sobota, 16 lutego 2019

O premierze, który otworzył mi oczy

      Jeszcze raz dziękuję wszystkim za cierpliwość i jednocześnie proszę o wybaczenie mi przeciągającej się ponad miarę nieobecności. Dobra jednak wiadomość jest taka, że już pojutrze będę miał komputer i wtedy wszystko postaram się nadrobić.  Dziś natomiast, dzięki uprzejmości żony, która bardzo źle znosi dzielenie się z kimkolwiek swoim laptopem, a już zwłaszcza za mną, a już zwłaszcza wtedy gdy chodzi o pisanie bloga, który jej zdaniem stanowi moją starczą fanaberię, chciałem podzielić się paroma refleksjami związanymi z odejściem śp. Jana Olszewskiego.
      Kiedy piszę ten tekst, trwają niezwykle piękne uroczystości pogrzebowe, o Zmarłym mówi właśnie ksiądz biskup Dydycz, a ja wspominam czerwiec roku 1992, pożegnalne wystąpienie Premiera przed dramatycznie skorumpowanym Sejmem i jego słowa o tym, jak wyjdzie na ulice Warszawy i będzie mógł bez wstydu spojrzeć w oczy mijanym ludziom. Niedawno syn mój przypomniał, że on do dziś pamięta, jak miał zaledwie 10 lat i ja mu pokazałem to wystąpienie, i jak bardzo ono go wówczas wzruszyło. A ja pamiętam swoje własne wzruszenie, kiedy słuchałem tamtych słów, i niemal pewność, że nie ma tak twardych serc, które by nie uległy ich sile, i już po chwili tę bolesną świadomość, jak bardzo się okazałem naiwny. Dla mnie więc Jan Olszewski to przede wszystkim ktoś, kto mi pokazał, jak bardzo te serca potrafią być zimne.
     Mija okres dwudniowych uroczystości i uważam, że tu wszystko było bardzo dobre, włącznie z zapowiedzią, że w Warszawie stanie pomnik Premiera. Wszystko było bardzo dobre.
     Niech spoczywa w pokoju.

5 komentarzy:

  1. To ja mówię teraz to. 1989 rok wspominam ohydnie. Byłam wtedy pełnoletnim smarkaczem. Pan Wałęsa budził we mnie niesmak (do dziś mi nie minęło). Trudno było mi pogodzić się z tym, że od wspólnego zdjęcia z nim zależało tak dużo. Moja spolegliwość zwyciężyła (nie ja). Zagłosowałam niby jak trzeba. Ale: prezydent Wojciech J., v-c premier min. MSW Cz. Kiszczak, noc 4/5 czerwca 1992 to było za dużo na moją gorącą, idealistyczną głowę. Ja, smarkata wówczas, poczułam się załamana, zdruzgotana i sponiewierana. Nadal dość otwarcie podchodzę do ludzi, ale nie, żeby aż tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Jola Plucińska

      Idealizm co do świata i ludzi polityki nie polega na przekonaniu, że wszyscy są dobrzy, ani nawet na pragnieniu tegoż. Polega przede wszystkim na domaganiu się stosowania wartości zadanych i ocenianych z wyższego pułapu, niż ci ludzie i ta polityka.
      W szczególności, idealizm w politycznej praktyce da się poza tym streścić, że cel nie uświęca środków.

      Właśnie to wszystko uzyskuje oświetlenie po śmierci J.Olszewskiego. Ona i spowodowane nią wspomnienie o śp. premierze Olszewskim jest jak lustro przystawione do polityków. Szczególnie ten uchwycony w filmie moment kulminacyjny nocnej zmiany, gdy zawarty zostaje sojusz dla obalenia jego rządu.

      Teraz po latach, w tym lustrze wyraźnie widać, że wszyscy ci sojusznicy obalacze okazali się zdrajcami Polski. Każdy z nich!

      Zdrajcami Polski jako idei, która jest idealistyczna i przez to jest wyższa niż nawet państwo polskie.

      Usuń
  2. @Jola Plucinska
    Gdyby wtedy wybory prezydenckie wygrał Mazowiecki, dziś byłoby już po nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak by było. Coś mnie w końcu tknęło, żeby na niego nie głosować. Jednakże maleńką satysfakcję mam mówiąc, że ja wówczas na Wałęsie postawiłam krzyżyk. Pamiętam te miliony złotych robiących za złotówkę, te złotówki za które nas sprzedawali, osoby bezradne i samotne w swoim samobójstwie i te miliony osób, które to wytrzymały. Ja przeszłam przez to wszystko suchą stopą. I miliony innych. Nie lubię pomników, ale jeśli już, to wystawiłabym pomnik trwalszy od spiżu tym, którzy byli bezradni wobec "wielkopomnych przemian" w Polsce już ponoć nie Ludowej, a nie Mazowieckiemu, być może nawet Jaruzelskiemu i Kiszczakowi. I Geremkowi też. Nie. Ja nie jestem na nich wściekła. Ja ich tylko nie lubię. Bardzo. I z wiekiem mi to uczucie nie mija, ani się nie rozwija. Osiągnęło apogeum i tak już zostanie. Mam gdzieś relatywizm, moralny w szczególności.

      Usuń
  3. Majstersztyk, nie wiem czy dyplomacji, ale na pewno realizmu połączonego z delikatnością. Dzięki za ten tekst i za kolejny, bo zacząłem czytanie twoich tekstów od końca od nowszego.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...