Pewnie już o tym tu na blogu wspominałem,
ale nie zaszkodzi przypomnieć. Otóż dzięki zarówno swoim własnym obserwacjom,
ale również informacjom otrzymanym od osób z jednej strony zaprzyjaźnionych, a
z drugiej nadzwyczaj dobrze poinformowanych, od kilku już dobrych lat
wiedziałem, że kwestia tak zwanego „wyjaśnienia przyczyn Katastrofy
Smoleńskiej”, to marzenia ściętej głowy, a ostatnim organem, który nam owo
wyjaśnienie jest w stanie przedstawić, to zespół Antoniego Macierewicza. Mało
tego. W ostatnich miesiącach dotarły do mnie słuchy, że jeśli tylko sprawa prac
owego zespołu stanie się kwestią publiczną – tak jak na przykład kwestią
publiczną stały się „przekręty” Daniela Obajtka, czy folie syna premier Szydło
– zarówno sam Antoni Macierewicz, jak i osoby bezpośrednio z nim
współpracujące, staną wobec groźby zarzutów kryminalnych, w tym sensie, że
staną przed sądem i zostaną oskarżeni choćby o zwykły finansowy przekręt.
I powiem szczerze, że pewnie to, że
kwestia wspomnianej komisji i jej prac pozostaje w sferze, do której nie życzą
mieć dostępu nawet najbardziej politycznie zaangażowani opozycyjni politycy i
dziennikarze, stanowiłoby dla mnie ciężką zagadkę, gdyby nie fakt, że ja akurat
znam całe mnóstwo różnego rodzaju sytuacji, który wydawałoby się, że tylko
czekają, by rozwalić polityczną scenę na strzępy, a tymczasem zwyczajnie śpią
sobie gdzieś po kątach, nie niepokojone przez nikogo. Czemu? Diabeł jeden wie.
A zatem to, że mija ponad dziesięć lat
jak Antoni Macierewicz, wraz z zespołem swoich międzynarodowych ekspertów, za
ciężkie pieniądze bada przyczyny Smoleńskiej Katastrofy, a my przez cały ten
czas wiemy tylko tyle, że był wybuch i ów wybuch sprokurowali Ruscy,
doprowadziło mnie wreszcie do jednego i tylko jednego pytania: Czemu mimo
wydawałoby się sytuacji aż błagającej o to, by wszystkie siły antypisowskiej
opozycji się zjednoczyły i zażądały od czy to Jarosława Kaczyńskiego, czy
bezpośrednio od Antoniego Macierewicza, jakiejś w miarę choćby sensownej
odpowiedzi, siedzą cicho jak mysz pod miotłą i zajmują się rozwiązywaniem
zagadki, kto ostatecznie zostanie nowym Rzecznikiem Praw Obywatelskich?
Przyglądałem się ostatnio nieco
sytuacji w kraju i przypomniałem sobie wypowiedź sprzed wielu już dziś lat
Margaret Thatcher, która komentując swoje pierwsze miesiące u władzy, gdy mając
przeciwko sobie całą możliwą systemową opozycję, próbowała przeprowadzić
wszystkie zaplanowane przez siebie reformy i wiedziała że każdy dzień może
przynieść ostateczną porażkę oraz dymisję rządu, powiedziała, że to co
pozwalało jej zachować siłę i determinację i w ostateczności władzę, to
świadomość społecznego poparcia. Przypomniałem sobie tamtą wypowiedź, gdy
uświadomiłem sobie, że jeśli władza państwowa ma odpowiednie społeczne
poparcie, to nie ma ludzkiej i nieludzkiej siły, która by ją była w stanie
pokonać. W jaki sposób? A to w taki mianowicie, że nie ma realnej siły, która
by była w stanie postawić wyzwanie państwu i jego potędze. I dziś, gdy patrzę
na to co robi Prawo i Sprawiedliwość, wiem że za nimi stoi zwyczajnie owa moc.
Jeśli rząd, zachowując odpowiednią przewagę społecznego poparcia, zachowuje
kontrolę nad państwem jako takim, to opozycji faktycznie pozostaje już tylko
walczyć o to, by Jan Filip Libicki nie poparł jednak kandydata Prawa i
Sprawiedliwości na Rzecznika Praw Obywatelskich.
A skoro tak, to nie ma się naprawdę
czemu dziwić, że w momencie gdy tylko to tu to tam pojawiły się głosy żądające
od władzy wyjaśnienia tego, co Antoni Macierewicz i jego komisja zrobiły przez
dziesięć lat, wysysając z budżetu kolejne miliony złotych nie wiadomo po
cholerę i dla kogo, w jednej chwili zawsze gotowa Anita Gargas przedstawiła
swój śledczy materiał specjalny, z którego wynika jednoznacznie, że jedyną
osobą odpowiedzialną za to, z czym mamy do czynienia nie jest żaden Macierewicz,
ale oczywiście Donald Tusk. I co ciekawe, to nie jest tak, że biednemu byłemu
premierowi nagle ni stąd ni z owąd spadły na głowę jakieś nieuzasadnione
oskarżenia, wyciągnięte przez nie wiadomo kogo nie wiadomo skąd. Nic podobnego.
Oto nagle się dowiadujemy, że jedenaście lat temu ów Tusk najzwyczajniej w
świecie sprzedał Polskę za swoją gnuśność i tępotę. Nagle po dziesięciu latach
otrzymujemy ledwo co odnalezione dowody, że gdy wszystko się rozstrzygało, nie
kto inny jak Donald Tusk zachował się nie jak premier rządu, ale jak zwykły
cieć, który uznał, że jego jedynym obowiązkiem wobec polskiego państwa jest
pilnowanie, by nikt się nie kręcił przy furtce.
Zbliża się jedenasta rocznica Smoleńskiej
Katastrofy i proszę zwrócić uwagę, z czym mamy dziś do czynienia. Ze Sławomirem
Neumannem wrzucającym swoje nieszczęsne tweety o tym, że Obajtek to złodziej, z
portalem OKO Press ujawniającym nowe ścieżki syna Beaty Szydło i Janem
Hartmanem dorzucającym do tego jego nowe nazwisko, z Rafałem Trzaskowskim wreszcie,
próbującym jak rozumiem złapać oddech w tymczasowym szpitalu na Stadionie
Narodowym, no i... właściwie nie wiem, co jeszcze dodać. W sumie chętnie bym
wspomniał wielkanocny występ Andrea Bocelliego dla TVP, no ale skoro już
pojawił się nam Donald Tusk, niech i będzie on. Donald Tusk w rozmowie z
Edmundem Klichem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.