wtorek, 15 grudnia 2015

Gdy PRL zdechł

Kiedy dotarła do mnie wiadomość, że Bogusław Kowalski, jako człowiek Prawa i Sprawiedliwości został prezesem Polskich Kolei Państwowych, oczywiście bardzo się zmartwiłem, jednak wbrew temu, czego można by było oczekiwać, wcale nie dlatego, że między obecnym a byłym zarządem Instytutu Pamięci Narodowej toczy się spór o to, czy za komuny Kowalski kapował, czy nie kapował, lecz z przyczyn całkowicie z PRL-em nie związanych. Rzecz bowiem w tym, że przez te wszystkie lata od roku 1989, kiedy nie tylko ja tak fatalnie bezskutecznie czekałem aż wolna Polska rozdzieli to co dobre od tego co złe, zdążyłem dojść do stanu, w którym z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jeśli w jakikolwiek sposób dziś jeszcze wspomnienie lat PRL-u mnie porusza, to wyłącznie ze względu na wspomnienie najszczęśliwszych lat mojego życia. Wszelkie kwestie moralne, jakimi dziś żyję, związane są niezmiennie z latami już późniejszymi, a więc latami, kiedy już podział na tak zwanych „onych” i „naszych” przestał mieć jakikolwiek sens i gdzie słowo „Solidarność” mogło równie dobrze budzić dreszcz wzruszenia, jak i rumieniec zawstydzenia. To właśnie lata 90. oraz pierwsza dekada XXI wieku zdeterminowały moje emocje w taki sposób, że doprawdy nie ma już dziś dla mnie znaczenia, kto za komuny był TW, a kto podobno nie.
I to dlatego też kiedy dotarła do mnie wiadomość, że Bogusław Kowalski został członkiem ekipy Prawa i Sprawiedliwości, jeśli ogarnęła mnie czarna rozpacz, to nie ze względu na jego peerelowską przeszłość, lecz przez to, jak on się zasłużył dla III RP i w efekcie dla tego, z czym musimy się męczyć dziś. Otóż ja Kowalskiego bardzo dobrze pamiętam z lat, kiedy rozstrzygały się na długie lata losy naszej ojczyzny i ów czas by dać świadectwo każdy z nas mógł wykorzystać zgodnie z tym, co mu dyktowały i rozum i serce. Wtedy to właśnie Bogusław Kowalski swoją szansę zmarnował w sposób wręcz modelowy, wspierając siły, których jedynym celem było niedopuszczenie do tego, by Polska wybiła się na niepodległość.
I ja tu wcale nie sugeruję, że Bogusław Kowalski był członkiem Unii Demokratycznej, czy, nie daj Boże, Sojuszu Lewicy Demokratycznej, czy jak oni się wówczas nazywali. O nie! On zawsze miał swój Honor i zawsze zachowywał wierność Bogu i Ojczyźnie, i to przez to właśnie, gdy TenKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji stał na jednej nodze, gotowy do skoku, Bogusław Kowalski, zamiast wykazać błogosławioną roztropność, postanowił tkwić w grzesznym przekonaniu, że wystarczy być dumnym katolikiem i patriotą, a resztę załatwi Pan Bóg. I za ten występek doczekał dnia, kiedy przez rząd narodowego odrodzenia został powołany na prezesa państwowych kolei, a naród podniósł taki rwetes, że musiał się już na drugi dzień z tej nominacji wycofać rakiem. Co za wstyd! Co za upokorzenie!
A przecież nie chodzi tylko o tego nieszczęsnego Kowalskiego. Tego kwiatu, jak to mówi popularna rymowanka, jest pół światu. Miejmy nadzieję, że po tym wielkim zwycięstwie minionej niedzieli, proces oczyszczania naszego kraju z wszelkich mętów będzie przebiegał gładko. A gdyby ktoś wciąż nie rozumiał, o kim mówię, zwracam uwagę na fakt, że to nikt inny jak przewodniczący Leszek Miller akurat najbardziej dobitnie i jednoznacznie zaprotestował przeciwko urządzaniu rocznicowych pikiet przed domem Jarosława Kaczyńskiego.

Informuję, że ostatni egzemplarz mojej książki „O siedmiokilogramowym liściu” został sprzedany ojcom cystersom z Wąchocka. Wszystkie pozostałe są wciąż jeszcze do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.

2 komentarze:

  1. Panie Krzysztofie proszę zauważyć, że nad jakimś Kowalskim jest sąd i wrzawa. Co najmniej jakby był wielkim prokuratorem rzymskim. A na przykład, odnośnie Mazowieckiego zawsze cisza. To był stalinowiec do szpiku kości aż zdechł, który zawsze chodził na kolczatce. Jak ściągnęli mocniej skowytał w imię katolików.

    Moim zdaniem obecna władza winna zrobić z IPN bibliotekę w formie plików pdf. W myśl Ewangelii św. Jana - "i poznacie prawdę a prawda waz wyzwoli". Zobaczymy czy zostanie ujawniony zbiór zastrzeżony.

    Co do Leszka Millera to już dawno poszedł żołd siłowników z USA, ale jest jeszcze w nim jedno, czuje się miejscowym i z domu polskiego a nie z dziczy azjatyckiej lub bliskowschodniej.

    Co do wygranej PIS-u to zasługa Prezesa i elektoratu. Oczywiści przy pomocy US Army i CIA. Teraz jest zielone światło na czyszczenie Polski. Natomiast partia pruska może tylko ujadać. I co jest piękne, że przy dokręcaniu śruby wszystkim maski opadną.

    Jeszcze zobaczymy nie jeden "niezależny" autorytet, wyciosany z głąba kapusty przez bezpiekę. O! Coś ciekawego, kiedyś na studiach uczyli z historii kryminologii, że jakiś włoski uczony stwierdził, że na podstawie czaszki i twarzy można określić kto jest przestępcą. Dla mnie teoria trochę naciągana ale jak wspaniale się sprawdza odnośnie polskich karier politycznych, wystarczy popatrzeć na Siemoniaka i od razu widać gdzie mu buty wyrosły.



















    OdpowiedzUsuń
  2. @Jan Szpyt
    Wrzawa wokół Kowalskiego to nie moja broszka. Ja odpowiadam za siebie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...