Od pewnego czasu cała nasza, z niewiadomego powodu, wbrew czystemu rozsądkowi, niezmiennie rozpolitykowana, Polska żyje sprawą zdrady Michała Kamińskiego, a ja nie mogę przestać myśleć, czemu zdrady i czemu akurat tej, a nie jakiejkolwiek innej. W końcu, nie Kamiński pierwszy, nie ostatni i nie jakoś szczególnie wyjątkowy. Tymczasem histeria, jaka podniosła się wokół po tym, jak Kamiński zapisał się do Platformy Obywatelskiej, a oni w nagrodę dali mu jedynkę na liście do Parlamentu Europejskiego, jest tak wielka, że ani przypadek Marcinkiewicza, ani Kluzik, ani nawet – tak! tak! – Radka Sikorskiego nie robią już takiego wrażenia. A więc, czemu Kamiński?
Myślę o tym już od kilku dni i jedyna odpowiedź, jaka mi przychodzi do głowy jest taka, że tu nie może chodzić o to, co ten nieszczęśnik zrobił, ani nawet to, jak on się dziś zachowuje, ale to jak on wygląda. Mam wrażenie, że gdyby Kamiński wyglądał jak europosłowie Zalewski, Migalski, senator Libicki na wózku, czy nawet jak drobna sympatyczna dziewczyna, taka jak Joanna Kluzik, prawicowa opinia publiczna dałaby mu święty spokój, uznając, że albo mu się coś poprzewracało we łbie, albo zwyczajnie ratuje skórę, dziś jednak wszyscy nagle zobaczyliśmy tę karykaturę, bardziej przypominającą nieboszczyka Muzyczkę niż choćby najbardziej oślizgłego esbeka, w dodatku jeszcze słyszymy te bezczelne kłamstwa spływające razem z potem z tej opuchniętej twarzy, i jest nam zwyczajnie wstyd, że daliśmy się tak fatalnie oszukać; że przez tyle lat byliśmy tak fatalnie ślepi.
Mam nadzieję, że jestem dobrze rozumiany. Mnie w ogóle nie zależy na tym, by się nad Kamińskim znęcać. To już bardziej mam ochotę poznęcać się nad nami samymi, którzy przez cały ten czas mieliśmy tego Kamińskiego przed oczami, i ani nam do głowy nie przyszło, żeby się zapytać, o co tu może chodzić. Ja bowiem – powiem to raz jeszcze – rozumiem, że mogli naszą czujność uśpić Kurski, Kluzik, czy choćby Marcinkiewicz, i nie uważam nawet, byśmy, gdy chodzi o nich, mieli powody, by się czegokolwiek wstydzić. Dziś natomiast widzimy nagle tego Kamińskiego, tak fatalnie obnażonego, z tym obłędem w oczach, tym spływającym po czole potem, w tych jego nieodłącznych spranych dżinsach do marynarki i krawata, słyszymy ten skierowany w naszą stronę szyderczy śmiech naszych wrogów i zwyczajnie nam wstyd. No i żeby ów wstyd w sobie zabić wyzywamy Kamińskiego od najgorszych.
Ktoś mi powie, że ja robię dokładnie to samo; że ja sam przez wiele lat traktowałem Kamińskiego, jak naszego mistrza i nadzieję na zwycięstwo ze złem, a dziś z tego wstydu, że się okazałem naiwny i głupi, obrażam go bez żadnego umiaru. Otóż nie. Mogę się oczywiście mylić, bo tych tekstów tu jest już pewnie z dwa tysiące, a wcześniej też przecież różne myśli mi po głowie chodziły, ale nie przypominam sobie, bym akurat Kamińskiemu, czy jego przez wiele lat kumplowi od tak zwanego politycznego spinowania Bielanowi, poświęcił choć jedno dobre słowo. Mnie się dobrze zdarzało mówić o Migalskim, o Kurskim, o Ziobrze, w pewnym momencie chwaliłem się swoimi osobistymi relacjami z Asią Kluzik – Kamiński i Bielan jednak zawsze byli dla mnie ludźmi stojącymi w samym środku podejrzeń.
Pamiętam, jak jeszcze za życia prezydenta Kaczyńskiego w dzienniku „Dziennik” ukazała się seria tekstów pokazujących Prezydenta i reprezentowany przez niego Urząd, jako miejsce, gdzie wszyscy na czele z Lechem Kaczyńskim chodzą od rana do wieczora nawaleni, a kiedy już atmosfera robi się nieznośna, do akcji wkracza Maria Kaczyńska i na oczach całego towarzystwa upokarza Prezydenta, każąc mu klękać i skomleć jak pies. I ja naturalnie wiedziałem nie tylko to, że wszystkie te rewelacje są w wyssane z czyjegoś brudnego palca, ale że ten palec musi należeć do kogoś, kto na Krakowskim Przedmieściu przebywa niemal na stałe, a jeśli miałem tu na myśli kogoś konkretnego, to właśnie Kamińskiego. Dlaczego akurat jego? Nie ma tu miejsca, by to tłumaczyć szerzej, niż zrobiłem to już wcześniej, mam jednak nadzieję, że to wystarczy.
Ostatni numer tygodnika „W Sieci” w znacznej części poświęcony jest przypadkowi Michała Kamińskiego, a rolę głównego analityka pełni tu Stanisław Janecki i to on właśnie nakręca te emocje pokazując, jaki to z Kamińskiego bezideowy i sprzedajny zdrajca. Janecki przedstawia życiorys Kamińskiego, zaczynając od czasów, gdy on jeszcze chodził do szkoły, a kończąc na dzisiejszej przygodzie z Platformą Obywatelską, a my poznajemy człowieka, u którego zdrada była niemal wpisana w charakter i duszę. Z opisu Janeckiego wynika, że trzeba było być kompletnym idiotą, żeby, znając życie i karierę Kamińskiego, dać się na jego gadki nabrać. Niestety, Janecki już nie wyjaśnia, jak to się stało, że mimo tych oczywistości, ani on jako niezależny dziennikarz, przez wiele lat publikujący w ważnym niezależnym tygodniku opinii, mający stały dostęp do mikrofonu, w odpowiednim czasie nie zaalarmował opinii publicznej, ani, tym bardziej, jak to się stało, że zarówno Lech Kaczyński, jak i Jarosław przez tyle lat ulegali urokowi zwykłego, nieszczególnie nawet inteligentnego, karierowicza. Jak to możliwe, że oni nawet nie sprawdzili sobie jego tak nędznej przeszłości?
Otóż oczywiście ja mam na to odpowiedź. Rzecz w tym, że Janecki, przedstawiając Kamińskiego, jako prymitywnego karierowicza bez poglądów i bez pasji, albo łże jak bura suka, albo nie ma o niczym pojęcia i się do tego, czym się zajmuje zwyczajnie nie nadaje. Gdyby Kamiński był tym, czym go przedstawia Janecki, a więc jakims bałwanem o przerośniętych ambicjach, on by w życiu nie uzyskał dostępu do Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Podobnie, jak nie uzyskaliby do nich dostępu tacy ludzie, jak Krauze, Kaczmarek, Sikorski, Marcinkiewicz, czy wielu wielu innych. Oni bowiem nie byli ani przez chwilę bezideową plazmą, ale stanowili bardzo ważne ogniwo w całej strukturze owej Sieci, która od samego początku usiłowała opleść obu polityków, i której starania odniosły taki sukces pewnego kwietniowego poranka.
Dziś się ze źródeł, którym ufam, dowiaduję, że był okres, kiedy Lech Kaczyński należał do towarzyskiej śmietanki Trójmiasta obok ludzi tak strasznych, że ja osobiście, gdybym tylko wiedział, że oni się gdzieś kręcą w pobliżu, nie wychodziłbym z domu. Janecki zapewne będzie twierdził, że to żadna śmietanka, ale banda karierowiczów bez wiary i bez serc, a sam Prezydent był naiwny jak dziecko, któremu zaimponowało ciekawe towarzystwo. Otóż nie. To nie była bezideowa masa, ale wręcz przeciwnie, ludzie ideowi wręcz do szpiku kości działający w ramach ideowej jak jasna zaraza Sieci. A ja dziś, kiedy oglądam w telewizji, czy na zdjęciach tę obłąkaną twarz Michała Kamińskiego, myślę sobie, że to naprawdę bardzo mądrze ze strony Jarosława Kaczyńskiego, że, jak słyszę, on tę swoją politykę robi, bo już nie ma innego wyjścia, natomiast do siebie tak naprawdę dopuszcza tylko swojego kota. I wiem jeszcze to, że to jest jak najbardziej zrozumiałe, że te szyderstwa i ta wściekłość z tego oto powodu, że on wybrał tę samotność, są tak bardzo i z każdym dniem coraz bardziej nagie. A jeśli mam do niego o cokolwiek jeszcze pretensje, to to, że on z jakiegoś powodu uważa, że ludzi nie należy oceniać po oczach.
Przypominam, że moja najnowsza książka, pod równie fascynującym, jak sama jej zawartość tytułem „Kto się boi angielskiego listonosza?” jest do nabycia w księgarni Coryllusa pod adresem coryllus.pl, a gdyby ktoś ją już miał i nie ma znajomych, którym lubi sprawiać niespodzianki, i akurat mu nieco zbywa, bardzo proszę o wspieranie tego bloga. Ostatnio – paradoksalnie właśnie w związku z ukazaniem się tej książki – przeżywamy bardzo ciężki kryzys i każda pomoc jest nieoceniona. Dziękuję.
Przypominam, że moja najnowsza książka, pod równie fascynującym, jak sama jej zawartość tytułem „Kto się boi angielskiego listonosza?” jest do nabycia w księgarni Coryllusa pod adresem coryllus.pl, a gdyby ktoś ją już miał i nie ma znajomych, którym lubi sprawiać niespodzianki, i akurat mu nieco zbywa, bardzo proszę o wspieranie tego bloga. Ostatnio – paradoksalnie właśnie w związku z ukazaniem się tej książki – przeżywamy bardzo ciężki kryzys i każda pomoc jest nieoceniona. Dziękuję.
To jest podstęp.Cała krytyka Kamińskiego idzie w kierunku ośmieszenia nie PO, a PiS. Krytyka cholernie łatwa, wystarczy pokazać owo image w Dzienniku Telewizyjnym i stale podkreślać że mammy oto klasycznego pisowca.
OdpowiedzUsuńMusiał być w skrajnym rozstroju psychicznym żeby pójść na taki układ. Przecież po użyciu wywalą go jak szmatę, w żadnym banku roboty nie znajdzie.
@Chlor
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem go nie wywalą. To jest ktoś znacznie ważniejszy, niż nam się wydaje.
Kaminskiemu skonczyla sie delegacja w PiS, teraz przydzielono go na odcinek PO; to pracownik Systemu; mysle, ze takich pracownikow sa cale zastepy, ale sa dla nas utajnieni, aby nas zaskakiwac "zdradami" i takimi tam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
@Kamiński
OdpowiedzUsuńALbo mu przydzielili to PO, albo tam będzie odbębniał emeryturę. Jak Nowina-Konopka, czy Buzek.