poniedziałek, 15 marca 2021

Po ile kilogram zajoba?

 

       Kiedy po raz pierwszy poczułem, że coś się dzieje, zadzwoniłem do lekarza, zostałem skierowany na test i okazało się, że i na mnie przyszła kryska, zanim jeszcze miałem siłę, by się zastanawiać na czymkolwiek, próbowaliśmy tu wspólnie dojść do jakiejś wspólnej i w miarę sensownej odpowiedzi, skąd ta cholera dotarła aż tu. No bo sprawa byłaby z pewnością znacznie bardziej jasna, gdybym ja albo lekceważąco podchodził do narzuconych nam zasad na czas pandemii, a więc prowadzał się bez maseczki, ewentualnie pchał się w miejsca, gdzie  zbierają się tłumy, czy utrzymywał jakiekolwiek kontakty z ludźmi, którzy nie uważają się za stosowne epidemicznie ograniczać. Tymczasem nic z tego, a mimo to, jak wiemy, pewnego dnia okazało się, że jakimś dziwnym sposobem wirus ten na mnie usiadł i już tak został.

       Rozmawialiśmy więc o tym trochę, zanim rozmawiać mi się w ogóle na dobre odechciało i uznałem, że za zakażeniem stał ktoś na kogo niechcąco i niezauważenie się natknąłem, a kto albo sam nie nosił maseczki, albo jeśli ją nosił, to tak, by wszyscy wyraźnie widzieli jego nos, albo wręcz w taki sposób, by nikt nie pomyślał, że on ją nosi z innego powodu niż ten, by jakiś zbłąkany policjant nie miał odpowiedniego argumentu, by mu wlepić mandat. Tak to musiało być i innego powodu nie widzę: Ktoś z fantazyjnie założoną maseczką mnie zwyczajnie zaraził, albo kichając, albo kaszląc, albo po prostu dmuchając w moją stronę i stąd musiałem się się przez tę parę tygodni pomęczyć. Inaczej być nie mogło.

      I oto od przedwczoraj wychodzę trochę na zewnątrz i to co robi na mnie wrażenie to to, że od tych paru tygodniu zmieniło się wszystko o tyle, że zdecydowana większość osób, które spotykam, nie nosi maseczek w ogóle. Gdy wydawało się, że gwałtowny wzrost zachorowań spowoduje, że nawet ci co dotychczas niezbyt poważnie podchodzili do kwestii pandemii, przynajmniej na pewien czas spróbują na siebie uważać, wychodzi na to, że efekt jest odwrotny: tępa zawziętość i poczucie lepszości. A to co mnie w tym najbardziej zadziwia to to, że te demonstracje mają miejsce na tle nieustannego powtarzania w kółko jakichś bzdur na temat rzekomego „zajoba”. Przepraszam bardzo, ale gdy chodzi o owego „zajoba”, to jedyny jego przykład jaki mi ktoś podesłał, to zdjęcie kobiety w autobusie gdzieś w Rosji, czy może w Niemczech, z założoną na łeb ogromną butelką po wodzie mineralnej. Gdyby nie to, to ja owego „zajoba” widzę wyłącznie albo w ludziach w maseczkach, albo – jak mówię, ostatnio zdecydowanie częściej niż kiedykolwiek – w tych co chodzą kompletnie bez jakichkolwiek osłony, ewentualnie czytam w informacjach, że gdzieś w Warszawie odbyła się piwna antycovidowa impreza na sto osób, gdzie wszyscy się tarzali we własnej masie, pokazując światu jak im to piwo zrobiło dobrze na nastrój, albo że w tej samej Warszawie grupa młodzieży urządziła sobie domówkę, podczas której, jak rozumiem, bez butelki po wodzie mineralnej na łbie, jeden z nich wypadł z czwartego piętra i się zabił.

        Próbuję trochę się ruszać i przyznaję, że nie jest łatwo. Ten cały koronawirus to okropna choroba. Ja wprawdzie miałem o tyle szczęście, że wszystko skończyło się na kilku dniach ograniczonej przytomności i owym osłabieniu, które, jak słyszę, będzie mi jeszcze przez jakiś czas towarzyszyło. Wiemy jednak, że bywa różnie. Zaszedłem dziś do kościoła na Mszę i podczas ogłoszeń ksiądz proboszcz odczytał komunikat, że ksiądz Adam, nasz wikary, przyjaciel i dobry człowiek, jest bardzo chory, w związku z czym „w sposób szczególny prosimy Wspólnotę Parafialną o dar modlitwy w intencji ks. Adama, którego stan zdrowia w ostatnich dniach się pogorszył. Niech Matka Boża uzdrowicielka chorych i św. Józef mają go w swojej opiece”.

      A ja już mam tylko prośbę do wszystkich, którzy pragnęliby mi opowiedzieć coś o wspominanym wcześniej „zajobie”, żeby może, kiedy się już pomodlą o wyzdrowienie dla tego człowieka, jednak nie szukali tego, czego nie zgubili, tylko wzięli się za siebie i zaczęli, skoro już nie myśleć, to przynajmniej czuć.


     


      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...