Jutro obiecuję napisać coś oryginalnego z myślą tylko o tym blogu, dziś jednak wciąż pozostajemy z „Warszawską Gazetą” i z moim najnowszym felietonem. Tym razem na tapetę bierzemy Twitter i jego użytkowników. Polecam.
Bardzo niedawno, ale zanim Rosja zaatakowała Ukrainę, a minister Sikorski z delegacją europejskich ministrów właśnie podpisał najkrócej obowiązujące porozumienie w historii świata, na twitterowym profilu Sikorskiego pokazało się jego zdjęcie, jak stoi pod przewróconym pomnikiem Lenina, a obok tekst w języku angielskim który w tłumaczeniu na język polski brzmi następująco: „Na pustynię: pod dachem przyczółkowym bez Lenina. Dziś poszły kolejne trzy”.
Pośmialiśmy się trochę z ministra Sikorskiego, głównie przez to, że pozując na oxfordczyka i pierwszego Anglika wśród Polaków, prezentuje znajomość języka na poziomie, który osiągnął wtedy, gdy po raz przyjechał pierwszy na wakacje do Anglii, a jeśli od tego czasu się poprawił, to tylko na tyle, by się z niego nie śmiali Polacy pracujący w Anglii na budowach. Ale był jeszcze jeden, kto wie, czy nie bardziej istotny powód do tego, by z Sikorskiego poszydzić. Otóż mamy ważnego ministra, przedstawiciela Unii Europejskiej do rozmów w sprawie poważnego kryzysu, który, chcąc skomentować swoje osiągnięcia, strzela jakieś słitfocie i wrzuca je na Twittera wraz z głupimi komentarzami.
No i przy tej okazji wrócił problem owego Twittera, a więc pewnego szczególnego miejsca w Internecie, które służy ludziom o pewnej szczególnej intelektualnej konstrukcji do spotykania się i albo wymieniania się uwagami bez znaczenia, lub zaledwie – co świetnie zrozumie każdy posiadacz psa – do oznaczania terytorium. Właśnie tak. Mam wrażenie, że jeśli idzie o Twittera, mamy do czynienia z tego rodzaju atawizmem. Ludzie, którzy tam potrzebują się udzielać, zachowują się jak psy, które nie są w stanie przejść spokojnie paru metrów, żeby nie zostawić po sobie choćby najmniejszego śladu.
No bo, zastanówmy, się, czemu minister Sikorski uznał za stosowne napisać ów tekst o pustyni i frontalu – tekst, zwróćmy uwagę, kompletnie bezużyteczny, nikomu niepotrzebny, nieciekawy, nawet nie dowcipny – i go zamieścić na Twitterze wraz z tym zdjęciem, na którym poza jego twarzą praktycznie nic nie widać? On z całą pewnością nie mógł mieć na myśli nic więcej, jak tylko „obsikanie” wcześniejszych sików. Gdyby było inaczej, on by się w przynajmniej minimalnym stopniu do tej notki przyłożył, a nie kompromitował się jakimś bełkotem.
Przyznam się szczerze, że na ową teorie z zaznaczaniem miejsca wpadłem dopiero niedawno. Wcześniej wydawało mi się, że tam może chodzić o coś znacznie wyższego, czego ja nie rozumiem. I oto wczoraj kolega podesłał mi „twit” zamieszczony przez samego Premiera. Proszę rzucić okiem:
@premiertusk: nigdy przyszłe pokolenie by nam nie wybaczyły, gdybyśmy z powodów osobistych ambicji formułowali działania nieadekwatne.Nie oszukujmy się. Tu w ogóle nie chodzi ani o Oxford, ani o język, ani zwykłe wieśniactwo. Tu nawet nie chodzi o to, że ktoś ma nam coś do powiedzenia. To z czym mamy do czynienia, to już prawdziwy obłęd. Ludzie transformują się w psy. I to te gorsze.
Czekając w napięciu na książkę o uczeniu języka, zachęcam wszystkich do kupowania tego, co już od pewnego czasu znajduje się w ofercie księgarni Coryllusa. Niezależnie od tego, proszę o bezpośrednie wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
Czekając w napięciu na książkę o uczeniu języka, zachęcam wszystkich do kupowania tego, co już od pewnego czasu znajduje się w ofercie księgarni Coryllusa. Niezależnie od tego, proszę o bezpośrednie wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.