poniedziałek, 23 listopada 2015

Zbieramy na opornik dla prof. Zolla

Jeszcze wczoraj wieczorem, kiedy wróciliśmy z żoną do domu ze zwyczajowej niedzielnej rodzinnej wizyty, syn mój zaprezentował mi rozmowę, jaką z ministrem kultury Piotrem Glińskim przeprowadziła w publicznej telewizji dziennikarka nazwiskiem Karolina Lewicka. Ja tę Lewicką trochę znam, a trafiłem na nią po raz pierwszy, i do wczoraj jedyny, jeszcze podczas kampanii prezydenckiej, kiedy ta prowadziła jeden z programów związanych z wyborami i przyznaję, że byłem pod wrażeniem. Później jeszcze parę razy, ktoś mi o niej opowiadał i informacje jakie otrzymywałem potwierdzały moje oryginalne refleksje. Obejrzałem więc rozmowę z Piotrem Glińskim, jaką przeprowadziła z nim red. Lewicka i pomyślałem sobie, że jeśli dziś wciąż powtarzamy wciąż, że nie jest dobrze, to tak naprawdę wyłącznie w tym sensie, że osiem lat bezpośrednich rządów Platformy Obywatelskiej, a tak naprawdę po 10 latach owej strasznej propagandy, znaczna część z nas najzwyczajniej zatraciła poczucie rzeczywistości. Dla wielu z nas polityka, a dokładnie ów konflikt między Prawem i Sprawiedliwością, a resztą świata, stał się czymś, co zdeterminowało całe ich życie do tego stopnia, że oni gotowi są poświęcić wszystko, byleby ów pissssssss przestał ich zmuszać do tego, by się budzili w środku nocy z wrzaskiem. A mówiąc „wszystko”, mam na myśli jak najbardziej wszystko.
Popatrzmy na tę Lewicką. Jako przedstawiciel publicznej telewizji zaprasza ona do studia ministra kultury, zadaje mu pytanie, kiedy zaproszony minister zaczyna spokojnie na nie odpowiadać, ta wyskakuje na niego z mordą, a gdy on z kolei prosi ją, by mu dała spokojnie odpowiedzieć, ona go elegancko informuje, że jeśli on ma ochotę sobie pogadać, niech urządzi konferencję prasową, a nie wykorzystuje do swoich popisów telewizyjnego studia i tak już do końca. Ktoś powie, że to jest tak zwane agresywne dziennikarstwo, które stanowi współczesny standard, a my powinniśmy takich redaktorów, jak Lewicka, strzec, jak źrenicy oka. Otóż nic podobnego. Lewicka nie jest nowoczesnym dziennikarzem. Nowoczesny dziennikarz, gdyby mu zależało, by Glińskiego skompromitować, nie kłóciłby się z nim jak dziecko, ale – gdyby tylko dojrzał okazję – wkręcałby go stopniowo w obmyśloną przez siebie ścieżkę i go po niej prowadził tak długo, aż widzowie by zobaczyli, że minister to kretyn. Jedynym skutkiem zachowania Lewickiej natomiast było to, że myśmy zobaczyli, po raz kolejny zresztą, że ona nienawidzi PiS-u i gdy dochodzi co do czego, to ona nie jest w stanie tego ukryć i efekt jest taki, że biedny Gliński chciał coś powiedzieć, ale trafił na półprzytomną wariatkę.
Otóż to – wariatkę. Te osiem, a tak naprawdę, już 10 lat sprawiło, że ludzie dotychczas, mądrzejsi, czy głupsi, ale jakoś utrzymujący się w średniej powszechnie akceptowanej skali, przez swoje polityczne zaangażowanie najzwyczajniej w świecie oszaleli. Mamy więc tę Lewicką, która zaprasza do studia Glińskiego, zadaje mu pierwsze pytanie, on zaczyna „Proszę pani”, a ona w tym momencie zaczyna na niego wrzeszczeć, żeby on albo odpowiadał na pytania, albo zorganizował sobie konferencję prasową. A zachowuje się tak, niosąc ze sobą cały bagaż swojej dotychczasowej sławy. A zatem ona powinna wiedzieć, że za takie zachowanie już w najbliższym czasie – powiedzmy to otwarcie – straci pracę i nie znajdzie żadnej innej na choćby zbliżonym poziomie. TVN jej nie przyjmie, bo tam jednak standardy są wyższe i oparte na bardziej przemyślanych zachowaniach, Superstacja należy do Polsatu, a Polsat, jak wiemy, szykuje się do tego, by się stać się stacją reżimową, „Wyborcza” i „Newsweek”, jak sądzę, nie szukają pracowników, „Polityka” skupia się na starej komunistycznej gwardii, więc pozostają już tylko pisma takie jak „Fakty i Mity”, czy może parlamentarne wybory za cztery lata. Czy to możliwe więc, że on na tym poziomie w ogóle nie kalkuluje?
A zatem, czemu ona to robi? Czemu ona nie potrafi zadbać o swój podstawowy interes? Ktoś powie, że ona jest osobą ideową i dla niej nie liczy się nic, poza walką z PiS-em. Ona stoi na posterunku i nie zejdzie z niego do śmierci głodowej. No ale ja właśnie o tym mówię. Ta kobieta, podobnie jak wielu innych najzwyczajniej w świecie zwariowała. Ona PiS-u nienawidzi, a więc kiedy zaprasza do swojego studia Piotra Glińskiego, to wyłącznie z tą jedną myślą: „Ja tego skurwysyna-faszystę zniszczę”. I w tym momencie jest już po niej. Na zawsze.
A przecież nie oszukujmy się. Tu wcale nie chodzi o tę nieszczęsna Lewicką, która, jak słyszę, już została przez swojego pryncypała zawieszona za rażące „odbiegnięcie od standardów”. Nie chodzi nawet o dziennikarzy. Oni tak naprawdę są zaledwie marnym odpryskiem tego obłędu. Spójrzmy natomiast choćby na to, co się dzieje w ostatnich dniach z Trybunałem Konstytucyjnym. Przecież to jest dokładnie to samo, tyle że na znacznie wyższym poziomie. O ile ta Lewicka to jakieś nieszczęście po bibliotekarstwie, czy dziennikarstwie z rodzicami, czy narzeczonym siostry, którzy jej załatwili tę robotę, taki Zoll już samym nazwiskiem zabija. No i posłuchajmy, co takiego ów wybitny człowiek mówi:
Skończyło się dwudziestopięciolecie Polski demokratycznej. Powinno się dzisiaj uświadomić Polakom, w pierwszej kolejności obywatelom popierającym PiS, że ich wolności i prawa zostały oddane w ręce pana Kaczyńskiego, którego nikt nie kontroluje i który przed nikim nie odpowiada. Za chwilę będziemy żyli w systemie totalitarnym. Władza wykonawcza jest w rękach jednej partii, władza ustawodawcza jest w rękach jednej partii. Obie te władze polują na władzę sądowniczą. I jeszcze ta jedna partia ma specsłużby i chce całkowicie przejąć media publiczne. Nie będzie żadnej kontroli”.
Każdy kto się interesuje sprawami publicznymi, wie, kim jest prof. Zoll, a mając tę wiedzę, wie też, że wchodzimy na poziom poważny. I oto nagle okazuje się, że ów Zoll to człowiek, któremu nienawiść do PiS-u tak zawróciła w głowie, że on z tej nienawiści najzwyczajniej w świecie zwariował. I ja tu mam na myśli wymiar praktyczny tego całego szaleństwa. No bo co sobie ów Zoll wyobraża? Że on ma naprzeciwko siebie prezydenta, rząd, parlament i wygadując te idiotyzmy o totalitaryzmie, odniesie jakikolwiek sukces? Przecież Prawo i Sprawiedliwość, jeśli tylko zechce, jedną ustawą doprowadzi do tego, że tacy ludzie jak Zoll ze swoimi kumplami profesorami będą mogli najwyżej pisać felietony w „Gazecie Wyborczej”, a klienci galerii handlowych, a więc wyborcy jedyne co będą wiedzieć, to fakt, że prezydent nazywa się Duda, a premier Szydło. Więc czemu on to robi? Czemu on się aż tak napina. Bo go bardzo zasmucił fakt, że jego tytuł profesorski nie zrobił w świecie odpowiedniego wrażenia? Pewnie tak, no ale ja właśnie o tym piszę. O obłędzie.
I pomyśleć tylko, że wszystko się zaczęło tak naprawdę od pierwszego expose Donalda Tuska, w którym ten cwaniak przez trzy godziny gadał o miłości, a specjalista od politycznego wizerunku Eryk Mistewicz powiedział, że oto nadchodzą czasy postpolityki, czyli tak zwanej „story”, dzięki której społeczeństwa uda się zmienić w stado baranów i wreszcie zapanuje porządek. Karolina Lewicka, dziennikarka TVP Info chciała koniecznie wydusić od ministra Glińskiego wyznanie, czemu on nie chciał dopuścić do tego, by pornografia weszła do przestrzeni publicznej. Ile razy on jej próbował to wyjaśnić, wyskakiwała na niego z mordą i informowała, że jeśli mu się podoba, niech spieprza. Posłuchaj więc, moje drogie dziecko. Znalazłaś sobie bardzo złe wzory. W ten sposób, jedyne co osiągniesz, to … co ja zresztą będę mówił. Sama zobaczysz już w ciągu najbliższych tygodni, a odpowiednimi refleksjami wymienisz się ewentualnie z prof. Zollem.

Zapraszam wszystkich do księgarni na stronie www.coryllus.pl. Tam nie ma nic, czego ktoś kto lubi czytać książki by nie potrzebował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...