Tak się składa, że za chwilę z żoną wyjeżdżamy do Kuźnicy na Helu, by zaczerpnąć oddechu. W związku z tym, jest taka szansa - choć nie pewność - że przez najbliższy tydzień nie będę nic pisał. Dziś natomiast pragnę przedstawić swój najnowszy felieton napisany na zamówienie "Warszawskiej Gazety". O ludziach na literkę "Q".
Czas, jak wiemy, zwłaszcza ostatnio,
dla wielu z nas pędzi dużo za szybko, i to jest niestety coś do czego się
zdążyliśmy już przyzwyczaić i się z tym pogodzić, jako z czymś naturalnym. To
jednak na co wpadłem dziś, gdy piszę ten felieton, w żaden sposób nie jest naturalne,
i to wcale nie dlatego, że tu czas minął niemal między jednym a drugim oddechem,
ale przez to, że najwidoczniej przy tym czymś ktoś musiał majstrować sam
Szatan. O co chodzi? Otóż pamiętam jak parę lat temu, przy okazji jednej z
organizowanych tu u nas w Polsce tak zwanych „tęczowych parad”, w formie swego
rodzaju memento, media pokazały nam obrazki z podobnych wydarzeń w Niemczech,
czy Holandii, gdzie mogliśmy zobaczyć, jak dwójka półnagich mężczyzn w
skórzanych stringach i biustonoszach prowadzą na łańcuchu trzeciego, różniącego
się od nich tym, że ma zamiast twarzy... pysk psa.
Patrzyliśmy na te dziwadła i
pocieszaliśmy się, że co by nie mówić o tych tęczowych parasolkach, torebkach,
ale nawet i dziewczynach poprzebieranych za chłopców, a chłopców za dziewczyny,
czy – jeszcze gorzej – o owych tłustych, podstarzałych już mocno,
transwestytach z ogromnymi doczepionymi biustami, to na szczęście oni jeszcze
nie prowadzają się jak psy czy świnie na łańcuchach – bo wszystko poniżej ich
nie podnieca. I nagle, proszę sobie wyobrazić, Internet obiegło zdjęcie wręcz
niezwykłe i, moim zdaniem, znacznie wykraczające poza to czego się mogliśmy
obawiać, ale zachowywaliśmy ten nasz boży spokój. Oto widzimy warszawską ulicę,
a na niej człowieka właściwie nawet jeśli prezentującego się ekscentrycznie, to
nie bardziej niż to jest tu i ówdzie przyjęte, który jedną ręka trzyma za rękę
może 10 letnią dziewczynkę, a w drugiej dzierży smycz do której jest
przywiązana kobieta. Kobieta ma na głowie zrobiony z kartonu świński łeb i
idzie za mężczyzną na czworaka.
Oczywiście nie mam bladego pojęcia, kim
jest ten człowiek i towarzysząca mu kobieta. Możliwe, że to jest których z
dziennikarzy „Gazety Wyborczej” ze swoją partnerką i ich dzieckiem, którzy
pojawili się tam w tym anturażu po to by zademonstrować swoje poparcie dla tak
zwanej „różnorodności”, ale też biorę pod uwagę i to, że to są autentyczni
przedstawiciele ruchu sygnowanego przez nich samych literką „Q”, a to dziecko
to wcale niekoniecznie ich dziecko, tylko coś, co oni sobie sprawili gdy
trafili na okazję.
Jak mówię, tego ani ja, ani póki co nikt
z nas nie wie, ale uważam że bez względu na to, jakie jest wyjaśnienie tej
zagadki, jest czymś skandalicznym, że tymi ludźmi jeszcze nie zainteresowały
się odpowiednie służby. Rzecz w tym, że tak czy inaczej, chodzi przede
wszystkim o to dziecko. I Polskie Państwo jest za nie odpowiedzialne. Nawet
gdyby miało się okazać, że ono jest w tym układzie najszczęśliwsze na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.