie swojej córki. Co więcej, Johnny jest sierotą, więc mój klient czuje w stosunku do niego jeszcze większy obowiązek Poza tym, on jest jego ojcem chrzestnym. Rozumie pan? On trzymał małego Johnnego do chrztu na rękach, a dziś mu tę rolę obiecał. Dla Sycylijczyków taka obietnica to świętość”. A kiedy Woltz mówi: „Ja znam wszystkich najważniejszych prawników w Nowym Jorku, a o panu nie słyszałem”, Hagen mu skromnie odpowiada „Mam tylko jednego klienta”.
Wydaje mi się, że moje najmłodsze dziecko, a przecież nie tylko ona, patrząc na tę scenę czują takie emocje, ponieważ w świecie autentycznego chaosu i bezprawia, kłamstwa i bezczelnej arogancji, pogardy i podłości, tamci ludzie świecą przykładem wręcz nadludzkiej harmonii. Wspomniałem wyżej o jednym drobnym aspekcie naszej polskiej rzeczywistości, której symbolem jest ten gnijący w smoleńskim błocie samolot z biednymi resztkami białoczerwonej szachownicy, i całe bezczelne kłamstwo otaczające ten ponury obraz. I oto mamy jeszcze to dziecko. Kogoś kto urodził się już w tej Polsce i wszystko co wie – wie z opowiadań i ze swojego niezwykle zabawnego przekonania o swojej spostrzegawczości i nieomylności ocen. Co ona ma myśleć, kiedy patrzy na ten samolot i słucha kłamstw, które System sączy w jej niewinne ucho? Co mamy myśleć my? Można więc myśleć sobie tak i owak, ale jeśli gdzieś tam nagle, w tym bólu i w tek samotności, pojawi się myśl o tym, że trzeba iść do Ojca Chrzestnego, nikt nie powinien się dziwić.
Bo problem polega na tym, że przynajmniej w teorii, świat cywilizowany jest zbudowany tak, że każdy ma do wypełnienia swoją rolę i lepiej lub gorzej stara się tę rolę wypełniać. Nad tym wszystkim stoi państwo, które w ramach owej cywilizacyjnej umowy, zobowiązuje się dbać o to, żeby ten świat działał i żeby go nic nie psuło. Niektórzy na ten system mówią – prawo i sprawiedliwość. Jest więc czymś absolutnie oczywistym, że w momencie gdy państwo zaczyna sobie swoje obowiązki lekceważyć, do głosu dochodzą ludzie i ich tak straszliwie zlekceważone emocje. Właśnie wtedy pojawia się też samosąd, lincz, nienawiść, a zaraz obok to wieczne pragnienie porządku. Jak to wygląda w moim wypadku? Liczyłem na to, że po katastrofie w Smoleńsku to całe zło się rozpłynie. Że to ogrom tego nieszczęścia stworzy coś prawdziwie dobrego – tymczasem on stworzyło zło jeszcze większe. Wierzyłem że Bronisław Komorowski nie zostanie prezydentem, bo to człowiek zły, podły i głupi – na nic. Dziś patrzę, jak podbudowane tym wielkim sukcesem siły zła tryumfują, tonąc w zupełnie nowym poczuciu całkowitej i wiecznej bezkarności. A nad tym wszystkim unosi się opalona twarz Premiera, która nam mówi z uśmiechem, że my się nie liczymy. A ja już tylko za Morrisseyem powtarzam: „Proszę umrzyj”.
Ale ja już jestem stary i złośliwy. Co natomiast może myśleć dziecko, które nagle to wszystko zobaczyło i skamieniało? Najmłodsza Toyahówna prosi mnie, żebym jej puścił angielski dokument The End o gangsterach z East Endu i informuje mnie z ta typową dla siebie przekorą, że ona uważa, ze gangsterów nie powinno się wsadzać do więzienia. Że oni są okay. Biedne małe dziecko. Cóż ona wie?

22 komentarze:

  1. @Toyah
    Właśnie dziś oddałam do szkolnej biblioteki "Ojca chrzestnego"... Przeczytałam go na początku wakacji i potem jeszcze "Rodzinę Borgiów" i "Mroczną arenę" z osiedlowej wypożyczalni. I znowu - Twoja diagnoza to sam sens i smak. Mam też coś adekwatnego do zeznań o Toyahównie. Jeden z moich najciekawszych (co nie znaczy - najpobożniejszych) uczniów zagadnął mnie o książki Mario Puzo kilka dni wcześniej, wcale nie wiedząc, że je niedawno czytałam. Mam wielką ochotę przysłać go tutaj, tylko nie wiem, jak zniesie nasz wspólnie wyznawany kaczyzm... Poza tym nie powinnam politykować z młodzieżą, zwłaszcza jako osoba z misją od bpa Nycza. ;-) Może się jednak zdarzyć, że nie oprę się pokusie, bo dobrze chłopakowi z oczu patrzy... Pożyjemy, zobaczymy...
    Serdeczności dla Ciebie i Twojej Gromadki!

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah

    Był taki serial z Tomem Hagenem w roli głównej. "Na południe od Brazos". Western. Tom Hagen i jego kolega, złapali faceta, który kradł, gwałcił, podpalał. Powiesili go bez ceregieli i piorunem oraz za szyję, a na szyi zawiesili tabliczkę, na której stało:
    "kradł, gwałcił, podpalał".

    Wszystkie najlepsze filmy są amerykańskie, a każdy to mniej lub bardziej - western. Godfader to też western, dla mnie.

    Tu, teraz, sobie piszemy. A tam, tam leżą strzępy ciał. Na tej ziemi przeklętej. A szeryf na urlopie. A sędzia pokoju ewidentnie naćpany jakim to kwasem.
    Kurwa jego mać faszystowska, jak gadał ten debil u Kusturicy. Ja pierdolę.

    Na gałąź z nimi. Prawo i sprawiedliwość, w starotestamentowym znaczeniu. Jak western.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wkleję to co napisałem u FYMa.



    Patrzę na coraz bardziej szarzejącą twarz Tu₁₅₄ska i myślę, że on się boi, strach zalewa mu oczy.

    Ktoś, gdzieś, podjął jakieś decyzje - wojskowi prokuratorzy byli dzisiaj jacyś inni, jakby bliżej nas.

    Czyżby Tu₁₅₄sk był do odstrzału ?





    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Przemo
    Jak wróci z urlopu, szarzyzna mu zniknie. Wszystko zależy od tego co zrobią z umową gazową. Bo wygląda na to, że to klucz do zagadki smoleńskiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Toyahu,

    Im większa ich buta, tym większa nienawiść we mnie.

    "To miasto-

    Nie ma tego miasta
    Zaszło pod ziemię

    Swieci jeszcze

    Jak próchno w lesie

    Puste miejsce
    lecz wciąż ponad nim drży powietrze
    po tamtych głosach

    Rów w którym płynie mętna rzeka
    nazywam Wisłą.Ciężko wyznać:
    na taką miłość nas skazali
    taką przebodli nas ojczyzną "

    OdpowiedzUsuń
  6. Toyah,

    przeprowadziłem u mojego syna (siedemnastolatek - trylogię Coppoli ogladal w całości jakies trzy lata temu) małe konsultacje. Spytałem dlaczego mu sie ten film podobał, a wiem że mu się podobał bardzo.

    Skutecznośc mafijnej maszynki do robienia interesów, autorytet cappo di tutti cappi, genialny Brando, zapadająca w pamięć muzyka. W takiej kolejności mi to wymienił.

    Dla mnie przed laty ten film był jednak o czyms innym. Chociaz starszy byłem, jak to pierwszy raz ogladałem. Musiałbym się rozpisać o tej nostalgii i przemocy, o balansowaniu miedzy skurwieniem a człowieczeństwem. Umiejętnym igraniu przez Coppolę na tych nutach wobec widza.
    Ale dość o tym.

    Ważniejsze sprawy mamy w niedalekiej przyszłości.
    Na naszych oczach wykluł sie ze skorupy polski Zapatero. Media systemowe kreowały na tego demiurga a to Olejniczaka, a to Napieralskiego. Jednoczesnie stale pompując posła z Lublina.

    Ostatnio proces przyspieszył, promocja palikmiota idzie pełną parą, ma zakładac swoją partię. Jest pewne, że partia zyska pełne poparcie medialne. Zadbano o przygotowanie nastrojów: najpierw prowokacja wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu, celowe podsycanie i przedłuzanie konfliktu.
    Teraz zamieszanie wokół komisji majątkowej i postulaty powołania komisji sejmowej do rozliczenia przejmowanego przez Kościół majątku.

    Zapatero ruszy do boju.

    Myślę, że Włosi mają swoją mafię, którą najlepsi filmowcy potrafią pokazac na ekranie w fascynujący sposób. Mówisz o świecie ładu i porządku, którego substytutem jest mafijna organizacja?

    W Polsce też mieliśmy organizację, która działała w ładzie i porządku. Karano bezwzględnie zdrajców, funkcjonowały sądy, były jasne zasady, dowódcy i zależność służbowa.
    To nie była żadna mafia. Działało hasło: Bóg-Honor-Ojczyzna.

    Tak funkcjonowało Polskie Państwo Podziemne w czasie okupacji.
    Tak działała konspiracja.

    Polecam tekst Wojciecha Wencla (jeśli jeszcze nie czytałeś):
    http://wojciechwencel.blogspot.com/2010/09/tylko-swinie-siedza-w-kinie-potrzeba.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Toyah,

    przeprowadziłem u mojego syna (siedemnastolatek - trylogię Coppoli ogladal w całości jakies trzy lata temu) małe konsultacje. Spytałem dlaczego mu sie ten film podobał, a wiem że mu się podobał bardzo.

    Skutecznośc mafijnej maszynki do robienia interesów, autorytet cappo di tutti cappi, genialny Brando, zapadająca w pamięć muzyka. W takiej kolejności mi to wymienił.

    Dla mnie przed laty ten film był jednak o czyms innym. Chociaz starszy byłem, jak to pierwszy raz ogladałem. Musiałbym się rozpisać o tej nostalgii i przemocy, o balansowaniu miedzy skurwieniem a człowieczeństwem. Umiejętnym igraniu przez Coppolę na tych nutach wobec widza.
    Ale dość o tym.

    Ważniejsze sprawy mamy w niedalekiej przyszłości.
    Na naszych oczach wykluł sie ze skorupy polski Zapatero. Media systemowe kreowały na tego demiurga a to Olejniczaka, a to Napieralskiego. Jednoczesnie stale pompując posła z Lublina.

    Ostatnio proces przyspieszył, promocja palikmiota idzie pełną parą, ma zakładac swoją partię. Jest pewne, że partia zyska pełne poparcie medialne. Zadbano o przygotowanie nastrojów: najpierw prowokacja wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu, celowe podsycanie i przedłuzanie konfliktu.
    Teraz zamieszanie wokół komisji majątkowej i postulaty powołania komisji sejmowej do rozliczenia przejmowanego przez Kościół majątku.

    Zapatero ruszy do boju.

    Myślę, że Włosi mają swoją mafię, którą najlepsi filmowcy potrafią pokazac na ekranie w fascynujący sposób. Mówisz o świecie ładu i porządku, którego substytutem jest mafijna organizacja?

    W Polsce też mieliśmy organizację, która działała w ładzie i porządku. Karano bezwzględnie zdrajców, funkcjonowały sądy, były jasne zasady, dowódcy i zależność służbowa.
    To nie była żadna mafia. Działało hasło: Bóg-Honor-Ojczyzna.

    Tak funkcjonowało Polskie Państwo Podziemne w czasie okupacji.
    Tak działała konspiracja.

    Polecam tekst Wojciecha Wencla (jeśli jeszcze nie czytałeś):
    http://wojciechwencel.blogspot.com/2010/09/tylko-swinie-siedza-w-kinie-potrzeba.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Drogi Toyahu!
    Po tych Twoich poprzednich uwagach na temat zamierającego (?!) bloga, które przeczytałam dopiero przed chwilą, przeraziłam się i wyobraziłam sobie, że przestajesz pisać albo że będziesz pisał raz na miesiąc. Zgroza. Proszę, napisz, że nic podobnego.
    W młodszej Toyahównie wyczuwam moją koleżankę. Nienasycony głód sprawiedliwości, choćby w wydaniu gangsterskim. Nie bez powodu w swoim czasie ten film tak zafascynował całą Polskę. Obecnie wolę Clinta Estwooda, niesamowitego jeźdźca Apokalipsy. Gdybyśmy tak mogli żyć w jego filmie.. Do licha, gdyby tak on zobaczył, że to co się zdarzyło 10 kwietnia w Smoleńsku, to temat dla niego! Widzisz ten film, ojcze Toyahówny?

    OdpowiedzUsuń
  9. @Yo
    Z tym uczniem, to duże ryzyko. Ale spróbować można. Oni często są znacznie mądrzejsi od swoich rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  10. @tayfal
    Pełna Twoja racja. Kurwa jego mać faszystowska! Właśnie tak.
    I na gałąź! Westerny górą!

    OdpowiedzUsuń
  11. @Przemo
    To by był figiel, jakby on w tej swojej Grecji poprosił o azyl.
    Żartuję niestety.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Agnieszka Moitrot
    Niestety tak to zawsze jest. Jak nie ma prawa i sprawiedliwości, budzą się złe duchy. Po obu zresztą stronach.

    OdpowiedzUsuń
  13. @kazef
    A dla mnie to jest, tak jak piszę, film o świecie bez prawa i sprawiedliwości. Gdzie o prawo i o sprawiedliwość trzeba samemu się postarać. Jak mówi tayfal - western.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Marylka
    Pewnioe że widzę. Stąd też ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
  15. @toyah

    Ale ja się zgadzam z tym westernem. Pisałem przecież pod jednym zpoprzednich postów o chwytaniu na lasso między nostalgią a przemocą.

    OdpowiedzUsuń
  16. @kazef
    Słuszna propozycja Wencla, ale kto się da odciągnąć od telewizora?

    OdpowiedzUsuń
  17. @Marylka
    Dobre pytanie. Też się zastanawiam, gdzie jest granica w hodowli telewizyjnych bezmozgowców.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. @All
    W tym dokumencie o gangsterach z East Endu jeden z nich mówi coś takiego: "Bo zasada jest taka, że nie wolno współpracować z policją, należy szanować starszych, przeprowadzać staruszki przez ulicę". I to jest właśnie to: świat jaki powstaje, gdy zostaje już tylko samoobrona. Przemoc i czepianie się czegoś co choćby bardzo skromnie nadaje temu wszystkiemu jakieś pozory porządku.

    OdpowiedzUsuń
  19. A ja jednak wierzę, że będzie dla Nich Sprawiedliwość (,,młyny Bożej Sprawiedliwości mielą powoli, ale na proch") i to bez naszego ubrudzenia się Ich krwią. Oczywiście musimy ,,napełniać stągwie wodą" - głosić Prawdę, robić swoje w życiu prywatnym, zawodowym i czekać na odpowiedni moment - aż Pan w końcu napełni te stągwie winem Sprawiedliwości dla Nich.
    Choć nóż się w kieszeni otwiera na to co Oni wyprawiają, nie powinniśmy wymierzać Sprawiedliwości na własną rękę NIE dlatego, że na nią nie zasługują (PO TRZYKROĆ ZASŁUGUJĄ), ale dlatego, że wtedy to Ich parszywe Zło wlazłoby w Nas - a Nas szkoda :)

    W klasie maturalnej zaczytywałam się ,,Zbrodnią i karą" Dostojewskiego. Rozterki bohatera - zabić starą lichwiarkę czy nie zabić były mi bliskie (choć nie do końca wówczas uświadamione) ponieważ miałam w najbliższym otoczeniu taką ,,starą lichwiarkę" - ojca alkoholika. Dziś wiem jak z Kimś takim postępować a wyznaczają to ewangeliczne zasady przebaczania - przypowieść o dłużniku. Zawsze trzeba przebaczać w sercu, by nie niszczyć siebie, ale nie okazywać tego gdy Ktoś nie uznaje swej winy, nie wyraża skruchy itp.

    Pozdr. Wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  20. @Gemma : bardzo trafnie ujęte ogólne rozwiązanie dylematu ilustrowanego z powiedzeniem "nóż się sam w kieszeni otwiera".

    @toyah dziękuję za interesujący tekst. Dopiero dzisiaj odkryłem Pana blog. Pięknie Pn napisał o Ś.P. pani Annie Walentynowicz. Tak jak to podkreśla "Gamma" - rozważanie rozwiązań mafijnych prowadzi do autedestrukcji. Ja bym dodał od siebie że prowadzi też do autodestrukcji społeczeństwa. Warot podkreślić że Don Corleone promował przemoc i podwladni w jego hierarchii byli wybierani jako ci którzy uznawali przemoc. Nie różni się to specjalnie od "ładu" wprowadzenego przez bolszewików,gdzie mafia miała oficjalne miejsce w panstwie (to samo z nazistami w III rzeszy). TO wlaśnie dlatego w takich krajach jak zsrr i hitlerowskie niemcy bie istniały mafie poza głowną państwową. Warto to rozważyć zanim się pójdzie w sytuacje w których się nie jest "fachowcem" - takich jak np. rewolucja. Jeśli zrobisz rewolucję, to wyprą cię osobnicy na prawdę skłonni do każdej zbrodni. powtórzyło się to już tyle razy w historii że powinno być oczywiste. Myślenie o skuteczności dzałania Don Corleone to straszny paradoks. Jest on sygnalizowany w książce przez wątek żony...

    OdpowiedzUsuń
  21. przepraszam za literówki w moim komentarzu - pisałem to przez interfejs przypominający dziurkę od klucza 8-). Następnym razem napiszę z boku, zczytam i dopiero wkleję...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...