Powiem zupełnie uczciwie, że gdyby nie
Coryllus i jego blog, o istnieniu człowieka nazwiskiem Radosław Kotarski być
może nie dowiedziałbym się nigdy. Czy to świadczy o moim nieoczytaniu, czy
wręcz o oderwaniu od rzeczywistości, tego nie wiem, ale biorę pod uwagę, że ta
możliwość jest równie mocna, jak i ta druga, że mianowicie Koterski to w
gruncie rzeczy nikt. Stało się jednak tak, że najpierw o Kotarskim usłyszał
Coryllus, a po nim ja, no i muszę przyznać, że wiedzę tę sobie jednak cenię,
choćby przez to, że mam temat do kolejnej notki. W czym rzecz? Otóż, jak
informuje Wikipedia, ów Kotarski to „polski dziennikarz, przedsiębiorca,
milioner, twórca kanału Polimaty w
serwisie YouTube, w którym prezentuje treści edukacyjne, prowadzący i
reżyser programu Podróże z
historią tworzonego dla TVP2 i współzałożyciel sieci
partnerskiej LifeTube”, a ja na to wszystko od razu przede wszystkim
przypominam sobie owego „prywatnie
melomana”, o którym tu niedawno pisałem, i podobnie jak w tamtym przypadku,
zastanawiam się, czy Kotarskiemu tego „milionera”
tam wrzucono na złość, czy może on jest tak głupi, że sam uznał za stosowne się
nam w ten sposób przedstawić: „polski
dziennikarz, przedsiębiorca, milioner”. Z drugiej strony, kiedy czytam
dokładniej, czym się ten ciekawy człowiek zajmuje, myślę sobie, że może on
faktycznie, poza dziennikarstwem i przedsiębiorczością, zajmuje również byciem
milionerem, a zatem wtedy bym musiał uznać, że owa informacja jest jak
najbardziej istotna. I ja dziś własnie o tym, czyli o byciu z zawodu
milionerem.
Jak czytam i u Coryllusa, ale też po
okolicach, Radosław Kotarski to w pierwszej kolejności syn Jerzego Kotarskiego
„byłego współwłaściciela grupy Vinsar,
członka zarządu Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej, nowego prezesa Grono
SSA, spółki zarządzającej koszykarską drużyną Stelmet Enea BC Zielona Góra”,
co już samo w sobie mogłoby świadczyć o tym, że wspomniany „milioner” to w
istocie rzeczy zawód, a nie informacja dotycząca społecznego statusu młodego
Kotarskiego. No ale przyjrzyjmy się reszcie wyżej przedstawionej prezentacji, a
więc dziennikarstwu, przedsiębiorczości, no i tej całej reszcie, która może
oznaczać wszystko, ale równie dobrze i nic. Otóż, jak się dowiadujemy, w
momencie gdy Kotarski – zwróćmy uwagę na to, że dziś osoba ledwie 34-letnia – postanowił
stanąć na własnych nogach, uznał że najlepiej mu to wyjdzie jeśli przede
wszystkim zaprezentuje się jak milioner właśnie, a następnie wejdzie w swego
rodzaju coaching, gdzie będzie doradzał wszystkim chętnym, jak powinni żyć, by
idąc za jego przykładem, najpierw odnaleźli w sobie potrzebne intelektualne
bogactwa, a następnie, już przy pomocy owych bogactw, przebijali kolejne
sufity. Czego zatem Kotarski uczy? Otóż uczy wszystkiego. Wystarczy przejrzeć
zaledwie kilka tytułów jego internetowych pogadanek, by zobaczyć, że on wie
wszystko o wszystkim: o piramidach, o życiu na morzu, o zdrowym jedzeniu, o
błędach językowych, o śmierci Mony Lisy, o tym jak być śmiesznym, jak się robi
kawę, co widzimy na jednodolarówce, o tym jak dożyć stu lat, o średniowieczu...
to są grube dziesiątki pogadanek, z których wszystkie łączy jeden przekaz: „Chciałbyś wiedzieć, jak to się stało, że
jestem taki ładny, mądry, elokwentny i bogaty? To jest naprawdę bardzo proste.
Powiem Ci, tylko proszę, nie odchodź”. No i wreszcie, po tych wszystkich
latach, a ich, z tego co widzę, minęło niemało, okazuje się, że nie pozostaje
nam nic innego, jak kupić książkę Kotarskiego „Włam się do mózgu”, gdzie on w
przystępny bardzo sposób wyjaśnia, jak stać się równie mądrym jak on.
Nie obejrzałem w całości ani jednej
pogadanki Kotarskiego, nawet nie miałem w ręku którejkolwiek z jego dwóch
książek, natomiast mam przede wszystkim coś, co się nazywa intuicją oraz
doświadczeniem, i wystarczy mi spojrzeć w oczy tego, kto przede mną stoi, i
przyjrzeć się sposobowi, w jaki on się nosi, by wiedzieć o nim wszystko. W tej
sytuacji naprawdę nic w mojej opinii na temat Kotarskiego nie zmieni nawet
podany przez Coryllusa fakt, że ów Kotarski zna rzekomo sposób na to, by
nauczyć się w pół roku języka szwedzkiego. Nawet bowiem gdyby Kotarski w swojej
książce o włamywaniu się do mózgu przedstawił metodę nauczenia się pięciu
języków z angielskim na czele w pięć tygodni, to ja i bez tego bym wiedział, że
to jest trzeciej klasy oszust, który poza pieniędzmi swojego ojca i
wyszczekaniem nie ma nic. Bo nawet ów pomysł na życie nie jest jego, ale został
bezczelnie wyjęty z telewizyjnych reklam, w których ludzie po zażyciu tabletki
stają się nagle piękni, zdrowi i szczęśliwi, albo – co jeszcze bardziej
prawdopodobne – Koterski podpatrzył zachowanie swojego psychiatry i uznał, że
to jest to, co on by też potrafił.
I to, a nie wbrew pozorom Kotarski, jest
przyczyną dla której powstaje ten tekst. Otóż uważam, że czasy mamy takie , że
jedynym pewnym towarem, poza oślepiającym światłem galerii handlowych, jest
dziś obietnica spełnienia wszystkich naszych aspiracji, wśród których
oczywiście na pierwszym miejscu są pieniądze, potem zdrowie, a na końcu to coś,
co pomoże nam uwierzyć, że nie jesteśmy gorsi od tych, od których w naszym
przekonaniu gorsi jak najbardziej jesteśmy. I tu pojawiają się owi
hochsztaplerzy, tacy jak Kotarski właśnie, który nas zapewniają, że przy pomocy
łomu, którego oni nam dostarczą, wystarczy się włamać do naszego mózgu i tam
już znajdziemy wszystkie odpowiednie kluczyki.
I to jest, w mojej opinii, jedna z
najstraszniejszych rzeczy, jakie przyniosły nam nowe czasy, a mówiąc „nowe”,
rozumiem czasy zbudowane na PRL-owskich ruinach. Co by bowiem nie powiedzieć o
komunie, to wówczas szczytem naszych aspiracji, był ów kokosowy orzech, który
wypadł Rizzo z okna, a pomijając ten szczegół, szanowaliśmy się jak jasna
cholera i nie było takiej siły, która by nam była w stanie wmówić, że jesteśmy gorsi
od reszty. Były to czasy, w których ktoś taki jak Kotarski nie miałby racji
bytu, bo w momencie gdyby on do nas przyszedł i zaproponował, byśmy się włamali
do własnego mózgu, uznalibyśmy go za jakiegoś taniego esbeka i powiedzieli mu –
zgodnie z instrukcją mojej śp. Cioci – że nas akurat boli głowa i nie
rozumiemy, co on do nas mówi. Dziś jest już niestety zupełnie inaczej i wobec
metod wszelkiego rodzaju czarowników stoimy kompletnie bezradni.
Ostatnio w telewizji pokazywana jest
reklama, która w sposób naprawdę profesjonalny i, jak sądzę, nie za małe
pieniądze, przedstawia nam przyciemnione pomieszczenie, gdzie przy stole siedzi
kilku klasycznych, takich bardziej w typie „Chłopców z ferajny” gangsterów, którzy
przyciszonymi głosami informują się nawzajem, że kiedy chcą podupczyć, to im
nie staje. I wtedy jeden z nich wyciąga sekretne pudełeczko z napisem
„Polimaty”, czy jakoś tak, i w tym momencie wszyscy wyciągają spluwy i ruszają
do akcji.
Przepraszam bardzo, ale nie wiem, ilu
wśród osób czytających ten blog jest i takich, którzy gdzieś tam w głębi serca
myślą, że może dobrze byłoby kupić książkę Kotarskiego o mózgu, ale chciałbym
ich wszystkich zapewnić, że każdy z nich jest na swój sposób nieskończenie
bardziej uzdolniony od tego cwaniaka. No a przede wszystkim prawdopodobnie nie
musi mówić, że gdyby nie pieniądze taty, to by zbierał niedopałki po ulicach.
Rozważał Pan wrzucanie samego zdjęcia i tytułu? Trochę żartuję, ale często by to wystarczyło do zapatrzenia się i ciekawych refleksji.
OdpowiedzUsuńNie chciałbym tutaj jakoś przeginać, ale Pana książkę o Zycie Gilowskiej podarowałem ojcu . Ja i tak ją znałem we fragmentach .
OdpowiedzUsuń@Pavel
UsuńTak wyszło, że jeszcze jakim znalazłycudem się dwa egzemplarze listów Zyty. Mogę sprzedać Panu jeden za stówę.
Bardzo proszę. I dziękuję .
UsuńKażdy uczciwy rodzic wziąłby takiego syna na poważną rozmowę i zapowiedział: żeby to mi było ostatni raz, albo zmieniasz nazwisko. I strona z poradami dla głupków zniknęłaby w moment. To są ludzie, którzy nigdy uczciwie złotówki nie zarobili. Między innymi dzięki głupkom. A tak w ogóle to pierwszy milion musi być ukradnięty:) a potem to już z górki
OdpowiedzUsuńpsssyt.
ten fryz to prosto z Paryża, czy to tylko Kijowski na nim terminował?
@Jola Plucinńska
UsuńStraszny człowiek. Najgorszy.
To, że straszny, to nic. Da się jakoś przełknąć. Ale, że najgorszy, to już nie. Moja niezawodna intuicja podpowiada mi, że masz rację. Robią nam w pracy miękkie szkolenia z psychologami. Dzisiaj pani psycholog dopytywała się o nasze marzenia. Wszyscy (ok. 30 osób) oprócz mnie, bardzo poważnie podeszli do tematu. A ja marzyłam głośno o byciu supermanem i spidermanem w jednym. Jej dziwna mina po moim "coming out" wystarczy mi chyba nawet na tydzień:)
Usuń@Jola Plucińska
UsuńJestem z Ciebie autentycznie dumny.
Tak? to Ci jeszcze dołożę:) ja byłam w jakoś tak w połowie owalnego stołu i wszyscy powitali śmiechem moją odpowiedź, po czym reszta karnie grzecznie odpowiadała. I to jest dla mnie niezrozumiałe. Nie rozwaliłam systemu:) ale nic to.
UsuńKiedyś Gabriel przywołał taką bajkę O Niefruwaku piechotnym .
OdpowiedzUsuńKtoś w pewnym momencie życia ludziom nie powiedział najważniejszej rzeczy - że żyją po to aby wypełnić własne powołanie, posyła się ich tylko do szkoły i każe "dobrze się uczyć", więc jeszcze jako dzieci chodzą do tej szkoły, potem kończą szkołę średnią z czerwonym paskiem i nic się nie dzieje(a przecież "dobrze się uczyli"), potem kończą studia z wyróznieniem - dalej nic(no przecież "dobrze się uczyłem", myślą). Przy tym cały czas jak w tej bajce im się wmawia, że są niefruwakami piechotnymi i oni dalej szukają sposobu na życie i próbują się chwytać różnych rzeczy, bo nie wiedzą, że są motylami i żeby być sobą wystarczy machać skrzydełkami i to jest właśnie powołaniem motyla.
@Offtopic
OdpowiedzUsuń!
Billie Eilish - No Time To Die
@Mateusz
UsuńOna jest dziś niemal najwybitniejsza.
@toyah
UsuńA ma dopiero 18 lat.
@Mateusz
OdpowiedzUsuńCzyli jest młodsza od Adele, kiedy ta zaczynała.
Zdaje się, że nie wiele młodsza.
Usuń@Mateusz
OdpowiedzUsuńAdele pierwsza płytę wydała, kiedy miała 19 lat. Eilish w wieku 17.
@toyah
OdpowiedzUsuńDwa lata, chyba nie duża różnica. Chociaż w przemyśle muzycznym to jednak troche jest.
@Mateusz
OdpowiedzUsuńW przypadku dzieci, duża.