No więc, jak już wszyscy
wiemy, prezydent Adamowicz jednak zmarł, i z tego co słyszę od osób znających
się na sprawie, trzy ciosy, jakie zadał mu ów Stefan Wilmont, ledwo co
wypuszczony z więzienia bandzior, były tak precyzyjnie wymierzone, że praktycznie
każdy z nich był śmiertelny. A zatem w ten okropny sposób Paweł Adamowicz
zakończył swoje krótkie życie, a ja mam w związku z tym całą kupę przymysleń,
jednak dziś spróbuję je skondensować w trzech zaledwie refleksjach.
Przede wszystkim, od pierwszej praktycznie
chwili, kiedy dotarła do mnie informacja o owym kuriozalnym ataku, zastanawiam
się, jak to jest, że po pięciu latach odsiadki wychodzi z więzienia 27- letni
mężczyzna i pierwsze co robi, to zaczyna bardzo precyzyjnie planować zabójstwo
prezydenta Gdańska. Czemu jego? Diabli wiedzą, ale faktem jest że jemu chodzi o
Adamowicza właśnie i nikogo innego. Akcja przeprowadzona jest nadzwyczaj
starannie, począwszy od powzięcia informacji, kiedy i gdzie będzie czekał na
swoją śmierć prezydent, przez uzyskanie przez Wilmonta specjalnej przepustki
dla wybranych przedstawicieli mediów, następnie przejście przez wszelkie
kontrole nie ze scyzorykiem, ale z naprawdę solidnym nożem, wreszcie po danie
sobie wystarczająco dużo czasu, by nie tylko zdążyć skutecznie ranić
Adamowicza, ale jeszcze przez niemal minutę swobodnie triumfować, włączając w
to krótkie oświadczenie do zebranych pod sceną imprezowiczów. No i na koniec
sprawa podstawowa. Jak donoszą media, Wilmont cierpi na schizofrenię, a zatem
niewykluczone, że przed nim kilka spokojnych lat w jakimś przytulnym ośrodku
dla osób zdrowych inaczej.
Druga refleksja związana jest z
nastrojem, w jaki wpadł wczoraj mój syn. Otóż on poczytał sobie przeróżne
komentarze w Internecie i doszedł do wniosku, że nie mamy najmniejszych szans.
I nie chodzi tylko - a tym bardziej przede wszystkim - o owe bluzgi z ust typowych
internautów, gdzie na wiadomość o śmierci Adamowicza strzelają kapsle od piwa,
ale o głosy osób powszechnie znanych i szanowanych, takich choćby jak Andrzej
Celiński, który popisał się wpisem na Twitterze: „Jarosławie Kaczyński -
wypierdalaj”, czy Donalda Tuska, który tamże wezwał swoich sympatykow do obrony
Gdańska przed pisowską szarańczą. Otóż mam dla mojego syna wiadomość
pocieszającą: gorzej już było i lepiej nie będzie. Musimy się z tym nauczyć
żyć, choćby prezydent Duda, a z nim cały gdański Ratusz, nie wiadomo jak się
starali, by udowodnić nam wszystkim, że im jest naprawdę przykro z powodu tego
co się stało.
Poza tym, powiedzmy sobie
szczerze - oni sami już naprawdę ledwie dyszą.
No i wreszcie coś na temat
samego Zmarłego. Otóż wreszcie znalazłem powód, by rzucić okiem na ową
niezwykłą karierę, i to co na mnie zrobiło autentyczne wrażenie, to wiadomość,
że po tym jak w roku 1989 Paweł Adamowicz ukończył studia na Wydziale Prawa i
Administracji Uniwersytetu Gdańskiego uzyskując tytuł magistra oraz stanowisko
asystenta, to już w kolejnym roku, w wieku 25 lat, został owego Uniwersytetu
Gdańskiego prorektorem do spraw studenckich. Właśnie tak!
Dalsza kariera świętej, jak
rozumiem, pamięci Pawła Adamowicza przebiegała bardzo przewidywalnie, a tego
oczywistym skutkiem była jego ponad dwudziestoletnia prezydentura miasta
zakończona atakiem 27-letniego schoizofrenika, oraz polityczna pozycja, która
dziś jego duszy daje tę satysfakcję, że z okazji jego śmierci Prezydent RP
ogłasza żałobę narodową.
Swoją drogą, to bardzo ciekawe,
że on się dał tak fatalnie wrobić w ten projekt pod nazwą „Nowy Wspaniały
Świat”. W końcu ja też kiedyś miałem 25 lat… co ja mówię, 25? Ja nawet pamiętam
jak miałem lat 53. No ale myślę sobie, że gdyby w roku 1980 ktoś mi
zaproponował, bym został prorektorem Uniwersytetu Śląskiego, to bym z wrzaskiem
uciekł gdzie pieprz rośnie. Prezydentem Katowic bym oczywiście, jak wszyscy
widzimy, nie został, tym bardziej nie mówiono by dziś o mnie od rana do
wieczora we wszystkich telewizjach, ale przynajmniej te 10 kolejnych lat byłoby
moje.
I nie dajmy się zwieść.
Nienawiść to Pikuś. Pan Pikuś.
k.osiejuk@gmail.com
W 1980 byłeś punkiem, więc byś nie przyjął stanowiska, ale w 1990?
OdpowiedzUsuńKariera Adamowicza wydaje się typowa, jak to u karierowiczów lat 90, nic mnie nie zaskakuje. Ani wybitny, ani szczególnie oryginalny czy charyzmatyczny, znał właściwych ludzi i to dało mu pozycję. Niech spoczywa w pokoju.
@Lucas Beer
UsuńKim byłem to nie ma znaczenia. Chodzi mi o to, że masz 25 lat, kończysz studia i dostajesz propozycję, by zostać prorektorem na uniwersytecie. Dlaczego Cię to nagle nie zaskakuje?
Miał znajomości inaczej się tego wytłumaczyć nie da. Dla mnie to nie jest zaskakujące, bo nie jest niczym wyjątkowym w Polsce. Znajomości więcej znaczą, niż nawet najlepsza wiedza i przygotowanie merytoryczne.
UsuńSpróbuję pomóc zrozumieć: chodzi o to JAKIE znajomości trzeba mieć, żeby w momencie skończenia studiów (sic!) zostać prorektorem uczelni. Nie prodziekanem. Chyba tylko ktoś, kto nigdy nie studiował nie podniesie tutaj brwi.
UsuńNie jakies szczególne, wbrew pozorom. Uniwersytety to są hierarchie lokalne.
UsuńPanie Krzysztofie, ale może nieuważnie Pan przeczytał ten życiorys? Podczas studiów w okresie 1985–1987 był współwydawcą i drukarzem podziemnego pisma studentów „ABC”. W maju 1988 był współorganizatorem strajku okupacyjnego na swojej uczelni oraz przewodniczącym studenckiego komitetu strajkowego. Współtworzył pierwsze jawne stowarzyszenia opozycyjne wobec władz (Klub Myśli Politycznej „Dziekania” w Warszawie, Gdański Klub Polityczny im. Lecha Bądkowskiego, Stowarzyszenie „Kongres Liberałów” i Gdańskie Stowarzyszenie Akademickie.W 1990 został wybrany na radnego Gdańska z ramienia Komitetu Obywatelskiego. W latach 1990–1993 był członkiem władz krajowych i wojewódzkich Kongresu Liberalno-Demokratycznego[1][2]. W latach 1994–1998 pełnił funkcję przewodniczącego rady miasta.
OdpowiedzUsuńUważa Pan, że to typowy dorobek 25-latka kończącego studia? Pomogłam trochę w zrozumieniu? Pozdrawiam
@Ewa Robak
UsuńAni trochę mi Pani nie pomogła w zrozumieniu faktu, że człowiek kończy studia i zostaje prorektorem.
d/s studenckich. Czy Pan nie studiował, Panie Krzysztofie? Albo się Pan może po prostu nie interesował tym, kto często na uczelniach pełni taką funkcję i dlaczego.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że to Pani nie studiowała albo udaje Pani "głupią". Zostać prorektorem w wieku 25 lat, w momencie uzyskania dyplomu? No przecież to jest naprawdę poważna sprawa. Do tego został radnym miasta w tym samym roku. Proszę Państwa, proszę przestańcie żartować :)
Usuń@Ewa Robak
OdpowiedzUsuńStudiowałem i nie zauważyłem, by któryś z moich kolegów został prorektorem.
dobrze, wystarczy. Zalatuje malizną.
OdpowiedzUsuńPan Krzysztof te czasy pamięta. Ja też.
OdpowiedzUsuńCi wielcy obrońcy demokracji...
Ja z lat 70-tych pamiętam, że na mojej uczelni dokooptowano jakiegoś studenta i jakiegoś tzw. młodego pracownika naukowego do składu Senatu, ale żeby aż na prorektora?
UsuńW dodatku na prorektora d/s studentów, gdzie najbardziej wymaganą kwalifikacją jest solidne doświadczenie życiowe i pedagogiczne a jednocześnie przynajmniej wiarygodność u rzetelnej profesury - to już jakieś grube nieporozumienie.
Chyba, że chodziłoby o doświadczenie w tzw. życiu studenckim.
Mój mąż jest z zawodu dyrektorem - tacy ludzie naprawdę istnieją.
OdpowiedzUsuńWe Wrocławiu mamy Prezydenta który po studiach był dyrektorem engieosu a zaraz potem dyrektorem MOPSu we Wrocławiu. Do MOPSu wstawił go Dutkiewicz, to żadna tajemnica.
@Toyah
OdpowiedzUsuńOdkąd pracuję na uczelni, a jest to już spory szmat czasu, to jeszcze nie słyszałam, żeby prorektorem był magister. Coś takiego jest możliwe tylko na uczelniach prywatnych. Chyba że w Gdańsku w 1989 r. takie rzeczy się działy na fali "demokratyzacji". Kariera gdańskich liberałów była, jak wszyscy wiemy, specyficzna.
Ja już nie daję rady z tą histerią, która się rozpętała po tej tragicznej śmierci. A najgorsza jest ta fala nienawiści, która się wylewa z ust tych wszystkich, którzy z nienawiścią jak najbardziej walczą. Ileż to znowu padło nienawistnych słów wobec Jarosława Kaczyńskiego.
Ta histeria to fenomenalny przykład fenomenalnej socjotechniki.
Usuń@Ginewra
UsuńOkreślenie "histeria" jest trafnie dobrane. Coś się oto złego stało, na co reakcją jest szamotanina i bezładne pretensje.
Na razie wszystko zdaje się wskazywać, że mamy do czynienia z wyczynem kryminalnym, a nie politycznym. Niemniej odbiór, a zwłaszcza ta histeria, są właśnie polityczne. Ma to taką racjonalizację, że przecież krwawą ofiarą jest polityk będący nadzieją całego swojego obozu. Bez względu też na rzeczywiste okoliczności sprawstwa, jego śmierć może mieć skutki polityczne.
Pod ich ewentualność warto wskazać, że wielokrotnie, także na tym blogu, pojawiały się ostrzeżenia, że polityka wzywania do przemocy*/ musi w końcu doprowadzić do rozlewu krwi. Gdzie, jak to nastąpi - z góry nie wiadomo, ale w końcu musi. STAWIANIE na przemoc musi się bowiem jakoś sfinalizować, albo skompromitować.
Stawianie na przemoc trwało, bowiem jej promotorom nie starczyło wyobraźni, że wywoływane zło może sobie poszukać niewinnej ofiary właśnie u nich. A przecież nawet najtępszym absolwentom historii wiadomo, iż TenKtóry... wprawdzie spełnia cudze klątwy, ale po swojemu.
Wyobraźnia sięgała więc wyłącznie przelewu krwi u przeciwników. U nich? Ależ proszę bardzo. Cokolwiek. Od wypatroszenia po defenestrację. Im zabawniej, tym lepiej. Wbijajmy w kukiełki te szpileczki z życzeniami...
---------------
*/ Szczegółowe wykazy kto, komu jako pierwszy są zbędne. Chodzi bowiem o jakość, a nie o ilość zjawisk. Gdy bowiem ktoś oficjalnie ogłasza politykę zdobywania władzy za pomocą ulicy i zagranicy, to właśnie wzywa do CHAOTYCZNEJ przemocy.
Ulice i zagranice zawsze i wszędzie idą do władzy nie inaczej, jak przez przemoc. Niech się ujawni! No to się ujawniła. Na razie chaotycznie, ale patrzy, co będzie dalej. Na razie podsyca histerię jako część potrzebnego sobie chaosu.
@orjan
UsuńMoim zdaniem, nie ma mowy o żadnej nienawiści. To było zabójstwo na zlecenie.
@toyah
UsuńNa razie nie sposób wyłączyć wersji zlecenia, choć jest mniej prawdopodobna. Jej przypuszczenie wynika tymczasem z wrażenia, jakie robi precyzja i skuteczność działania sprawcy. Jednak te mają raczej prostsze wyjaśnienie, gdy zauważy się, że organizacyjna wyobraźnia niektórych przestępców bywa imponująca (koncentracja na wąskim zagadnieniu organizacyjnym z usuwaniem wszelkich ograniczeń).
Wg mojej intuicji, sprawca wybrał śp. P.Adamowicza jako rodzaj rekwizytu potrzebnego mu, aby docelowego publicznego manifestu nie dało się zamieść pod dywan.
Potrzebna sprawcy była prominencja ofiary zbrodni a na miejscu akurat śp. P. Adamowicz mógł być i ostatecznie był najwyżej prominentny. Przede wszystkim sprawcy potrzebny był jednak rozmach medialny imprezy, estrada, jupitery, wielokrotne utrwalanie akcji (telewizje, smartfony) a wszystko pod przyjaznym sprawcy bajzlem "róbta-co-chceta".
Co zaś dotyczy JEGO nienawiści, to ustalenia wymaga, kogo on nienawidzi(ł), dlaczego i od kiedy, a ściślej, od którego wydarzenia w więzieniu.
Inną jest jednak nienawiść towarzysząca i napędzająca histerię, o której napisała @Ginewra.
W tej chwili w ogóle nie jest istotne, jakie były pobudki tego człowieka, tylko to, co się dzieje w sferze publicznej po tym tragicznym wydarzeniu. Nikt już nie myśli racjonalnie. Ci, którzy nienawidzą PiS-u od lat, zyskali dodatkowy argument, że "mowa nienawiści" zainicjowana przez Jarosława Kaczyńskiego zebrała swoje żniwa. Mają to po prostu wdrukowane i nic ich nie przekona, że wojnę domową rozpętał Tusk po przegranych wyborach prezydenckich. Nie widzą tego, że od 3 lat opozycja nieustannie używa języka wojny, zniszczenia przeciwnika i podeptania jego godności.
OdpowiedzUsuńPolitycy teraz się trochę powstrzymują, dziennikarze w mediach też, chociaż w internecie już sobie bardziej folgują. Natomiast najgorsze jest to, co się dzieje wśród ludzi. Pewnie, że nie wszystkich, ale tych aktywnych na Facebooku i Twitterze. Widzę to także w reakcjach niektórych znajomych, którzy na hasło nienawiść, mają jedną odpowiedź: PiS.
Do pogrzebu jeszcze pewnie będzie pewne wyciszenie, ale od poniedziałku zacznie się nawalanka. Ja już po prostu nie mogę patrzeć na te zakłamane gęby walczące z "mową nienawiści", bo z tych twarzy aż zionie nienawiścią w każdym spojrzeniu i co drugim wypowiadanym zdaniu.
@Ginewra
UsuńWłaśnie! Zobaczymy "przy sobocie, po robocie", tzn. zaraz po pogrzebie w kościele. Chociaż w przypadku innego prezydenta inteligencja otrząsnęła się do zaciekłej akcji jeszcze przed pochówkiem na Wawelu.
Nie ma sensu rozważać, kto nienawidził pierwszy i czyja nienawiść więcej waży, bo to nie dziecięca piaskownica. Istotne jest i akurat jest całkowicie sprawdzalne porównanie, kto CZEGO się dopraszał; czyli porównanie jakościowe, a nie ilościowe.
Możliwe, że moja pamięć jest stronnicza, bo po sobie przeciwnej stronie pamiętam te wszystkie wory do jeziora, odstrzały kaczek, wyrzynanie watah, obietnice patroszenia, wypier...ania w kosmos, itd. Natomiast porównywalnego kierunku odczłowieczania nie pamiętam w propagandzie propisowskiej.
Owszem, znajdą się nawet liczne określenia mogące obrażać, znajdzie się nawet nazwanie mordami, ale jakoś "nie utkwiły w mojej pamięci" odpisowskie wezwania oczywiście kojarzące się z oczekiwaniem mordu!
Z pokorą dowiem się, że czegoś może zapomniałem. Jednak na razie nie zamierzam poddawać się bezczelnemu oszustwu, jakoby przedtem, czy jeszcze teraz istniała jakaś symetria OCZEKIWANIA na zbrodnię.
Oczekiwano jej dobrze wiadomo gdzie, ale oczekiwano pod durnym założeniem, że zdarzy się TAM. Tymczasem zdarzyła się TU. Dlatego trzeba wciskać kit o symetrii oczekiwania na zbrodnię. Służy temu operowanie poręcznym miazmatem pod pojemnym tytułem: "mowa nienawiści".
Nienawiść, to sprawa niepiękna, ale to jeszcze nie jest oczekiwanie, czy podpowiadanie zbrodni. To są całkowicie różne wymiary.
PS. Właśnie oglądam Wiadomości i z nadzieją odnotowuję, że nikt nie sika na znicze.
UsuńTzn. z nadzieją, że jutro i pojutrze też nikt.
@orjan
UsuńNo i nikt tych zniczy nie usuwa.
A przecież bruk gdański cierpi tak samo jak ongiś warszawski.
UsuńGusta estetyczne mogą być regionalnie różne, ale odczucia brukowe chyba nie.
@orjan
OdpowiedzUsuńI o to właśnie chodzi, że tu nigdy nie było nawet symetrii, a ci najwięksi harcownicy w podżeganiu do likwidacji przeciwnika stroją się w piórka zwalczających nienawiść.
Wiele lat temu, jeszcze za pierwszych rządów PO, przeprowadziliśmy na seminarium z inicjatywy studentów analizę wypowiedzi prominentnych polityków PO i PiS. Wszystkie prace studentów ewidentnie wykazały, że wypowiedzi tych pierwszych przesycone były metaforyką walki i zniszczenia przeciwnika. W wypowiedziach tych drugich wszystkie ostre sformułowania wynikały z krytyki panujących porządków, ale nie było chyba ani jednej takiej, która by mówiła o zniszczeniu i śmierci. Teraz ta asymetria wydaje mi się jeszcze większa. Tylko kogo interesują takie analizy.
My tę atmosferę oczekiwania na zbrodnię znamy dobrze sprzed Smoleńska, a także późniejszych czasów. Dlatego tak strasznie ich w oczy kole ochrona Jarosława Kaczyńskiego.
Masz rację, że ich najbardziej zszokowało to, że życzenie śmierci zmaterializowało się w ich obozie. I dlatego tak histeryzują.
@orjan
OdpowiedzUsuńBilans został już dawno sporządzony. To Kaczyński mówił o "gorszym sorcie" i o tym gdzie "stało ZOMO". Twoja pamięć jest bez znaczenia.
@toyah
UsuńJa przecież z góry zakładam, że moja pamięć może być niekompletna. Chętnie więc dowiem się, konkretnie kto z tzw. pisowców wzywał do wypatroszenia kogoś z platformy, czy do poddania kogoś stamtąd podobnym atrakcjom lethalnym?
Jednak nie przyjmę za równoważne nawoływań, że pod określonymi argumentami któregoś trzeba uznać za np. zdrajcę, albo osądzić, bo ani żądanie pokazania prawdy, ani żądanie zastosowania sprawiedliwości nie mogą być zrównywane z podżeganiem do zbrodni zabójstwa, ani nawet do (na razie tylko!) odczłowieczenia drugiego człowieka.
W propagandzie antypisowskiej pokazuje się m.zd. fałszywe argumenty, że np. ktoś powiesił portret, a inni np. ogłosili "akty politycznego zgonu". Co by o tym nie sądzić - pomijając, że jest oczywistą a grubą bezczelnością przypisywanie akurat pisowi sprawstwa wskazanych eventów - to w wielowiekowej tradycji wieszanie portretów jest oczywiście związane z domaganiem się sprawiedliwości (gdy działać nie może), a na pewno nie jest podżeganiem do zbrodni. Podobnie tzw. śmierć polityczna nie ma nic wspólnego ze śmiercią człowieka.
Na tym właśnie polega brak symetrii i jej propagandowe ustanawianie zupełnie na chama.
NB. Być może nie wiesz, ale w bilansie stratę pokazuje się w tym samym słupku, co własne kapitały finansujące działalność.
@orjan
UsuńAni Twoje ani moje argumenty nie mają w tym bilansie znaczenia. Liczy się tylko to, kto wspomniał o "gorszym sorcie". I kropka.
@toyah
UsuńNie mają znaczenia dla nich, ale powinny mieć znaczenie dla nas. Inaczej przejmiemy ich optykę i ichnią polityczną księgowość, która jest fałszywa skoro oparta na rozstrzygającym dogmacie ichniego zaobrażenia się.
Jeśli zaś oni tak wymagają (tzn. żebyśmy przyjęli winę według ich księgowości obrazy), to w istocie kierują ku nam żądanie kainowe: "bądź dla mnie MŁODSZYM bratem, albo cię zabiję".
Tak czy owak, zawsze Nowak. Maski nie pomogą. Ich optyki nie wolno przyjmować, bo jest po pierwsze nieprawdziwa, a po drugie jest wroga.
@orjan
Usuń"Bądź dla mnie młodszym bratem, albo cię zabiję". Bardzo celne.
@Toyah
OdpowiedzUsuńDla ferajny piekny samograj. Z jednej strony santo subito i kolejna ofiara kaczyzmu, a z drugiej rozwiązanie problemu kłopotliwego wspólnika, który mógłby zacząć mówić. (O tym, że CBA i prokuratura ma przeprowadzić stoswną akcję internety pisały już przed wyborami samorządowymi)
@zawiślak
UsuńA ja pozostaję, jak zawsze, optymistą.
" No przecież to jest naprawdę poważna sprawa. Do tego został radnym miasta w tym samym roku. Proszę Państwa, proszę przestańcie żartować :)"
OdpowiedzUsuńSprawa jest oczywista.
Ktos go dostrzegl i odpowiednio zamocowal. I mial bardzo mocne zamocowanie, smiem twierdzic. Do czasu.
Pan Stefan wyjątkowo sprawnie posługuje się nożem jak na schizofrenika.
OdpowiedzUsuń