Protest przeciwko dławieniu przez rząd
premier Szydło niezależnych mediów, oraz osobiście i indywidualnie posła
Michała Szczerby, na poziomie ściśle intelektualnym wkroczył w fazę, wobec
której ja osobiście stoję bezradny. Pierwsze jaskółki owego obłędu mieliśmy
okazję zaobserwować już w piątkową noc, kiedy to demonstrujący mieszkańcy
Warszawy, dopingowani przez polityków opozycji, postanowili nie dopuścić do
tego, by posłowie mogli opuścić budynek Sejmu, i ustami swoich przedstawicieli
ogłosili, że oni przed tym Sejmem będą tak siedzieć aż do Wigilii. Dziś
poprzeczka poszła jeszcze wyżej, bo mimo iż policja pisowskich polityków z
Sejmu już dawno ewakuowała, a na miejscu została już tylko jedząca zamówione,
jak się okazało, już parę dni temu na tę okoliczność kanapki, niewielka grupa
posłów Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej, wzniesione zostało hasło:
„Przestańcie lepić pierogi, chodźcie pod Sejm”.
A ja się zastanawiam, jaki jest sens tej
akcji? Rozumiem, że można pójść pod Pałac Prezydencki i drzeć mordę, że
prezydent to wysługujący się Kaczyńskiemu szmaciarz, czy w Aleje Ujazdowskie, ciskać
pomidorami i zgniłymi kartoflami w okna i wznosić okrzyki przeciwko premier Szydło.
Ma też nawet swój głęboki sens udanie się pod siedzibę Prawa i Sprawiedliwości
na Nowogrodzką i trąbienie Kaczyńskiemu gumowymi kaczkami. Natomiast sytuacja,
w której jedna grupa demonstrujących okupuje salę posiedzeń Sejmu, a druga
blokuje drogi wyjścia z budynku w sytuacji, gdy przez najbliższy miesiąc żaden
przedstawiciel PiS-u nie ma żadnego interesu, by tam zachodzić, świadczy o tym,
że organizatorzy tego eventu zwyczajnie zwariowali. A ja, jak mówię, nie jestem
w stanie tego komentować.
W tej sytuacji chciałbym się skupić na
tym, co stało się pierwszym powodem wspomnianej demonstracji, a mianowicie na
podjętej przez marszałka Kuchcińskiego próbie ograniczenia owego rozpasania,
jakiemu przez wszystkie te lata demokracji ulegli nasi dziennikarze. Otóż ja
wciąż pamiętam scenę sprzed lat, kiedy to do Sejmu wszedł Jarosław Kaczyński,
został natychmiast otoczony przez parudziesięciu z nich z mikrofonami,
fotoreporterów i kamerzystów i w pewnym momencie zamieszanie zrobiło się tak
wielkie, że znajdująca się w samym środku tego bydła red. Kolenda z TVN-u,
mimo, że jak wiemy jest osobą podobnie słusznej postury, jak jej koleżanka
Werner, została przez swoich kolegów przewrócona i podeptana. Oczywiście
natychmiast pojawiły się komentarze, że tak naprawdę to Kaczyński Kolendę
rozdeptał, a już po chwili napięcie zaczęło tak eskalować, że wspomniany
Kaczyński poczuł się zmuszony Kolendzie kupić kwiaty i ją osobiście przeprosić.
To było coś, co mogliśmy zobaczyć wszyscy
niejako z góry i przy tym zrozumieć, jak to wygląda, kiedy oni wszyscy zejdą
się do kupy. Na co dzień jednak to, co nam zostaje podane pod nos, wygląda
znacznie czyściej i porządniej. Na co dzień widzimy zaledwie któregoś polityka
i parę eleganckich pań z mikrofonami i nawet nam do głowy nie przyjdzie to, że
tam jest jeszcze ktoś, kto trzyma tę kamerę, by nie wspomnieć, że najczęściej
tych kamer jest tam kilka. I to jest dziś Sejm w dniu obrad: hordy dziennikarzy
z mikrofonami, za którymi się snują ci nieogoleni szmaciarze z kamerami, na
każdym możliwym kwadracie, o każdej możliwej porze. A po korytarzach dodatkowo
tam i z powrotem ich koleżanki i koledzy ganiają się z innymi posłami, próbując
ich naciągnąć na komentarz, i tam oczywiście też znaczną część przestrzeni
zajmują ci nudziarze z kamerami.
To jest więc od lat życie zarówno posłów,
jak i owych pracowników mediów, z których nie ma żadnego pożytku poza jednym,
tym mianowicie, że jedni i drudzy mogą się pokazać na ekranie telewizora i
zaliczyć kolejny publiczny występ. Co z tego mamy my? Dokładnie nic, a nawet
jeśli jakimś cudem ktoś z nich powie coś ciekawego, w sposób naturalny już po
paru minutach to coś zostaje unieważnione.
Ale jest jeszcze coś, co sprawia, że z
mojego punktu widzenia, a więc kogoś, w czyim rzekomo imieniu ukazały się
ostatnio te czarne ekrany z informacją, że od 1 stycznia nie będę
poinformowany, stała obecność dziennikarzy w Sejmie jest całkowicie zbędna.
Powiem więcej. Ona jest wręcz szkodliwa, bo służy wyłącznie manipulacji i
dezinformacji, a nie informacji. Niedawno trafiłem na bardzo ładną wypowiedź
aktora Denzela Washingtona, w której ten powiedział mniej więcej tak: „Kiedy nie czytasz gazet, jesteś
niepoinformowany; kiedy czytasz, jesteś dezinformowany. Dziś chodzi przede
wszystkim o to, by być pierwszy z informacją, a tam już prawda nie ma żadnego
znaczenia”.
Ale jest jeszcze coś, moim zdaniem
znacznie ważniejszego niż informacja, czy dezinformacja, a co sprawia, że ja
bym nie miał nic przeciwko temu, by dziennikarzy w ogóle nie wpuszczać do
budynku Sejmu, z kamerą, czy bez, a znakomicie ten punkt widzenia zaprezentował
przed laty red. Maciej Knapik z TVN24. Pisałem o tym wtedy, ale przypomnę. Otóż
pewnego dnia żyjący jeszcze Aleksander Szczygło odpowiadał na pytania
dziennikarzy i podczas tej konferencji z jakiegoś powodu Knapik nieustannie i
głośno gadał. Był tak hałaśliwy, że jego buczenie słychać było wyraźnie nawet z
tej strony szkła. Minister Szczygło w pewnym momencie poprosił redaktora
Knapika, żeby mu nie przeszkadzał, bo nie wypada, a poza tym to go rozprasza.
Reakcja była mniej więcej taka, jaką można zaobserwować w szkole, gdy
nauczyciel prosi klasę, by nie rozmawiała, a dzieci albo gadają jeszcze głośniej
po to, by zademonstrować nauczycielowi swoją autonomię, albo dlatego, że się
zagapili i uwagę nauczyciela traktują jako szum, który ich zagłusza. Faktem
jest więc, że buczenie Knapika nie ustało ani na moment. Inna sprawa, że
Aleksander Szczygło już więcej nie interweniował. Może dlatego, że nie chciał
się awanturować, albo po prostu było mu wstyd, że musi się aż tak zniżyć.
Jak wspomniałem, Szczygły już nie ma, ani w
Sejmie, ani w ogóle, Knapika zresztą też jest mniej, natomiast wciąż tam są jego
koledzy i koleżanki, a większość z nich, jeśli się od niego różni, to w tę
gorsza stronę, co mogliśmy skutecznie zaobserwować w tych dniach.
W tej sytuacji jeszcze raz oświadczam. Tu
akurat zdecydowanie trzymam stronę Kuchcińskiego i proszę o więcej.
Niezmiennie zachęcam do
odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl,
gdzie można kupować moje książki.
Zgadzam się z Panem w 100%, tylko Marszałek wystąpił z tym pomysłem bardzo nie w porę. Można było poczekać na uchwalenie budżetu i ustawy odbierającej przywileje emerytalne ubekom. Łączę ukłony.
OdpowiedzUsuń@Kamil Koszyrski
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę determinację, z jaką oni chcą doprowadzić do pożaru, każdy termin byłby zły.
Chyba tak.
OdpowiedzUsuń