Opisując owo wydarzenie, bardzo krótko
powiem tylko, że po śmierci Mao Tse Tunga, dla kontynuowania rozpoczętej przez
niego tak zwanej rewolucji kulturalnej, a jednocześnie powstrzymania
ewentualnych zmian, polityczną władzę w Chinach miała zamiar przejąć jego
czwarta żona oraz troje jej partyjnych kolegów, jednak ich starania zostały w
jednej chwili zneutralizowane, wszyscy zostali aresztowani, a następnie skazani
albo na karę śmierci, albo na długoletnie więzienie, a pamięć o nich została
zapisana w popularnej nazwie „Banda Czworga”. A mnie ani owa grupka, ani tym
bardziej samo wydarzenie nie zainteresowałoby ani na moment, gdyby nie muzyczna
grupa, reprezentująca scenę brytyjskiego punk rocka wczesnych lat 80-tych, o
nazwie Gang of Four. Ja oczywiście wiedziałem o co chodzi z tą Bandą Czworga i
co mieli w głowie członkowie owego zespołu, gdy postanowili w ten akurat sposób
się zatytułować, niemniej bez śladu wstydu przyznaję, że zarówno wtedy, jak i w
dalszym ciągu dziś, kiedy jestem już starszym panem, uważam ich za jeden z najwybitniejszych
rockowych projektów minionego wieku, a gitarzystę Andy Gilla – wieść niesie że
bez niego gitarzysta Edge z popularnego zespołu U-2 mógłby najwyżej grać
ballady Donovana w brytyjskich pubach – mogę słuchać bez końca.
A zatem, jak powszechnie wiadomo,
legenda brytyjskiego punk rocka Gang of Four to komuniści i to komunisci nie
byle jacy. Trochę tak jak jeden z największych jazzowych kontrabasistów w
historii gatunku, śp. Charlie Haden, który swego czasu zadeklarował, że każdy
dżwięk jaki dotychczas zagrał i jeszcze zagra „zostanie poświęcony Wielkiej
Czerwonej Rewolucji”. Ja jednak, mimo ciężaru jaki przyszło nieść tym dwóm,
słucham ich regularnie i z nadzwyczajną radością, dokładnie tak samo jak
oglądam obrazki Marka Raczkowskiego, słucham piosenek rappera Łona, czy
zachwycam się grą aktorską Daniela Olbrychskiego. Tak to już bowiem jest, że są
ludzie którzy dostali od Pana Boga ten jeden jedyny talent, ale jakimś cudem go
nie zakopali i będąc kompletnymi idiotami, potrafią jakoś tam ubarwić nasze
życie.
No ale mówiliśmy o zespole Gang of Four
i to o nich dziś jest ten tekst. Otóż, jak się właśnie dowiedziałem, gitrzysta
zespołu Andy Gill, jedyny oryginalny jego członek, który, nie zważając na upływ
czasu, zdecydował się ciągnąć ten projekt w tej samej co wówczas formule, zmarł
1 lutego zeszłego roku z powodu zapalenia płuc i związanych z nim dolegliwości,
a oficjalnie przyjęta opinia jest taka, że jest on jedną z pierwszych osób,
które zmarły w wyniku zakażenia COVID-19. Czemu tak? Otóż przyczyna jest, nomen
omen, zabójczo prosta. Otóż jesienią roku 2019 zespól udał się na występy do swoich
ukochanych Chin i to tam go właśnie ów wirus dopadł.
Niektórzy na to mówią „karma”, ja jednak
będę nadal słuchał piosenek zespołu Gang of Four, teksty które oni wyśpiewują
zachowam w głębokiej dupie, no a przede wszystkim będę się modlił za duszę Andy
Gilla i wszystkich tych, którzy jeszcze planują póść jego śladem.
Jestes mistrzem slowa.To jeden z lepszych Twoich tekstow.
OdpowiedzUsuńI dlatego, choc czasem przynudzasz, bede wierny temu miejscu w sieci do mojej lub Twojej smierci.
Przepraszam za patos.
@Tobiasz11
UsuńKto przynudza. Licz się ze słowami.
@toyah,
OdpowiedzUsuńNo popatrz, masz u mnie plus! Jak to się stało, że we właściwym czasie nie słyszałem tej kapeli?
Co do tych tekstów-wiadomo-gdzie, to ja jestem od małego lingwistycznie (bez przedrostka neuro) wytresowany odcinać samą muzykę od tekstów.
PS. już leci mi na jutubie 4 utwór i ciągle ich lubię!