niedziela, 10 marca 2019

Przedwiośnie, czyli na scenie tak małej


      Muszę ze wstydem przyznać, iż to że ostatnio pojawiam się tutaj zdecydowanie rzadziej niż dotychczas jest tylko częściowo spowodowane tym, że znaczną część swojego czasu przyszło mi poświęcać swojej wnuczce, a nawet faktem, że wolne chwile staram się przeznaczać na pracę nad kolejną książką. Rzecz w tym, że nawet biorąc to wszystko pod uwagę, pewnie jeszcze parę lat temu nie miałbym najmniejszego problemu, by znaleźć tę godzinkę każdego dnia, by napisać coś sensownego na któryś, czy to z bieżących, czy może bardziej uniwersalnych tematów. Co zatem jest przyczyną tego, że ogarnęła mnie owa słabość? Szczerze mówiąc, nie mam  co do tego żadnej pewności, natomiast wydaje mi się, że problem w tym, że to co się wokół nas ostatnio dzieje jest wyjątkowo mało inspirujące. W żaden sposób nie chcę powiedzieć, że ogarnęła mnie tragiczna nuda, bo to jest abolutnie wykluczone, natomiast faktycznie chodzi mi po głowie ów piękny fragment z Norwida, gdzie pada owo niezwykłe pytanie „Jak się nie nudzić na scenie tak małej, tak niemistrzowsko zrobionej?” i myślę sobie, że w rzeczy samej, to co oni nam zbudowali, wygląda dość marnie.
       Proszę tylko spojrzeć. Oto z jednej strony mamy rząd Dobrej Zmiany pędzący do kolejnych zwycięstw z siłą buldożera i z podobną gracją, w tle rządowe media reprezentowane przez takie tuzy dziennikarstwa jak Tomasz Terlikowski, bracia Karnowscy, Cezary Gmyz plus codzienną porcję żenady pod tytułem „W tyle wizji”, i żadnej nadziei, że to się kiedykolwiek zmieni. A jakby tego było mało, to jeszcze Jan Jakub Kolski oraz Władysław Pasikowski kręcą kolejne patriotyczne filmy. No więc jeszcze raz: „Jak się nie nudzić na scenie tak małej?”
      A z drugiej strony jest jeszcze gorzej. Oto w Warszawie prezydent Trzaskowski zabiera się za uczenie naszych dzieci onanizmu, w Gdańsku Lech Wałęsa uruchamia nowy kanał na youtubie, a do Torunia przybywa serbska performerka Marina Abramovic, w związku z czym telewizja tvn24 połowę swojego programu poświęca na zastanawianie się, czy ona tym razem potnie żyletką swoje cycki, czy wytarza się w szkle. W akcie kompletnej desperacji rzucam się więc na Ludwika Dorna – przypominam, że przed laty pierwszego intelektualistę PiS-u, tak zwanego trzeciego bliźniaka, człowieka, który podobno jest autorem nazwy partii – aby poczytać, co on ma do powiedzenia na temat aktualnej sytuacji, a tu widzę tytuł: „Obietnice PiS-u są jak bimber. Miło się pije, ale kac potem potężny”. I pewnie też na to, podobnie jak na wszystko inne, machnąłbym ręką, gdyby nie fakt, że ów bon mot, z mojego punktu widzenia świadczący wyłącznie o kompletnym już intelektualnym upadku tego człowieka, stał się prawdziwym hitem, cytowanym dziś już niemal przez wszystkich tych, którzy bardzo szukali, ale nie potrafili znaleźć sposobu, by dokuczyć nielubianej przez siebie władzy.
       Zanim jednak przejdę do rzeczy, pozwolę sobie na małą dygresję. Otóż trzeba nam wiedzieć, że żona moja, poza tym, że uczy w szkole języka angielskiego, prowadzi również zajęcia w ramach przedmiotu pod nazwą teoria wiedzy, który ostatnio pojawił się w wybranych szkołach, a ja go uważam za jedną z najmądrzejszych rzeczy, jaką można było spróbować zainteresować naszą młodzież. Nie będę tu wchodził w szczegóły, wspomnę tylko o tym, że wśród różnych ciekawych zagadnień, jakie są dyskutowane podczas tych lekcji są tak zwane „logical fallacies”, czyli mówiąc krótko „logiczne oszustwa”, których poznanie  powinno pomóc tym dzieciom uniknąć różnego rodzaju cwanych mądrali, którzy się na nie czają ze wszystkich stron. Wśród owych błędów, proszę sobie wyobrazić, jest też to, z czym wyskoczył wspomniany Ludwik Dorn, a co z kolei nosi nazwę „fałszywej analogii”. O co chodzi? Otóż sprawa polega na tym, że analogię między bimbrem a obietnicami PiS-u można prowadzić w dowolny sposób tak by ona brzmiała zawsze szalenie interesująco, bardzo przekonująco, a jednocześnie była kompletnie fałszywa. Proszę popatrzeć, jakie tu mamy możliwości:
- Obietnice PiS-u są jak bimber. Prawdziwe, mocne i nigdy nie zawodzą;
- Obietnice PiS-u są jak bimber. Tylko dla prawdziwych mężczyzn;
- Obietnice PiS-u są jak bimber. Tylko dla chamów ze wsi, którzy nie znają nic lepszego;
- Obietnice PiS-u są jak bimber. Im więcej, tym bardziej niebezpieczne;
- Obietnice PiS-u są jak bimber. Zawsze ich mało.
       Przepraszam bardzo, ale to jest jeszcze gorsze od dotychczas – jeśli wziąć pod uwagę zasięg jaki udało mu się osiągnąć – chyba największego tego typu głupstwa: „Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, na co trafisz”.
       Ktoś mnie pewnie teraz zapyta, po ciężką cholerę zdecydowałem się napisać tekst tak w gruncie rzeczy pusty. Właśnie dlatego, że wydało mi się w pewnym momencie, że ten właśnie przykład bardzo dobrze zilustruje to, jak bardzo się ostatnio poczułem bezradny. Niech już więc tak zostanie, a ja mam tylko nadzieję, że to zwykłe przedwiosenne znużenie.



8 komentarzy:

  1. Cytat z "Marionetek" (zresztą wiersz śpiewany też przez Niemena) zasługuje na podziękowanie, Norwid jednak był bliski geniuszu... A bimber (podkarpacki), cóż.. czeka grzecznie w szafie na koniec WP!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobno człowiek inteligentny nigdy się nie nudzi ...

    OdpowiedzUsuń
  3. @Grek_Zorba
    To say you are bored means you have no inner resources (John Berryman's mother)

    OdpowiedzUsuń
  4. zasoby wewnętrzne to pewnie masz, tylko "inspiration" Ci brak ... PS. strona mi się ostatnio wyświetla, jako "niezabezpieczona" ... chyba wcześniej nie było takich atrakcji ... może jakiś certyfikat się skończył?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Grek_Zorba

      Gdy się logujesz i podajesz swoje hasło, to tutejsza strona logowania ma "kłódkę". Nie wiem, czy to starcza przeciwko np. wykradaniu haseł.




      Usuń
  5. @toyah

    Obietnice PiS są jak bimber. Zdrowy surowiec bez polepszaczy smaku.

    OdpowiedzUsuń
  6. @toyah

    ... Jan Jakub Kolski oraz Władysław Pasikowski kręcą kolejne patriotyczne filmy ...

    Żeby zaś uzasadniony pesymizm nie przeradzał się w defetyzm, to razem z p. Orjanową obejrzeliśmy ostatnio w TVP film "Wyklęty" Konrada Łęckiego (chyba jego debiut fabularny).

    Film nas wbił w fotele do tego stopnia, że gdy był powtarzany jakieś dwa dni później, to podejrzliwie obejrzałem jeszcze raz z ciekawości, kto mnie zrobił w konia za pierwszym razem? A jednak film się znowu obronił!

    Nie jest więc aż tak źle, żeby popadać aż w defetyzm.
    Zresztą kwitną już przebiśniegi.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...