Poniższy tekst stanowi komentarz, jaki – ze względu na swoją długość – z powodów czysto technicznych, nie mógł zostać opublikowany pod odpowiednim wpisem na naszym blogu, a który nasz Ksiądz zechciał mi uprzejmie przysłać droga e-mailową. Ze względu na z jednej strony naszą stałą i oczywistą wdzięczność, a z drugiej na równie oczywistą wyjątkowość tej refleksji, pragnę ją tu przedstawić i prosić wszystkich o skupienie.
Jak powszechnie wiadomo, w minione dni karierę w Polsce usiłowało zrobić słowo „kondominium”. Piszę „usiłowało”, ponieważ wydaje mi się, że nie do końca potencjał tego wyrazu został politycznie i medialnie wykorzystany. Jakoś tak w przekazach medialnych i komentarzach częściej słyszało się słowo „zawieszenie” (a propos p. Jakubiak), czy „pochodnie” (a propos wieczornego wiecu pisowców). A przecież słowo „kondominium” nie jest trudne, brzmi ładnie, a zabawne jest w nim to, że można je pomylić np. ze słowem „kondom”. Niektórym zaś obdarzonym co żywszą imaginacją politykom i publicystom, wyrażenie „kondominium” bez trudu jak sądzę, mogłoby się skojarzyć z wyrażeniem „aluminium”. Te ucieszne wyrazowe podobieństwa, nie zostały niestety wyzyskane medialnie, co budzi wielkie moje zdziwienie. Owszem, wypowiedź prezesa PiS o kondominium spotkała się ze zgodnym odporem przedstawicieli Partii i jej Stronnictw Sojuszniczych, ale czymże jest oklepane i mało oryginalne określanie poglądów Kaczyńskiego jako skandalicznych, obraźliwych, niszczących wszystko co udaje się zbudować, bezpodstawnych i szkodzących Polsce – w porównaniu z rzuconą mimochodem uwagą, że Kaczor bredzi coś o prezerwatywach i to w dodatku aluminiowych?
Tak czy inaczej, nawet jeśli mój patent z aluminiową gumą nie został należycie wykorzystany, to i tak wszyscy wiedzą, że Jarosław Kaczyński odznacza się złą wolą i popada w obłęd. Wypowiedź o kondominium jasno to ukazała, a kolejne idiotyzmy prezesa o jakiejś odpowiedzialności moralnej, zapaści państwa i bombowcu, najzwyczajniej w świecie to potwierdziły.
A przecież – powiedzmy to sobie szczerze – istnieją dostateczne powody, by wszyscy Polacy odczuwali wielką dumę, że mieszkają w demokratycznej, coraz bardziej zasobnej, oraz bezdyskusyjnie suwerennej Polsce, a u steru władzy stoją inteligentni, sympatyczni i autonomiczni w swych działaniach ludzie. No, trochę w ostatnich tygodniach z ową dumą kłócił się Krzyż przed Pałacem Namiestnikowskim, oraz całe to gromadzące się wokół Niego oszołomstwo. Dzisiaj jednak już wiemy, że dzięki mądrym w treści i eleganckim w formie poczynaniom Kancelarii Prezydenta RP, ten akurat problem mamy już za sobą. Bo nawet jeśli jacyś opętani nienawiścią i fanatyzmem osobnicy, gromadzić się będą na Krakowskim Przedmieściu, to przecież w sytuacji braku Krzyża nie będą mogli powołać się na ten dogodny pretekst, że przychodzą oddać cześć Krzyżowi, bo jak można oddawać cześć czemuś, czego nie ma? Jeśli się więc oni pojawią, to tylko i wyłącznie dlatego, że stać za nimi będzie złowroga postać Jarosława Kaczyńskiego. W sposób więc ewidentny będziemy mieć w takiej sytuacji do czynienia nie z jakąś religijną, czy nawet „pseudoreligijną” imprezą, lecz jak najbardziej polityczną, szkodzącą Polsce i Jej interesom polityczną awanturą. A czy Polska w tej chwili potrzebuje awantur? Nie! Polska potrzebuje zgody i porozumienia wszystkich konstruktywnych sił i środowisk.
W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję, dotyczącą blogu toyaha. Nasz Gospodarz, we wszystkich bez mała swoich notkach pisze właściwie o tym samym: o wszechobecnym i wszechogarniającym systemowym kłamstwie, które niszczy w ludziach to co dobre, a znieprawiając ich dusze produkuje osobniki, technicznie określane na tym blogu mianem „ruskich buców”. Nie wypowiadam się w tym momencie, na ile obserwacje Toyaha są trafne, ale jest faktem, że wielu czytelników tego bloga aprobująco reaguje na te teksty głębokim wzruszeniem i tzw. świętym gniewem. Gwoli sprawiedliwości należy wspomnieć także o tych czytelnikach (niestety dość nielicznych), którzy odporni na ogłupiające dźwięki toyahowego fletu, nie pozwalają wyprowadzić się z umysłowej równowagi i na zamieszczane tutaj notki reagują delikatną drwiną i pogodną ironią. Tak czy inaczej, jedno o tym blogu można powiedzieć na pewno: to nie jest przestrzeń, w której hołubi się dumę Polaków, że – jak wyżej to już zaznaczyłem – mieszkają w demokratycznej, coraz bardziej zasobnej, oraz bezdyskusyjnie suwerennej Polsce, a u steru władzy stoją inteligentni, sympatyczni i autonomiczni w swych działaniach ludzie.
Warto jednak zauważyć, że Toyah, cokolwiek by nie powiedzieć o jego analizach (a raczej pseudoanalizach), ostatnio zaczął dość trzeźwo patrzeć na to, co się w Polsce dzieje. Oczywiście ciągle gada o jakimś kłamstwie i Systemie, ponieważ najprawdopodobniej tak się do tego przyzwyczaił, że nie potrafi już sobie wyobrazić żadnej swojej notki, w której by do owego mitycznego Systemu i towarzyszącego mu rzekomo kłamstwa nie nawiązywał. Trzeba jednak Toyahowi oddać sprawiedliwość, że zauważył (i coraz śmielej o tym pisze), iż jedynym właściwie problemem dzisiejszej Polski jest – nota bene uwielbiany przez niego – Jarosław Kaczyński. Więcej nawet: Toyah nie zamyka oczu na fakt, że ten problem musi być jak najszybciej – dla dobra Polski – rozwiązany. Nie wiem w jaki sposób Toyah tego rodzaju konstatacje godzi z deklarowanym, a przywołanym wyżej uwielbieniem dla swego przywódcy. Być może jest to zwiastunem nadchodzącego nieuchronnie rozłamu nie tylko na pisowskich szczytach, lecz także w pisowskich dołach.
Z wielu ostatnich tekstów naszego Gospodarza można też wysnuć wniosek, że równie jak Jarosław Kaczyński, są dla Polski (a także okazuje się dla Kościoła) szkodliwe te wszystkie postawy i słowa, w których nie ma jasnego i jednoznacznego potępienia prezesa PiS-u. Wspomniałem tutaj o Kościele, ponieważ ostatnie tygodnie jasno pokazały, że Jego pomoc w zaprowadzeniu w Polsce porządku jest właściwie nieodzowna, a potrzeba ukrócenia politycznego awanturnictwa i szkodnictwa, leży w interesie tak państwa, jak i Kościoła.
Koniec dygresji. Przejdźmy do adremu, którego punktem wyjścia będzie właśnie tekst Toyaha, dotyczący potępienia – dla dobra Polski i Kościoła – Jarosława Kaczyńskiego.
Pod koniec sierpnia, Toyah w notce „Gdy Krzyż trafił na margines”, pisze następujące słowa: „Na Jasnej Górze pojawili się biskupi i przynieśli nam z dawna wyglądane rozwiązanie naszych zmartwień. Otóż powinno dojść do spotkania prezydenta Komorowskiego, Donalda Tuska, Bufetowej, Waldemara Pawlaka, Grzegorza Napieralskiego i Jarosława Kaczyńskiego i oni wszyscy powinni uradzić, co zrobić z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu.”
Dalej, Toyah zwraca uwagę, że powyższy apel księży biskupów nie do końca przypadł do gustu politykom rządzącej partii, czemu w poniższy sposób dał wyraz pan Graś, rzecznik rządu: „To przykre i smutne, że nie doczekaliśmy się ze strony Kościoła zajęcia stanowiska w sprawie krzyża. Czekaliśmy na ten głos, bo to była ostatnia szansa na zajęcie przez Kościół odpowiedzialnej postawy.” Ten nieco demonstracyjnie okazywany przez rządzących dystans wobec stanowiska biskupów, zdziwił nieco naszego Gospodarza, który apel naszych hierarchów odczytał wszak jako zawoalowany przekaz następującej treści: „Arcybiskup Michalik zaproponował rozwiązanie niemal idealne. Powtórzę. Niech Komorowski, Tusk, Pawlak i Napieralski zgodzą się spotkać z Jarosławem Kaczyńskim i go najzwyczajniej w świecie opierdolą, kopną w dupę, a na koniec za nim zwyczajnie spluną. Niech wypierdala. A jak się będzie rzucał, to dostanie w ryj tak, że ani nie piśnie.”
Jak widać, Toyah dokonał swoistej interpretacji (przyznajmy: interpretacji brutalnej) rzeczonego apelu wyartykułowanego przez arcybiskupa Michalika. I choć dla niektórych zabrzmi to szokująco, być może ordynariusz przemyski apelując w imieniu biskupów o powołanie jakiegoś Komitetu, miał na myśli właśnie dokładnie to, co sugeruje nasz Szanowny Gospodarz,. Z drugiej strony, być może Przewodniczący Episkopatu miał na myśli coś dokładnie przeciwnego, co np. inteligentnie i dowcipnie sugeruje w wywiadzie dla Rzepy biskup Pieronek (http://www.rp.pl/artykul/530003.html). I bardzo możliwe, że to jednak (ku – jak mniemam – zaskoczeniu niektórych czytelników tego bloga) biskup Pieronek ma rację, biorąc pod uwagę chociażby kazanie biskupa Tyrawy (nie polecam: jest długie, nudne, przeintelektualizowane i siejące nienawiść), wygłoszone do pielgrzymki Rodziny Radia Maryja (http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=22773). Tak czy inaczej wygląda na to, że skoro ów apel przez osoby tak bystre jak biskup Pieronek i Toyah, mógł zostać zrozumiany w sposób tak diametralnie różny, to tym samym apel ten jest wieloznaczny.
Nie wiem, czy ta wieloznaczność była czymś zamierzonym, tym niemniej świadczy ona o tym, że niektórzy hierarchowie naszego Kościoła, wzorem pewnego zmarłego klasyka polskiej dyplomacji, nieźle opanowali sztukę poruszania się po schodach: nie wiadomo czy wchodzą, czy schodzą. I myślę, że jeśli panu Grasiowi – jak to można zauważyć w zacytowanej wyżej wypowiedzi – coś w apelu biskupów nie odpowiadało, to owym czymś była właśnie wieloznaczność, woalka, kwiatki, poprzez które hierarchowie do nas mówią. Bo jak to pokazały ostatnie dni, czas wieloznaczności i kwiatków minął. Skoro nawet Pierwszy Premier niepodległej RP, porzuciwszy swą zwyczajową flegmę, wprost, odważnie i tak jak należy daje popalić temu nikczemnemu, kłamliwemu sekciarzowi (http://wyborcza.pl/1,75248,8326332,Mazowiecki_o_J__Kaczynskim__nikczemnosc__cynizm__wyrzadza.html), to jest to znak, iż nie ma już miejsca na żadne wahania, a nieustanne próby siadania na płocie okrakiem, mogą dla biskupów skończyć się kalectwem. Ba, dzisiaj jest już chyba czymś niewystarczającym samo opowiedzenie się za obozem rządzącym: temu opowiedzeniu się musi towarzyszyć (jak to Toyah w swej interpretacji wypowiedzi hierarchów zaznaczył) jednoznaczne, nie budzące wątpliwości potępienie Kaczyńskiego i odrzucenie tego wszystkiego, co ma (lub mieć może) z prezesem PiS cokolwiek wspólnego. A im bardziej Kaczyński jest mocniejszy i pewny siebie (a niestety, nieustannie miesza ludziom w głowach, prezentując się jako silny i pewny siebie), tym bardziej jednoznaczność w potępianiu i brak wątpliwości w odrzucaniu są pożądane.
Gdy więc nasz Gospodarz, wziąwszy za punkt wyjścia swoją brutalną interpretację apelu księży biskupów, wyraził zdziwienie, iż rzecznik rządu na ów apel kręci nosem i w związku z tym spytał pana Grasia: „I co w tym było nie tak?” – to przy założeniu, że owo pytanie stawia nie jakaś propisowska menda internetowa, lecz zdezorientowani i zagubieni w meandrach polityki księża biskupi, owa odpowiedź mogłaby brzmieć następująco: „Czcigodni księża Biskupi! Sugeruję, by w poczuciu odpowiedzialności za Kościół i Ojczyznę, zechcieli księża jasno i otwarcie określić, jakie tak naprawdę jest stanowisko Episkopatu. By uniknąć nieporozumień chciałbym w tym miejscu z całą mocą zaznaczyć, że dopóki w swoim upublicznionym stanowisku, otwartym tekstem i maksymalnie jednoznacznie księża Biskupi nie zachęcą społeczeństwa, by Kaczyńskiego opierdoliło, kopnęło w dupę i za nim splunęło; dopóki w sposób jawny i bez niedomówień księża Biskupi nie staną w pierwszym szeregu tych, którzy Kaczyńskiego chcą stąd wypierdolić; dopóki w sposób nie budzący żadnych wątpliwości księża Biskupi nie pouczą ludzi, że walenie Kaczora w ryj (bo się rzucał) i to walenie tak, że ani nie piśnie, jest czymś całkowicie uzasadnionym i usprawiedliwionym – dopóty Kościół w Polsce nie może liczyć na jakiekolwiek względy. I jeśli ideologiczna wojna w Polsce będzie się nasilać (wróci na publiczną wokandę sprawa aborcji, eutanazji, in vitro, konkordatu, związków homo, pedofilii wśród księży, agentury wśród księży, katechezy w szkole, obecności w sferze publicznej religijnych symboli itd.), a rząd w trosce o finanse państwa zacznie poważnie się zastanawiać, czy stać nas na pensje dla katechetów i na pomoc w dziele renowacji zabytkowych kościołów (a przecież z góry wiadomo, że nas nie stać), to – Drodzy Księża Biskupi: miejcie pretensje do siebie.”
Czy nasi księża biskupi, komentarz pana Grasia do swego jasnogórskiego apelu mogą rozumieć właśnie w powyżej zaprezentowany sposób? Przyznaję, że – przynajmniej dla niektórych purpuratów – może się to okazać trudne. W takim razie powie ktoś: „Jeśli rząd, ustami swego rzecznika, domaga się od biskupów jednoznaczności, to czy sam, w swoich komunikatach skierowanych do Kościoła, nie powinien być równie jednoznaczny?” Oczywiście to jest kwestia dyskusji, czy rządowi możemy pod tym względem coś zarzucić. Myślę, że Biuro Prasowe Rządu i w ogóle koalicja rządząca, dokładają wszelkich starań, by pod tym względem nie było żadnych uchybień i wynikających z nich niejasności. Trzeba jednak pamiętać, iż w naturze komunikatu jest to, że poza jego nadawcą, jest także odbiorca. Nadawca może bardzo się starać, jeśli jednak odbiorca z jakichś powodów jest w absorpcji komunikatu ograniczony, to owe starania nadawcy mogą nie przynosić oczekiwanych efektów. Sądzę, że strona rządowa zdaje sobie z tych trudności sprawę i właśnie dlatego, w ostatnich dniach – w ramach partnerskiej pomocy – komunikat skierowany do księży biskupów powtórzyła.
Owo cierpliwe powtórzenie, jakiej postawy Kościoła ekipa rządząca oczekuje, wiąże się z upublicznionymi ostatnio wesołymi perypetiami O. Macieja Zięby. Wiem, że O. Zięba z jakichś tajemniczych względów nie cieszy się sympatią Toyaha, ale ważniejsze jest w tym momencie to, że brak sympatii do zacnego dominikanina dotknął też peowskich decydentów na Wybrzeżu, a być może także decydentów w Centrali. Bo choć z punktu widzenia sekciarskich miłośników tego bloga, niechęć Toyaha do O. Macieja jest jakoś tam zrozumiała, to niechęć do zakonnika ze strony władzy, jest jednak czymś zaskakującym. Tłumaczenie bowiem, że O. Zięba się do czegoś nie nadaje, bo jakiś organizowany przez niego koncert okazał się być drogim knotem, albo podnoszenie faktu, że nie potrafi zarządzać tego rodzaju strukturą jak ECS, czy też wskazywanie na okoliczność alkoholowej słabości dominikanina – jest wersją, która nie wytrzymuje żadnej krytyki. Gdyby bowiem przyjąć, że PO (a należy sądzić, że nie tylko PO) będzie ze swego grona eliminować ludzi, którzy produkują jakieś tam knoty, robią to zbyt drogo, nie potrafią zarządzać i zbyt dużo piją, to przecież taka partia, a z nią rozmaite urzędy i instytucje, musiałyby – z braku kadr – ulec likwidacji.
W związku z powyższym należy więc domniemywać, że w całym tym zamieszaniu związanym z O. Ziębą, chodzi o coś zupełnie innego. Otóż sądzę, że przypadek O. Macieja został przez władzę poręcznie wykorzystany, do przekazania stronie kościelnej kolejnego, czytelnego sygnału, w sprawie głównego problemu który dziś gnębi Polskę. Bo kim jest O. Maciej Zięba? Otóż jest on duchownym katolickim, o którym można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że sprzyja PiS-owi i odczuwa sympatię do Kaczyńskiego. Raczej wręcz odwrotnie. Więcej nawet: okazuje publiczny zachwyt Wałęsą, dystansuje się od dzisiejszej „Solidarności”, a osoby takie jak Tusk, Komorowski i Borusewicz to jego – może nie kumple – ale na pewno bliżsi ideowo i towarzysko niż Kaczyński, czy choćby nawet Kurski. Takie są fakty. Wynika z nich, że O. Maciej, jest znacznie mniej wieloznaczny niż biskupi. I co? I nic. Okazało się to niewystarczające. Wyleciał. Dla dobra Polski. Bo tam gdzie jest dobro Polski, tam nie ma sentymentów. I właśnie dlatego pokazano ludności kwity na jego alkoholizm. A przecież, gdyby publicznie, wzorując się na pani Henryce, nawkładał coś Kaczorowi, to dzisiaj ECS nie musiałoby myśleć o nowym szefie, a zacny nasz dominikanin stałby się kolejną ikoną ruchu solidarnościowego.
Jeśli więc tego rodzaju człowieka władza postanowiła odsunąć na boczny tor, a jego rzeczywiste, bądź domniemane grzechy owego odsunięcia nie wyjaśniają, to w jaki sposób można to wydarzenie zinterpretować? Myślę, że sens tego wszystkiego, co stało się z O. Ziębą jest wytłumaczalny tylko wówczas, jeśli przyjmiemy teorię komunikatu rządu, skierowanego do Kościoła. Komunikat ten brzmi następująco: „Czcigodni księża Biskupi! Apelujemy, by w poczuciu odpowiedzialności za Kościół i Ojczyznę, zechcieli księża jasno i otwarcie ustosunkować się do poprzedniego komunikatu rządu. Z całą mocą podkreślamy, że brak jednoznacznego potępienia szkodnictwa Jarosława Kaczyńskiego, w formie sugerowanej we wspomnianym komunikacie, może skutkować wspomnianymi weń konsekwencjami. Jednocześnie uprzejmie informujemy, że pewne formy poparcia dla linii koalicji rządzącej – formy wyrażające się w okazywaniu publicznego zachwytu Prezydentem Wałęsą, dystansowaniu się od dzisiejszej „Solidarności”, czy okazywaniu ideowej i towarzyskiej bliskości z najbardziej prominentnymi osobami Partii i Państwa – choć same w sobie miłe, to jednak na obecnym etapie są stanowczo niewystarczające. Wyrażamy nadzieję, że stanowisko rządu spotka się ze zrozumieniem i aprobatą księży Biskupów.”
Ja też mam taką nadzieję. I oczekuję – wraz z całą Polską – że biskupi zareagują właściwie. Przyznam się, że jestem tym żywotnie i osobiście zainteresowany. Jestem proboszczem małej parafii, której najzwyczajniej w świecie nie stać na gruntowny remont zabytkowego, drewnianego kościoła, którym się szczycimy. Będziemy w tym roku występować do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z wnioskiem o dofinansowanie dzieła renowacji naszej świątyni. Na samą myśl, że księża biskupi swoim zadymieniem mogliby w tym dziele przeszkodzić, wpadam w wielki niepokój, a nawet gniew. Niestety, mój niepokój jest uzasadniony mętnymi wypowiedziami niektórych przedstawicieli Kościoła, dotyczącymi tak przecież potrzebnego i przez wszystkich oczekiwanego usunięcia Krzyża, sprzed prezydenckiego pałacu. Obawiam się, że postawa zwerbalizowana przez nieszczęsnego biskupa Tyrawę, może w Kościele zwyciężyć. Nie daj Boże, by biskupi ulegając politycznym emocjom, zignorowali apele naszego rządu. Jest bowiem tak, że niestety, może pojawić się jakiś biskup, który w przypływie jakiegoś szaleństwa powie mniej więcej coś takiego: „Uwzględniając coraz bardziej widoczne tendencje obecne w dominującej części tzw. establishmentu polityczno-medialnego, oraz w niektórych grupach społecznych, należy stwierdzić, że od czasów komunistycznych, sytuacja naszej religii i Kościoła w Polsce jeszcze nigdy nie było tak zła, jak obecnie.”
Co konstatuję ze smutkiem…
Don Paddington
OdpowiedzUsuńMam dla Księdza dobrą wiadomość. System skojarzył kondominium z prezerwatywą. Słyszałem na własne uszy. Co do aluminium, nie mam informacji.
@toyah
OdpowiedzUsuńWiadomość rzeczywiście dobra. Bo tak mi się właśnie wydawało, że czegoś w tym wszystkim brakuje...
Czytając dzisiejszy jak i ostatnie posty na temat obecnego układu, i nie będąc osobą która przeżyła komunizm na własnej skórze, mam pytanko odnośnie podejścia do spraw pewnego znanego wam blogera. Mianowicie, wczoraj dałem się wciągnąć w dyskusję na temat Zakayewa na jego blogu i uznany jako troll. Trudno, może świecę taką głupota, że było to zasadne ale nie o tym teraz. Zauważyłem parę komentarzy i chciałbym sięgnąć po waszą opinię skoro mowa o obecnej złej sytuacji.
OdpowiedzUsuńTu uwaga lukasmaster'a
http://cogito.salon24.pl/229867,przyjaciele-ludobojcow#comment_3258585
a tu odpowiedź Pana Ściosa
http://cogito.salon24.pl/229867,przyjaciele-ludobojcow#comment_3258738
Owszem sytuacja tu to nieco inna niż ta w Czeczenii. Ale czy on ma rację czy jest on, mimo swoich niebywałych zdolności, hmmm jak to ująć delikatnie, lekko tupnięty? Czy na przykład, mordowanie, torturowanie itp tysięcy ludzi przez tyrana upoważnia nas do mordowania milionów niewinnych?
Pozdrawiam,
a
p.s. Jeżeli moje pytanie to zmiana tematu a la trolla to proszę wyrzucić i pozostawmy tę dyskusję na inny dzień.
@AtTheLad
OdpowiedzUsuńWrócę do domu, to zajrzę i pogadamy. Co do trollowania dyskusji, to się nie przejmuj. W sytuacji jak tu pies z kulawą nogą nie widzi potrzeby komentować, trudno żebym marudził.
@Toyah
OdpowiedzUsuńOstatnio jestem psem z kulawą nogą, bo mnie nie było, a dziś tylko zdołałam wszystkie zaległości przeczytać i już muszę jechać z powrotem na wieś.
Wielkie serdeczności
@ Toayah
OdpowiedzUsuńhej człowieku, skąd ta depresja?
Czytam ciebie pod pierwszym kliknęciem.
Trzym się i nie padaj.
Poz
@AtTheLad
OdpowiedzUsuńPamiętam jak jeszcze w najgorszej komunie czytałem Mackiewicza, i powiem szczerze, że nawet ja i nawet wtedy, czułem się nieswojo.
Jeśli on dziś przytacza jego słowa w tym kontekście, to znaczy, że jest tak jak mówisz - lekko tupnięty.
Mam radę. Nie wchodź tam. Nie ma sensu.
@Marylka
OdpowiedzUsuńJesteś usprawiedliwiona. Ty tak.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńWiem że czytasz. Mam odpowiednią statystykę.
Dziękuję.
@toyah
OdpowiedzUsuńDzięki - odbiegałem na jego blogu od przeciętnych komentatorów, i za to zostałem osądzony o propagowanie propagandy rosyjskiej i o uzywania klasycznej dezinformacji. Niewiedziałem, że tak dobrze mnie szkolono :(
Co do dzisiajszego wpisu czy dobrze rozumiem, że dostałęs lekko po łapach? Ooops! :)
@AtTheLad
OdpowiedzUsuńOd kogo? Słowo daję, że nie rozumiem.
@Toyahu kochany
OdpowiedzUsuńPoczułam się wywołana do tablicy, choć i u mnie czasu brak na komentowanie; jak poczytam tu i tam, to już nie ma kiedy spać...
Wczoraj wieczorem zatkał mnie ostatni wpis Ściosa. Niby nie pierwszy raz dochodzą mnie takie wieści, ale atak grozy nastąpił nocą...
U Ciebie - cytaty. Mocne i kościelne. Finezja DP sprawia, że nie ośmielam się jej naruszać swoim prostactwem (to kokieteria, rzecz jasna - po obu stronach, jak sądzę - z cięższą nieco finezją).
Mój znajomy ksiądz kilka lat temu podsumował jakąś nie mieszczącą się we łbie sekwencję zachowań: "W Kościele jest sporo udawania". I od siebie dodam - trudno się w to nie wciągnąć, chcąc pozostać w Kościele. Widzę to jako problem wyboru "mniejszego zła", co zasadniczo nie jest postawą chrześcijańską. Ale kamieniem nie rzucę, bom sama nie zawsze pryncypialna, zmęczyli mnie...
Ostatnio wychynął z cienia historii najnowszej ks. Małecki. Sapienti sat!
Kazanie biskupa Tyrawy to sam sens i prawda. Też nie wypada komentować. Może stąd cisza nastała...
JESTEŚMY, PAMIĘTAJ!
PS Ja też zwykle zaczynam od Ciebie (nieraz nawet przed brewiarzem, ciii...)- chyba, że coś się dzieje - wtedy niezależne portale itp.
PS' Od kilku dni sporządzam tzw. "Rozkład materiału nauczania religii w szkole ponadgimnazjalnej z planem wynikowym i ścieżkami edukacyjnymi" - mam już ok. 50 stron tabelek czcionką garamond_10 i zapowiada się na jutro jeszcze co najmniej połowa tego. Przedtem robiłam krótszą wersję do dziennika internetowego; były z tym inne rozliczne problemy... Oba te dokumenty są mi, jako nauczycielce, do niczego nie potrzebne. W międzyczasie próbuję coś zjeść, odkurzyć i przygotować się do lekcji...
No, to skometowałam ;-)))
@adthelad:
OdpowiedzUsuńten lukasmaster nie ma bladego pojęcia, o czym pisze. Gdyby to był mój blog, to bym go po prostu ciupasem wywalił. Za nieuctwo.
Aleksander Ścios ma za to pełną świadomość tego, co chce przekazać. Nie zawsze jest rozumiany. Trzeba sobie zadać odrobinę trudu, by wniknąć we właściwy sens jego myśli, prezentowanych nieco alegorycznie.
W tym sposobie prezentacji nie jest on bynajmniej osamotniony...
Pozdrowienia,
YBK
@Yagotta & toyah
OdpowiedzUsuńWidzicie jak to jest kiedy się jest albo tępym, albo się nie zna języka polskiego wystarczająco dobrze, albo jedno i drugie. Przeczytam wszystko ponownie i się znowu zastanowię nad sensem tego wszystkiego.
Dzięki,
a
@YBK & AtTheLad
OdpowiedzUsuńTo że Ścios dziś jako argument w tej dyskusji przywołuje autorytet Mackiewicza, świadczy źle tylko o nim. Nawet jeśli, jak piszesz, "ma pełną swiadomość tego co chce przekazać".
Cześć,
OdpowiedzUsuńJesteśmy tu po raz kolejny, aby kupić nerki dla naszych pacjentów i zgodzili się zapłacić dobrą sumę pieniędzy każdemu, kto chce ofiarować nerki, aby je uratować i tak Jeśli jesteś zainteresowany byciem dawcą lub chcesz uratować Życie, musisz napisać do nas na e-mailu poniżej.
Jest to okazja, aby być bogatym w porządku, zapewniamy i gwarantujemy 100% bezpieczną transakcję z nami, wszystko odbywa się zgodnie z prawem nakłaniającym dawców nerek.
Więc marnuj więcej czasu, uprzejmie napisz do nas na irruaspecialisthospital20@gmail.com
Irrua Specialist Teaching Hospital.