Mam oczywiście świadomość, że wszyscy
mamy mnóstwo powodów, by się interesować i cieszyć życiem, nie zważając na to,
co nam wrzucają media i ci wszyscy którzy je utrzymuja w odpowiedniej kondycji,
niemniej chciałbym dziś rzucić okiem na kwestia jak najbardziej dziś
dyskutowaną we wspomnianych mediach, a mianowicie zapowiedzianą przez
miłościwie nam panujące Prawo i Sprawiedlwość podwyżką uposażeń polityków, począwszy
od samego dna, czyli Lechu Wałęsy, a kończąc na obecnym prezydencie Andrzeju
Dudzie. Oczywiście dla nikogo z nas tu obecnych zapewne nie ulega cienia
watpliwości, że owe sześć tysięcy złotych w sprawie którego od pewnego czasu
nieustannie jęczy wspomniany Lech Wałęsa, to wstyd i hańba dla dużego,
posiadajacego swoje ambicje państwa w centrum Europy. Każdy z nas jednocześnie
wie naturalnie, że oni wszyscy mają swoje osobne sposoby, by zadbać o
odpowiedni stadard życia, niemniej jednak, jeśli już mamy się trzymać tego co
oficjalne, to, owszem, owe podwyżki nie podlegają dyskusji. I tu wypadałby
uznać, że mamy koniec rozmowy, ja natomiast chciałbym wspomnieć o czymś
znacznie ciekawszym.
Jak wiemy, w momencie gdy władza
zapowiedziała owe podwyżki, natychmiast odezwał się nie kto inny jak Donald Tusk
plus jego świeżo kompletowana drużyna i owej propozycji powiedziała twarde
„nie”. To jednak, plus wszystko to co ową deklarację otacza, z mojego punktu
widzenia można było przewidzieć od samego początku. Wiadomo było od zawsze, że
w momencie gdy pojawi sie propozycja podwyższenia wynagrodzeń polityków, Donald
Tusk, a za nim całe to „posłuszeństwo”, którego działania obserwujemy niemal każdego
dnia, pokażą że oni są przeciwko, bo to się przecież nie godzi, by politycy
zarabiali miliardy, podczas gdy przeciętny nauczyciel historii Jan Kowalski nie
wie jak związać koniec z końcem.
Ja tymczasem mam tu pewną teorię, co do
której prawdziwości mam swoje wątpliwości, jednak uważam ją za tyle ciekawą, że
chciałem się nią tu podzielić. Otóż kiedy obserwuję ruchy na politycznej
scenie, głównie opanowanej przez tak zwaną „totalną opozycję”, a wywołane przez
ową zapowiedź podwyżek, odnoszę wrażenie, że – pomijając oczywiście samego
Donalda Tuska, który ma głęboko w nosie to, ile będą zarabiali jego dawni
znajomi – wszyscy dokładnie posłowie, senatorowie, ministrowie, prezydenci i
diabli wiedzą kto jeszcze, wyczekują tej podwyżki jak kania dżdżu. Wszyscy oni razem,
wiedząc że PiS i tak zrobi dla swoich co chce, w poczuciu pełnego
bezpieczeństwa, ową podwyżkę oficjalnie będą kontestować.
Ja się natomiast zastanawiam, co będzie,
gdy po tym jak Donald Tusk tych wszystkich swoich rycerzy postawił już do pionu
i kazał im wystąpić przeciwko interesom swoim i swoich rodzin, a oni posłusznie
pochylili przed nim swoje łby, władza zakomunikuje, że no właściwie to co
ogłasza przewodniczący Tusk to święta racja, nie wypada by polscy politycy
zarabiali choć grosz więcej niż dotychczas, i oni wszyscy w tym momencie pozostaną z
przysłowiową ręką w nocniku. Kto wówczas zostanie tym głównym przegranym? No i
kto zostanie przy tym tym pierwszym wrogiem? No kto?
Ale myślę sobie jeszcze coś więcej. Otóż
gdybym ja był na miejscu Jarosława Kaczyńskiego i został niespodziewanie
skonfrontowany z powrotem do kraju Donalda Tuska, z taką perspektywą że on już
za chwilę przejmie cały rząd dusz i poprowadzi Polskę do Nowego Wspaniałego
Świata, to ja bym właśnie zrobił właśnie to: ogłosiłbym podwyżkę uposażeń dla
polityków, a potem już tylko spokojnie czekał aż ten dureń połknie ów haczyk i
zrobi to co wszyscy właśnie widzimy, że zrobił. Potem oczywiście bym wystąpił w
państwowej telewizji, przeprosił za swój niefortunny i nieprzemyślany pomysł i
w ramach zadośćuczynienia za ów błąd od nowego roku w ramach swoistej
bonikfikaty pensje politykom obniżył. Ludzie związani z obozem władzy jakoś by
sobie oczywiście poradzili, natomiast co z resztą, to już nie moja sprawa.
Ogłosiłbym więc akcję „Reset”, a potem bym wrócił do domu, włączył telewizor i
spokojnie czekał na informacje na temat tego jak się miewa przywódcza pozycja
Donalda Tuska.
Tak bym zrobił ja i mam bardzo mocne
wrażenie, że taki to właśnie był plan. Piszę o nim dziś bez jakiejkolwiek
pewności, że mam słuszność i moje koncepcje mają rację bytu, niemniej jestem
spokojny. Nawet jeśli się okaże, że wykazałem się odpowiednią przenikliwością, i
tak to właśnie się rozwija, to i tak oni o tym nie usłyszą, a nawet gdyby, to i
tak już za późno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.