czwartek, 8 stycznia 2015

Gdy demokracja bierze sprawy w swoje ręce

Parę miesięcy temu miejscowy duszpasterz akademicki zaprosił na spotkanie ze studentami pewnego świeżo-nawróconego buddystę, na co dzień studiującego teologię na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Buddysta, wcześniej normalny, tak jak każdy z nas, chrześcijanin, buddystą był, studiując przez kilka lat ową religię i medytując w Indiach pod okiem jakiegoś lokalnego guru, i kiedy osiągnął już taką sprawność, że potrafił widzieć przez ścianę, o lewitacji już nie wspominając, nagle coś mu się stało, uznał, że sprawa wymaga głębszych badań, wrócił do Polski i doszedł do przekonania, że buddyzm jest w takim samym stopniu prawdą, jak chrześcijaństwo i że Bóg miał faktycznie dwóch synów, Jezusa i Buddę. Pozyskawszy tę wiedzę, postanowił zapisać się na studia teologiczne, no a przy okazji przyjąć zaproszenie katolickiego księdza i ogłosić swoje rewelacje młodzieży studenckiej. Na wspomnianym spotkaniu obecna była moja starsza córka, którą ów dziwny człowiek tak zdenerwował, że najpierw podjęła z nim nerwową bardzo dyskusję, prosząc przede wszystkim, by on jej wskazał miejsce w Piśmie Świętym, gdzie wspomniany jest ów drugi syn Pana Boga, a kiedy z tej rozmowy nic sensownego nie wyszło, poszła do księdza i zapytała, czemu on lansuje jakichś satanistów.
Otóż tak – satanistów. Rzecz bowiem w tym, że, jeśli dobrze rozumiem słowa papieża Franciszka, kto się nie modli do Boga, ten się modli do Szatana, ta cała tak zwana „religia wschodu”, z ich Sziwą, Wisznu, tą całą reinkarnacją, świętymi krowami, małpami, Gangesem i diabli wiedzą czym jeszcze, to nie jest Pan Bóg i to nie są modlitwy do Niego kierowane. A skoro tak, to chyba nie ma o czym mówić, prawda? Zresztą, jeśli komuś to jest jeszcze mało, niech sobie obejrzy któryś z popularnych filmów o kulturze i cywilizacji Indii i trafi na tę imprezę, podczas której ci święci ludzie wieszają się na penisach, by zobaczyć, że tam naprawdę poza Diabłem nie ma nic.
Parę lat temu, tu na tym blogu, opisałem któryś z serii wystepów w Polsce Dalaj Lamy i obok całej kupy moim zdaniem bardzo konkretnych i sensownych uwag, jakie miałem do niego i jego mądrości, wskazałem też na ów nieustanny, moim zdaniem głupkowaty uśmiech Buddy, jaki ów Dalaj Lama ma od zawsze przyczepiony do twarzy. W komentarzach pod tamtą notka natychmiast pojawiło się kilku mądrali, którzy zarzucili mi brak szacunku do ludzi innej wiary i przekonań i obrażanie było nie było postaci świętej, czyli samego Buddy. No i na to pojawił się człowiek, którego ani nie widziałem wcześniej, ani już nigdy później, który przedstawił się jako prawdziwy i mocno wykształcony buddysta i poinformował nas wszystkich, że ja absolutnie mam rację, dlatego, że Budda jest wszystkim, a więc nawet – to są jego słowa, a nie moje – tak samo pięknym kwiatem lotosu, jak i kawałkiem śmierdzącego gówna. Zdaniem owego komentatora – a powtarzam, że on się przedstawił jako buddysta i ekspert – wszystko co powiemy o Buddzie, będzie prawdą. Nie ma, jego zdaniem, na świecie buddysty, którego jesteśmy w stanie dotknąć opinią na temat Buddy i wszelkich jego wcieleń, bo – powtarzam – on jest wszystkim i niczym, i takie tam. I powiem uczciwie, że to był moment, kiedy ja zrozumiałem przede wszystkim, że Budda jest wcieleniem Szatana. Zrozumiałem jednak przy tym coś jeszcze: jest czymś jak najbardziej oczywistym, że ponieważ dla prawdziwego buddysty nie istnieje coś takiego bluźnierstwo, współczesny świat praktycznie buddystów nie zaczepia. Współczesny świat z całą wypełniającą go kulturą popularną może do woli obrażać żydów, chrześcijan, muzułmanów, bo wie, że wielu z nich albo się zasmuci, albo oburzy, albo wręcz wpadnie we wściekłość, natomiast jaki jest sens dokuczać buddystom, skoro oni zawsze się będą uśmiechać, kiwać głową i palić te kadzidełka. A na koniec, powiedzą agresorowi: „Niewykluczone, że jest jeszcze gorzej. Albo lepiej. Albo nie ma nic. I jest wszystko. Może ciasteczko?”
A więc, z buddystami mamy spokój. Wiadomo natomiast, że gdy chodzi o innych, ci wymagają szacunku, a nam, skoro sami wymagamy szacunku dla siebie, wymagajmy go też od siebie. Stąd, choć osobiście jestem przekonany, że Prawda jest tylko w Jezusie Zmartwychwstałym i jego Kościele, a reszta to zło, niekiedy zło wcielone, uważam, że z tymi swoimi przekonaniami nie powinienem się bez potrzeby i sensu wystawiać, bo komuś to może nie pasować. Wiem też znakomicie, że ponieważ tacy na przykład muzułmanie bywają na punkcie swojej wiary szczególnie wrażliwi, byłoby z mojej strony kompletnym idiotyzmem, rzucać się w ich stronę i albo ich pouczać, albo tym bardziej wyszydzać. Właśnie tak. Byłoby czymś absolutnie głupim, chorym i zasługującym na najgorszą nauczkę, gdybym nagle postanowił, że sensem mojego życia stanie się obrażanie muzułmanów i ich świętych.
Jestem pewien, że czytelnicy tego bloga wiedzą już, skąd się dziś wziął ten temat. Oto wczoraj do redakcji pewnego lewicowego paryskiego magazynu, którego profil sprowadzał się do wyszydzania, jak się domyślam, wszystkich prawd, oprócz oczywiście Czterech Prawd Szlachetnych, wpadło dwóch mężczyzn z kałasznikowami i zabili naczelnego plus czterech wesołych rysowników, a na deser jeszcze parę innych osób, w tym policjanta, który próbował im w ich misji przeszkodzić. Już wczoraj tu w Salonie24 pojawiło się szereg opinii, ogólnie rzecz biorąc solidaryzujących się z zamachowcami w tym sensie, że tamci dostali to, o co mniej lub bardziej bezpośrednio prosili. Pewien komentator posunął się nawet do tego, że opublikował tu jeden z bardziej drastycznych obrazków opublikowanych przez tych biedaków, na którym Trójca Prznajświętsza jest ukazana, jako trzech pedałów wzajemnie ze sobą kopulujących. A ja powiem uczciwie, że zamiast się zastanawiać, który z uczestników wczorajszych wypadków jest ten dobry, który zły i który z nich na co zasługuje, staram się zrozumieć, czemu owo rozstrzelane tak bezwzględnie pismo robiło to co robiło? Czemu oni uznali, że to jest to, z czego oni spróbują sobie ułożyć życie – z szydzenia z ludzi pobożnych? Co jakąś bandę paryskich ateistów obchodzą relacje – choćby i homoseksualne – między Ojcem, Synem i Duchem Świętym? Czy oni naprawdę nie mają nic innego, czym mogliby się przejmować? A może oni naprawdę sądzą, że trójkąt wbity w tyłek człowieka z koroną cierniową na głowie, to jest coś bardzo zabawnego? Czy to ma być to słynne lewicowe poczucie humoru?
No ale jest jeszcze coś. Załóżmy bowiem, że oni wszyscy padli ofiarą stworzonej przez siebie propagandy odnośnie rzekomej pedofilii i homoseksualizmu wśród katolickich księży i biskupów, no i ich ta sytuacja doprowadza do takiej cholery, że nie umieją sobie z nią poradzić inaczej, jak przez tego typu szyderstwa. No ale czemu oni się uczepili religii w ogóle? Czemu wreszcie oni się owej religii jako takiej uczepili tak bardzo, że w pewnym momencie robili to co robią z pełną świadomością, że za to mogą wylecieć w powietrze. Z tego co słyszę, zagrożenie od dłuższego czasu było tak poważne, że dziś już w policyjnym prosektorium, redaktor naczelny tego gówna, nigdzie się nie ruszał bez osobistej ochrony? Czemu więc on się aż tak uparł, żeby się brać za bary z wściekłymi terrorystami?
Otóż moim zdaniem, odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna i to z całą pewnością nie chodzi o pieniądze. Oni wszyscy, czy to tamci tam w Paryżu, czy tamci inni w Danii, czy w Niemczech, czy ci nasi w polskim Sejmie, z jakiegoś powodu nie są w stanie znieść tego, że są ludzie, którzy w coś wierzą i dla których są rzeczy naprawdę ważne. Ich życie stało się tak puste i beznadziejne, a droga by z niego wyjść tak odległa i poplątana, że oni w pewnym momencie zrozumieli, że to tak czy inaczej jest już koniec. I wielu z nich uznało, że skoro wyznanie grzechów i przyjęcie Komunii nie wchodzi w grę, jedyny sposób, by mieć jeszcze z tego życia odrobinę satysfakcji, to sobie popatrzeć, jak po tamtej stronie też coś skwierczy. Nawet za cenę życia.
Domyślam się, że część czytelników będzie jednak chciała, bym w końcu powiedział, jak ja oceniam to co się wczoraj wydarzyło w tym głupim Paryżu. Proszę uprzejmie. Już służę opinią. Otóż moim zdaniem nie ma nic ważniejszego niż wolność i demokracja. Każdy zatem robi, co mu pasuje. Jak kto chce, niech strzela, jak kto chce, niech pod te kule się pcha. Trudno żebym ja, zwykły ciemny katolik, im cokolwiek doradzał. Najwyżej mogę się za nich pomodlić.

Przypominam, że wszystkie moje książki są do kupienia na stronie www.coryllus.pl. Szczerze polecam.

9 komentarzy:

  1. Drogi Panie.
    O ile na ekranie komputera pana teksty ukazują się w dosyć wąskiej kolumnie, co jednak nie utrudnia czytania, to na sprzęcie przenośnym (iphone) tekst formatowany jest w taki sposób, ze jego czytanie wymaga przewijania poziomego, co w sposób istotny uprzykrza czytanie.
    Czy jest pan w mocy pomajstrować na tej stronie (www.toyah.pl) aby tę istotną niedogodność zmienić? - Będę wdzięczny :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. @banita
    Blogspot nie daje mi jakichkolwiek mozliwości. Inna sprawa, że ja u siebie nie zauważam żadnych problemów. Stukam palcem w ekran i tekst się dopasowuje do telefonu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Z tego co zaobserwowałem to na toyah.pl opcje są pozamieniane: Wybór wersji na desktop w ustawieniach przeglądarki daje stronę dla telefonu i odwrotnie. Na tym adresie wszystko ok. Trzeba sprawdzić ustawienia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto wogóle pozwolił, żeby człowiek z taką sieczką w głowie został duszpasterzem jakiejkolwiek grupy? Jak można jakiegoś wpółbuddyste wpuścić z jego "wizjami" świata ma ambonę? Ten człowiek nie powinien zajmować się podopiecznymi hospicjum dla konających czy biednymi Muminkami, by przypadkiem nie sprowadzić ich na zatracenie.
    Jest takie mądre zdanie: "Uderz w pasterza - rozproszą się owce". Formacja kapłańska w seminariach i zgromadzeniach jest tragiczna. Takich prawdziwych kapłanów Kościoła Katolickiego jest dosłownie garstka w zestawieniu z takimi ignorantami jak wspomniany duszpasterz akademicki z Katowic. Komuś zależało, żeby dobrych pasterzy było jak najmniej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Banita. Rozszerz palcami kolumnę, żeby była od brzegu do brzegu i roluj w dół. Faktem jednak jest, że tylko na stronie toyah.pl tekst nie chce przejść w "widok Reader" (to taka opcja w apple'ach)

    OdpowiedzUsuń
  6. @amersand
    Też nim się martwiliśmy. Już go nie ma. Bóg z nim.

    OdpowiedzUsuń
  7. @amersand
    Tak to mi ładnie hula na naszeblogi.
    Na "toyah" niestety wymaga mikroskopu, albo przewijania poziomego.
    Ech zwalę winę na operatora i będzie mi lżej na sercu :-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. @toyah
    All right! Zacytuje tylko klasyka: "tak musi być, bo inaczej być nie może - wiem to na pewno." :-)))
    Tyle, że jego stronka, choć z obrazkami, wchodzi i da się czytać zwyczajnie.
    Z Pańskiej stronki grafiki nie wchodzą, co mnie początkowo ucieszyło, bo transfer lżejszy, ale jednak przewijanie w poziomie idzie niejako pod prąd tryndom i nawykom.
    Przypuszczam, że po łajfaju takich klocków może nie być, ale ja mam tego operatora do wieszania psów i to mi przynosi ulgę przy pełnej świadomości, że dysponuje sprzętem wiekowym :-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. @banita
    Ponieważ skradziono mi telefon i od dłuższego czasu zmuszony jestem korzystać z jakiegoś starego grata, wiem, o co Panu chodzi. Proponuję korzystać z Opery Mini, a jeszcze lepiej z telefonu z systemem androida.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...