wtorek, 22 stycznia 2019

Czy Jonny Daniels to bot Dobrej Zmiany?


        Zaledwie wczoraj obiecywałem wprawdzie, że kończę z Adamowiczem i wracam do pisania książki, stało się jednak tak, że choć z Adamowiczem faktycznie już skończyliśmy - przynajmniej do czasu jak się pojawią nowe wiadomości - to książka została pokonana przez nie byle co, ale sam Twitter. Zanim jednak przejdę do rzeczy, może osobom niezorientowanym wyjaśnię, co to takiego ów Twitter. Proszę się skupić, bo to ważne.
       Otóż Twitter to jest internetowy projekt, którego zadaniem jest udostępnienie pola do wszelkiego rodzaju aktywności osobom, które dotychczas korzystały z usług mediów głównego nurtu, jednak doszły do wniosku, że one mają swoje ograniczenia i przez to znaczna część opinii publicznej pozostaje poza ich zasięgiem. W ten oto sposób jest tak, że właściwie przeważająca część tego co nam mają do powiedzenia osoby takie jak Donald Trump, Kevin Spacey, czy choćby Kim Kardashian, jest nam komunikowana w formie serii krótkich komunikatów przez Twittera właśnie. Jestem pewien, że gdyby tylko była możliwość - moralna, techniczna, czy ściśle biznesowa - by dostęp do Twittera ograniczyć wyłącznie do osób z tak zwanymi wejściówkami, tam by się udzielali wyłącznie celebryci. Ponieważ jednak żyjemy w epoce powszechnej demokracji, co sprawiło, że dostęp do Twittera pozostał szeroko otwarty, stało się też tak, że ów Twitter został zdominowany przede wszystkim przez zwykłą drobnicę, która sobie gada praktycznie bez przeszkód o tym, o owym i w ogóle o wszystkim, bez większego sensu, a tym bardziej bez w jakikolwiek sposób określonego celu.
        Ile osób na świecie korzysta dziś w aktywny sposób z Twittera? Wedle oficjalnych danych jest to już niemal 400 milionów zarejstrowanych użytkowników, co tym bardziej powinno świadczyć o tym, że wspomniani wcześniej celebryci nie mają tu praktycznie nic do gadania. Jest jednak słynny Paragraf 22, który stanowi, że każdy użytkownik Twittera ma dostęp do tylu kont, do ilu sobie mieć dostęp osobiście zażyczy, co oczywiście sprawia, że konto takiej Kim Kardshian jest obserwowane przez 60 milionów osób, podczas gdy konto niejakiego Dariusza-Polska przez zaledwie 2711.
      Jeśli jednak ktoś sądzi, że owo 2711 to jakaś kompromitacja, jest w dużym błędzie. Rzecz w tym, że gdy idzie o wspomnianą wcześniej drobnicę, to całkiem poważny wynik. Prowadzić konto na Twitterze i zdobyć sobie serce 2711 osób to autentyczny sukces świadczący o tym, że mamy do czynienia wprawdzie nie z Donaldem Trumpem, ani nawet Donaldem Tuskiem, ale też nie z byle kim.
      Przyjrzyjmy się zatem, kim jest ów Dariusz-Polska. Wedle informacji zamieszczonej w rubryce powitalnej, Dariusz-Polska to „wyborca Zjednoczonej Prawicy, Sympatyk PIS”, gdy natomiast zajrzymy do środka, nie mamy nic poza cytowaniem wypowiedzi najważniejszych przedstawicieli władzy, ewentualnie wrzucanych od czasu do czasu własnych komentarzy w rodzaju „brawo”, „hura”, czy „tak trzymać”. Śladu samodzielności, poza tymi okrzykami na cześć PiS-u.
      Ktoś zorientowany powie, że to nic takiego. Takich jak on jest cała masa. Rzecz jednak w tym, że Dariusza-Polska obserwuje 2711 osób, a wśród nich - uwaga, uwaga - znajdują się nazwiska osób, które z reguły nie angażują się w twitterowe pogaduszki, a więc takie jak Jadwiga Wiśniewska, Michał Rachoń, wszystkie praktycznie lokalne oddziały Prawa i Sprawiedliwości, Ireneusz Zyska, Adam Andruszkiewicz, Robert Mazurek, Ryszard terlecki, Adrian Klarenbach, i wielu wielu innych, w tym i - uwaga, uwaga - Jonny Daniels, ale do niego jeszcze wrócimy.
      Skąd ja się o tym dowiedziałem i czemu w ogóle mnie ów temat tak obszedł, że postanowiłem złamać naszą umowę? Otóż syn mój, który - póki nie narodziła mu się jeszcze córeczka - ma jeszcze czas na to, by śledzić to co się dzieje w Sieci, doniósł mi o tym, że wpadł na owego Dariusza-Polska i zwrócił się do niego z pytaniem, jak to się stało, że on przy tego rodzaju pozbawionej kompletnie znaczenia, poza czystą propagandą, aktywności, jest obserwowany przez najważniejsze na polskiej scenie politycznej osoby. I w tym momencie został nadzwyczaj brutalnie zaatakowany przez dziesiątki innnych użytkowników, równie jak ten popularnych wśród głównych celebrytów Prawa i Sprawiedliwości i okolic i równie mocno skupionych wyłącznie na prowadzeniu najbardziej prymitywnej propagandy na rzecz Prawa i Sprawiedliwości.
       Kiedy piszę ten tekst, dyskusja na tej mikroskopijnej wręcz części Twittera, jak widzę, trwa, w tym momencie już tylko między ową najbardziej zaangażowaną częścią grupy, do której właśnie, jak widzę, dołączyła się niejaka Barbara, obserwowana przez samego prezydenta Dudę. I ona też oskarża - teraz już pod jego nieobecność -  mojego syna o esbecką dywersję. A za nią idą następni, dokładnie tacy sami i z tym samym bagażem czystej propagandy i płynącej stąd popularności.
       Już tłumaczę, o co chodzi. Otóż od pewnego czasu słyszymy plotki, że politycy różnych partii wynajmują ludzi, których zadaniem jest zakładanie na Twitterze kont w celu wspierania w Internecie ich działalności i ja nie miałem najmniejszych wątpliwości, że tak się dzieje, a jednocześnie wierzyłem, że wśród nich nie ma Prawa i Sprawiedliwości. W końcu - pomijając już wszystkie inne powody - po jasną cholerę kłamać, gdy kłamstwo jest zupełnie niepotrzebne? Tymczasem wychodzi na to, że czemu nie? Nasi też potrafią, a problem polega tylko na tym, że poziom tego przekrętu jest tak nędzny, że on sam już dyskwalifikuje jego autorów z dalszych konkurencji.
        Wspomniałem tu Jonny’ego Danielsa i obiecałem do niego powrócić. Otóż faktycznie jest tak że Jonny Daniels, a więc ktoś kto ma wystarczająco wysoką pozycję i nadzwyczaj ważne zadania, by nie interesować się jakimiś Darkami, owego Dariusza-Polska obserwuje. Ale jest jeszcze coś. Ów Daniels to Brytyjczyk, który języka polskiego nie zna, a zatem komentarzy Darka, nawet gdyby one zawierały coś więcej, niż te wszystkie „brawo”, „znakomicie”, „hura”, czy „cudnie”, czytać nie jest w stanie. A mimo to, on Darka obserwuje, co wyłącznie działa na korzyść Darka, czyli w efekcie PiS-u. Czemu więc Daniels nacisnął ten guziczek? Diabeł jeden wie.
         A zatem stoimy wszyscy w tym momencie przed bardzo precyzyjnie określoną sytuacją. Z jednej strony mamy Prawo i Sprawiedliwość, oraz wspierający ich Internet w postaci Darka-Polska, jego przyjaciół, a w tym Jonny’ego Danielsa, a z drugiej nas tu wszystkich, głosujących na wspomniane Prawo i Sprawiedliwość i życzących im jak najlepiej. Co nam w tej sytuacji pozostaje? Nie wiem, czy mam rację, ale wciąż wierzę, że tak właśnie wygląda polityka, a nam nic do tego. To co my możemy i potrafimy, to raz na jakiś czas pójść i zagłosować w taki sposób, by zagwarantować sobie tę chwilę spokoju, no i by ktoś tam się opamiętał i powyrzucał z pracy tę bandę durniów, bo oni są gotowi narobić prawdziwego nieszczęścia.

4 komentarze:

  1. Darek to możliwe, że bot, nie był wczoraj w stanie nawiązać sensownej rozmowy. Natomiast jego obrony podjęły się różne panie, najprawdopodobniej z wieloma kontami każda. Bardzo to jednak było słabe.

    Ale co my tam wiemy, może tak właśnie trzeba walczyć w sieci. W końcu w innych mediach "Sylwester Marzeń" i "Sanatorium Miłości" to ogromny sukces.

    Dość interesującą teorię podała mi Ania Skiepko: Osoby publiczne po to followują tych "naszych", by ich zmotywować do wytężonej pracy na rzecz dobrej zmiany. To by się zgadzało np. z Dominikiem #drugazmiana Tarczyńskim, który mnie zaczął obserwować na początku mojej twitterowej aktywności. No, a przy okazji poznał kilka nowych koleżanek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam inne zdanie. Mnie też obserwuje kilka znanych osób i na pewno żadna nie po to bym się cośkolwiek sprężał na TT. Tarczyński też mnie obserwował ale później zbanował za krytykę. On sobie takie "twitterowe służby" ustawił, nazywali się "Tarczownicy Twittera". Kupa śmichu. Ale on miał inne motywacje niekoniecznie polityczne. Moim zdaniem takie konta linkujące informacje bez wkładu własnego to PR robiony przez pracowników na etacie albo osoby, które myślą że coś tym osiągną. Teraz był tzw. "tweetup" u Premiera i nikt nie wie z jakiego klucza rozdawane są zaproszenia.

      Usuń
    2. Ty się nie sprężysz, za to inni owszem. Tarczownicy Dominika najlepszym dowodem. Poza tym dziś rano dotarła wieść, że:
      Badacze z Oksfordu zidentyfikowali firmę w Polsce, która stworzyła 40 000 unikalnych tożsamości internetowych z własnym adresem IP, osobowością i połączonymi kontami. Drogie, ale nie do odróżnienia od prawdziwej osoby.
      Link

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...