poniedziałek, 1 kwietnia 2019

O tym jak Dominik Tarczyński postanowił zegzorcyzmować Adama Darskiego w lengłydżu


       Kto wie, ten wie, kto nie wie, tego informuję, że z wykształcenia jestem anglistą, a co więcej jestem anglistą w pełni kompetentnym, co wbrew temu co by się mogło wydawać, nie jest przypadkiem aż tak częstym. Co to znaczy, że jestem anglistą kompetentnym? Otóż w żadnym wypadku nie chodzi o to, że gdy chodzi o praktyczną umiejętność używania języka angielskiego jestem tak samo sprawny, jak większość mieszkańców Londynu. Zdecydowana większość mieszkańców Londynu jest ode mnie w tym zakresie bez porównania lepsza, natomiast chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że oni wszyscy najczęściej nie są anglistami. Podobnie zresztą jak większość z nas nie jest polonistami, a trener Jurgen Klopp nie jest lepszym piłkarzem od Mohameda Salaha. Przez to jednak, że jestem bardzo kompetentnym anglistą, wiem że za tą podstawową sprawnością nie stoi nic szczególnie istotnego, podobnie jak nie stoi nic szczególnie istotnego za tym, że ktoś potrafi ładnie rysować, czy udawać na scenie kogoś, kim nie jest. Ale przez to, że jestem bardzo kompetentnym anglistą, wiem też, że praktyczna umiejętność posługiwania się językiem angielskim – czy jakimkolwiek zresztą innym – to wyczyn w gruncie rzeczy wartościowy wyłącznie w sensie praktycznym. To że ktoś umie się posługiwać danym językiem, gdy chodzi o niego, nie świadczy o niczym ponad to, że ten ktoś umie przeczytać gazetę, powiedzieć, co go boli i ewentualnie wysłuchać ze zrozumieniem podobnych smutków z przeciwnej strony. Mówiąc krótko, i pozostając przy języku angielskim, uważam, że ktoś kto potrafi płynnie używać owego języka, zasługuje dokładnie na taki sam podziw i szacunek jak choćby każdy z ponad 60 milionów osób zamieszkujących Wielką Brytanię.

      Dlatego też, kiedy dowiedziałem się o apelu jaki do swoich konkurentów w wyścigu do Europejskiego Parlamentu skierował Dominik Tarczyński, że on ich wszystkich wzywa na debatę w języku angielskim, pomyślałem sobie – nie pierwszy raz zresztą -  że ten Tarczyński to pierwszego sortu bałwan. W czym rzecz?  Otóż proszę zwrócić uwagę, że Tarczyński nie wezwał do pojedynku innych kandydatów, zapewniając ich, że on w tej debacie pokaże, jaki jest mądry, szybki, oczytany, wrażliwy, czy dowcipny, ale powołał się wyłącznie na swoją językową sprawność. A więc tak naprawdę tylko na to, że przez wiele lat mieszkał i pracował w Londynie i w tym czasie, czy to przez osobisty językowy talent, czy przez zwykłe zasiedzenie, nauczył się mówić po angielsku, i dziś uważa, że to go w jakikolwiek sposób wyróżnia jako człowieka. Przyznaję – Tarczyński po angielsku mówi bardzo dobrze, ale dopóki po angielsku dobrze będzie mówiło 60 milionów często zwykłych idiotów, to przepraszam bardzo, ale czym tu się należy chwalić? Czy ja może powinienem uważać siebie za kogoś szczególnie wyjątkowego, bo gadam po polsku jak gadam?
       Myślałem sobie od czasu do czasu o tym Tarczyńskim i nawet mi do głowy nie przyszło, by się nim tu zajmować, jednak ostatnio zdarzyło się coś zupełnie fascynującego. Otóż na Twitterze, gdzie spędzam pewną część swojego czasu, znalazłem podpisany przez któregoś z użytkowników apel do swoich znajomych, by prowadzić rozmowę w języku angielskim, tak by „to pisowskie wieśniactwo nic z tego nie zrozumiało”. Ponieważ tego typu zachowania działają na mnie jak płachta na byka, od razu wszedłem na profil tego kogoś, by sprawdzić, jak on sobie radzi ze wspomnianym językiem... no i okazało się, że jest tak jak myślałem. To jest ktoś, kto nie jest w stanie napisać jednego zdania poprawnie, bez błędów. Mało tego. Kiedy tam zaszedłem, okazało się, że na wspomniany apel odpowiedział cały szereg internautów i oni wszyscy rozpoczęli debatę, w języku angielskim naturalnie, o tym, jaki to ten PiS jest głupi, niewykształcony i zacofany. I tu również, proszę sobie wyobrazić, większość komentarzy była wypełniona najbardziej oczywistymi językowymi błędami. Jednak, owszem, wszyscy byli bardzo z siebie zadowoleni, że znają lengłydż i rozmawiali w nim sobie w najlepsze, pełni satysfakcji, że psiory nic z tego nie rozumieją.
      Ktoś zapyta, po co, skoro w ostatnich dniach udało mi się poruszyć parę naprawdę ciekawych tematów, dziś zdecydowałem się nagle wziąć za coś tak beznadziejnie przyziemnego. Otóż wcale nie uważam, żeby temat owego strasznego kompleksu był aż tak nieciekawy. Wystarczy nam się nieco uważniej obejrzeć po okolicy, by zobaczyć, jak wiele jest osób, które na hasło „język angielski” zachowują się, jakby w jednej chwili stracili resztki rozumu. I wcale nie mam na myśli jedynie ludzi takich jak my, ale wręcz osoby znane i szanowane. W końcu, nie oszukujmy się, ale jaki inny powód ma Jarosław Kaczyński, by trzymać przy sobie tego durnia Tarczyńskiego, jeśli to nie będzie jego znajomość języka? W czym Tarczyński jest lepszy od takiego artysty estradowego Nergala choćby, który pod tym względem od niego naprawdę zbytnio nie odstaje?
        Piszę ten tekst i mam wrażenie, że już to wszystko nie raz pisałem, zawsze z tą samą intencją. Mimo to powtórzę, proszę się w ogóle przestać przejmować tym pieprzonym językiem. Dobrze jest umieć ładnie grać na gitarze; nie jest źle potrafić pisać wzruszające wiersze, czy malować piękne obrazy; warto naprawdę być wybitnym lekarzem, który potrafi człowieka wyleczyć z choroby, a może i uratować mu życie; wspaniale jest zrobić komodę z szufladami, które chodzą jak złoto i przeżyją nas i nasze dzieci. Powtórzę: ludzi którzy potrafią posługiwać się językiem angielskim jest naprawdę wiele i często jest tak, że oni poza tym nie potrafią już nic więcej.
        Tyle wszystkiego, że jest jeszcze coś. Sytuacja, gdy nawet tego nie potrafimy, a jesteśmy szczerze przekonani, że jesteśmy lepsi od innych, choćby tak głupich jak te pisiory, czy peowcy.



Przypominam, że jest już do kupienia moja najnowsza książka, gdzie i o tym jest parę słów. Można ją zamawiać w księgarni Baśn Jak Niedźwiedź, a zarówno tę książkę, jak i pozostałe znajdziemy tu: https://basnjakniedzwiedz.pl/?s=Osiejuk&post_type=product
      

     

7 komentarzy:

  1. To za mało jak na miarę aspiracji p. Dominika. Stanowczo za mało. Nie doceniasz go.
    "W Polsce przez kilkoma dniami ruszyła akcja „SOS dla Polskiej Rodziny”. W jej ramach odbędzie się szereg konferencji, podczas których eksperci będą ostrzegać przed genderowymi treściami. Pierwsze spotkanie w ramach akcji „SOS dla Polskiej Rodziny” zaplanowano w Miechowie w województwie małopolskim. Spotkanie organizuje poseł Dominik Tarczyński. Więcej [tutaj].

    – Wszystkich zaplanowanych spotkań jest 40. Chciałbym, po pierwsze, objechać wszystkie powiaty, za które ja, jako reprezentant, jako poseł, jestem odpowiedzialny. Chciałbym, aby to SOS faktycznie zostało podjęte, dlatego że temat jest o tyle ważny, że jest bardzo często pomijany w wielu mediach, a właściwie uciszany. Chciałbym powiedzieć o swoim doświadczeniu, tzn. o tym, jak wyglądało moje życie w Londynie przez ponad 5 lat, gdzie mieszkałem, i to, czego doświadczyłem, czego byłem świadkiem. To były sytuacje absolutnie przerażające – zaznaczył poseł PiS.

    Atak na wartość rodziny przypuszczają środowiska lewackie, jak również środowiska LBGT. Do tych grup można zaliczyć partię Wiosna, która – jak zauważył Dominik Tarczyński – jest niczym innym, jak „Ruchem Palikota bis”."
    Co prawda to wszystko będzie wyrażone w języku polskim, ale będzie tego 40 powiatowych i wojewódzkich wieców, i że pozwolę sobie podkreślić, p. D."chciałby powiedzieć o swoim doświadczeniu, tzn. o tym, jak wyglądało jego życie w Londynie przez ponad 5 lat, gdzie mieszkałem,". No więc on tam mieszkał i cierpiał i wszystko w j. angielskim. A ty, autorze zimny a nieczuły, nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Magazynier
      Mam nadzieję, że on przy tej okazji nie zorganizuje palenia książek.

      Usuń
    2. @toyah
      No właśnie, tego się spodziewałem. Pan Dominik ratuje Polskę swymi czułymi wspomnieniami z czystym akcentem etonowskim, a ty o paleniu książek. Książek nie żal, gdy się było i cierpiało z ludzkość w Londynie przez całe okrągłe 5 lat.
      No a jeśli już by musiał, to mógłby spalić kilka twoich, wyjaśniając dlaczego.

      Usuń
  2. "Jedyny pożytek ze znajomości tego angielskiego jest taki, że gdyby nie on, to ja bym do końca życia, uważał, że znajomość angielskiego to coś kapitalnego".
    Jakoś tak leciało na początku listonosza. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cytując powyższe chciałem tylko powiedzieć, że podoba mi się min. Pański dystans do siebie i grupy zawodowej nauczycieli. BTW muszę delikatnie dać do zrozumienia mojej córci przed Wielkanocą, że jest nowa książka P. Osiejuka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Unknown
      Miło mi, że Pan ów dystans dostrzegł. Czasem mam wrażenie, że on jest za bardzo ukryty.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...