wtorek, 3 sierpnia 2021

Wołają na niego Donald Tusk


Gdy po raz pierwszy pojawiły się zapowiedzi, że Donald Tusk może wrócić do Polski i ponownie stanąć na czele Platformy Obywatelskiej, by spróbować wyrwać nas z podwójnego nelsona jaki nam założyło Prawo i Sprawiedliwość, miałem do tego planu stosunek ambiwalentny. Oczywiście bardzo liczyłem na to, że on tu wróci i po niedługim czasie zostanie aresztowany, a następnie wyrokiem sądu wtrącony do oszklonej celi, gdzie do końca świata będą mogły oglądać szkolne wycieczki, z drugiej jednak strony bardzo bałem się tych dni, kiedy on zacznie się udzielać w mediach i nas zwyczajnie – przepraszam za język, ale nic lepszego mi do głowy nie przychodzi – wkurwiać. Ostatecznie więc uznałem, że lepiej będzie dla mojego zdrowia jeśli on tam w tej Brukseli zostanie i spokojnie tam zdycha, a ja przynajmniej będę miał spokój.

Jak dziś już wszyscy wiemy, wrócił, a moje obawy okazały sie słuszne w stopniu, którego pewnie nikt się nie spodziewał. Gdybyśmy zachowanie Donalda Tuska zechcieli nazwać dziś wspomnianym wcześniej „wkurwianiem”, stanowiłoby to skandaliczne niedopowiedzenie. Gdy słucham codzienhych relacji na temat tego, co ten kosmita wyrabia, odnoszę wrażenie, że jego dziś już prawdopodobnie nienawidzą wszyscy działacze Platoformy Obywatelskiej, a jeśli któryś z nich wciąż jeszcze nie strzelił go w ten tępy pysk, to chyba tylko dlatego, że nie ma do końca pewności, jak ów gest zostanie przyjęty przez resztę.

Mogę się, jak zawsze oczywiście, mylić, niemniej jednak wciąż mam bardzo mocne przekonanie, że jeszcze chwila, a ktoś faktycznie nie wytrzyma i wsród powszechnego entuzjazmu odeśle go do wszystkich diabłów. A przecież nie zawsze tak było. Pamiętam czas, gdy Donald Tusk był zaledwie jeszcze jednym bałwanem, który się zaplątał w gąszczu polityki. Poświęciłem mu nawet, jako było nie było premierowi rządu RP, paręnaście tekstów. Oto jeden z ciekawszych. Mamy rok 2013.

   

 

 

 

 

      Zdaję sobie sprawę z tego, że zajmowanie się po tych wszystkich latach kimś takim, jak Donald Tusk jest zajęciem z pewnego punktu widzenia mocno kompromitującym, zdarzyły się jednak ostatnio, jedna po drugiej, dwie rzeczy, związane właśnie z tym dziwnym człowiekiem, które mnie zainspirowały do tego stopnia, że zwyczajnie nie potrafię się opanować. Zanim przejdę do sedna, powiem może od razu, o co chodzi. Otóż pierwsza z nich, to książka firmowana przez żonę Premiera, Małgorzatę Tusk, gdzie, jak słyszę, w pewnym momencie przyznaje ona, że był taki moment w ich wspólnym życiu, kiedy ona uznała, że „ten Donald to jednak jest głupi”. Tam akurat jest trochę więcej tego typu uwag, jak choćby ta, że on był „mendowaty i lubił wypić”, jednak to „głupi” ze względów, które przedstawię niżej, zrobiło na mnie wrażenie największe.

      Druga przygoda, która ostatecznie sprowokowała mnie do napisania tego tekstu, związana jest z wizytą Tuska u jakiejś rodziny, gdzie w pewnym momencie widzimy, jak on włazi do pokoju ich synka, siada na jego łóżku w pozycji „na Putina” (swoją drogą, ciekawe, czy on się tego nauczył właśnie od niego) wyciąga z reklamówki prezent dla dziecka, coś tam mruczy pod nosem, jakby nie za bardzo wiedział, co mu tam dali, a następnie rzuca „Król Lew!”. Ja wiem, że to trzeba zobaczyć i że żadne słowa nie zastąpią obrazu, ale się postaram. Otóż w tym momencie Tusk robi wrażenie kogoś, kto jest tak nieprawdopodobnie „głupi” właśnie, że nie jest w stanie nawet wykonać czynności tak prostej, jak wyjęcie prezentu, przekazanie go dziecku i wypowiedzenie tego jednego, czy dwóch zdań: „A tu prezent ode mnie, film o ‘Królu Lwie”. Mam nadzieję, że jeszcze nie widziałeś”.

      Gdy chodzi o Donalda Tuska, ja właściwie od pierwszego dnia miałem bardzo czysty jego obraz, to znaczy, wiedziałem, że to jest skończony bałwan, a kto wie, czy nie ktoś jeszcze gorszy. Natomiast wciąż się pojawiała pewna kwestia, która mnie napełniała wątpliwościami. Otóż raz na jakiś czas pojawiał się ktoś, kto go znał bardzo dobrze, i kto mnie informował, że Tusk to człowiek niesłychanie przebiegły, o szczególnej inteligencji, polityk, który ma w sobie coś takiego, że ani Palikot, ani Gowin, ani choćby i Schetyna nie są w stanie go przechytrzyć. I w takich chwilach myślałem sobie, że ten dysonans jest dla mnie nie do przejścia. Ja najzwyczajniej w świecie nie rozumiem, jak ktoś w tak oczywisty sposób „głupi”, może jednocześnie odnosić takie sukcesy w zarządzanej przez siebie branży.

        Wizyta Donalda Tuska u tej rodziny – co zresztą już pewnie wszyscy mieliśmy okazję przeżyć – jest od początku do końca czymś bardzo szczególnym. Mamy bowiem człowieka, który funkcjonuje w samym centrum życia publicznego od ponad dziesięciu już lat, który, wydawałoby się, co jak co, ale zachowania opisanego wyżej typu, ma opracowane od początku do końca. Tymczasem to, co widzimy, to jest popis tak niesłychanej niezgrabności, że, przy całej swojej skromności, oświadczam publicznie, że ja bym potrafił się zachować lepiej.

       Ktoś powie, że Tusk pewnie tak naprawdę jest człowiekiem bardzo nieśmiałym, albo kimś, dla kogoś udawanie jest rzeczą zbyt trudną, by je skutecznie eksploatować, no ale mam nadzieję, że nikt z nas w to nie uwierzy. Jego można podejrzewać o wszystko, ale z całą pewnością nie o nieśmiałość i naturalność. Donald Tusk to człowiek, który jest cały skonstruowany z plastiku, nieśmiałość natomiast jest dla niego uczuciem równie obcym, jak… ja wiem? Strach, smutek, czy radość. Donald Tusk, to, na moje oko, jest kimś, kto w momencie, gdy mu się wyjmie baterię, może równie dobrze przestać istnieć. Tymczasem on wchodzi do tego mieszkania i zachowuje się, jakby ci, co go zaprogramowali, zapomnieli zainstalować któryś z elementów, i on nagle stanął oko w oko ze swoim… no właśnie, czym? Małgorzata Tusk twierdzi, że on jest „głupi”.

        I to, moim zdaniem, jest czymś niezwykle ciekawym. Jak sięgam pamięcią, wśród najbardziej standardowych obelg, słowo „głupi” raczej nie funkcjonowało. Jeśli chcieliśmy komuś dokuczyć, mówiliśmy, że to „idiota”, „kretyn”, czy choćby – że pozostaniemy przy poetyce proponowanej przez Małgorzatę Tusk – „menda”, czy „tuman”. Określenie „głupi”, jeśli się nie mylę, nigdy nie pełniło funkcji retorycznej, lecz czysto opisową. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że Małgorzata Tusk sama tej książki nie pisała, i że w ogóle sam pomysł na to, by ona powstała, nie należał do niej. Mam jednak pewność, że to zdanie „Ten Donald jest jednak głupi”, to jest jej osobista zasługa. A jeśli tak, to ona go określiła w ten sposób nie tak, jak się czasem mówi, że ktoś jest „gangsterem”, „złodziejem”, czy właśnie „idiotą”. Słowo „głupi” opisuje ludzi – cokolwiek by to miało znaczyć – po prostu głupich.

      Oglądam więc jeszcze raz tę szczególną wizytę w tym nieszczęsnym domu, patrzę na tego tak zwanego premiera i myślę, że wiem doskonale, co ona miała na myśli mówiąc, że „Ten Donald to jednak jest głupi”. Jak wiemy, jestem żonaty od niemal 30 już lat, i myślę, że nie ma takiego epitetu, którym moja żona, a wcześniej narzeczona, mnie nie zaszczyciła. Ona nawet – czego nie wykluczam – mogła mi powiedzieć, że jestem chamem i idiotą, czy nawet chujem. Natomiast nie mam najmniejszych wątpliwości, że jej nawet do głowy by nie przyszło, by kiedykolwiek o mnie powiedzieć, że jestem „głupi”. A później jeszcze się tym chwalić

       No właśnie: chwalić się. Małgorzata Tusk, przyjmijmy nawet, że sama pisze tę książkę, i przyznaje w niej, że jej mąż jest, czy choćby tylko był, „głupi”. Rzecz w tym, że, z tego, co zdążyłem zauważyć, ona – w odróżnieniu choćby od mojej żony – nie jest kimś szczególnie… lotnym. Poza tym, przepraszam bardzo, ale żeby wyjść za mąż za kogoś takiego jak Donald Tusk, trzeba mieć w sobie coś szczególnego. Staje więc ona przed nami, wywleka jakieś osobiste sprawy sprzed lat, opowiada o tym, jak to zdradziła swojego męża, jak to drugie ich dziecko zostało poczęte wyłącznie na zasadzie consensusu, jak to ich wspólne życie było dla niej nieustannym użeraniem się z jej własnym przekonaniem o tym, że wyszła za człowieka „głupiego”, a ja sobie myślę, że jeśli to jest świadectwo kogoś takiego, jak ona, to ono ma wartość szczególną. Wystarczy przecież spojrzeć na te ich dzieci: przecież nie ma takiej możliwości, by to była tylko wina jego genów.

      No więc w końcu zostajemy tylko z tą jedną informacją. On jest głupi. Po prostu, głupi. Zyta Gilowska kiedyś powiedziała, że on jest też człowiekiem okrutnym. I jest rzeczą oczywistą, że to określenie, również nie ma waloru retorycznego. Jeśli ktoś jest okrutny, to jest okrutny. Jeśli jest głupi, jest głupi. Jeśli natomiast jest głupi i okrutny, to znaczy, że powinniśmy wszyscy zachować pełną gotowość. Bo diabli wiedzą, co się może wydarzyć. To już chyba lepiej trafić na zwykłego rzezimieszka.



 


1 komentarz:

  1. Tusk to idiota, w dodatku naładowany kompleksami. To jego ostatnie tournee. Przegra bo jest tylko pychą. Pewnie się nie wycofa w ostatniej chwili jak zwykły tchórz, bo nie po to wrócił. Ale też bym się nie zdziwił.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...