Od pewnego czasu na lekcjach,
których udzielam tu i tam, czytamy sobie kiedyś dość głośne, a dziś, jak sądzę,
bardzo celowo zapomniane opowiadanie Philipa K. Dicka zatytułowane „The Pre-Persons”. Powstało ono w roku 1974
jako odpowiedź na decyzję Sądu Najwyższego znaną pod nazwą Roe vs. Wade,
legalizującą aborcję przez cały okres ciąży. Sąd uznał, że większość przepisów
zakazujących aborcji stanowi naruszenie konstytucyjnego prawa do ochrony
prywatności, a tym samym prawo do aborcji zostało ogłoszone „fundamentalnym
prawem konstytucyjnym” każdej kobiety.
No i własnie w odpowiedzi na ten wyrok
Dick opublikował swoje opowiadanie. Pomysł, mówiąc krótko jest taki, że w
wyniku kompromisu między ustawodawcą, a społeczeństwem reprezentowanym przez
tak zwany Kościół Stróżów, aborcja jest legalna do 12 roku życia, czyli do
momentu, kiedy to człowiek zostaje wyposażony w duszę, a co staje się widoczne
przez to, że potrafi rozwiązywać podstawowe zadania matematyczne. Bohaterem
opowiadania jest chłopczyk imieniem Walter, który, choć już osiągnął wiek
ustawowy i teoretycznie aborcja mu nie grozi, żyje w ciągłym strachu przed
ciężarówką aborcyjną, którą niekiedy widzi w okolicy i która zabiera niechciane
przez rodziców dzieci i zawozi je do miejscowej kliniki aborcyjnej na tak zwane
„poporodowe odsysanie”.
Walter wie, że według prawa jest
bezpieczny, w dodatku rodzice zapewniają go, że jest dzieckiem chcianym, jednak
zarówno widok owej ciężarówki, jak i świadomość, że prawo, podobnie jak stosunek
do niego jego mamy – którą traktuje jak część systemu – mogą się zmienić, jest dla niego tak stresujący, że praktycznie
nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
W opowiadaniu Dicka nie ma szczególnie
drastycznych scen, a więc ani krwi, ani metalicznego błysku aborcyjnych
urządzeń, ani nawet opisu zabiegu, poza krótką informacją, że polega on na
odessaniu powietrza z płuc, no i że – to jest już zabieg szokujący bardzo
pośrednio – że cała ustawa została wprowadzona w trosce o „pieniądze podatnika”.
A to że ja się dziś ponownie zainteresowałem tamtym opowiadaniem sprzed lat ma
dwie przyczyny. Jedna to ta właśnie, że tam faktycznie nie ma krwi, a druga, że
ostatnio urodziła mi się druga wnuczka, za miesiąc będę miał już trzecią, te
dzieci towarzyszą mi w tych dniach praktycznie od rana do wieczora i ja nie mam
sposobu, by przestać o nich myśleć jak o ludziach, a nie owych „przedludziach”.
Moja młodsza wnuczka urodziła się w ósmym
miesiącu ciąży przez cesarskie cięcie. Miała niespełna 50 cm wzrostu i ważyła
troszeczkę ponad 2 kilogramy. Kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy była tak
strasznie malutka, a jednocześnie tak spokojna i kochana, że aż zaniemówiłem. I
własnie wtedy też pomyślałem, że ona, jeszcze chwilę temu, wedle prawa, które
funkcjonuje dziś tu i ówdzie była zaledwie „przedczłowiekiem”, ale też
wystarczyło tę parę minut w ciągu których ona wyszła na świat, żeby – również zgodnie
z prawem – stać się nagle człowiekiem, a więc, jak rozumiem otrzymała nagle
duszę. Dziś, kiedy właśnie osiągnęła wiek, w którym zgodnie z planem miała
dopiero przyjść na świat, waży już ponad trzy kilogramy, jest większa, ale i
tak wygląda tak jak miesiąc temu, a ja mogę się już tylko domyślać, że również
dwa i trzy miesiące temu.
Mam też drugą, starszą wnuczkę, która w
maju skończy 2 lata i ona jest już naprawdę duża. A mimo to, kiedy ona tu do
nas przychodzi i ją rozbieram, ściągam jej kurteczkę, czapkę, szalik, rozsznurowuję
jej buciki, zakładam bardzo piękne spodnie ogrodniczki, które moja żona kupiła
jakimś cudem za grosze w „starej szmacie”, i w końcu też papcie, a ona pierwsze
co robi to pędzi, by się przywitać z psem, myślę sobie, że tak naprawdę ona
wcale nie jest aż tak duża, ale wręcz malutka... no i zdaniem niektórych... wciąż
„przedczłowiekiem”.
Przychodzi też do nas syn z synową i z tą
dziewczynką, która wciąż jest jeszcze w brzuchu, ale jej żywą obecność czuć w
każdym momencie. Czasem też ją widać, jak się tam rusza i czeka na swój moment.
Wtedy też się wzruszam i nie mogę się doczekać aż sobie spojrzymy w oczy. I
wtedy też myślę, jak fatalnie złą metodą walki z aborcją jest to co nam
aplikują owe organizacje pro-life, drukując te plakaty z zakrwawionymi
szczątkami pomordowanych dzieci. Jak to jest z jednej strony przeciwskuteczne,
a z drugiej świadczące o tym, że i w nich samych jest coś bardzo złego, że oni,
walcząc o życie, nie potrafią na nie spojrzeć jak na coś prawdziwie świętego i
pięknego, gdzie wszystko jest na swoim miejscu, gdzie dłoń ma pięć palców,
twarz nosek i uszka, a na głowie rosną włosy. No i gdzie są też te oczy, albo
jasno niebieskie, albo ciemne, ale zawsze tak bardzo żywe i ciekawe świata.
Czemu oni nie są w stanie – albo zwyczajnie nie chcą – opisać wartości tego
życia, pokazując jego triumf, a nie upadek? Tego nie rozumiem.
Parę dni temu, przyśniła mi się moja
młodsza córka, które mieszka wciąż z nami i nic nie wskazuje by się to w
najbliższym czasie miało zmienić, i w owym śnie dowiedziałem się, że ona jest w
ciąży z którymś ze swoich znajomych. Opowiedziałem jej oczywiście ten swój
sen, a ona, proszę sobie wyobrazić, odpowiedziała mi natychmiast, że nie
rozumie, czemu niektóre kobiety wiadomość o tym że są w ciąży traktują niemal
jak wyrok długoletniego więzienia. Twierdzi moje dziecko, że gdyby ona się
dowiedziała, że jest w ciąży, byłaby najszczęśliwszą osobą na świecie. Czemu tak?
Bo ona myśli, że to jest fantastyczna rzecz dać życie i móc to życie
pielęgnować najdłużej jak się da. I cieszyć się nim już nie koniecznie jak
życiem swojej siostrzenicy, czy bratanicy, ale swojego dziecka. Jego bucikami,
szaliczkiem i czapeczką.
Takie to zatem mam dziś refleksje, gdy myślę
z jednej strony o owym systemie, o którym Philip K. Dick pisze, że służy
interesom podatnika, a z drugiej naprawdę wielki wysiłek przeróżnych
organizacji pro-life, które moim zdaniem powinny jak najszybciej spojrzeć na
życie, którego tak bronią, nie jak na zakrwawione szczątki, lecz na te buciki,
te paluszki i te oczy.
Piękny tekst. Co do metod pro-lajferow: uważam, że są może rzeczywiście zbyt monotonne, ale gdyby nie to, wiedza o tzw."zabiegach" byłaby żadna. S przecież nie sa one bezkrwawe.
OdpowiedzUsuń@Elżbieta Połomska
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi o to, że one są zbyt monotonne. Monotonność może być bardzo piękna. Problem w tym, że oni próbują nam obrzydzić zbrodnię, podczas gdy moim zdaniem powinni afirmować życie.
Pełna zgoda. Powinni robić i jedno, i drugie
OdpowiedzUsuńpisałam już kilka razy o tym, że dla mnie aborcja zawsze była zbrodnią, i bardzo podobnie jak Twoja córka dziwiłam się podejściu moich koleżanek do ciąży, jako czegoś najgorszego, co może się człowiekowi przytrafić. Nie wynikało to u mnie nigdy z pobudek religijnych, bo kiedyś z religią nie było mi po drodze. Nigdy też nie rozmawiałam o tym z rodzicami, ani nigdy nie słyszałam by oni o tym rozmawiali, więc z domu raczej też nie. Z perspektywy czasu myślę, że dostałam po prostu taki dar, żeby nie wątpić w pewne rzeczy i być ich pewnym zawsze, jak wschodu słońca. ile jak stoczyłam bojów z koleżankami na studiach właśnie o tę sprawę...na takiej socjologii byłam przez to uważana za freaka, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało, choć w innych sprawach lubiłam być z tzw. większością. To takie cudowne uczucie być wolnym od lęków:-)nie to co wiele moich koleżanek.
OdpowiedzUsuńCo do działalności pro liferów, zgadzam się z p. Elżbietą Połomską, że powinni robić jedno i drugie. Wiele osób szczerze wierzy w to, że aborcja to wypalanie kurzajki i na takich działa terapia wstrząsowa.
ps. czy wspomniane opowiadanie Dicka jest przetłumaczone na polski?
Wydane przez Amber w 1990 jako zbior opowiadan "Ostatni pan i władca". Jest troche ofert na allegro.
UsuńP.S. Zastanawialem sie czy nie warto by sciagnac w oryginale ale tlumaczenie jest Lecha Jeczmyka a to oznacza (nie wiem czy Gospodarz to potwierdzi) solidnie wykonana robote.
@bozenan
UsuńTak. Bardzo ładnie przez Jęczmyka. Jest w zbiorze opowiadań "Ostatni pan i władca"
dzięki, już znalazłam i wypożyczyłam
UsuńTak. Polski tytul "Przedludzie"
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzono wiele badań które wskazały że takie to właśnie przedstawianie aborcji (jako krwawego zabiegu) jest najskuteczniejsze w propagowaniu postaw pro-life. To nie są ot takie sobie zabiegi przedstawiania aborcji ale przemyślana strategia poparta badaniami, najbardziej skuteczna. Do tej pory pamiętam wyświetlany w kościołach a także w mojej podstawówce przez mądrą nauczycielkę - w latach 70 tych NIEMY KRZYK - film - zapis aborcji. Także z całym szacunkiem myli się Pan w całej rozciągłości.
OdpowiedzUsuń