niedziela, 27 grudnia 2015

Ściernisko, czyli Jasna Góra po dwie dychy od sztuki

Jeszcze przed wielu laty, a od tego czasu wiadomość ta potwierdziła się wystarczająco dużo razy, bym mógł ją uznać za wiarygodną i pewną, od osoby dość mi bliskiej i zbliżonej do tak zwanych źródeł, dowiedziałem się, że bliźniacy Łukasz i Paweł Golec, bardzo popularni muzycy i piosenkarze wykonujący muzykę ludową, po tym jak, będąc jeszcze studentami w katowickiej PWSM, odnieśli swój pierwszy wielki komercyjny sukces, pojawili się w salonie toyoty i zażyczyli sobie po jednej „terenówce”. A kiedy już przyszło do płacenia, jeden z nich rzucił: „A to dejcie nom jesce jednom. Bedzie dla taty”.
Był to czas, kiedy nawet nasza najstarsza córka była jeszcze małym dzieckiem, i ona tych Golców wręcz uwielbiała. Siłą rzeczy więc mieliśmy w domu ich pierwsze płyty, słuchaliśmy tych piosenek na okrągło, znaliśmy na pamięć te teksty i śpiewaliśmy je razem z dziećmi. Pamiętam też, że zarówno do tych przebojów – bo, jak wielu z nas pamięta, to były autentyczne przeboje – jak i do samych braci Golców miałem szacunek. Oczywiście, ja wiedziałem, że za tym ich sukcesem stoi pomysł dość prymitywny, a oni sami, posiadając odpowiednie muzyczne wykształcenie, tego typu piosenki potrafią ciosać bez najmniejszego wysiłku na pniu. Wiedziałem też, że ta ich „sztuka” to pomysł na zaledwie kilka lat i że w końcu to się musi wypalić i oni albo wymyślą coś zupełnie nowego, co byłoby bardzo trudne, albo zajmą się gołą produkcją, lub czymś zupełnie z muzyką nie związanym. Ale, jak mówię, miałem do nich szacunek, bo raz, że to były bardzo dobre piosenki, a dwa, że ja zawsze miałem szacunek do ludzi, którzy potrafią trafić z daleka w dziesiątkę, a następnie tak ten wynik wykorzystać, by się nie dać z niego okraść.
No i minęło parę lat i Golcowie faktycznie gdzieś przepadli, słuch po nich zaginął, a na ich miejsce, zgodnie zresztą z tendencją nie tylko lokalną, przyszło coś znacznie, znacznie gorszego. I oto przed Świętami Bożego Narodzenia zeszłego roku ukazało się wydawnictwo CD/DVD z zarejestrowanym rok wcześniej w Bazylice Jasnogórskiej w Częstochowie koncertem kolęd w wykonaniu właśnie braci Golców z orkiestrą i chórem. Przez to oczywiście, że ja jak zawsze wolę satanistów, a moje dzieci, jeśli dziś Golcami się interesują, to wyłącznie ze względów sentymentalnych, nawet do głowy mi nie przyszło, by kupować te kolędy. Minął kolejny rok i oto zauważyłem w sklepie „Małpka” na naszej ulicy płytę Golców z kolędami z Jasnej Góry w cenie 39,90 zł. Przyjąłem fakt owego upadku do wiadomości i wróciłem do zajęć. Po pewnym czasie okazało się, że Golcowie w „Małpce” idą już po 29,90 zł, no ale i z tym się pogodziłem. I oto wczoraj – nasza „Małpka” nie zna świąt i niedziel – patrzę, a śpiewający kolędy na Jasnej Górze bracia Golcowie idą już po 19,90 zł. Złamałem się i to kupiłem. W końcu, bez przesady – kolędy to kolędy, nic w tym złego.
Najpierw puściłem sobie DVD i powiem, że byłem pod wrażeniem. Najpierw rozległy się trąby, potem odsłonięto Obraz, potem głos zabrał Krzysztof Ibisz, a po Ibiszu pojawił się Generał Zakonu Paulinów, przywitał artystów i zgromadzoną publiczność, no i zaczęło się granie. I wszystko – no może poza tym Ibiszem, który wyglądał tam jak tylko on może w tym towarzystwie wyglądać – byłoby dobrze, bo to i kolędy ładne i oprawa piękna, gdyby nie fakt, że nagrany na tym DVD dźwięk jest tak fatalnej jakości, że słychać tylko śpiew Golców i bas.
I ja już sobie teraz myślę tylko tak. Po wielu latach nieobecności, dawna gwiazda piosenki popularnej, tak zwana Golec UOrkestra, pojawia się na Jasnej Górze i bierze udział w projekcie absolutnie wyjątkowym, wydawałoby się, że jedynym, który mógłby usprawiedliwiać tego typu come-back. Choćby tylko z tej nędzy, którą zarejestrowano na płycie DVD, mogę wnosić, że była szansa na to, by – nawet pomijając Ibisza – stworzyć coś naprawdę ważnego. Tymczasem okazuje się, że samym Golcom nie zależało na tym, by sprawy dopilnować i żeby z tego pomysłu wyszło coś, co będzie godne i miejsca i okazji, a im samym da powód do satysfakcji. Oni prawdopodobnie wpadli na ten pomysł, znanymi sobie kanałami załatwili sobie tę Jasną Górę, szybko przygotowali program i obsadę i odwalili tę fuchę. Czy na kolejną partię aut dla siebie i taty? Nie sądzę. To już nie te czasy. No ale w końcu Jasna Góra to też nie w kij dmuchał, a oni, jak słyszę, są ludźmi bardzo pobożnymi.
No i minął dokładnie rok i jedne zaledwie Święta, by to całe przedsięwzięcie trafiło do sieci „Małpka” po 19,90. I to oczywiście samo w sobie jest bardzo smutne, ale to co robi wrażenie jeszcze bardziej ponure, to obawa, że oni akurat, bohaterowie tego upadku, mają już tę sprzedaż głęboko w nosie. Z ich punktu widzenia, te kolędy można będzie od przyszłego roku dołączać do flaszki czerwonego Johnny’ego Walkera, albo nawet i Ballentinesa. Swoje już dostali.

A to coś takiego, gdzie się jeńców nie bierze:



Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupować moje książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...