Już po weekendzie, a tu wciąż czeka ostatni felieton z "Warszawskiej Gazety". Zachęcam jak zawsze.
Gdy chodzi o Warszawę, jej
losy interesują mnie wyłącznie w zakresie ściśle ogólnopolskim. A zatem, jeśli
w Warszawie nie zdarzy się coś, co może mieć wpływ na losy Polski, to ja wzruszam
ramionami. Poza tym, pomijając „Warszawską Gazetę”, którą szanuję, oraz kilka
bardzo bliskich mi osób, Warszawa równie dobrze mogłaby dla mnie zostać
zmieciona przez czy to tsunami, czy inną przysłowiową dżumę. Czemu tak? Powód
jest właściwie trywialny. Otóż ile razy zdarza mi się tam zawędrować, czuję
wyłącznie rozczarowanie. Przede wszystkim, moje doświadczenie jest takie, że
ludzie, z którymi się spotykam, są wybitnie nieuprzejmi, a wręcz niegrzeczni, a
jeśli nawet nie muszę z nimi rozmawiać, to oni mi nie pasują pod względem
estetycznym. Sama Warszawa zresztą jest w moim odczuciu wyjątkowo brzydka, a
ową brzydotę wybitnie podkreślają te ohydne wręcz wieżowce, które ostatnio
wyrastają tam jak grzyby po deszczu, skutecznie przesłaniając to co kiedyś
stanowiło o oryginalności i urodzie tego miasta. Czymś wręcz symbolicznym
okazała się moja niedawna wizyta w miejscu, które z samej zasady powinno
zachowywać pewną klasę, a mianowicie w indyjskiej restauracji „Bollywood” na
Krakowskim Przedmieściu, która robiła wrażenie klasycznej peerelowskiej speluny,
tyle że z wodnymi fajkami przy każdym stoliku, jako alibi. A więc to jest dla
mnie Warszawa.
Dlatego też, kiedy po raz
pierwszy usłyszałem, że Jarosław Kaczyński negocjował z jakimiś deweloperami
postawienie w Warszawie nie jednego, ale dwóch kolejnych szklanych domów,
pomyślałem sobie, że to już jest chyba bardzo dobry powód, bym stracił resztki
zaufania do mojego dotychczas ulubionego polityka. Ja rozumiem słabość
Kaczyńskiego do ludzi wykształconych, znających języki obce, różnego rodzaju
autorytetów, to jednak żeby wpaść na pomysł z tymi szklanymi wieżami, to już
chyba przesada.
I oto kiedy tak złorzeczyłem
na ten idiotyzm, zareagowała „Gazeta Wyborcza” i po raz kolejny okazało się, że
Jarosław Kaczyński wyprzedza nas wszystkich o kilka długości. On, jak wszystko
na to wskazuje, za przyczyną jednego zaledwie artykułu, z jednej strony pokazał
nam wszystkim, jak wygląda klasyczne zwycięstwo osiągnięte w całości na koszt
przeciwnika, a z drugiej zdobył serca wielu warszawian, którzy jeszcze do
niedawna byli w stosunku do niego w najlepszym wypadku obojętni. Z tylu,
wydawałoby się narzucających się wręcz rozwiązań, które mogłyby sprawić PiS-owi
naprawdę nieliche kłopoty, wybrali redaktorzy „Wyborczej” absolutnie najgorsze.
Dziś jest więc tak, że w powszechnej świadomości, Jarosław Kaczyński nie dość,
że jest człowiekiem nadzwyczaj wręcz uczciwym, to jeszcze, jak się okazuje,
wie, na czym polega nowoczesność i prawdziwie światowe piękno wielkich europejskich
miast.
Jak ktoś dowcipnie zauważył
pewien internauta, teraz to już tylko należy czekać aż „Gazeta Wyborcza”
zreflektuje się, że wybrała zły kierunek i zarzuci Kaczyńskiemu, że w nagranych
rozmowach używał knajackiego języka,
mówiąc „Do stu tysięcy beczek, nie podpisze tej umowy, bo jest niezgodna z prawem”.
Gdy chodzi
jeszcze o Warszawę i to co w niej ma dla mnie jakąkolwiek wartość, to muszę
osobno wymienić Michała i jego sklep pod bardzo ładną nazwą Foto-Mag, w którym
można kupić książki absolutnie najlepsze, w tym i moje. Serdecznie polecam. To
jest tuż przy stacji metra Stokłosy.
Sam nie przepadam za Warszawą, jest ona taka głównie z powodu tego, że nie mieszkają tu Warszawiacy (zostali unicestwieni w trakcie II WW) a ci, którzy tu obecnie mieszkają to głównie powojenni "osadnicy" i ich potomkowie i "słoiki".
OdpowiedzUsuńPrywatnie nie widzę szans na jakąś odmianę, no chyba, że zostanie rozebrany Pałac im. Stalina....
Dziękuję za miłe słowa, w księgarni mam jeszcze tylko 5 sztuk "Listów od Zyty".
Pozdrawiam
Michał