Jak część z nas może
zauważyła, państwowa propaganda, nie dość, że od paru dni zamęcza nas
festiwalem piosenki w Opolu, to jeszcze każe nam wierzyć, że oto właśnie dzięki
owemu wydarzeniu, odzyskaliśmy wreszcie ową kulturę, która kiedyś przynosiła
nam tyle radości, czy choćby zwykłego poczucia satysfakcji. Na pierwszy ogień
poszła oczywiście Maryla Rodowicz z ukradzionymi biednemu Laskowskiemu „Kolorowymi jarmarkami”
i, na wypadek, gdyby ktoś uznał, że dzieje się coś niedobrego, na Twitterze
oczywiście głos zabrał minister Patryk Jaki i ogłosił co następuje: „Na
złość wszystkim, Opole2017 jest naprawdę świetne. W amfiteatrze rewelacyjna
atmosfera. Hejt 3RP jak zwykle pomaga”. W
tym samym czasie, niesławny „Sok z buraka” przypuścił bezkompromisowy atak na
Marylę Rodowicz sugerując, że skoro piosenkarka właśnie postanowiła obchodzić swoje
50-lecie na pisowskiej imprezie, to powinna się już szykować do stulecia w
burdelu.
Proszę zwrócić uwagę na to, do czegośmy
przez ostatnie lata doszli. Oto mamy kolejny tak zwany „Krajowy Festiwal
Polskiej Piosenki w Opolu”, organizowany nieprzerwanie, Gomułka, Kiszczak, czy
Tusk, każdego lata od roku 1963, na estradzie,
jak niemal rok w rok od 50 lat, pląsa Maryla Rodowicz, no i, tak jak to się
działo przez wszystkie te lata, z jednej strony, zalewa ją fala bezprzykładnego
uwielbienia, a z drugiej równie bezprzykładnego szyderstwa, tyle że nagle się
okazuje, że hejterzy i wielbiciele, nie mrugnąwszy nagle okiem, zamienili się
miejscami.
A co z nami, zwykłymi obserwatorami tego,
co się dzieje to tu to tam? Otóż my mamy swoje myśli, swoje wspomnienia i swoje
refleksje dotyczące tego, jak krętymi scieżkami kroczy zwykłe ludzkie
obłąkanie.
Kiedy piszę te refleksje przypomina mi
się tekst, który napisałem jeszcze 6 lat temu, kiedy to z jednej strony
żałowałem tego, co nam prawdopodobnie bezpowrotnie minęło, a z drugiej strony
po ciuchu liczyłem na to, że jednak może stanie się cud. No i proszę sobie
wyobrazić, że cud się stał, tyle że niestety w formie parodii. Jak zawsze. Rzućmy
więc proszę okiem na tamte dawne myśli.
Im dłużej człowiek obraca się w
dzisiejszym, nowoczesnym świecie, tym częściej musi dochodzić do wniosku, że –
tak jak to w popularnych dowcipach informowało Radio Erewań – lepiej już było.
I to wcale niekoniecznie musi dotyczyć perspektywy osób reprezentujących
pokolenie zstępujące, takich jak choćby autor tych słów, ale nawet ludzi
znacznie młodszych, których dzieciństwo czy młodość przypadły na końcówkę
PRL-u. Wiadomo oczywiście, że im kto starszy, tym większą ma skłonność do
wspominania lat minionych, z pominięciem wszystkiego, co było w nich bolesne,
czy choćby zaledwie niemiłe. Mam jednak wrażenie, że dzisiejsza Polska i w
ogóle świat – oferując nam to co są w stanie zaoferować – tę tęsknotę wyłącznie
wzmacniają. Nawet jeśli ma ona dotyczyć zaledwie końcówki lat 80-tych.
Osobiście mam naprawdę dużo
powodów, by lata przed rokiem 1990 wspominać z autentyczną sympatią. I zgadzam
się, że częśćtych wspomnień jest bardzo
subiektywna, wynikająca z tego, że wszystko mi się już w mojej starej głowie
wyrównuje, a przez to oczywiście zawsze narażona na wyśmianie. Ale też nie mam
żadnych wątpliwości, że znaczna ich część, to coś naprawdę mocnego i wcale nie
tak łatwego do zbicia w uczciwej dyskusji. Weźmy choćby kwestię czasu wolnego,
a więc czasu, który można poświęcić na wszystko, czego człowiek sobie zażyczy.
Jestem pewien, że każdy z nas, kto tamte czasy pamięta, przyzna bez dyskusji,
że za PRL-u tego czasu było znacznie, ale to znacznie więcej. Pamiętam, jak ja
i inni moi koledzy, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi, mieliśmy niekiedy w szkole
okazję, czy to do narysowania, czy opisania na kartce w zeszycie, czy wreszcie
do opowiedzenia własnymi słowami, jak to sobie wyobrażamy świat w roku 2000. I
wspominam dziś, że w tych relacjach przede wszystkim zawsze wracała myśl, że w
przyszłości nie będzie samochodów, pociągów, ani nawet samolotów, a zamiast
tego ludzie będą podróżować takimi małymi rakietami. Ale również mieliśmy wtedy
niemal pewność, że ponieważ pracę za ludzi przejmą maszyny, wówczas jeszcze
zwane robotami – wtedy jeszcze o komputerach nie było nam nic wiadomo –
przeciętny człowiek będzie pracował trzy, a maksymalnie cztery dni w tygodniu.
Dziś, jak widzimy, cała ta prognoza wzięła w łeb, choćby z tego względu, że o
rakietach w ogóle nie ma mowy, pociągi jeżdżą jeszcze wolniej niż wtedy,
samochody stoją w korkach i poruszają się z prędkością od 0 do 15 km. na
godzinę, a my pracujemy tak dużo i tak ciężko, jak nigdy dotąd. Do tego stopnia
dużo i ciężko, że kiedy wreszcie przychodzi ten błogi moment bezczynności, to
nie jesteśmy nawet w stanie myśleć, a co dopiero spędzać czas. Najwyżej w
którymś z supermarketów.
Ktoś powie, że to jest
demagogia, bo w komunie, przez ów nieustanny brak wszystkiego, zaczynając od
kolorowych pism, a kończąc na Internecie, człowiek nudził się jak pies, i już
tylko wył o to, by wyjechać choć na chwilę za granicę i poczuć ową świadomość,
jak miło może upływać czas. Tyle że jest to oczywista nieprawda. Jeśli idzie o
mnie choćby, to jeszcze jako dziecko, czy już młody człowiek, oczywiście nie
miałem żadnego powodu, żeby siedzieć do trzeciej nad ranem i zajmować się
rozrywkami – o ile oczywiście nie pojechałem do swojego kolegi Karola do
Bytomia, żeby z nim pić, gadać i słuchać muzyki – ale jakoś nie przypominam
sobie, bym kiedykolwiek narzekał na to, że jest mi nudno. A z pewnością nie
robiłem tego częściej, niż zdarza mi się to dziś. Za to właśnie dziś rozmawiam
ze swoim synem, który znów, po raz kolejny, zasnął po południu, wyrzucam mu tę
dramatyczną stratę czasu, a on na to mi tłumaczy, że jego wszyscy znajomi śpią
po południu. Dlaczego? Bo zwyczajnie tkwią w ciągłym niedospaniu. I o to
właśnie tu chodzi. Ja chodzę spać po północy, bo szkoda mi wieczoru, a przy
okazji życia, a oni śpią, ile razy chce im się spać.
Gdy idzie o spędzanie czasu
bowiem, życie w PRL-u, w porównaniu z tym, co mamy dziś, było zwyczajnie
fascynujące i pełne różnorakich uciech, do których jakimś cudem nie był
potrzebny ani telefon komórkowy, ani youtube, ani nawet pub w piątkowy wieczór.
Ale, kiedy myślę o PRL-u, być może jeszcze mocniej, niż tę niezwykłą wręcz
możliwość najpełniejszego spędzania wolnego czasu, odczuwam fakt, że ludzie
którzy mnie otaczali, podobnie jak ludzie, których znalem wyłącznie z
telewizji, czy z radia, w swojej większości robili intelektualnie znacznie
lepsze wrażenie, niż to ma miejsce dziś. Oczywiście, i wtedy i dziś, pewien typ
obywateli – na obu wymienionych poziomach – mógłby zostać określony zawsze i
wyłącznie tym samym epitetem, czyli „dureń”, lub „agent”, no ale przecież nie
mamy też żadnego powodu, by utrzymywać, że wtedy było pod tym względem gorzej.
I durniów i agentów zawsze można było grabić jak jesienne liście. Czy wspomnimy
tamtą panią z kasy biletowej na dworcu kolejowym w Radomiu, czy niejakiego
Ubermana z Dziennika Telewizyjnego i zestawimy ich z kultowym już Andrzejem z
Działdowa, czy Maciejem Knapikiem z TVN24, różnicy wielkiej nie znajdziemy,
natomiast wystarczy porównać choćby Wojciecha Młynarskiego z tamtych czasów z
Wojciechem Młynarskim dziś, by wiedzieć, co się z nami wszystkimi przez te
wszystkie lata podziało.
Myślę zresztą, że Wojciech
Młynarski akurat jest tu w istocie świetnym przykładem. I to ze względu na to
kim był wtedy i kim jest dziś, jako człowiek i artysta, ale również – a może
przede wszystkim – ze względu na to, co się stało z tymi wszystkim, którzy kiedyś
go cenili, a jego piosenki traktowali jak swój głos, a i dziś go cenią i
uważają za jakiś tam autorytet. Aby móc bardziej dokładnie przekazać, o co mi
chodzi, pozwolę sobie tu przypomnieć tekst piosenki Młynarskiego właśnie,
zatytułowanej „Ballada o wronach”. Proszę posłuchać:
W berżeretkach, balladach, canzonach
Bardzo rzadko jest mowa o wronach,
A ja mam taki gust wypaczony,
Że lubię wrony...
Los im dolę zgotował nielekką:
Cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie-
- a ja je lubię...
Gdy na polu ze śniegiem wiatr wyje,
Żadna wrona przez chwilę nie kryje,
Że dlatego na zimę zostają,
Że źle fruwają...
Ale wrona, czy młoda, czy stara,
Się do tego dorabiać nie stara
Manifestów ni ideologii -
i to ją zdobi...
Gdy rozdziawią dziób, wiedzą dokładnie,
Że ich głosy brzmią raczej nieładnie,
Lecz nie wstydzą się i nie tłumaczą,
Że brzydko kraczą...
I myśl w głowach nie świta im dzika,
By krakaniem udawać słowika,
By krakaniem nieść sobie pociechę -
i to jest w dechę!
Żadna wrona się także nie łudzi,
Że postawi ktoś stracha na ludzi,
Co na wrony i we dnie, i nocą
Czyhają z procą...
Wrony fruną z godnością nad rżyskiem,
Jakby dobrze im było z tym wszystkim,
I w tym właśnie zaznacza się wronia
Autoironia.
Nie udają słodyczy nieszczerze,
Mężnie trwają w swym szwarc-charakterze,
Nie składają w komorę zasobną,
Jak więcej dziobną,
Wiedzą, że, mimo wszystkie przemiany
Nie wyrosną na rżysku banany,
Nie zamienią się w kawior pędraki,
Bo układ taki...
Przypominam sobie dziś ten
tekst, czytam go po raz kolejny, i zastanawiam się, czy Młynarski byłby w
stanie go napisać dziś. I czy gdyby jakimś cudem był to w stanie zrobić, to czy
ułożyłby go tak, by to przesłanie brzmiało właśnie w taki sposób, w jaki brzmiało
wtedy. Ale zastanawiam się nad czymś jeszcze. Czy gdyby dziś Wojciech Młynarski
napisał ten tekst właśnie tak, zawierając w nim dokładnie tę myśl, która go
zdobiła wówczas, czy nad nim zachwycaliby się autorzy „Szkła Kontaktowego”, tak
jak się dziś zachwycają nad wierszami Młynarskiego o tym, że Jarosław Kaczyński
to bałwan i drobny dyktator. Ale też zastanawiam się jeszcze nad czymś. Czy tym
tekstem i tą piosenką, gdyby ją w ogóle byli w stanie zrozumieć i polubić,
zachwycaliby się ci wszyscy, którzy, tak jak ja i moi znajomi z młodości wtedy,
tworzą dziś tak zwaną młodą miejską inteligencję, I we wszystkich tych
wypadkach, mam na to odpowiedź jedną – nie. Ani bowiem Wojciech Młynarski nie
napisałby dziś takiej piosenki – bo raz, że by zrobić tego nie potrafił, a dwa,
że by nie chciał – ani w Szkle Kontaktowym by jej nie wyemitowali, ze względu
choćby na fragment o „mężnym trwaniu w swym szwarc-charakterze”, zwłaszcza w
sytuacji, gdy prokuratura postanowiła jednak się zabrać za Antoniego
Macierewicza na poważnie, ani też ci wszyscy, którzy uchodzą za koneserów
sztuki wysokiej i ambitnej, by jej nie mieli ochoty słuchać, bo nawet gdyby
zrozumieli jej przesłanie – a może zwłaszcza wtedy – wiedzieliby, że to nie
jest to, na co czekali.
Proszę spojrzeć uważnie na
wspomniany przeze mnie tekst Wojciecha Młynarskiego z lat, kiedy on i jego
słuchacze, byli jeszcze istotami rozumnymi. Proszę się w niego wsłuchać. Proszę
spróbować się zastanowić, o czym on jest. I co on nam próbował powiedzieć
wtedy, kiedy podobno nie byliśmy ludźmi wolnymi. I proszę wreszcie zauważyć,
jak wiele się od tamtego czasu w Polsce musiało zmienić, by wszystko to, co
wówczas, dla samego Młynarskiego i dla nas, stanowiło prawdziwą wartość, nagle
stało się niepotrzebnym balastem. Bo tamte czasy, cokolwiek by o nich mówić,
dawały nam wystarczająco dużo wolności – i to wolności prawdziwej – byśmy
potrafili znaleźć w sobie wewnętrzną siłę, a na zewnątrz czas do tego, by
myśleć, myśleć i myśleć. I to właśnie ta siła i ten czas pozwoliły nam zachować
w sobie to człowieczeństwo, które następnie dało nam moc, by wszystko co
wówczas było złe i fałszywe, odrzucić i stworzyć sobie szansę na lepsze. I
niestety tę szansę zmarnowaliśmy. Jak najgorsze łachudry. Wstyd!
Zapraszam
wszystkich do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i przypominam, że tylko do jutra do godziny 14 trwa
akcja pod nazwą „Złotówka dla Toyahuja”. Szczegóły w notce sprzed paru dni.
"Zakonnik PC" od 2 lat ciągle na nie! Może najwyższy , przekonać się do zmiany na lepsze.
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością, nie zostanie Pan dopuszczony do konfitur, a torcik już dawno podzielony :)
Sączenie jadu, nie przystoi, było nie było, blagierowi takiej klasy :)
@rozum
UsuńBlagierowi, zwłaszcza takiej klasy, przystoi jak najbardziej. Natomiast, odsuwając na bok żarty, jestem jak zawsze pod wrażeniem, kiedy widzę jak wielu wyborców PiS-u wie, że tu od początku chodziło o nic wiecej, jak tylko o konfitury.
" Jak część z nas może zauważyła, państwowa propaganda, nie dość, że od paru dni zamęcza nas festiwalem piosenki w Opolu, to jeszcze każe nam wierzyć, że oto właśnie dzięki owemu wydarzeniu, odzyskaliśmy wreszcie ową kulturę, która kiedyś przynosiła nam tyle radości, czy choćby zwykłego poczucia satysfakcji. "
OdpowiedzUsuńPanie, nikt nikogo nie zmusza!
Raz pan piszesz, że nie oglądasz telewizji, a teraz pan piszesz, że Pan Kurski pana zmusza.
Ogarnij się człecze, wymień kilka przepalonych zwoi mózgowych- może się poprawi :(
@tyr
UsuńJa znam ten argument bardzo dobrze. Przez 10 lat, ile razy narzekaliśmy na kłamliwą propagandę Platformy Obywatelskiej, słyszeliśmy niezmiennie: "Nikt nikogo do niczego nie zmusza". Widzę, że macie znakomitych nauczycieli.
Przykro mi czytać te komentarze smutne i co najgorsze nudne pod pana błyskotliwymi notkami, jeśli ktoś nie umie prowadzić takiego bloga jak Pan, to wsiada na cudzy i mówi - JEDZIEMY.Chyba jest to szczyt inteligencji zauważyć, że szatan zemści się na beztalenciach czyszczeniem kotłów z g..... Ktoś ma obsesję na punkcie Pana lecz nie ma talentu. Co do złotówki to rewelacja na miarę 2000 lat istnienia Kościoła. Dzięki Panu uprawiam sport, aby dbać o serce i czuję się mocna, zdrowa, jestem szczupła itd. Pozdrawiam! Jestem bardzo wdzięczna za wszystko i proszę podać konto na stronie jak P Michalkiewicz, bo za pracę należy się zapłata. Ja też to zrobię jak w końcu zrobię sobie stronę z moimi obrazami, które mało kto kupi, bo ceny są od 3000 do 15000 zł, ale może ucieszy się oglądaniem.
OdpowiedzUsuń@Elżbieta Żmijewska
UsuńNa razie, nie będę podawał numeru konta, inna sprawa, kto zna, ten zna i może korzystać do woli.
A za dobre słowo bardzo dziękuję.
A ja na przykład lubię Marylę, piosenki Młynarskiego, Jarosława Kaczyńskiego i mi to wszystko razem dobrze pasuje. A co nie lubię, to zostawiam dla siebie. Aha, Toyah OK. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń@Marek Szewczyk
UsuńNie chodzi o to. Rzecz w tym, że Maryla Rodowicz przez 50 lat była pieszczochem najbardziej brutalnego PRL-u, a dziś wiele wskazuje na to, ze staje się pieszczochem IV RP. Ale i to nie jest najważniejsze. Rzecz w tym, że nagle ktokolwiek powie, że festiwal w Opolu to zwykła tandeta, staje się automatycznie wrogiem Dobrej Zmiany. Wystarczy spojrzeć na komentarze nieco wyżej.
Nie mam czasu czytać wszystkich komentarzy niestety. Marylę Rodowicz kocham i nie obchodzi mnie, jaka władza się przy niej ogrzewa. Co do tandety - no nie wiem, co Pan ma na myśli? Znaczy Maryla to tandeta? Jeśli nawet, to i tak ją kocham. A z dobrą zmianą to przecież nie ma nic wspólnego. Tu grają i śpiewają... kto chce niech słucha. A tam zmieniają... i tyż piknie. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńA ja o Maryli oraz o panu Rosiewiczu mam raczej smutne myśli. Chyba maja mało swoich piosenek na własność, jeśli tyle występują. Znaczy, tantiem na bieżąco raczej nie ma.
UsuńI jeśli chodzi o Marylę - telewizja państwowa często ją kupuje i pokazuje. Ma wsparcie systemu.
Natomiast Rosiewicza, który się ujawnił kiedyś jako przeciwnik systemu - nie widać w TV, a zapraszają go na imprezy firmowe - np. widziałem go w SGGW w czerwcu, raz na wyspie na Żoliborzu - chyba na imprezie firmowej, raz u znajomych w firmie. Smutne dla niego - a gość już jest bardzo wiekowy.
@Marek Szewczyk
UsuńNie trzeba czytać wszystkich komentarzy. Wystarczyłoby, gdyby Pan przeczytał moją notkę. Choćby jej pierwsza część. Ja nie pisałem o tym, że Maryla Rodowicz to tandeta.
@Krzysztof
UsuńSzkoda Rosiewicza. To był bardzo utalentowany artysta. Był moment, kiedy on mógł osiągnąć wiele, niestety dokonał niewłaściwych wyborów i przegrał wszystko.
@All
OdpowiedzUsuńTylko pozornie nie na temat. Komentator Boomerang na blogu Coryllusa zamieścił następujący link: http://www.sarnowa.archpoznan.pl/home_04.htm, oraz kluczowy cytat: "Ostrzeżenie przed Instytutem ks, Piotra Skargi z Krakowa. Nic nie zamawiać i nic nie odbierać. Nie jest to Fundacja - stowarzyszenie katolickie, tylko prywatne. Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi rozsyła medaliki i obrazki z Matką Boską, zachęcając do finansowego wspierania swojej działalności. Od stowarzyszenia odcina się krakowska Kuria. Mówi _ „Oni nie są od nas”. „Maryja Królową Rodziny! Tak, Maryja Królowa Rodziny powinna królować w każdym domu. Tak, ja również chcę mieć udział w akcji, aby ten piękny wizerunek Najświętszej Maryi Panny był obecny w jak największej liczbie rodzin polskich domów. Dlatego przeznaczam na ten cel kwotę: 20, 30, 50, 100 zł” - to fragment treści ulotki dołączonej do imiennego listu, który rozsyłają. „Wiem, że proszę o wiele, ale nasz plan jest śmiały” - pisze redaktor. Dalej informuje, że w ciągu dwóch poprzednich lat Stowarzyszenie rozesłało 230 tys. obrazków".
Nie są jedyni, niestety. Ciekawe, czy medaliki z Marylą też rozeszłyby się w ponad 200tys.
UsuńMaryla Rodowicz żyje i śpiewa odkąd pamiętam, śp. Wojciech Młynarski również nie pozwalał o sobie zapomnieć. Różnica między nimi jest taka, że ona zawsze czuła się świetnie w swojej roli, takiej estradówy. A on niestety minął się z powołaniem, o czymś nie pomyślał, zapomniał?
OdpowiedzUsuńKtoś "żyje i śpiewa", i słyszysz o nim, bo ktoś inny go kupuje i rozpowszechnia. To przecież działa w jedną tylko stronę. Przecież nie łazi do tv sam i nie wpycha się im MIMO woli.
UsuńTakże, decyzja nie jest po jego stronie. Pewnie twórczością i nastawieniem może sobie zaskarbić "wdzięczność", co zresztą słychać. Artysta - to prawda, z prosystemowym nastawieniem - tez prawda.
PS. Taki - niektórym znany - pan Osiejuk, jest świetnym blogerem, ale nie dał się poznać jako prosystemowy . I co? I prosił w pewnym momencie o wsparcie zwykłych ludzi, czytelników.
PS2. Może to i lepiej, wie, że ma jak pozostać długo niezależnym od systemu, skoro tamto przetrzymał...
@Jola Plucińska
UsuńMoże była bardziej cyniczna?
Pewnie dalej taka jest, ale przy okazji głupiutka. Żądza sławy i burzliwych oklasków zawróciły jej w głowie. Na własne życzenie stała się towarem, a mogła mądrzej pokierować swoją karierą, talentu jej nie brakuje. Nawet ją lubię, choć jest żywym dowodem na tezę Kazika (ciekawe, czy on wykluczył się z tego towarzystwa, tak przy okazji), że wszyscy artyści to prostytutki. Coś w tym jest, ale ja i tak jestem przekonana, że oni są przede wszystkim oderwani od rzeczywistości, czyli po prostu głupi. Zbyt duże zarobki, nieadekwatne do realiów, to poczucie krzywdy, że w Stanach artyści mają lepiej. Moja propozycja - wyjeżdżajcie, nie będzie nam was brakować. A do Wojciecha Młynarskiego mam żal, że uległ koniunkturalizmowi. Przecież mu nic nie brakowało. Albo po prostu wygadał się po której stronie stoi. A mógł nie stać po żadnej i byłoby bardzo dobrze.
Usuń@Jola Plucińska
UsuńMoim zdaniem, to wszystko jest bardziej skomplikowane.
"W tym samym czasie, niesławny „Sok z buraka” przypuścił bezkompromisowy atak na Marylę Rodowicz sugerując, że skoro piosenkarka właśnie postanowiła obchodzić swoje 50-lecie na pisowskiej imprezie, to powinna się już szykować do stulecia w burdelu."
OdpowiedzUsuńSok z buraka? Ha, ha, ha,ha. Pekne ze smiechu.