Przyznam, że już od pewnego czasu miałem
ochotę w jakiś sposób przypomnieć tu autora, w środowiskach prawicowych
początku lat 90. nadzwyczaj popularnego, i do dziś jak najbardziej aktywnego w
swoich Stanach Zjednoczonych, a mianowicie Rusha Limbaugh. Jestem pewien, że
starsi czytelnicy mogą mogą go jeszcze pamiętać, tym jednak, którzy nie mają
pojęcia o kim mówię, powiem tylko, że Rush Limbaugh to gospodarz autorskiej,
nadawnej na żywo na całe Stany audycji radiowej, a jednocześnie ktoś w pewien
sposób podobny do naszego Korwina, tyle że znacznie bardziej psychicznie
stabilny, czy może jeszcze bardziej do Rafała Ziemkiewicza, tu jednak z tą różnicą,
że o wiele bardziej inteligentny, no a przede wszystkim w stosunku do obu panów
zwyczajnie oryginalny. Chciałem przypomnieć Rusha Limbaugh z dwóch względów.
Pierwszy to taki, że ostatnio czytamy jego teksty na prowadzonych przeze mnie
lekcjach i wszyscy natychmiast uznaliśmy, że to jest naprawdę nadzwyczaj
ekscytująca lektura, a po drugie jest czymś autentycznie szokującym uświadomić
sobie, że to co dręczyło prawicową opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych na
przełomie lat 80. i 90. i co w tak inteligentny sposób komentował w swoich
tekstach Limbaugh, po tych wszystkich latach dotarło wreszcie i do nas i, co
wręcz szokujące, w niemal niezmienionym kształcie. Czy będziemy dyskutować o
ekologii, o gender, o prawie i sprawiedliwości, o aborcji, czy o tak zwanych
autorytetach, których opiniami jesteśmy nieustannie terroryzowani, wystarczy że
zajrzymy do starych audycji Limbaugh, to musimy sobie uświadomić, że, jak to
padło w pewnym starym ruskim dowcipie, „lepiej już było”.
Pierwszy zbiór wykładów Limbaugh został
wydany w języku polskim w jak na nowe czasy bardzo dobrym tłumaczeniu Jana
Fijora, pod polskim tytułem „Właściwy porządek rzeczy”, i myślę że dziś, jeśli
ktoś ma ochotę, może sobie to kupić bardzo tanio na Allegro. To jest naprawdę
bardzo dobre, moim zdaniem, znacznie lepsze od wielu ostatnio bardzo aktywnych
konserwatywnych amerykańskich autorów, takich choćby jak Jordan Peterson.
Jak mówię, od pewnego czasu chodziło mi
po głowie, by w charakterze bieżących komentarzy powrzucać tu trochę tekstów
Limbaugh, jednak nie umiałem znaleźć do tego dobrego kontekstu i ostatecznie
sprawa była wciąż odkładana. I oto, proszę sobie wyobrazić, wczoraj wieczorem
na pasku TVP Info trafiłem na informację, że Światowa Organizacja Zdrowia
zwróciła się do... no, w sumie, nie jest powiedziane do kogo, ale my się możemy
domyślić, że do rządu Stanów Zjednoczonych o $675 mln na badanie i walkę z – a jakże! –
koronawirusem, i pomyślałem sobie, że to jest wręcz fantastyczna okazja, by
napisać na ten temat parę słów, wykorzystując do tego stary tekst Rusha
Limbaugh właśnie, no a przy okazji też wspomnieć krótko, co ja sądzę o tej, nie
pierwszy raz zresztą, nakręcanej histerii. A powodów ku temu, zupełnie z innej
beczki, jest wcale nie mało. Proszę sobie mianowicie wyobrazić, że stałem sobie
niedawno w małej grupce przed przejściem dla pieszych i w pewnym momencie
przyszło mi do głowy by kaszlnąć. Stojąca przede mną pani najpierw obróciła się
nerwowo, spojrzała na mnie z przerażeniem, by w jednej niemal chwili czmychnąć
na bok, jak najdalej ode mnie. Pewnie uznałbym to za niewyjaśniony przypadek,
gdyby jakiś czas potem pewien uczeń nie opowiedział mi, że szedł sobie przez
miasto z koleżanką z Korei i mijani ludzie w znacznej części robili dokładnie
to samo, co „moja” pani na przejściu, czyli wiali od tej dziewczynki gdzie
pieprz rośnie. A więc widzimy już chyba wszyscy, jak to działa, a ja jeszcze
raz zwracam uwagę na wspomnianą wcześniej informację: w związku z pandemią
koronawirusa, WHO zwróciło się z apelem o 675 milionów dolarów dofinansowania
na badania.
I oto przyszła chwila na Rusha Limbaugh
sprzed lat, który najlepiej jak tylko można to co się dzieje skomentuje.
Mógłbym skorzystać z tłumaczenia Fijora, ale wolę sam, a zatem proszę uprzejmie:
„Pewnego
styczniowego dnia NASA dokonała pomiarów stężenia chloru i innych szkodliwych
gazów w atmosferze na północnej półkuli i odkryła, że ich poziom jest znacznie
powyżej normy. Nie poczekano na rzetelną analizę danych; nie poczekano dwa,
trzy miesiące, aby pomiary powtórzyć; po prostu opublikowano komunikat
utrzymany w alarmistycznym tonie, który od pewnego już czasu stanowi cechę osób
ogarniętych ekologiczną obsesją. Dzień po dniu w mediach ukazywały się nagłówki
informujące o tym, że w atmosferze nad Północną Ameryką pojawiła się dziura
ozonowa. Doszło do tego, że senator Al Gore, autor histerycznej książki na
temat tego, jak to znaleźliśmy się na drodze do zniszczenia naszego ekosystemu,
zapowiedział, że niedługo prezydent Bush zrozumie co się dzieje, kiedy sam,
wypoczywając w Kennenbunkport, zauważy nad głową ozonową dziurę. Tyle że ani
nic tego typu się nie wydarzyło, ani też nawet dane NASA na to nie wskazywały.
W rzeczywistości nie nastąpił jakikolwiek ubytek ozonu, jedynie dość mocno
podwyższony poziom chloru, spowodowany, jak się już wkrótce okazało, erupcją
wulkanu Pinatubo, a więc faktem, który ekologiczna agenda z rozmysłem usiłowała
zignorować. Chcecie wiedzieć coś jeszcze? Podobne wyniki uzyskano w roku 1989 i
im również towarzyszyły apokaliptyczne prognozy dotyczące dziury ozonowej nad
Stanami. I one również się nie sprawdziły.
Czemu część
naukowców dostaje w tych kwestiach małpiego rozumu? Otóż nie da się oddzielić
nauki od polityki. Naukowcy twierdzą, że nie realizują jakiejkolwiek agendy, jednak
robią to jak najbardziej. Oni wciąż poszukują funduszy, a to dziś oznacza
przede wszystkim finansowanie państwowe. Cóż może być bardziej naturalnego w
przypadku NASA, której kosmiczne programy z każdym rokiem zwijają się coraz
bardziej, niż ogłosić, że ze względu na wzrost chloru w atmosferze potrzebne są
dodatkowe pieniądze? Przecież to wszystko trzeba zbadać, prawda? No ale
oczywiście najpierw należy ‘poinformować’ opinię publiczną. To jest dopiero
przekręt!”
Jak
wiemy, od dawna już o rzekomej dziurze ozonowej nie słyszymy, choćby dlatego,
że w pewnym momencie ktoś się walnął w czółko, uświadomił sobie, że aby
zniszczyć ozon należałoby najpierw zniszczyć Słońce, które ów ozon nieustannie produkuje
i że nawet prości ludzie prędzej czy później muszą sobie ów fakt uświadomić,
natomiast od czasu do czasu pojawiają się kolejne apokaliptyczne proroctwa, jak
choćby to całkiem ostatnie, o ostatecznym rzekomo wyschnięciu Wodospadów
Wiktorii w Afryce, i nikt nie wspomni o tym, że owe wodospady tak wysychają od
zawsze, mniej więcej co 25 lat. Ale oczywiście specjaliści od wyciągania ręki
po cudze nie działają wyłącznie w ekologii. Wszędzie gdzie są do wyciągnięcia
jakieś pieniądze, oni są zawsze gotowi do akcji i zawsze z odpowiednim
medialnym wsparciem. Numer z koronawirusem robi tu wrażenie szczególne. Pierwsi
cwaniacy już się zgłosili. Na początek ostrożnie po 675 baniek. Jeśli się uda
to jeszcze trochę pociągnąć, może przekroczą okrągły miliard.
Ten masowy obłęd to jest zjawisko najciekawsze. Niby wiadomo skąd się to bierze, szczególnie Ty i Gabriel potraficie bardzo dokładnie to zjawisko i jego przyczyny opisać, ale mnie zawsze to zaskakuje.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wpis i przypomnienie tego komentatora. Dobrze wiedzieć, ponieważ ludzi typu Jordan Peterson strawić jest mi jakoś ciężko.
OdpowiedzUsuńTrzeba też ciągle przywoływać ludzi do przytomności, chociaż widzę, że w dzisiejszych czasach jest o to szczególnie trudno. Poziom masowego ogłupienia wydaje się rosnąć wraz ze skutecznością przepływu tzw. informacji.
@marcin d.
OdpowiedzUsuńPeterson jest oczywiście interesujący, on jednak jest intelektualistą, a to z mojego punktu widzenia jest duży minus.
Biznes globalnych wymuszeń trzyma się mocno i zawsze coś ciekawego wymyślą.
OdpowiedzUsuńhttps://twitter.com/sylweriusz/status/1225149158530658305?s=19
@crimsonking
OdpowiedzUsuńBardzo śmieszne. Bardzo.