Kiedy przez długie lata Czytelnicy
zachęcali mnie bym wydał kolejną część „Listonosza”, tak by do tej części
językowych refleksji dodać jeszcze coś nowego, niezmiennie powtarzałem, że ja
naprawdę wszystko co miałem do powiedzenia na temat owych najbardziej interesujących
kwestii związanych z językiem angielskim, powiedziałem w „Listonoszu” i nie
przychodzi mi nic innego do głowy. Kiedy jednak pisałem książkę o Imperium, na
marginesie tego, co stanowi jej podstawę, pomyślałem sobie o paru sprawach i,
owszem, udało mi się ów wykład nieco poszerzyć. Proszę sobie jednak wyobrazić,
że człowiek, nawet wtedy, gdy już uzna, że nic go interesującego nie spotka,
wciąż się jednak uczy i oto wczoraj właśnie uświadomiłem sobie, że jest coś, co
zdecydowanie uchodziło dotychczas mojej uwadze i to coś na tyle interesującego,
że gdyby Coryllus uznał za stosowne wznowić tę książkę w wersji uzupełnionej, to
z najwyższą radością dokleiłbym tam jeszcze jeden rozdział, dotyczący
mianowicie wyłącznie jednego czasownika, a mianowicie modalnego operatora will.
Pamiętam, że parokrotnie już miałem tu i
ówdzie okazję zwrócić uwagę na fakt, że owo will,
podobnie zresztą jak jego słaba forma would,
jest praktycznie jedynym angielskim czasownikiem, który nie ma swojego
odpowiednika, ani choćby i zamiennika, w języku polskim. Dobrze to widać choćby
na przykładzie pięknej piosenki Beatlesów zatytułowanej „I Will”, którego to
tytułu nie jesteśmy w stanie ani przetłumaczyć na język polski, ani nawet
odpowiednio zrozumieć, ponieważ w tym stanie rzeczy, dla nas jest on pozbawiony
jakiejkolwiek treści. Wiele razy zresztą byłem świadkiem sytuacji, kiedy
uczniowie, pytani o to, co oznacza słówko will,
jeśli tylko poczynimy zastrzeżenie, że nie chodzi nam o „testament”, czy o
„wolę”, czy wreszcie o pospolity przymiotnik willing, oznaczający bycie chętnym, jak to ma miejsce w przypadku
na przykład zdania I am willing to send a
deposit, niemal wszyscy bez mrugnięcia okiem odpowiadali, że will oznacza „będę”.
Za każdym razem bardzo mnie to
intrygowało, ale składałem to na karb wspomnianego zmartwienia, że tak naprawdę
to niekiedy jest jedyny w miarę sensowny sposób, by sobie z całym tym will jakoś poradzić. Problem dopiero pojawiał się, kiedy zwracałem
się z prośbą, by mi przetłumaczyć na język polski na przykład zdanie „Przyjadę
jutro”, a uczniowie wpadali w stupor i albo drapali się bezradnie po głowie,
albo sprytnie decydowali się na I can
come tomorrow, co oczywiście nie oznaczało nic innego jak zaledwie to, że
mogę przyjechać jutro, a nie że przyjadę. Ewentualnie, jeśli ktoś był bardziej
dociekliwy, wybierał rozwiązanie jeszcze gorsze i wyskakiwał z czymś w rodzaju I will be come tomorrow. No ale proszę
spojrzeć, do jak przedziwnych sytuacji dochodziło, kiedy na tapecie pojawiało
się zdanie „Będę wiedział”, względnie „Będę miał”. Dobrze by oczywiście było,
gdyby, sądząc, że will oznacza
„będę”, uczeń – niechcąco, ale jak najbardziej poprawnie – przekładał owo zdanie
na I will know, czy I will have. No ale co zrobić z kimś,
kto już zdążył sobie wbić do głowy, że will
wcale nie oznacza „będę”, bo „będę” po angielsku brzmi I will be, i znów,
kompletnie bez sensu, budował zdanie I
will be have, względnie I will be
know, no bo myśląc logicznie, skoro I will nie oznacza „będę”, natomiast
„będę” po angielsku brzmi I will be,
to chyba czymś zupełnie naturalnym jest powiedzieć I will be know all about it tomorrow, prawda?
Na czym zatem polega pułapka i gdzie ona
leży? Otóż – i ja to sobie ledwie co wczoraj uświadomiłem – musimy zrozumieć,
że polski czasownik „będę”, „będziesz”, „będzie”, „będziemy”, „będą” pełni dwie
– a kto wie, czy nawet nie trzy – niezależne funkcje. Pierwsza z nich to ta
podstawowa, a więc forma przyszła od bezokolicznika „być”, jak to się dzieje
choćby w zdaniu „Będę w domu po północy”, czy „Będę jasny i gotowy”, druga to
coś właśnie na wzór angielskiego modalnego operatora will, jak we wspomnianym wcześniej zdaniu zdaniu „Będę wiedział”,
ale również, jak sądzę, owo „będę”, które występuje w tak zwanym trybie
niedokonanym, w języku angielskim częściowo reprezentowanym przez „czas” Future
Continuous, a w języku polskim realizuje się na przykład w zdaniach takich jak
„Będę czekał”, czy „Będę spał” – po angielsku I will be waiting i I will be
sleeping.
No ale
bardziej dociekliwy uczeń znów tu wpadnie w kolejną pułapkę. No bo skoro można
powiedzieć I will be waiting, to z
jakiej racji nie wolno nam mówić I will
be know? W końcu skoro jedno z nich tłumaczymy „Będę czekał”, drugie „Będę
wiedział”, to jaka to na dobrą sprawę różnica? Proszę więc bardzo, mój drogi, skoro
tak ci na tym zależy, to nie ma problemu, tyle że wal już śmiało i
konsekwentnie: I will be knowing,
ewentualnie I will be remembering, a
nie I will be remember. Nie da się?
No właśnie. Ciekawe dlaczego?
I tu znów musimy wrócić do samego
początku, czyli owego niezwykłego modalnego czasownika will i do tej jednej i podstawowej informacji, że will nie ma jakiegokolwiek odpowiednika
w języku polskim, a nie jest nim nawet owo „będę” w zdaniu „Będę wiedział”.
Owszem tak nawet nam to dobrze brzmi, ale polskie „będę” i angielskie will to dwie kompletnie różne rzeczy,
dlatego też czy chcemy powiedzieć „Zostanę na noc”, czy „Będę pamiętał”, to tak
czy inaczej będziemy mieli I will stay
overnight i I will remember. I o
żadnym be mowy tu być nie może. Co
innego oczywiście gdy chcemy powiedzieć „Będę na ciebie czekał pod zegarem” i
wtedy powiemy I will be waiting for you
under the clock, z tą różnicą, że tu polskie „będę” nie jest tym samym
„będę”, które widzimy w przypadku zdania „Będę wiedział” i które, jeśli się tak
naprawdę mocno uprzemy, możemy użyć do bardzo ryzykownej i zdecydowanie
odradzanej konstrukcji „Będę czekający na ciebie pod zegarem”...
No ale tu już może się zamknę, bo ktoś mi
zarzuci, że postępuję bardzo nie jak porządny nauczyciel i w dodatku mieszam w
głowach. A ja, co mam robić? To w końcu nie ja wymyśliłem modalny posiłkowy
czasownik will , tak zwany operator
czasu przyszłego. I cieszmy się, że nie przechodzę w tym momencie do czasownika
would, bo jak nam nagle wyskoczy
zdanie „Co by to było?”, to zwyczajnie oszalejemy.
O to chodzi. Język obcy to w 90 % pamięciówa i naśladownictwo. Zrozumienie przychodzi wraz z pokornym powtarzaniem, nie powiem że bezmyślnym, raczej takim nie całkiem rozumiejącym, aż w końcu zaczynam to rozumieć. Czy to dlatego, pytam siebie w stanie zawieszenia mojego męskiego szowinizmu, dziewczyny są od nas w tym lepsze? Bo są.
OdpowiedzUsuńNadto bardzo mile wspominam lekturę rozdziału Those Bloody Articles i to bardzo ciekawe zdanie: I want an assistan with a knowledge of French and an experience in bloody office routine. Tak sobie je wypełniłem, nie mając wcale pewności i nie sprawdzając. Poprostu chętnie wracam do tych cholernych artykli.
Znałem jednego gościa, Polaka, który u nas nauczał i miał je doskonale opanowane. O artyklach nigdy dość podobnie jako o teraźniejszym (przeszłym) dokokanym, w którym pokazuje się trochę inne niż nasze angielskie widzenie czasu.
@Magazynier
UsuńExperience, bez przedimka.