Wbrew moim nadziejom i
wynikającym z niej zapowiedziom, wygląda dziś na to, że nie dam rady ukończyć
przed kwietniowymi targami kolejnej książki. To znaczy, druga część
„Listonosza” oczywiście jest gotowa i czeka już tylko na ruch Coryllusa,
natomiast faktycznie bardzo słabo
wyglądają aktualne szanse drugiego z dwóch zapowiadanych tytułów. Czemu tak?
Przede wszystkim rzecz w tym, że owe trzy tygodnie grudnia były tak intensywne,
że chyba nawet gdybym miał talent pisarza Remigiusza Mroza, też bym nie dał
rady. Drugi powód jest chyba jednak jeszcze ważniejszy. Otóż, jak niektórzy
wiedzą, 11 stycznia urodziła mi się moja druga wnuczka i od tego czasu, dla
odciążenia jej mamy, postanowiliśmy się bardzo intensywnie zaopiekować jej
starsza siostrą. Spędza więc ona u nas znaczną część tygodnia i tym sposobem
nawet gdybym miał talent Mroza i w dodatku był pełen twórczej energii, to też
bym ją wolał spożytkować na zadawanie się z moją wnuczką.
Myślę, że niektórzy z nas
wiedzą, czy to z rodzinnych opowiadań, czy choćby z literatury i filmu, czym
jest tak zwane „dziadkostwo” w sensie emocjonalnym. Ja również, wydawałoby się,
miałem tego śwadomość, jednak, jak się okazuje, tak naprawdę wiem to dopiero od
paru tygodni. Proszę mi pozwolić, że przedstawię ów stan rzeczy na przykładzie.
Wczoraj więc z moją wnuczką byłem od rana sam na sam i wszystko zaczęło się od
śniadania. Otóż wiedząc, że najpewniejszym rozwiązaniem jest jej dać kabanosa,
wyjąłem z lodówki owego kabanosa, pokroiłem go w cieniutkie plasterki i
zacząłem dziecko karmić. Po pewnym czasie uznałem, że może wypadałoby jej
dołożyć do tego odrobinę pieczywa, wyjałem więc kromkę specjalnie dla niej
przez moją żonę upieczonego chleba, pokroiłem ją na małe kwadraciki… jednak
dziewczynka odwróciła główkę z pogardą. Wymyśliłem więc, że może ona się skusi
na jajecznicę, którą zawsze jadła bez oporów, usmażyłem jajeczko, podałem na
talerzyku, jednak ona pozostała przy kabanosie, a zimne już jajo zjadłem sam,
zagryzając chlebem. Ponieważ po śniadaniu wypada się czegoś napić,
poczęstowałem dziecko sokiem z pomarańczy, osobiście na tę okazję wyciśniętym -
niestety na nic. W tej sytuacji, doszedłem do wniosku, że jedynym ratunkiem
będzie płyn „Kubuś” do wyciskania - no wiecie, taki z nakrętką, jak pasta do
zebów. Dałem jej tego „Kubusia”, odwróciłem się na chwilę by patelnię po
jajecznicy włożyć do zmywarki, a kiedy wróciłem do swojej wnuczki, okazało się,
że cały kubuś był rozsmarowany na krzesełku w formie fantazyjnych linii.
I teraz przechodzę do clue.
Otóż, proszę soboie wyobrazić, że przez cały ten czas, nawet powieka mi nie
drgnęła z irytacji. Gdyby to było moje dziecko, pewnie bym je zabił, tu jednak
jedynie się słodko uśmiechnąłem, pocałowałem dziewczynkę w paluszek, wytarłem ścierką
krzesełko, dziecko postawiłem na podłodze i poszedłem się z nią bawić w
skakanie po łóżku. A zatem, gdyby ktoś dotychczas nie miał tego pełnej
świadomości, na tym własnie polega dziadostwo.
To jednak prowadzi mnie do spraw
mniej już poważnych. Otóż dzięki tego rodzaju dziennym zajęciom, wczorajsze
wydarzenia społeczno-polityczne obserwowałem wyłącznie krótko i z doskoku. Tym
samym zatem, o kolejnym wybryku tej idiotki dowiedziałem się z relacji
znajomych, o polityce miłości Stefana Niesiołowskiego podobnie, a z
przesłuchania przed komisją sejmową Roberta Nowaczyka obejrzałem zaledwie
jakieś 20 minut, to jednak wystarczyło mi w pełni do tego, by ogarnęła mnie tak
potężna fala refleksji, że starczyłaby na cały tydzień. Kto to oglądał ten wie,
kto nie oglądał, niech sobie zajrzy do youtube’a, ja natomiast muszę przyznać,
że już po paru minutach tego cyrku przypomniała mi się scena z drugiej części
„Ojca Chrzestnego”, kiedy to FBI postanawia zniszczyć rodzinę Corleone i na
przesłuchanie przed Senatem przyprowadza gangstera o nazwisku Frank Pentangeli,
który wlaśnie zgodził się zeznawać jako świadek koronny przeciwko Rodzinie. No i w momencie kiedy rozpoczyna się
przesłuchanie, Pentangeli widzi, że specjalnie na okazję tego zdarzenia Michael
Corleone sprowadził z Sycylii jego rodzonego brata, wyłącznie po to, by
Pentangeli zobaczył, co się stanie, jeśli on się natychmiast nie zreflektuje i
nie odmówi zeznań. A więc on zeznań naturalnie odmawia i zaczyna się jedna z
najśmieszniejszych scen w tym ponurym przecież w gruncie rzeczy filmie.
Oglądałem te kilka minut
popisów Nowaczyka, wspominałem tamten film i tamtą scenę i pomyślałem sobie, że
gdybym ja był członkiem owej sejmowej komisji i musiał być świadkiem tych
wygłupów, to bym Nowaczyka zapytał, czy on oglądał „Ojca Chrzestnego”, czy
pamięta tamtą scenę, ale przede wszystkim, czy pamięta, co się stało potem. Czy
pamięta tę scenę, kiedy to Pentangeli już siedzi w więzieniu, odwiedza go Tom
Hagen i zapewnia, że może być spokojny, bo Rodzina o wszystko i wszystkich zadba.
Panowie się żegnają, a już w nastepnym ujęciu widzimy, jak Pentangeli leży z
podciętymi żyłami nieżywy w wannie. I jestem bardzo ciekawy, czy gdybym -
oczywiście jako członek wysokiej komisji - zadał Nowaczykowi to pytanie, on by wreszcie
przestał pajacować. Myślę że by przestał i że tej kretyński uśmiech zlazłby mu
z twarzy.
Kiedy się tak zastanowić, ta
polityka, mimo naprawdę wielu fajnych przygód, a często i nie bylejakich
pieniedzy, to jednak ciężki kawałek chleba. To już naprawdę jest czymś o wiele
przyjemniejszym zmienianie pieluch z kupą w środku. Co ja mówię,
przyjemniejszym? Toż to prawdziwa frajda.
Jak donoszą mi
czytelnicy, właśnie sprzedały się moje „listy od Zyty”, co z jednej strony mnie
cieszy, bo przy tym poziomie zorganizowanego bojkotu tej ksiażki, to jest
prawdziwy sukces. Z drugiej jednak strony, szkoda, bo to jest naprawdę coś
wyjątkowego. Pozostaje mi prosić Coryllusa, by zrobić choćby niewielki dodruk.
Póki co, myślę, że kilka egzemplarzy może mieć Michał w swoim Foto-Magu, a
jeśli nie, to już tylko zachęcam do kupowania tego, co jeszcze jest.
@toyah
OdpowiedzUsuńGodfather to klasyka, ale klasycznie jeszcze bardziej odpowiednia jest ocena: "gówno w jedwabnych pończochach".
Przyglądałem się przez jakieś 5 minut (w tym droga do kuchni po kawkę), a następnie, swoim zwyczajem, który każdemu polecam, użyłem klawisz MUTE i wtedy wszystko wskoczyło na swoje miejsce.
Podeszła pani Orjanowa i pyta, co ja jego tak MUTE a ja mówię, popatrz i wyobraź go sobie ubranego w jakiś ciuch typu #jacieniemoge a zobaczysz menela jak malowanie. Bo ten szyty na zamówienie gajerek to z firmy Mimikra.
@orjan
UsuńNasz wspólny kumpel Kozik skomentował to nieco inaczej: "Patrzyłem na niego i nagle się wystraszyłem, że chyba powinienem przestać pić".
@Kozik
UsuńSprawdziłem w godnych zaufania źródłach góralskich i to jest tak:
„Strzyga to carownica, to żyjąca baba co godzi na ludzkie życie, krowom mleko odbira i krew z dzieci małych wysysa, a i nocą obory obchodzi, i mleko spija.
Ma cycki durch do krwie pogryzione i wte mleko traci, i trza wielgich staroń i turbacyi, coby to mleko nazod wrócić. (…)
Gadajom, co strzyga na polany za bydłem goniła nocom, mleko piła. Dla nij worce wiele mleko owce, to tłuste i zębiska maści do cudu. To jak strzyga do kosoru wlazła, a owce piła. to sytkie becały i strachały sie. Wte juhasi i baca lecieli z bicami świenconymi i prali przed sie nimi, i naobkoło owiec, coby strzyge odgonić. Baca okadzał stronge skorusowym abo obsowym dymem. Strzygi het tego nie cierpiały i uciekały — ale sie tyz lubiały wrócić. To bywało, ze nocom do bacowej sły abo do dziewek juhaskich i baby het lamentowały”
– Leonard J. Pełka „Polska demonologia ludowa”
"Podhalańscy górale podawali jeszcze trzeci sposób – aby pokonać strzygę, wystarczyło złapać ją na pasek od gaci. Jednak bieganie z opadającą bielizną w jednej ręce i cienkim rzemykiem w drugiej w poszukiwaniu rozwścieczonego potwora nie przyjęło się zbytnio."
-Paweł Zych, Witold Vargas – Bestiariusz Słowiański s.170
Brat sprowadzony z Sycylii miał samą obecnością przypomnieć Frankowi Pentangeli,że honor i lojalność wobec rodziny ponad wszystko i nie sądzę,że miał pełnić rolę zakładnika.Tak odebrałem tę scenę,jedna z moich ulubionych,ale to tylko mój odbiór.Na podcięcie żył przez Nowaczyka raczej nie ma co liczyć.Stawiam w ostateczności na seryjnego samobójcę.
OdpowiedzUsuń@Dariusz
UsuńJeden diabeł. Niech będzie seryjny samobójca.
Przede wszystkim serdeczne gratulacje drugiej wnusi.
OdpowiedzUsuńP.S.: Jeśli pomiędzy pieluszkami znajdziecie chwilę czasu, zerknijcie na Canal+Sport, bo coroczny bal się zaczyna i to z grubej rury: jutro o 17:40 zadyma Eire - Albion w Dublinie.
@Her Man
UsuńGdzie ja bym był bez Ciebie. Wielkie dzięki.
Stawką jest Brexit?
OdpowiedzUsuń@orjan
UsuńStawką jak zawsze jest coś znacznie poważniejszego niż jakiś głupi Brexit.
O tak! Mecz w Canal+Sport2.
OdpowiedzUsuńOdnośnie różnicy między podejściem dziadków a rodziców - wszystko rozbija się o odpowiedzialność i jej poczucie. Oraz o możliwość złapania dystansu a z drugiej strony nieuchronność bycia ciągle w środku. Dziadkowie mają po prostu luz psychiczny, a z niego idzie cała reszta.
OdpowiedzUsuńOdnośnie tego pana i jego swobody występowania przed komisją - jaka komisja taki stres świadka. Nawet gdyby ściągnęli tam całą rodzinę, to by się dalej z nich śmiał. Ale gdyby ci, którzy za nim stoją przyprowadzili kogoś, to by od razu stracił mowę.
Uwielbiam "Ojca chrzestnego". Żadna inna książka Mario Puzo nie wzbudziła we mnie tak wielkich emocji. A o dziadkowaniu powiem jedno. Ja, jako dziecko miałam dość zimny wychów. Rodzice pracowali i nie mieli czasu na jakieś pierdolety. Ale jak się urodził mój pierworodny, a nawet przed, to oni powariowali, bardziej niż ja
OdpowiedzUsuń