środa, 2 grudnia 2015

Ho, ho, tak, tak, czyli o zachowywaniu proporcji

Ja zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że wielu z nas życzyłoby sobie, bym skomentował w jakiś sposób zamieszanie, jakie mamy z Trybunałem Konstytucyjnym, no i w ogóle z realizacją przez Prawo i Sprawiedliwość projektu pod tytułem „Polska”. I daję słowo, że bardzo bym chciał powiedzieć tu coś strasznie oryginalnego i mądrego, ale zwyczajnie nie potrafię. Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że wreszcie doczekałem chwili, kiedy oni wszyscy, po tych strasznych ośmiu latach, zapowiadają, że w tej jakże ponurej dla nich sytuacji będą musieli się odwołać do głosu ulicy. Co ciekawe, w imieniu całej opozycji – a więc poza Nowoczesną z kropką, jeszcze Platformą i PSL-em – odwoływać się będzie Ryszard Petru, który nagle doszedł do wniosku, że jeśli on tym swoim aksamitnym głosem Justyny Pochanke zacznie przekonywać nas do podjęcia akcji bezpośredniej w celu wsparcia skorumpowanych elit, my ulegniemy jego urokowi i pójdziemy za nim, jak w dym. Otóż nic z tego. To z czym mamy dziś do czynienia, to klasyczny leżajsk i kwiczajsk i ja już nie mogę się doczekać, jak przed budynkiem Sejmu zetrą się dwie konkurencyjne demonstracje.
I to jest naprawdę wszystko, co mam dziś na ten temat do powiedzenia. Natomiast wczoraj późnym wieczorem na Onecie trafiłem na wiadomość, która mnie zainteresowała naprawdę i która – jestem pewien, że przy odpowiednim skupieniu, każdy z nas zrozumie, jak wiele ona wnosi do tego, czym na co dzień żyjemy – moim zdaniem stanowi początek i koniec jakiejkolwiek politycznej dyskusji, którą prowadzimy, czy dopiero mamy zamiar prowadzić, a przy okazji pokazuje nam prawdziwy cel, jaki powinniśmy sobie wyznaczać. Właściwie mógłbym tu wstawić link, ale ponieważ wiem, jak część czytelników reaguje na linki, pozwolę sobie przekleić dłuższe fragmenty.
Tytuł informacji brzmi „Donald Tusk prezydentem Europy jest równo rok. Zarobił już ponad 1,3 mln zł.”, dalej jest tak zwany lead: „Donald Tusk za każdy miesiąc pracy na stanowisku szefa Rady Europejskiej zarabia ponad 100 tys. zł. Co więcej, po roku zapewnił już sobie unijną emeryturę w wysokości 4,3 tys. zł. Zarobki polityka są jednymi z najwyższych spośród światowych przywódców. Podsumowujemy wszystkie dochody prezydenta Europy”, a dalej już Onet przechodzi do sedna:
Każdego miesiąca Donald Tusk z racji sprawowania funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej otrzymuje pensję w wysokości blisko 25 tys. euro, czyli – licząc po aktualnym kursie - równowartość 106 tys. złotych. Przez ostatni rok Tusk zarobił więc prawie 1,3 mln zł.
Tym samym jest jednym z lepiej opłacanych przywódców na świecie. Rocznie zarabia więcej od kanclerz Niemiec Angeli Merkel (otrzymuje równowartość 95 tys. zł), premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona (86 tys. zł), a nawet – przynajmniej według oficjalnych danych – od prezydenta Rosji Władimira Putina (548 tys. zł). Jego pensja jest tylko trochę skromniejsza od tej, którą otrzymuje prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama (1,6 mln zł).
Wysokie dochody Polaka to w Unii Europejskiej nic nadzwyczajnego. Dokładnie tyle samo co Tusk zarabia szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Niewiele mniej dostaje szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini – jej roczna pensja to ok. 1,2 mln zł.
To nie koniec profitów, które zdobył Polak w trakcie pracy szefa Rady. Do wysokości jego pensji podstawowej należy doliczyć także tzw. dodatek mieszkaniowy, który polityk otrzymuje, mieszkając w Brukseli. Rocznie to kolejne 40 tys. euro, czyli równowartość 170 tys. zł.
Ile Tusk przez ostatni rok zaoszczędził, nie wiadomo. Jako przewodniczący RE nie musi ujawniać swojego majątku.
[…] Niezależnie [od tego,] kiedy Tusk odejdzie z unijnej pracy, dostanie odprawę w wysokości miesięcznej pensji. Do tego, przez kolejne trzy lata otrzymywać będzie tzw. dodatek przejściowy w wysokości 55 tys. zł miesięcznie.
Ten ostatni ma być niejakim spadochronem po powrocie do warunków krajowych. W Polsce Tusk zarabiał zdecydowanie mniej.
[…] Polityk po zakończeniu unijnej kariery nie będzie musiał jednak żyć z oszczędności, bo już nabył prawo do emerytury przysługującej przewodniczącym RE. Jej wysokość to 4,274 proc. miesięcznej pensji za każdy rok sprawowania funkcji. Po roku Tusk zapewnił więc już sobie ok. 4,5 tys. zł miesięcznie. Po pięciu latach jego emerytura – zależnie od kursu walut - sięgać będzie ponad 22 tys. zł. Uprawniony do jej pobierania będzie po ukończeniu 65., a nie 67. roku życia, jak to teraz ma miejsce w Polsce”.
I ta ostatnia, emerytalna, wiadomość jest w sumie na tyle pasjonująca, że można by ją było pozostawić, jako clou całej tej opowieści, jednak bez dodatkowej refleksji się nie obejdzie. Otóż kilka lat temu uczyłem angielskiego w ING Banku w Katowicach. Sam go wprawdzie nie uczyłem, ale autentyczną gwiazdą był tam człowiek, o którym mówiło się, że najpierw stworzył, a następnie obsługiwał cały system informatyczny banku. Znałem go z widzenia, był to gość znacznie młodszy ode mnie, wyglądający zupełnie normalnie, tyle że ile razy się pojawiał, wokoło następowała cisza. Dziś już nie umiem powiedzieć nawet tego, jak on miał na imię, ale pamiętam, że na drzwiach pokoju, gdzie pracował, przyczepiona była kartka z informacją: „Tu pracuje Wojtek, przy wchodzeniu proszę zdjąć buty”, czy coś w tym stylu. Pytałem uczniów, ile on zarabia, ale oni mówili, że choć nikt tego nie wie, to muszą być takie sumy, by ING miało gwarancję, że on się stamtąd nie ruszy. I powiem szczerze, że tego typu sytuację uważam za normalną. Uważam, że ten Wojtek, czy Maciek, czy Rysiek zasługiwał na każde pieniądze, a ING Bank zapytany, czemu mu płaci aż tyle, nie miał najmniejszych problemów z odpowiedzią.
A gdyby ktoś myślał, że patrzę zbyt wąsko, gotów jestem tu również oświadczyć, że ja naprawdę nie mam nic nawet przeciwko temu, by – skoro już jesteśmy przy temacie – ING Bank płacił tyle ile płaci temu durniowi Markowi Kondratowi. I też potrafię tę opinię uzasadnić.
Natomiast kiedy pojawia się kwestia taka oto, dlaczego firma o nazwie Unia Europejska kobiecie o nazwisku Federica Mogherini (przepraszam bardzo, ale kontynuować wątek Tuska jest mi zwyczajnie wstyd) postanawia płacić 1,2 miliona złotych rocznie, ja się bardzo mocno zastanawiam, co ona ma w sobie takiego, że została aż tak wyróżniona. I w tej sytuacji do głowy przychodzi mi już tylko wypowiedź, którą tu już parokrotnie cytowałem, a której autorem jest zmarły dziś już Aleksander Gudzowaty. Proszę posłuchać:
Jeśli się komuś płaci 4 miliony złotych nagrody rocznej, to nie po to, żeby go karmić, ale po to, by go dyscyplinować”.
A my się tu, biedactwa, emocjonujemy sporem o to, jaki los czeka dziesięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Ho, ho, tak, tak. Jak mawiał sam Mistrz.

Już jutro we Wrocławiu ruszają kolejne targi książki. Ja się tam wybieram dopiero w sobotę i zostaję do niedzieli, natomiast od samego początku z naszymi książkami na czytelników czekać będzie Gabriel Maciejewski, czyli nas kumpel Coryllus. Serdecznie zapraszam. W międzyczasie, każdego, kto ma ochotę sobie poczytać i mieć z tego satysfakcję, zapraszam jak zawsze do księgarni na stronie www.coryllus.pl.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...