Nie mam naturalnie bladego pojęcia,
jaka część czytelników tego bloga w ogóle wie, że od trzech tygodni w polskich
szkołach i przedszkolach trwa strajk, a tym bardziej ilu z tych co wiedzą tak
naprawdę sprawą się interesuje. Ja jednak, z licznych względów, owym strajkiem
od samego jego początku żyję i, jak wiemy, daję tego zainteresowania świadectwo
aż nazbyt często. Ostatnio aż sam się nawet zdziwiłem, kiedy sobie
uświadomiłem, że dwa kolejne felietony dla „Warszawskiej Gazety” niemal
bezwiednie poświęciłem tej właśnie kwestii. No ale, jak niektórzy z nas być
może słyszeli, ów strajk się właśnie zakończył, a ja mam w tym temacie jeszcze
parę słów do dodania. Otóż to, że on się zakończył, mnie zbytnio nie zaskakuje,
bo tego ruchu spodziewałem się już znacznie wcześniej, natomiast, owszem, jest
coś, co na mnie zrobiło pewne wrażenie. Mianowicie absolutnie się nie
spodziewałem, że decyzje w tej sprawie zapadną tak błyskawicznie, że nawet biedny
przewodniczący Broniarz nie będzie w stanie zareagować z odpowiednią godnością.
Niemal do ostatniego momentu podskakiwał, mądrzył się, udawał gieroja, a gdy
przyszło co do czego, musiał przyznać zupełnie otwarcie, że od samego początku
był tu jedynie marionetką i w momencie gdy padło polecenie „koniec”, jemu nie
pozostało nic innego jak powiedzieć: „Koniec”. Oczywiście, to tu to tam jeszcze
jacyś nie do końca przytomni nauczyciele, czy działacze próbują stawać okoniem,
ale my wszyscy wiemy, że to w rzeczy samej już koniec.
Gdy chodzi o działaczy, powiem szczerze,
że czemu oni są tak głupi, nie mam pojęcia, natomiast co do nauczycieli, muszę
podejrzewać, że nimi już tylko kierują polityczne emocje. Ich nienawiść do
PiS-u jest tak wielka, że sobie z nią zwyczajnie nie potrafią poradzić i stąd
te wszystkie gesty. Swoją drogą – choć to niedokładnie dotyczy dzisiejszego
tematu – chciałbym zwrócić uwagę na pewną szczególną kwestię, o której tu już
nieśmiało chyba wspominałem. Otóż proszę zauważyć, jak wielu występujących w
telewizji polityków, czy zwykłych komentatorów deklaruje, że ich żony to
nauczycielki. Oto wczoraj po raz kolejny odezwał się Paweł Kukiz i po raz kolejny ogłosił, że jego
Małgosia również, jako część owej oświatowej nędzy, strajkowała. A ja mogę tylko
powtórzyć: przepraszam panią Małgosię bardzo, ale czy nie jest tak, że,
podobnie jak w przypadku wielu kolegów jej męża, ona uczy wyłącznie po to, by
się pod nieobecność w domu męża nie zanudzić na śmierć i przy okazji zarobić na
waciki? Czy nie jest przypadkiem tak, że zdecydowana większość nauczycielek ma
głęboko w nosie, czy będzie zarabiała 2800, 3500, czy 5300, bo jak jej
zabraknie zawsze będzie mogła skorzystać z karty do konta męża?
No ale, jak mówię, nie o tym dziś miało
być. To co mnie dziś skłoniło do zabrania głosu na ten temat, to telefon jaki pewna
pani skierowała wczoraj wieczorem do prowadzących telewizyjny program „W tyle
wizji” Doroty Łosiewicz oraz Marcina Wolskiego. Otóż powiedziała ona coś, co ja,
owszem, wiedziałem od zawsze, ale na co też zwracałem tu parokrotnie uwagę, a
czego dotychczas w publicznej dyskusji na temat sytuacji w polskich szkołach
nikt nawet nie zechciał wydusić z siebie słowa. Otóż opowiedziała ona, ni mniej
ni więcej, jak to większość pieniędzy wypłacanych nauczycielom za ich pracę
jest przeznaczana dla osób w ten czy inny sposób tworzących najbliższy krąg
dyrekcji. W grę tu wchodzą najpierw koleżanki dyrektorki, potem lokalni miejscy
urzędnicy, działacze związkowi... można wymieniać. To oni, wraz z dyrekcją, przy
pensjach niekiedy przekraczających 10 tys. złotych, tworzą ową średnią, którą
rząd macha ludziom przed nosem, a o której zwykły nauczyciel nie jest nawet w
stanie marzyć.
No dobra. Każdy nauczyciel świetnie wie, jak
wygląda ów system, a więc to co ta pani opowiadała, to żadna rewelacja. Ciekawe
jednak było to, że prowadzący program Łosiewicz oraz Wolski nie to że nie
zrozumieli jej słów, ale w moim rozumieniu, postanowili udać, że ich nie
zrozumieli. Najpierw Łosiewicz powiedziała, że ona wie, że nauczyciele zarabiają
zbyt mało i powinni zarabiać więcej, a kiedy wspomniana pani powtórzyła, że
problemem nie są zbyt małe pieniądze, ale ich niesprawiedliwy podział, zabrał
głos Wolski i poinformował, że rzeczywiście trzeba coś zrobić, żeby nauczyciele
byli lepiej wynagradzani i rozmowa została zamknięta.
A ja sobie myślę, że zachowanie tych dwojga
jest wręcz zupełnie niechcąco symbolem czegoś znacznie bardziej istotnego, niż
płace nauczycieli. Oni bowiem nadzwyczaj celnie pokazali, jak ogólny poziom
tego, z czym przyszło nam żyć w każdym niemal wymiarze życia kraju, jest
wynikiem wyłącznie tego, że ktoś jest czyimś kolegą, kochankiem, czy zwyczajnie
odpowiednio bezczelnym cwaniakiem. Gdyby było inaczej, Dorota Łosiewicz – a
przecież wcale nie ona najbardziej – w najlepszym wypadku mogłaby uczyć
angielskiego w którymś z renomowanych warszawskich liceów.
A propos angielskiego, przypominam
wszystkim, że mam u siebie pewną liczbę egzemplarzy swojej najnowszej książki o
języku jako zabójczej broni Brytyjskiego Imperium. Zachęcam do kontaktu
mailowego: k.osiejuk@gmail.com.
Celne spostrzeżenie. Igrzyska i trochę chleba dla ludu, ale o czekoladzie dżentelmeni nie rozmawiają.
OdpowiedzUsuń@marcin d.
UsuńPrzepraszam Cię bardzo, ale tym razem ja nie skumałem. Które moje spostrzeżenie jest celne? Ja nie pisałem ani o igrzyskach, ani o chlebie dla ludu, ani nawet o czekoladzie
Spodziewałem się tego trochę :) Ostatnie spostrzeżenie, czyli puenta całego wpisu. Że wszędzie śmietankę spijają tak naprawdę małe grupy, które biorą wszystko (czekolada), a reszta może się co najwyżej sianem wypchać (chleb) oraz popatrzyć jak ci pierwsi niby się kłócą (igrzyska).
UsuńWłaśnie tak, niestety.
OdpowiedzUsuńZ każdym akapitem tego tekstu zgadzam się w 100%, więcej się dać nie da. Żona Kukiza strajkowała, żona mojego dyra też, a moja siostra, która potrzebuje chociażby na zimowy gaz, nie strajkowała. Bo ma gdzieś to całe ZNP. W 2015 roku mój młodziutki syn mógł po raz pierwszy oddać swój głos w wyborach. Znał moje obawy i oświadczył, z takim pełnym wyrozumiałości dla matczynej troski uśmiechem, że on i jego najbliżsi kumple nie zagłosują na muzyka P.K. I dotrzymał słowa. Wiem, że na pewno. I wiem, że do dziś się im nie pozmieniało.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
UsuńDziś już nie pamiętam, które to z moich dzieci napisało, kiedy strajk się dopiero zaczynał, ale przekaż
przekaz był taki, że ci nauczyciele którzy najbardziej zasługują na podwyżki, nie strajkują.
Strzał w dziesiątkę. Udało Ci się zidentyfikować kolejny obowiązujący consensus. Ja sam dedukowałem, że ci "krewni i znajomi Królika" ukrywają się w kuratoriach.
OdpowiedzUsuńSilentiumUniversi
A ja się pochwalę. Moją siostrą nauczycielką oczywiście, bo ja w przemyśle robię, korporacyjnym, a to jest zupełnie inny świat. Mateusz(15-latek) nie znosił chemii i matmy. Jego rodzice postanowili zawalczyć o syna. Trafili na naszą jedyną w rodzinie nauczycielkę. Po miesiącu Piotrek latał szczęśliwy po domu pokrzykując, że kocha chemię. Po czym jego zadowolony tata zajechał z bukietem kwiatów i napomknął o matmie. Kolejne dziecko uratowane. Mówię tak, bo jestem przekonana o tym, że ja, moje dziecko i mnóstwo innych osób zawdzięczamy bardzo dużo bardzo dobrym nauczycielom.
OdpowiedzUsuń@Jola Plucińska
OdpowiedzUsuńWszyscy mamy bardzo dużo do zawdzięczenia bardzo dobrym nauczycielom.
Tak i jeszcze raz tak. Sąsiaduję z siostrą przez płot. Często tam jestem. Obierając u niej ziemniaki, nie raz widziałam, jak ona, nawet krojąc jabłko na pół, potrafi dzieciakom wytłumaczyć, na tej, nie wymagającej żadnych pomocy naukowej podstawie, jakąś małą chemię. To oczywiście zdarza się tylko po lekcji, w ramach wspólnego robienia i jedzenia obiadu. Niektóre dzieciaki spieszą się do domu, a niektóre dzwonią do rodziców, żeby przyjechali po nie dwie godziny później. A nasze dzieciaki i nasze zwierzaki, dzięki temu, zyskały paru fajnych znajomych.
OdpowiedzUsuń