sobota, 22 maja 2010

System się sfajdał



Przyznam zupełnie uczciwie, że nigdy, ani w jednym wypadku, mimo całej mojej podejrzliwości w stosunku do Systemu i ludzi z nim związanych, nie przyszło mi do głowy, żeby poważnie traktować wszelkie głosy, mówiące, że oto jesteśmy drugą Białorusią, że oto odbierają nam wolność, że Polska tonie. Od razu też, przyznając się do tej naiwności, proszę wszystkich mądrali, żeby mi nie dostarczali przemówień o tym, jaki to jestem głupi, że dopiero dziś widzę to, co oni już widzieli od dawna. Po pierwsze, wiem, że byłem głupi, a po drugie, nie do końca wierzę, że to co się własnie dzieje, oni widzieli od dawna. Bo to się dzieje dopiero dziś.
Cóż więc to się takiego dzieje? Otóż dotarła do mnie informacja, że Rzeczpospolita, ukazujący się legalnie, a więc zgodnie z prawem dziennik, postanowił do swojego wtorkowego – mam na myśli najbliższy wtorek – wydania dołączyć film pani Ewy Stankiewicz Solidarni 2010. Żeby to wydarzenie – wszyscy, którzy ten film widzieli wiedzą, że jest to wydarzenie – rozreklamować, Rzeczpospolita postanowiła nakręcić odpowiednią reklamę, zapłacić różnym telewizjom odpowiednie koszta i wyemitować ją tak jak to się zwykle robi. Właśnie się dowiaduję, że wszystkie zainteresowane kanały telewizyjne, włącznie z telewizją publiczną, postanowiły emisję reklamy zablokować, pod pretekstem, że dziennikarzom nie wolno występować w reklamach, a tu akurat swoją twarz udostępnił Jan Pospieszalski.
Absurdalność tego argumentu jest tak porażająca, że nie chcę się tu nad nią nawet zatrzymywać. Ja oczywiście pamiętam, jeszcze sprzed wielu lat, dyskusje, czy dziennikarz danej stacji może występować w reklamach emitowanych w tej właśnie stacji, ale to akurat jest już tak zwana melodia przeszłości. Wystarczy obejrzeć TVN24 choćby przez moment, żeby nie uniknąć widoku dziennikarzy tej stacji reklamujących głównie banki, ale jak płacą, to właściwie czegokolwiek. Dowiaduję się, jak by tego było mało, że Jan Pospieszalski, w odróżnieniu od na przykład Huberta Urbańskiego, za pokazanie swojej twarzy nie chciał od nikogo ani grosza. Po prostu on stanowi część tego filmu, więc trudno go było zlekceważyć. No, a poza tym, jak wszyscy wiemy, nie o to chodziło.
Ale, jak mówię, nie o to chodzi. I wszyscy, którzy tu bywamy na tym blogu wiemy to doskonale. Że wcale nie o to tu chodzi. Że to jest tylko znak czasów. A może – miejmy taką nadzieję – znak dni. Bo film Solidarni 2010, który stanowi prawdziwą rewolucję w pokazywaniu naszej rzeczywistości, rewolucję, której nie mieliśmy w Polsce od wielu, wielu lat, stał się powodem strachu nieporównywalnego z niczym, co mieliśmy okazję obserwować od wieków. Pisałem tu niedawno i o filmie Solidarni 2010i o tym, w jaki sposób ten film obudził we mnie wspomnienia dawnych, jeszcze zamierzchłych peerelowskich czasów, związanych z półlegalnymi pokazami w przykościelnych salach wielkiej refleksji na temat wizyty Jana Pawła II w Polsce, nakręconej przez Trzosa-Rastawieckiego. Pisałem tu, na tym blogu, zupełnie niedawno, o tej dzisiejszej furii, jaką obserwujemy wokół emisji filmu Ewy Stankiewicz i przede wszystkim wokół faktu, że ta Polska, ta prawdziwa Polska, której dotychczas tak skutecznie zamykano usta, może nagle swobodnie mówić, i która – jak się nagle okazuje – potrafi mówić dobitnie i pięknie. Jak ta Polska nagle dostaje prawo głosu. I pisałem przy tej okazji o tym, jak to przez ten piękny, prawdziwy film Ewy Stankiewicz historia zatoczyła koło. Wprawdzie jesteśmy dziś częścią Europy, a nie sowieckiego imperium – choć niektórzy znów zarzucą mi naiwność – i nie jest tak, że w celu obejrzenia filmu Ewy Stankiewicz musimy się gromadzić w salkach katechetycznych i na prywatnych pokazach u tak zwanych ludzi, ale nagle okazuje się, że historia rzeczywiście zatoczyła koło. Zatoczyła koło w ten sposób, że pewna część społeczeństwa jest systematycznie, intencjonalnie i wyjątkowo bezczelnie eliminowana z życia publicznego.
Kiedy jednak pisałem o filmie Solidarni 2010 i wspominałem o wszystkich możliwych podobieństwach między tym filmem, a tamtym Pielgrzymem, myślałem wyłącznie o tym bezpośrednim ataku, jaki dziś i wtedy jest kierowany pod adresem prawdy ustami wynajętych dziennikarzy, sprzedajnych autorytetów i głupich obserwatorów. Nawet mi do głowy nie przyszło, że doszło do tego, że ten atak zyskał kształt prawdziwie systemowy. Że ten strach przed utratą wpływów nie ogranicza się już teraz do tego, że ktoś się z kimś pokłóci, albo ktoś inny przeprowadzi jakąś drobną propagandową akcję. Nie spodziewałem się, że to dotychczas tak lekceważone przeze mnie ględzenie o Białorusi się zwyczajnie zmaterializuje.
I oto dochodzi do tego, że wszystkie główne stacje telewizyjne odmawiają emisji reklamy, zleconej przez oficjalnie ukazujący się dziennik, jeden z głównych ogólnopolskich dzienników, bo presja Systemu okazała się tak wielka, że wszelki opór ni stąd ni z owąd stał się nieopłacalny. Żyjemy w nowej Europie. Wydawałoby się, że – choćby przez dostępność Internetu – wszelkie tabu przestają istnieć. Atak nowej cywilizacji na stare struktury, na tradycję, na zwykłe ludzkie przyzwyczajenia jest tak silny, że niektórzy przebąkują już nawet o tym, że to wszystko poszło zbyt daleko i może przydałaby się jakaś, choćby minimalna kontrola. Nowy Świat odpowiada na to niezmiennie, że to już jest przeszłość, że do pewnych zwyczajów wrócić się nie da. Pornografia, przemoc, dostępność do broni, patriotyzm, rodzina, miłość – że to wszystko już stało się dawno sprawą prywatną. Świat współczesny zyskał wolność i ta wolność wskazuje nam przyszłość.
I oto nagle, ten właśnie System, który stworzył tę nową cywilizację i który tej cywilizacji z takim zacięciem broni, boi się jednego skromnego filmu, w którym mówi człowiek. Człowiek bardzo ściśle zdefiniowany, człowiek może trochę nienowoczesny, trochę może odstający od tego co wokół nas, ale wciąż człowiek. I po raz pierwszy od wielu, wielu lat, ten właśnie System występuje przeciwko temu, co sam stworzył. Przeciwko nieograniczonej wolności. Widzi film, w którym mówią ludzie. Nie mówią nic szczególnego. A prawdę powiedziawszy, mówią dokładnie to, co wielokrotnie, w kpiarskim tonie, było przez ten właśnie System wyśmiewane. System słyszy tych ludzi i drży. Drży z przerażenia i złości. Bo nagle, po tych wszystkich latach, doszedł do głosu człowiek. I to drżenie, jak się nagle okazuje, powoduje taką desperację, która sprawia, że wszystkie dotychczasowe reguły zostają unieważnione, i – aż głupio to mówić – wychodzi na to, że nawet Białoruś jest lepsza.
Emisja reklamy filmu Ewy Stankiewicz, który ma zostać dołączony do wtorkowego wydania Rzeczpospolitej, została przez System zablokowana. Presja drżącego przed utratą wpływów Systemu okazała się tak wielka, że nowoczesny świat struchlał. I uległ. A nam pozostaje tyle podnieść ręce w tryumfalnym i radosnym okrzyku. Wreszcie się nas boją! Wreszcie zobaczyli, że z nami nie ma żartów. Wreszcie nie zasną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...