Zakładam że większość z nas zwróciła
uwagę na wypowiedź prominentnego polityka Platformy Obywatelskiej, Sławomira
Nitrasa, który zechciał zapowiedzieć ostateczny upadek katolickiej wiary w
Polsce, a uczynił to w formie proroctwa radosnego. Nie bardzo lubię cytować słów
kogoś takiego jak Nitras akurat, ale ponieważ może się zdarzyć, że ktoś nie wie
w czym rzecz, a poza tym i tak, jak się za chwilę przekonamy, może być jeszcze gorzej, bardzo proszę:
„Nie
wiem, czy przyjazny rozdział Kościoła od państwa jest dzisiaj
możliwy. Bo coś się stało. Mam takie poczucie, że w ostatnich sześciu, siedmiu
latach Kościół wypowiedział trochę posłuszeństwo temu państwu, złamał pewien
standard, który w państwie obowiązuje. Dlatego nie wiem, czy nam jest potrzebny
przyjazny rozdział Kościoła od państwa? A może potrzebna jest jakaś kara za to
zachowanie? Uważam że za naszego życia katolicy w Polsce staną się
mniejszością. Dobrze, żeby to się stało w sposób niegwałtowny, racjonalny, a
nie zasadzie pewnej zemsty. Na zasadzie: to jest uczciwa kara, za to, co się
stało. Musimy was opiłować z pewnych przywilejów, dlatego, że jeżeli nie,
to znowu podniesiecie głowę, jeżeli się cokolwiek zdarzy”.
Gdyby w tym momencie ktoś podejrzewał, że
zamierzam poświęcić ten tekst Nitrasowi, to muszę go wyprowadzić z błędu
i poinformować raz jeszcze, że będzie znacznie gorzej, bo oto przed nami guru katolickiej
publicystyki, sam Tomasz Terlikowski. Proszę sobie bowiem wyobrazić, że wśród
naprawdę wielu głosów potępiających postępek Nitrasa, znalazło się też parę,
które wzięły zacytowaną wyżej wypowiedź w obronę, w tym jak najbardziej głos
Terlikowskiego. Proszę posłuchać, co ów – jak się sam wszędzie przedstawia – „mąż
jednej żony i ojciec piątki dzieci” miał do powiedzenia w omawianej dziś
kwesti:
„Męczy
mnie nieustająca histeria. Powiedzenie, że w Polsce katolicy nie będą
większością, nie jest ani atakiem, ani niszczeniem, jest nieaktualną już w
dużej mierze diagnozą. Nieaktualną, bo w Polsce katolicy większością już nie
są. Realnie wierzących i praktykujących jest mniej niż połowę, a wśród
młodzieży jest kilka, może kilkanaście procent. Inni są już poza Kościołem. I
dotyczy to zarówno prawicy, jak i lewicy. Nieustanna histeria, zamykanie oczu
na fakty, budowanie wizerunku nieustannie skrzywdzonych nie pomaga w
przyciąganiu tych, którzy odeszli. Jeśli rzeczywiście wierzymy, że Kościół ma
im coś do zaoferowania, że Jezus jest jedyną drogą do zbawienia, to może warto
zacząć Jego głosić, a nie dzielić się swoimi frustracjami, których jedynym
celem realnym jest wzmacnianie jednej ze stron plemiennego sporu!”
Ktoś powie, że dyskutowanie z
Terlikowskim na temat Wiary, a już tym bardziej na temat kondycji Kościoła w
Polsce, nie ma najmniejszego sensu, tak jak nie ma sensu prowadzenie dysput
tego typu z kimś, dla kogo wiara w Jezusa Zmartwychwstałego wiąże się
bezpośrednio z kwestią – proszę mi wybaczyć, ale nic bardziej adekwatnego nie
przychodzi mi do głowy – dupcenia i tego co z niego wynika. Dla mnie bowiem
Tomasz Terlikowski, a przy okazji jego szanowna małżonka, to są ludzie, którzy
swego czasu – jeszcze zanim się pobrali – uznali, że jeśli natychmiast nie
zaczną chodzić regularnie do kościoła i wypełniać Boże przykazania, to skończą
jak zwykłe ladacznice. Z tego też względu, oni w pewnym momencie tak się na
wspomnianym poziomie nakręcili – a Tomasz Terlikowski jest tu naturalnym
zwiastunem ostatecznej Prawdy – że w ich rozumieniu, każdy kto nie dzieli ich
poglądów na świat i świata tego pułapki, jest skazany na potępienie.
I stąd też dzisiejsze oświadczenie
Tomasza Terlikowskiego w sprawie wyskoku posła Nitrasa. Moim zdaniem było tak,
że kiedy ten się odezwał jak odezwał, a większość słuchaczy zaczerwieniła się
ze wstydu, względnie oburzenia, Terlikowski odnalazł w owej wypowiedzi prawdę,
która go dręczy od dziesięcioleci, a która głosi, że dzisiejszy świat, w tym
oczywiście Polska, to przede wszystkim niekontrolowana ruja i poróbstwo.
Właśnie taka: niekontrolowana, a więc odmienna od tej, którą kontrolują on i
jego żona.
Ktoś się mnie w tym momencie spyta – i
nie twierdzę, że się temu dziwię – o co mi chodzi z tym seksem. Otoż chętnie
odpowiem. Gdy na przestrzeni dziesięcioleci obserwuję publicystyczną
działalność Tomasza Terlikowskiego – przypomnę, że jednego z czołowych
publicystów katolickich – nie jestem w stanie dostrzeć jednego choćby
przypadku, by zainteresował się on jakąkolwiek kwestią zwiazaną z religijnością
inną niż seks, wierność małżeńska, aborcja, homoseksualizm, czy pedofilia
księży. Nie pamiętam, by ubolewając, czy to nad kondycją naszej Wiary, czy
wręcz nad zdradą papieża Franciszka, Terlikowski był przejęty tym, że Kościół
nasz zatracił perspektywę wyznaczaną przez Mękę i Zmartwychwstanie naszego Pana
Jezusa Chrystusa. Gdy on oburza się kolejnymi słowami papieża Franciszka, nigdy
nie ma na myśli kwestii Wiary, lecz wyłącznie poboczne tematy, takie jak rozwody,
homoseksualizm, czy miłosierdzie dla rozwodników, ewentualnie oczywiście wspomnienie
starych dobrych czasów, gdy Kościół to był ogień wypalający wszystko zło.
Tak samo dziś, gdy on patrzy z jednej
strony na dzisiejszą Polskę, a z drugiej wsłuchuje się w słowa Sławomira
Nitrasa, gdy ten zapowiada koniec Królestwa, nie pozostaje mu nic innego jak
pokiwać mądrze głową i ogłosić, że w sumie Nitras ma rację, no bo gdzie jest
ten Kosciół, jeśli zapomnieć na chwilę o Terlikowskim, jego żonie, ich
dzieciach, no i ich paru znajomych ?
Jak już informowałem, miniony tydzień
spędziłem w Domu Rekolekcyjnym w wiosce Bąblin niedaleko Obornik
Wielkopolskich, gdzie wraz z tłumem pięknych, rozmodlonych w Bogu ludzi,
wielbiłem Pana. Nie ulega dla mnie najmniejszej wątpiwości, że gdyby tam jakimś
cudem pojawił się Tomasz Terlikowski z rodziną, to już po chwili wszyscy
zaczęliby prosić Boga, by im zamienił Terlikowskich choćby na Nitrasów, jeśli
tylko w ogóle coś takiego istnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.