Z wczorajszej konwencji Prawa i
Sprawiedliwości, w której wziąłem udział, pierwszą rzeczą, jaka mi się
spodobała, był przyznany mi przy wejściu identyfikator z wypisanym na froncie
tytułem: „obsługa”. Ponieważ
zaproszenie, jakie otrzymałem na owo spotkanie było pierwszym od wielu, wielu
lat i szczerze powiedziawszy, nie byłem już nawet pewien, czy nadal jestem
członkiem PiS-u, czy nie, miałem podejrzenie, że władze partii, obawiając się,
że mogą być kłopoty z frekwencją, postanowiły zorganizować klasyczną łapankę.
Nic bardziej błędnego. Frekwencja była bez zarzutu, gdy przyszedłem na miejsce,
wszystkie miejsca w liczbie 624 były już zajęte przez lokalnych działaczy, a
jak się okazało, my obsługa byliśmy potrzebni Partii wyłącznie do tego, by
wypełnić wszystkie możliwe przejścia między rzędami oraz wejścia na salę w taki
sposób, by widzowie TVP Info mogli odnieść wrażenie, że miejsce okazała się
zbyt małe, by pomieścić wszystkich chętnych.
Ponieważ mam ostatnio tak, że nawet w
kościele nie mam dość cierpliwości, by stać, zrozumiałą rzeczą jest chyba to,
że sam początek było dla mnie nadzwyczaj rozczarowujący, zwłaszcza że nie miałem
pojęcia, ile to wszystko potrwa. Ponieważ jednak na szczęście impreza zaczęła
się punktualnie, przemówienia wygłosili jedynie Prezes, Premier, oraz lider
listy do europarlamentu, pani Jadwiga Wiśniewska, wszystko zakończyło się już po jakiejś godzinie, więc dałem radę i w
pierwszym dogodnym momencie dałem nogę.
Ktoś pomyśli, że jestem tym, co mnie tam
spotkało, rozczarowany. Otóż nic podobnego. Przede wszystkim to, że mamy w
województwie aż tylu działaczy, to że prezes Kaczyński i premier Morawiecki są
wciąż w bardzo dobrej formie, a kandydatka Wiśniewska w swoim pięknym czerwonym
kostiumie i z tak samo pięknym uśmiechem wyglądała bardzo ładnie, szalenie mnie
ucieszyło i w efekcie moje przekonanie co do tego, że PiS zmierza dziś prostą
drogą do kolejnych zwycięstw, jest jeszcze mocniejsze niż wcześniej.
Oczywiście nie będę udawał, że nie
zauważyłem tam obecności Marka Suskiego, z niezmiennie zadowoloną z siebie
twarzą i w dodatku wciąż w najbliższym otoczeniu Prezesa, i że ta część programu nie wyprowadziła mnie
nieco z równowagi. Powiem zupełnie uczciwie, że jest bardzo mozliwe, że gdyby
nie fakt, że wokół była cała kupa panów z ochrony, podszedłbym do niego i
napluł mu na ten głupi łeb... no ale ponieważ wygląda na to, że z tym idiotą
będziemy się wszyscy musieli męczyć jeszcze przez wiele długich lat, nie mam
chyba innego wyjścia, jak machnąć na niego ręką.
Aby zakończyć tę notkę bardziej porządną
refleksją, zacznę może od pewnej anegdoty. Mamy tu – o czym już chyba kiedyś
wspominałem – nadzwyczaj dla Partii zasłużonego działacza, pana Piotra
Pietrasza, z którym się znam jeszcze z czasów wczesnego PC. Otóż rozmawiałem z
nim kiedyś na temat Jarosława Kaczyńskiego i zapytałem, czy on Pietrasza,
który, jak by nie było, jest tu dość ważny, jakoś szczególnie rozpoznaje i on
mi opowiedział ową anegdotę. Otóż Pietrasz regularnie bierze udział w
dorocznych grillach organizowanych przez Kluby „Gazety Polskiej” z udziałem
Prezesa, i tam jest tak, że na samym środku pali się ognisko, wokół ogniska
siedzą Prezes, Sakiewicz, oraz główni ludzie Sakiewicza, nieco dalej jest krąg
działaczy mniej ważnych, jeszcze dalej krąg następny i tak dalej, i tak dalej.
Poza kręgiem najbliższym, do Prezesa dostępu nie ma nikt, ale Pietrasz miał to
szczęście, że pewnego razu, już po zakończonej zabawie, Prezes Pietrasza
zaczepił jednym zdaniem, zwracając się nawet do niego per „panie Piotrze”.
Przypomniałem sobie tę historię, kiedy patrzyłem na ów układ sił podczas
katowickiej konwencji. Siedział więc Jarosław Kaczyński, po jego prawej stronie
posłanka Wiśniewska, oraz minister Tobiszowski, z kolei po lewej Mateusz
Morawiecki, a obok Morawieckiego posłanka Izabela Kloc, a dalej – tyle że już
po drugiej stronie przejścia – Antoni Macierewicz. Jako pierwszy przemawiał
Prezes i wtedy przez pewien czas między Premierem a panią Wiśniewską było puste
miejsce. Kiedy Prezes wrócił, na scenę wyruszył Premier i wtedy, uwaga,
posłanka Kloc natychmiast przesunęła się na kjego miejsce, by choć przez chwilę
posiedzieć sobie przy Jarosławie, a ja sobie już tylko myślałem, że to dopiero
będzie figiel, jak ona się już stamtąd nie ruszy i to Morawiecki będzie musiał
się posunąć.
Co z tego? Nic. Dokładnie nic. Rzecz w
tym, że patrzyłem na tych wszystkich działaczy siedzących w kolejnych rzędach,
potem na stojących wokół mnie członków obsługi i przypomniały mi się dawne
czasy, kiedy wszystko było jeszcze strasznie niepoważne, a my byliśmy jak
dzieci, i można było nawet przez chwilę podejść do Jarosława Kaczyńskiego i z
nim dłużej porozmawiać. Pamiętam jak spotkaliśmy się na imprezie z okazji
trzecich urodzin Salonu 24 i któryś z kolegów powiedział mu, że jest taki
bloger Toyah, który bardzo mocno wspiera Prawo i Sprawiedliwość i że mógłby on być
dla Partii kimś bardzo cennym. Jarosław Kaczyński zainteresował się, spojrzał
mi w oczy i zachęcił mnie bym się zgłosił do miejscowych struktur, zaczął tam
działać i w ten sposób spróbował zrobić polityczną karierę.
Ciekawe, czy mam żałować, że Prezesa
wówczas nie posłuchałem. Ciekawe, czy przy dobrych wiatrach nie stałoby się
tak, że wczoraj, jak tam sobie stałem i biłem brawo premierowi Morawieckiemu, któryś
z tych co stali obok nie powiedziałby do mnie „Cześć, jak leci?”, a potem
wspólnie byśmy poszli, by sobie zrobić zdjęcie z posłem Suskim. A Wy co o tym
myślicie?
...Byłbym zapomniał. Posłanka Izabela
Kloc oczywiście, kiedy ten wrócił, ustąpiła miejsca premierowi Morawieckiemu.
Góra stoi.
A ja sobie myślę, że tacy jak Ty, czy może i ja mogą, a nawet radzi nie radzi muszą stać zawsze z boku i uważać na to, co się dzieje. Mieć tak grubej skóry, jak ci z pierwszego rzędu nie może mieć każdy. I niech im szczęście oraz prezes sprzyjają.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest. Ja bym z pewnością nie dał rady, więc cieszę się, że nikt nie prosi. A jakbym nawet sam się wpraszał nic z tego nie wyniknie.
UsuńProblem tylko z tym, że jak skóra jest gruba, to zostaje niewiele miejsca na to co w środku. Albo nic. Jedyna nadzieja w tym, że godny następca pojawi się, kiedy nadejdzie pora. I na pewno nie z tego pierwszego rzędu.
UsuńNie wiem czym Suski Panu podpadł, ja go widywałem w programach Rachonia w Niedzielę, gdzie zawsze celnie ripostował powców i ludowców. Fakt uśmiech to on nie ma Georga Clooneya, zresztą ja też.
OdpowiedzUsuń@Unknown
OdpowiedzUsuńJak się jest od ćwierć wieku w polityce, trudno nie umieć gadać. Moim zdaniem to jednak dużo za mało.