piątek, 26 kwietnia 2019

Dorota Łosiewicz moją kandydatką na przewodniczącego Brauniarza

        Nie mam naturalnie bladego pojęcia, jaka część czytelników tego bloga w ogóle wie, że od trzech tygodni w polskich szkołach i przedszkolach trwa strajk, a tym bardziej ilu z tych co wiedzą tak naprawdę sprawą się interesuje. Ja jednak, z licznych względów, owym strajkiem od samego jego początku żyję i, jak wiemy, daję tego zainteresowania świadectwo aż nazbyt często. Ostatnio aż sam się nawet zdziwiłem, kiedy sobie uświadomiłem, że dwa kolejne felietony dla „Warszawskiej Gazety” niemal bezwiednie poświęciłem tej właśnie kwestii. No ale, jak niektórzy z nas być może słyszeli, ów strajk się właśnie zakończył, a ja mam w tym temacie jeszcze parę słów do dodania. Otóż to, że on się zakończył, mnie zbytnio nie zaskakuje, bo tego ruchu spodziewałem się już znacznie wcześniej, natomiast, owszem, jest coś, co na mnie zrobiło pewne wrażenie. Mianowicie absolutnie się nie spodziewałem, że decyzje w tej sprawie zapadną tak błyskawicznie, że nawet biedny przewodniczący Broniarz nie będzie w stanie zareagować z odpowiednią godnością. Niemal do ostatniego momentu podskakiwał, mądrzył się, udawał gieroja, a gdy przyszło co do czego, musiał przyznać zupełnie otwarcie, że od samego początku był tu jedynie marionetką i w momencie gdy padło polecenie „koniec”, jemu nie pozostało nic innego jak powiedzieć: „Koniec”. Oczywiście, to tu to tam jeszcze jacyś nie do końca przytomni nauczyciele, czy działacze próbują stawać okoniem, ale my wszyscy wiemy, że to w rzeczy samej już koniec.
        Gdy chodzi o działaczy, powiem szczerze, że czemu oni są tak głupi, nie mam pojęcia, natomiast co do nauczycieli, muszę podejrzewać, że nimi już tylko kierują polityczne emocje. Ich nienawiść do PiS-u jest tak wielka, że sobie z nią zwyczajnie nie potrafią poradzić i stąd te wszystkie gesty. Swoją drogą – choć to niedokładnie dotyczy dzisiejszego tematu – chciałbym zwrócić uwagę na pewną szczególną kwestię, o której tu już nieśmiało chyba wspominałem. Otóż proszę zauważyć, jak wielu występujących w telewizji polityków, czy zwykłych komentatorów deklaruje, że ich żony to nauczycielki. Oto wczoraj po raz kolejny odezwał się  Paweł Kukiz i po raz kolejny ogłosił, że jego Małgosia również, jako część owej oświatowej nędzy, strajkowała. A ja mogę tylko powtórzyć: przepraszam panią Małgosię bardzo, ale czy nie jest tak, że, podobnie jak w przypadku wielu kolegów jej męża, ona uczy wyłącznie po to, by się pod nieobecność w domu męża nie zanudzić na śmierć i przy okazji zarobić na waciki? Czy nie jest przypadkiem tak, że zdecydowana większość nauczycielek ma głęboko w nosie, czy będzie zarabiała 2800, 3500, czy 5300, bo jak jej zabraknie zawsze będzie mogła skorzystać z karty do konta męża?
       No ale, jak mówię, nie o tym dziś miało być. To co mnie dziś skłoniło do zabrania głosu na ten temat, to telefon jaki pewna pani skierowała wczoraj wieczorem do prowadzących telewizyjny program „W tyle wizji” Doroty Łosiewicz oraz Marcina Wolskiego. Otóż powiedziała ona coś, co ja, owszem, wiedziałem od zawsze, ale na co też zwracałem tu parokrotnie uwagę, a czego dotychczas w publicznej dyskusji na temat sytuacji w polskich szkołach nikt nawet nie zechciał wydusić z siebie słowa. Otóż opowiedziała ona, ni mniej ni więcej, jak to większość pieniędzy wypłacanych nauczycielom za ich pracę jest przeznaczana dla osób w ten czy inny sposób tworzących najbliższy krąg dyrekcji. W grę tu wchodzą najpierw koleżanki dyrektorki, potem lokalni miejscy urzędnicy, działacze związkowi... można wymieniać. To oni, wraz z dyrekcją, przy pensjach niekiedy przekraczających 10 tys. złotych, tworzą ową średnią, którą rząd macha ludziom przed nosem, a o której zwykły nauczyciel nie jest nawet w stanie marzyć.
        No dobra. Każdy nauczyciel świetnie wie, jak wygląda ów system, a więc to co ta pani opowiadała, to żadna rewelacja. Ciekawe jednak było to, że prowadzący program Łosiewicz oraz Wolski nie to że nie zrozumieli jej słów, ale w moim rozumieniu, postanowili udać, że ich nie zrozumieli. Najpierw Łosiewicz powiedziała, że ona wie, że nauczyciele zarabiają zbyt mało i powinni zarabiać więcej, a kiedy wspomniana pani powtórzyła, że problemem nie są zbyt małe pieniądze, ale ich niesprawiedliwy podział, zabrał głos Wolski i poinformował, że rzeczywiście trzeba coś zrobić, żeby nauczyciele byli lepiej wynagradzani i rozmowa została zamknięta.
       A ja sobie myślę, że zachowanie tych dwojga jest wręcz zupełnie niechcąco symbolem czegoś znacznie bardziej istotnego, niż płace nauczycieli. Oni bowiem nadzwyczaj celnie pokazali, jak ogólny poziom tego, z czym przyszło nam żyć w każdym niemal wymiarze życia kraju, jest wynikiem wyłącznie tego, że ktoś jest czyimś kolegą, kochankiem, czy zwyczajnie odpowiednio bezczelnym cwaniakiem. Gdyby było inaczej, Dorota Łosiewicz – a przecież wcale nie ona najbardziej – w najlepszym wypadku mogłaby uczyć angielskiego w którymś z renomowanych warszawskich liceów.



A propos angielskiego, przypominam wszystkim, że mam u siebie pewną liczbę egzemplarzy swojej najnowszej książki o języku jako zabójczej broni Brytyjskiego Imperium. Zachęcam do kontaktu mailowego: k.osiejuk@gmail.com.

10 komentarzy:

  1. Celne spostrzeżenie. Igrzyska i trochę chleba dla ludu, ale o czekoladzie dżentelmeni nie rozmawiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @marcin d.
      Przepraszam Cię bardzo, ale tym razem ja nie skumałem. Które moje spostrzeżenie jest celne? Ja nie pisałem ani o igrzyskach, ani o chlebie dla ludu, ani nawet o czekoladzie

      Usuń
    2. Spodziewałem się tego trochę :) Ostatnie spostrzeżenie, czyli puenta całego wpisu. Że wszędzie śmietankę spijają tak naprawdę małe grupy, które biorą wszystko (czekolada), a reszta może się co najwyżej sianem wypchać (chleb) oraz popatrzyć jak ci pierwsi niby się kłócą (igrzyska).

      Usuń
  2. Z każdym akapitem tego tekstu zgadzam się w 100%, więcej się dać nie da. Żona Kukiza strajkowała, żona mojego dyra też, a moja siostra, która potrzebuje chociażby na zimowy gaz, nie strajkowała. Bo ma gdzieś to całe ZNP. W 2015 roku mój młodziutki syn mógł po raz pierwszy oddać swój głos w wyborach. Znał moje obawy i oświadczył, z takim pełnym wyrozumiałości dla matczynej troski uśmiechem, że on i jego najbliżsi kumple nie zagłosują na muzyka P.K. I dotrzymał słowa. Wiem, że na pewno. I wiem, że do dziś się im nie pozmieniało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jola Plucińska
      Dziś już nie pamiętam, które to z moich dzieci napisało, kiedy strajk się dopiero zaczynał, ale przekaż
      przekaz był taki, że ci nauczyciele którzy najbardziej zasługują na podwyżki, nie strajkują.

      Usuń
  3. Strzał w dziesiątkę. Udało Ci się zidentyfikować kolejny obowiązujący consensus. Ja sam dedukowałem, że ci "krewni i znajomi Królika" ukrywają się w kuratoriach.

    SilentiumUniversi

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się pochwalę. Moją siostrą nauczycielką oczywiście, bo ja w przemyśle robię, korporacyjnym, a to jest zupełnie inny świat. Mateusz(15-latek) nie znosił chemii i matmy. Jego rodzice postanowili zawalczyć o syna. Trafili na naszą jedyną w rodzinie nauczycielkę. Po miesiącu Piotrek latał szczęśliwy po domu pokrzykując, że kocha chemię. Po czym jego zadowolony tata zajechał z bukietem kwiatów i napomknął o matmie. Kolejne dziecko uratowane. Mówię tak, bo jestem przekonana o tym, że ja, moje dziecko i mnóstwo innych osób zawdzięczamy bardzo dużo bardzo dobrym nauczycielom.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Jola Plucińska
    Wszyscy mamy bardzo dużo do zawdzięczenia bardzo dobrym nauczycielom.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak i jeszcze raz tak. Sąsiaduję z siostrą przez płot. Często tam jestem. Obierając u niej ziemniaki, nie raz widziałam, jak ona, nawet krojąc jabłko na pół, potrafi dzieciakom wytłumaczyć, na tej, nie wymagającej żadnych pomocy naukowej podstawie, jakąś małą chemię. To oczywiście zdarza się tylko po lekcji, w ramach wspólnego robienia i jedzenia obiadu. Niektóre dzieciaki spieszą się do domu, a niektóre dzwonią do rodziców, żeby przyjechali po nie dwie godziny później. A nasze dzieciaki i nasze zwierzaki, dzięki temu, zyskały paru fajnych znajomych.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...