Dziś postanowiłem
zrobić coś, na co nigdy wcześniej się nie poważyłem, a mianowicie pwtórzyć swój
tekst zaledwie sprzed kilku miesięcy. Jak wiemy, powtarzanie wcześniejszych
notek weszło mi już w krew, jednak zawsze były to refleksje bardzo dawne, co do
których choćby nie mogłem mieć pewności, czy większość dzisiejszych czytelników
tego bloga je w ogóle zna, czy choćby pamięta, no ale żeby wracać do czegoś, co
własciwie jeszcze nie ostygło, to już przesada. Stało sie jednak tak, że
wczoraj telewizja TVP Info, w ramach propagandowej akcji zohydzania nam tak
zwanej „kasty”, kilkakrotnie poinformowała o tym, że człowiek, który swego
czasu zeżarł w „Biedronce” cukierek za 40 groszy został w procesie odwoławczym
skazany na 20 złotych grzywny plus stówę kosztów sądowych, no i oczywiście nie
omieszkała zauważyć, że ci sędziowi to już zupełnie oszaleli, skoro ciągają
człowieka, w dodatku biednego emeryta, po sądach za głupi cukierek.
Przypomniano nam tamtą sprawę, a ja oczywiście w jednej chwili dostałem starej
cholery, tyle że tym razem jeszcze bardziej powiększonej przez to, że już nie
dowiedzieliśmy się, że problem polegał na tym, że ów wygłodniały biedaczek
mógłby spokojnie sobie dalej żyć, gdyby za tego cukierka zapłacił, o co obsługa
sklepu go grzecznie prosiła, tyle że on się zaparł i zamiast tego pierwsze co
zrobił, to popędził na skargę do TVN-u, a oni zrobili resztę.
W czym rzecz. Oto
proszę sobie wyobrazić, że ja wchodzę tu do swojej „Żabki”, żeby kupić piwo, a
ponieważ akurat wpada mi pod rękę jakiś Snickers, czy Mars, zjadam go i próbuję
wyjść jak gdyby nigdy nic. Dziewczyna przy kasie mówi mi, żebym za ten batonik
zapłacił, a ja jej na to, że nie zapłacę, bo po pierwsze on mi w ogóle nie
smakował, a poza tym niech ona się nie wygłupia i nie robi awantur o głupie
parę złotych. Na to ona, że w tej sytuacji ona będzie musiała za niego
zapłacić, bo właściciel uzna, że to ona mu te batoniki podjada, zwłaszcza że
takich jak ja, ona ma tu dziesiątki dziennie. No to ja jej na to, że to jest
jej problem. Ona zatem zamyka sklep, wzywa psy, psy przyjeżdżają, a ja im
mówię, że nie zapłacę, bo nie będę brał udziału w jakimś teatrze absurdu, no a
na końcu powiadamiam o tym co mnie spotkało media i zostaję bohaterem walki z
bezdusznym wymiarem sprawiedliwości.
Przepraszam bardzo,
ale po czymś takim, ilu z nas miałoby jeszcze ochotę przychodzić tu i czytać te
moje wypociny? Po co komu jeszcze jeden idiota? Tymczasem emeryt ze Szczecina
wraca ponownie na czołówki portali informacyjnych, znów w glorii męczennika w
wojnie o rozsądek.
Przepraszam wszystkich
bardzo, ale tu nie daję rady i kiedy słucham tych wszystkich mądrali
tłumaczących mi, że 40 groszy to nic takiego, a poza tym przecież oni w tych
sieciówkach cały czas coś rozdają ludziom na zachętę, to aż mnie skręca. W tej
sytuacji zatem, skoro temat wrócił, to i ja wracam ze swoim tekstem sprzed
zaledwie 4 miesięcy wyłącznie po to by sobie ulżyć. Kto chce, niech sobie
poczyta, albo kolejny raz, albo – kto wie – może po raz pierwszy. A kto nie, to
do widzenia, do jutra.
Przed wielu już dziś
laty miałem okazję uczyć pewnego dyrektora pracującego dla sieci Carrefour.
Powiedział mi ów człowiek, że jednym z największych nieszczęść na jakie
natrafia sieć, jest to, że liczba drobnych kradzieży dokonywanych każdego dnia
w prowadzonych przez nią sklepach, w końcowym rozrachunku sprawia, że firma
operuje na granicy opłacalności. Czy z tą opłacalnością było tak jak on mówił,
to raczej wątpię, faktem jest jednak, że ja tych lekcji udzielałem w biurze
umieszczonym nad tą halą, odgrodzoną od kupujących wielką szybą, i przez tę
szybę mogliśmy obserwować bieżący ruch, i mój dyrektor zapewnił mnie, że w
momencie, gdy my tu sobie miło spędzamy czas, któryś z ludzi, których widzimy,
coś kradnie, a odpowiednie systemy najczęściej nie są w stanie nawet tego
zauważyć.
Przyznaję,
że choć byłem pod wrażeniem, to nie poczułem szczególnego dreszczu. W końcu, co
mnie obchodzi jakiś Carrefour? Nie podoba im się, niech spieprzają do Francji;
tam z całą pewnością nikt ich nie będzie okradał. Któregoś dnia jednak
rozmawiałem z dziewczyną z sąsiedniej „Żabki” i powiedziała mi ona, że
prawdziwą plagą są nie tylko ci kupujący, którzy przy okazji zakupów, coś tam
sobie lewą ręką ściągną z półki, ale ci już najbardziej bezczelni, co wejdą do
sklepu, zdejmą z półki zgrzewkę piwa i jak gdyby nigdy nic wyjdą, a ona nie
jest w stanie się nawet ruszyć, bo diabli wiedzą, co oni mają w kieszeni, lub
choćby w pięści. No a te kradzieże idą oczywiście na jej konto, bo jak ona jest
w stanie udowodnić, że to nie ona, lub jej chłopak, to piwo zwędził?
Przypomniało mi
się to moje doświadczenie, gdy wczoraj wszystkie – ich i nasze – portale
poinformowały o nieszczęściu, jakie spotkało „pana Romana, emeryta ze
Szczecina”, który tylko z tego powodu, że w sklepie „Biedronka” najpierw
ściągnął z półki, a następnie zeżarł śliwkę w czekoladzie, by potem bez
płacenia udać się na dalsze zakupy, został skazany przez sąd na 20 dni prac
społecznych. Portal tvn24.pl posunął się wręcz do tego, by odwiedzić wspomnianego
emeryta u niego w domu i nakręcić odpowiedni reportaż w wersji HD, gdzie ów
biedaczek opowiada:
„Byłem w Kołobrzegu
na wypoczynku. W dniu 4 lipca udałem się do sklepu ‘Biedronka’ na ulicy
Tarnowskiego 3, dokonałem tam zakupu kilku produktów, włożyłem te produkty do
koszyka i przechodząc między półkami, odruchowo sięgnąłem po cukierka, sądziłem
że sprawa się zakończyła, tymczasem 11 października otrzymałem wyrok nakazowy”.
I tu stacja pozwala najpierw emerytowi odczytać całe orzeczenie, a następnie oświadczenie,
że ponieważ on nie wyniósł nic poza sklep, tylko „skonsumował na miejscu”, to
zarzut kradzieży jest absurdalny.
W opisie
przedstawionym przez portal sprawa staje się jeszcze bardziej fascynująca:
„Pan Roman to
69-letni emeryt ze Szczecina. Wcześniej pływał jako marynarz w Polskiej
Żegludze Morskiej. Jak sam mówi – opłynął cały świat. Jednak dopiero w Polsce
spotkała go taka - w jego ocenie - absurdalna sytuacja. W wakacje wybrał się do
Kołobrzegu. Jak relacjonuje, 4 lipca poszedł na zakupy do samoobsługowego
sklepu jednej z sieci marketów. Znajduje się on przy ul. Tarnowskiego. W
trakcie zakupów zauważył śliwki w czekoladzie sprzedawane na wagę. Jak
tłumaczy, odruchowo wziął jednego cukierka i spróbował. Nie posmakował mu, więc
zrezygnował z ich kupna. Po chwili jeden z pracowników sklepu zwrócił mu uwagę,
że to kradzież. Pan Roman uznał to za nadinterpretację i kontynuował sprawunki”.
Przepraszam bardzo, ale co to
się do ciężkiej cholery dzieje? Ów były marynarz, co „opłynął cały świat”
podpieprza z półki w „Biedronce” cukierka, pracownik sklepu, widząc, co się
dzieje, każe mu za tego cukierka zapłacić 40 groszy, na co ten się stawia, bo
on go nie ukradł, tylko zeżarł na miejscu, i wychodzi z godnością, a potem
stacja TVN24 robi aferę na cała Polskę, że za jeden głupi cukierek, „Biedronka”
ściga jakiegoś marynarza, który opłynął cały świat.
Powiem zupełnie szczerze, że
gdy chodzi o TVN24, ja jestem gotowy na wszystko i jestem już naprawdę bardzo
blisko, by ich przestać zauważać. Podobnie problem z tym idiotą, który nie
dość, że nie potrafił się opanować przed tym, by zwędzić ze sklepowej półki
głupiego cukierka, to potem nawet nie chciał zapłacić za niego tych głupich 40
groszy, jest dla nas kompletnie nieinteresujący. Czerwona linia między
zidioceniem a kłamstwem jest naprawdę cienka. To co mnie natomiast bardzo
zastanawia, to to że ów news nie dość że zrobił wrażenie na telewizji TVP Info,
która ową wiadomość zdecydowała się podać na swoim internetowym profilu, to
jeszcze sprowokował do działania nadzorowaną przez Zbigniewa Ziobro
prokuraturę, która postanowiła zaskarżyć wspomniany wyrok na korzyść naszego
miłośnika słodyczy. Mam nadzieję, że wszyscy to widzimy: prokuratura wnioskuje
o to, by oskarżonemu odpuścić wszystkie grzechy. Bo ten nie wyniósł, tylko
zjadł na miejscu.
Wszyscy dziś się
przejmujemy oczywiście sytuacją po wyborach, zastanawiamy się, jak się sprawy
potoczą zanim przyjdzie nam wybierać w wyborach prezydenckich. Niektórzy z nas
koncentrują się na sprawach bardziej bieżących, takich jak choćby na wybrykach
działaczy LGBT pod papieskim oknem w Krakowie. Tymczasem tu mamy tego
złodziejaszka i potężną medialną organizację, która angażuje niewyobrażalne
siły i środki, by go bronić przed... no właśnie, przed kim i przed czym? Czyżby
przez to całe zamieszanie nawet oni stracili panowanie nad rzeczywistością, czy
może w tym obłędzie jest jakaś metoda?
Istniał kiedyś, może nadal istnieje w małych sklepikach taki sympatyczny zwyczaj zapisywania 'na zeszyt'. Sam z niego korzystałem raz, czy dwa. Wszyscy byli zadowoleni i z tego co wiem, przynajmniej u mnie ostatecznie nikt nie narzekał. Sklepiku dawno nie ma, powstały nowe większe i każde 40 groszy jest bezwzględnie natychmiastowo rozliczane we wzajemnych transakcjach handlowych.
OdpowiedzUsuń@Pavel
UsuńTo nie jest temat. Chodzi o człowieka, który uznał, że może wszystko.
Mnie chodzi o to, że nie w każdych okolicznościach okazał by się takim gierojem.
Usuń