Wczoraj
na Twitterze w pewnym momencie wystąpił człowiek przedstawiający się hasłem
„Najpierw Polska” i wyraził opinię, że prezydent Duda to komunista, a współczesna
Polska to kraj komunistyczny. Mimo że obiecywałem sobie wielokrotnie, że nie
będę wchodził w dyskusje z wariatami, zagrały we mnie jak zwykle nauczycielskie
kompleksy i napisałem owemu dziwnemu człowiekowi, że nazywanie Dudy komunistą,
a Polski komuną, dewaluuje zarówno pojęcie, jak i tym bardziej samo zjawisko,
podobnie zresztą jak to ma miejsce w przypadku lewackiego feminizmu, gdy ten zwykłą
natarczywość nieopanowanego partnera określa mianem gwałtu. Oczywiście, nie
dość że owa nauka nic nie dała, to jeszcze sprowokowała pojawienie się całego
szeregu podobnej owemu patriocie dzieciarni, która, podobnie jak on, słowo
„komunizm” postanowiła odmieniać przez wszystkie przypadki. Pomyślałem więc, że
swój cykl o polskiej biedzie lat minionych zakończę pewną tez znów dość starą
refleksją na temat liberalizmu. Proszę posłuchać:
W swojej książce zatytułowanej „Twój
pierwszy elementarz”, pod hasłem „liberalizm” zamieściłem następujące słowa:
„System,
który każe człowiekowi wierzyć, że jego powodzenie jest zasługą systemu
właśnie, natomiast jego porażka, jego osobistą winą. Z tego właśnie powodu,
jedni liberałowie, kiedy słyszą głos ‘poniżonych i bitych’, zatykają
sobie uszy, a inni nachylają się nad tymi co proszą o zmiłowanie z
zaciekawieniem i pytają: ‘A dlaczego wy uważacie, że wasze problemy są
moimi problemami?’ Oczywiście, liberałowie twierdzą, że to nieprawda,
że oni chcą tylko ludziom dać wędkę, i takie tam. Tyle że ja akurat nie
widziałem jednego z nich, który by szedł z wędką. Może dlatego, że sami łowią
na prąd”.
Przypomniała mi się ta refleksja dziś,
kiedy pod ostatnim tekstem moim tekstem pojawił się komentarz czytelnika, w
którym sugeruje on, że nawet jeśli się zgodzimy, że Janusz Korwin Mikke pracuje
na zlecenie Systemu, to i tak należy go szanować za to, że jako jeden z
nielicznych w Polsce głosi prawdziwe liberalne wartości. Oczywiście najprościej
by było na to odpowiedzieć, że skoro System jest gotów Korwina utrzymywać tylko
po to, by on owe wartości bezkarnie głosił, to znaczy, że nie z Systemem jest
coś nie tak, ale ze wspomnianymi wartościami. Jednak tam gdzie należałoby tak
naprawdę zwyczajnie splunąć, okazuje się, że wypada tłumaczyć, a zatem
tłumaczmy.
Jak już próbowałem zdefiniować go w
wyżej zacytowanym fragmencie z książki, liberalizm to system, który ludziom
każe korzystać z rzekomo dostarczanych przez siebie wędek, podczas gdy sam łowi
na prąd. O czym to może świadczyć? Otóż, moim zdaniem, o tym zaledwie, że
liberałowie to są zwykli gangsterzy, którzy dając nam ten lewy sprzęt, wiedzą,
że w wodzie, w której będziemy łowić wszystkie ryby są już wyłapane, albo że
dostęp do niej i tak jest skutecznie ograniczony przez te kable i druty, które
oni sami już dawno tam rozłożyli, a jeśli którykolwiek z nas się tam zechce
zbliżyć, to już tylko na własne ryzyko.
Ktoś mi powie, że ja jestem nieuczciwy,
bo najpierw formułuję atrakcyjnie brzmiącą, choć kompletnie nieprawdziwą tezę o
tych wędkach, a potem na jej podstawie formułuję oskarżenia. W tej sytuacji,
spróbuję dowieść, że liberałowie to są autentyczni gangsterzy z tego prostego
powodu, że każde inne objaśnienia tego dziwactwa, w tym jako prostego obłędu,
jest zbyt absurdalne, by je w ogóle rozważać. Oto mamy ludzi, którzy twierdzą,
że państwo z samej swojej istoty jest tworem do tego stopnia korupcjogennym, że
aby zapewnić społeczeństwom dobry rozwój i jak najlepsze powodzenie, funkcje
państwa należy ograniczyć do minimum, a więc w praktyce do egzekutora równego
dla wszystkich niskiego podatku, który zostanie przeznaczony na utrzymanie
państwowej armii i wymiaru sprawiedliwości, w drastycznych teoriach nawet bez
państwowej policji, której funkcje skutecznie przejmą prywatne agencje
ochroniarskie. Nie bardzo wiem, jak zdaniem prawdziwych i szczerych liberałów
ma wyglądać organizacja władzy państwowej, ale wydaje mi się, że z wszystkich
ministerstw, oni by byli skłonni pozostawić tylko ministerstwo wojny, sprawiedliwości
i finansów. Oczywiście, mogę się mylić, ale to akurat jest bez znaczenia. Rzecz
w tym, że państwo to ich zdaniem czyste zło.
Kiedy byłem młodszy, był taki czas, że
bardzo interesowałem się masonerią, dużo na jej temat czytałem, jeszcze więcej
rozmawiałem i myślałem, i z tego czasu zapamiętałem tak naprawdę jedno:
masoneria jest zła, ponieważ stanowi byt nie należący ani do państwa, ani do
Kościoła, a tym samym znajduje się poza tym, co dostaliśmy od Boga. Oni są źli,
ponieważ przyjęli pozycję, gdzie słowa Jezusa skierowane do Piłata, że „nie
miałbyś tej władzy, gdyby ona nie była ci dana przez mojego Ojca” ich już nie
dotyczą. Oni stanowią zło, bo się ukryli w cieniu Szatana, a nie w świetle
Kościoła lub Państwa. A więc to jest nauka, którą zapamiętałem jeszcze z
tamtych lat: wszystko co jest niezależne od Państwa lub Kościoła pochodzi od
Złego.
Wtedy jednak miałem na myśli tę
nieszczęsną masonerię. Dziś ten rozdział, z przyczyn czysto intelektualnych,
uważam dla siebie za zamknięty, natomiast wciąż mam w głowie ów liberalizm, z
jego nienawiścią w stosunku do Państwa i bardzo pryncypialną neutralnością w
stosunku do Kościoła. Co to jest za twór, chciałbym bardzo wiedzieć. No i już
widzę, jak w tym momencie przychodzi kolejny obrońca idei liberalnych i mi
powie, że ależ on się całkowicie zgadza z tym, co ja piszę, tyle, że z jego
punktu widzenia, on się ma modlić i być dobrym obywatelem, a bycie dobrym
obywatelem sprowadza się do przestrzegania prawa, płacenia podatków i obrony
kraju w wypadku wojny, a do tego mu nie jest potrzebna jakakolwiek biurokracja.
No więc w tej sytuacji, ja otworzę kolejny akapit, już bez Boga, bez masonerii
i bez jakichkolwiek ukrytych idei. Akapit dotyczący ziemi, która mamy pod
stopami.
Rozpocząłem ten tekst od cytatu ze
swojej książki i sugestii, że poza Państwem i Kościołem mamy tylko gangi.
Oczywiście nie twierdzę, że zarówno w Państwie jak i w Kościele owe gangi nie
istnieją, a jeśli istnieją, to że sobie wcale świetnie nie radzą. Sprawa jest
już dawno rozpoznana i wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja. Natomiast nie ulega
najmniejszej wątpliwości, że zarówno na poziomie Państwa jak i Kościoła gangi
stanowią patologię, natomiast w przestrzeni między jednym a drugim czystą,
nieskażoną esencję. Tam gdzie nie ma ani Państwa ani Kościoła są już tylko
gangi i to gangi wyjęte spod jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli. Tam gdzie nie
ma Kościoła i gdzie nie ma Państwa, jest tylko zorganizowana przestępczość,
chroniona przez zdegenerowane elementy jednego i drugiego. I nie ma absolutnie
żadnej możliwości, by jakikolwiek pojedynczy człowiek był w stanie się owym
gangom przeciwstawić. Nie pomoże mu ani Kościół, który ma inne cele, niż walkę
z gangami, ani Państwo, którego albo nie ma, albo jest skorumpowane. I niech mi
nikt nie mówi o tym, że uniwersalne zasady wolnego rynku wszystko unormują.
Niech mi nikt nie mówi, że społeczeństwo oddane na łaskę wolnego rynku i
natchnione swoją przyrodzoną mądrością, będzie w stanie się samo bronić przed
patologiami, bo społeczeństwo to są ludzie jak my, którzy tak naprawdę marzą
tylko o tym, by mieć co do garnka włożyć i nie umrzeć zbyt wcześnie.
Społeczeństwo to nie jest banda sprytnych brydżystów, którzy mają wszystko od
początku do końca wyliczone, i nikt im nie jest w stanie zakłócić planu, który
sobie sami przygotowali. A więc podobnie, jak nie ma takiej siły, która by
pozwoliła społeczeństwu wygrać z Państwem czy Kościołem, tym bardziej nie ma
też takiej siły, która by pozwoliła się społeczeństwu uchronić przed gangami.
Dlaczego? Bo gangi z samej swojej zasady stoją poza społeczeństwem.
A więc, czemu, skoro to wszystko jest tak
oczywiste, wciąż z jednej strony słyszymy zachęty do tego, by wybierać tak
zwane rozwiązania liberalne, a z drugiej System wprowadzenia owego liberalizmu
unika jak ognia? Otóż powód jest bardzo prosty i oczywisty. Z punktu widzenia
Systemu, nie ma nic bardziej wydajnego, jak sytuacja, kiedy ów liberalizm
pozostaje jedynie marzeniem. Uważam, że tu mamy do czynienia z czymś bardzo
podobnym do tego, co starsi z nas przeżyli z komunizmem. Myśmy żyli w tej niby
komunie, a jednocześnie wciąż słyszeliśmy, że prawdziwe szczęście jeszcze przed
nami, tylko musimy jeszcze wybrać dobrych przywódców. I tu jest dokładnie tak
samo. Mamy to co mamy, a więc z jednej strony skorumpowany Kościół i
skorumpowane Państwo, ale wciąż słyszymy, że jeśli w nadchodzących wyborach
postawimy na liberałów, którzy nam obniżą podatki i ułatwią procedury w
urzędach, a najlepiej w ogóle zlikwidują tę całą biurokrację, to i sam Kościół
jakimś cudem też się naprawi. Później my głosujemy zgodnie z tym, co nam
propaganda skutecznie zaleciła, i nagle się okazuje, że mowy nie ma ani o
niższych podatkach, ani o zmniejszonej biurokracji, ani już z całą pewnością o
tym, że nagle w Kościele będzie mniej pedofili. Dlaczego? Jak to dlaczego?
Powód jest jeden: tak zwany liberalizm, podobnie jak wcześniej komunizm jest
szatańskim wymysłem, który jest zwyczajnie nierealizowalny, i oni to świetnie
wiedzą. Dlatego trzymają się tego co jest, z jednej strony kradnąc na potęgę, a
z drugiej tłumacząc, że to czy oni nadal będą kraść, czy może przestaną zależy
już tylko od nas. I my to oczywiście chętnie przyjmujemy, natomiast na tych
szczególnie zawziętych wysyła się Korwina Mikke i ten dopiero jest jak sam
Przewodniczący Mao.
Zbliża
się święto Bożego Ciała, a z nim długi tydzień. Ponieważ wyjeżdżamy z tej
okazji do Przemyśla, mogą Państwo na jakiś czas ode mnie odetchnąć. Do
zobaczenia zatem chyba dopiero we wtorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.