poniedziałek, 9 listopada 2015

Śląsk czyta, a pana Twardocha zapraszamy na trufle do Toskanii

Skończyły się targi w Katowicach i w związku z tym wypada się podzielić paroma refleksjami.
Przede wszystkim, muszę powtórzyć to, co już zapowiedziałem wczoraj i przedwczoraj: jeśli to co mieliśmy okazję podziwiać przez minione trzy dni, organizatorzy targów zdołają utrzymać w roku następnym i przez kolejne edycje, targi katowickie mają szansę stać się najważniejszym wydarzeniem tego typu w Polsce. I tu nie ma dwóch zdań.
Sukces minionych targów był tym bardziej jednoznaczny, zwłaszcza gdy go porównujemy z tym, co się dzieje z targami w Krakowie, które w tej chwili stoją już tylko przed dwiema możliwościami: one albo zmienią lokalizację oraz sposób organizacji, albo za dwa lata tam pies z kulawą nogą się nie pojawi. Zarówno po stronie wystawców, jak i czytelników.
Druga kwestia. Kiedy w sobotę napisałem, że organizację targów w Katowicach przejęła Agora, jak się już w krótce okazało, popełniłem fatalną omyłkę, a to z tego powodu, że błędnie uznałem, że firma Murator to, jak dziś już niemal wszystko, co nie jest związane z myślą prawicową, Agora. Okazuje się więc, że nie. Murator to nie Agora. I to jest oczywiście wiadomość dobra. Od razu z samego rana na naszym stoisku pojawili się przedstawiciele wspomnianego Muratora ze skierowaną do mnie uprzejmą, acz stanowczą prośbą, bym ich natychmiast przestał kojarzyć z Agorą, którą oni akurat traktują jak konkurencję, no i skorygował informację na blogu, a ja – przyznaję, że dość paskudnie – uznałem to wyłącznie za bardzo mi miły dowód na to, że i oni nas tu czytają i to bardzo na bieżąco. A to jest już coś, prawda?
No i sprawa trzecia. Jak się pewnie część z nas orientuje, podczas spotkań z czytelnikami tradycyjnie zdecydowana większość kupujących okazuje się doskonale wiedzieć, po co tam przyszli i czemu zdecydowali się zatrzymać przy naszym stoisku. Mam wrażenie, że nigdy dotychczas, tak jak w Katowicach, naszych książek nie kupiło tak wiele osób całkowicie nam obcych, ale też takich, którym jeszcze chwilę wcześniej i mi byliśmy autorami całkowicie nieznanymi. A to zarówno dla wydawnictwa, jak i dla naszej twórczości, tworzy perspektywę naprawdę jasną.
Jeśli ktoś liczy na to, że opowiem, kogośmy tam na tych targach spotkali, to proszę uprzejmie: tam byli wszyscy, włącznie z Ewą Minge, Grzegorzem Miecugowem i Szczepanem Twardochem i powiem uczciwie, że mam bardzo duże wyrzuty sumienia z tego powodu, że się nie zdecydowałem i w związku z tym ostatnim nie przeprowadziłem pewnej demonstracji. No ale kiedy to miałem zrobić? No kiedy? Proszę mi powiedzieć.




Za twa tygodnie mamy targi w Warszawie, a tydzień później we Wrocławiu. Jeszcze przed Warszawą mam spotkanie autorskie na uniwersytecie w Opolu, o czym będę informował na bieżąco. Książki są jak zawsze do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...