wtorek, 27 stycznia 2015

"Zasada RAZ-a", czyli czy Pan Bóg kocha Rafała Ziemkieiwcza?

Gdyby ktoś potrzebował się koniecznie ode mnie dowiedzieć, jakie z ludzkich zachowań budzą we mnie największą irytację, na jednym z pierwszych miejsc postawiłbym zwyczaj używania słowa „głupota”, jako argumentu we wszelkich sporach, poczynając od polityki, a kończąc na dyskusji na temat sztuki. I oczywiście nie chodzi mi aż o to, że ktoś z nas, zapytany o to, dlaczego nie podoba mu się jakiś film, czy piosenka, lub dlaczego nie lubi dajmy na to premier Kopacz, odpowiada, że film, piosenka i Kopacz są „głupi”. Gdyby tylko o to chodziło, ja bym to jakoś pewnie potrafił znieść. Mnie męczy fakt wykorzystywania przez niektórych z nas owego pojęcia w taki sposób, jakby ono niosło ze sobą jakiekolwiek znaczenie; jakby nie stanowiło ono czystej subiektywnej opinii – co w przypadku wspomnianej wcześniej piosenki, czy Ewy Kopacz, można przecież jakoś zaakceptować – ale wartość autonomiczną i obiektywną.
Pamiętam, jak jeszcze w czasach mojego peerelowskiego dzieciństwa, kiedy nie było Internetu i młodzież miała zwyczaj zapoznawać się pisząc do siebie listy, w przeznaczonych dla młodego czytelnika magazynach pojawiały się ogłoszenia typu: „Mam 12 lat, moje ulubione zespoły to ABBA i Demis Russos, uwielbiam zwierzęta, chodzić na spacery i grać w badmintona, nienawidzę faszyzmu i głupoty”. Kiedy PRL słusznie przeminął i nastała wolność, faszyzmu i głupoty okazały się nie lubić już osoby od tamtych dzieci znacznie starsze i bardziej publicznie eksponowane, jak aktorzy, piosenkarze, czy sportowcy. Czytam rozmowę z popularną piosenkarką, pada pytanie: „Co pani lubi najbardziej?”, a po nim odpowiedź: „Założyć bambosze i pobawić się z córeczką”. Za chwilę następne: „Co panią najbardziej w życiu drażni?” i odpowiedź: „Brak tolerancji i głupota”. „Gdzie by pani chciała wyjechać na wakacje?” „Tam gdzie bym nie musiała się spotykać z ludzką głupotą”. „Gdyby miała pani czarodziejską różdżkę, co by pani zrobiła?” Na pewno się już domyślamy: „Zlikwidowałabym głupotę”, ewentualnie – i to już ci bardziej społecznie uświadomieni – „Głupotę polityków”.
Ostatnio też pojawia się ta dziwna kategoria tu na blogach. Zaglądam do kolegi Starego, a tu wali mnie prosto między oczy tekst: „Blok. Za głupotę”. A ja się zastanawiam, jakimż to mędrcem musi być ów Stary, że on nie jest w stanie tolerować u siebie na blogu głupoty? Ja nieustannie wyrzucam ze swojego bloga komentatorów, których nie życzę sobie u siebie widzieć. I powodów mam całą masę: nieuczciwość, brak szczerości, bezczelne cwaniactwo, tak zwane „trollowanie”, kulturowa ekstrawagancja choćby w postaci szydzenia ze zmarłych, i tak dalej i tak dalej – można wymieniać. Natomiast nigdy by mi nie przyszło do głowy, by kogokolwiek z mojego bloga wyrzucić za „głupotę”. Choćby z obawy przed tym, że co ja biedny zrobię, jak się okaże że wyrzuciłem jakiegoś docenta, profesora, księdza, czy studenta SGH?
Otóż ja chyba nigdy w pełni świadomie nie użyłem tego określenia w innej sytuacji, niż wtedy gdy przemokły mi buty, a ja poirytowany krzyknąłem „głupie buty”, czy „głupia chlapa”. Czemu? No tak jak już powiedziałem. Bo moim zdaniem to słowo nigdy nie oznaczało nic. Do wczoraj.
Oto wczoraj właśnie trafiłem na notkę koleżanki Elig zatytułowaną „Czy papież Franciszek jest ofiarą zasady Petera?”, zaciekawiony tym „Peterem” wszedłem na jej blog i przeczytałem co następuje:
Zgoda, wypowiedź o ‘królikach’ zmanipulowano. Ale któraż to już była wypowiedź Franciszka, która wiernych wprawiła w konfuzję i zmieszanie, a z kwikiem radości przyjęta została przez najzagorzalszych wrogów Chrystusa i jego Kościoła? A ta, iż ‘Kościół kocha homoseksualistów’? Tak, oczywiście, Bóg kocha wszystkich, więc kochał i Hitlera, i Stalina, Bóg kocha Fritzla i Trynkiewicza, a my, chrześcijanie, mamy obowiązek starać się kochać ich także, jakkolwiek trudne się to nam wydaje. Ale przecież każdy człowiek z elementarnym pojęciem o mediach, cóż dopiero najwyższy z hierarchów, powinien zdawać sobie sprawę, że taki papieski bon-mot pójdzie w świat w spokracznionej formie ‘Kościół popiera ruchy homoseksualistów’ – te właśnie, które najaktywniej i najbrutalniej niszczą dziś europejski katolicyzm”.
Gdyby ktoś w tym momencie pomyślał, że ja właśnie powiedziałem, że moja koleżanka Elig jest głupia, protestuję z całą mocą. Słowa, które wyżej zacytowałem, cytuje też Elig, a należą one do samego mistrza Rafała Ziemkiewicza i to on, a nie Elig jest bohaterem dzisiejszych refleksji. Owszem, sama Elig też wypowiada rzeczy, które moim zdaniem nadają się, przy najłagodniejszym dla niej rozwiązaniu, do polemiki, jak między innymi ów tytułowy zarzut, że papież Franciszek padł ofiarą własnej niekompetencji, niemniej nigdy by mi nie przyszło do głowy, by z powodu tego błędu w ocenie, zarzucać Elig, że jest głupia. A czemu to mianowicie ona ma być głupia? Bo się jej nie chciało pomyśleć? Bo coś źle zrozumiała? Bo wpadła w pułapkę własnych emocji? Bo się zdenerwowała? Przecież że nie. Natomiast Ziemkiewicz, jak najbardziej. Ten, jak się okazuje, jest po prostu głupi. I to stanowi dla mnie autentyczną ciekawostkę. Ja nagle, po raz pierwszy w życiu chyba, ujrzałem głupotę nie jako wynik szczególnej serii przypadków, ale jako coś idealnie obiektywnego. Ziemkiewicz się ani nie zagapił, ani nie zdenerwował, ani nie pomylił – on jest zwyczajnie głupi.
Czemu tak myślę? Otóż właściwie chodzi mi o cały jego tekst zamieszczony na jego blogu pod adresem ziemkiewicz.dorzeczy.pl, który jest głupi w całości, od początku do końca, ale najbardziej o kawałek z tym Trynkiewiczem, którego Pan Bóg „kocha”. Spójrzmy na odpowiedni fragment jeszcze raz:
…‘Kościół kocha homoseksualistów’? Tak, oczywiście, Bóg kocha wszystkich, więc kochał i Hitlera, i Stalina, Bóg kocha Fritzla i Trynkiewicza, a my, chrześcijanie, mamy obowiązek starać się kochać ich także, jakkolwiek trudne się to nam wydaje”. Tak pisze Rafał Ziemkiewicz.
Niedawno w telewizji były premier Cimoszewicz wyraził zdziwienie, że ludzie pobożni oburzyli się na piosenkarkę Dodę, kiedy ta nazwała Pismo Święte bredzeniem zaćpanego umysłu, czy jakoś tak, no bo przecież, o ile Cimoszewiczowi wiadomo „autorzy Biblii póki co nie są kanonizowani”, a więc jako jeszcze nie święci, nie podlegają ochronie z tytułu bluźnierstwa. On to powiedział jak najbardziej poważnie, ale ja bym mu nie zarzucał, że jest głupi. Głupi? A niby dlaczego? Zwyczajny komuch, który o sprawach Wiary wie tyle co ja na temat marksizmu, tyle że wrodzone zarozumialstwo każe mu się odzywać na tematy mu obce.
Ziemkiewicz, owszem, głupi jest. Jego przekonanie o tym, że Miłość Boża, czy nasza miłość chrześcijańska polega na tym, że on „kocha”, a my „mamy obowiązek starać się kochać” Hitlera, Trynkiewicza i Fritzla, nie jest wynikiem błędu czy niewiedzy, ale wygląda na najprawdziwszą i nieskażoną niczym głupotę. Żeby dojść do czegoś takiego, trzeba mieć w sobie coś naprawdę wyjątkowego i ja gotów jestem się zgodzić, że oto owa mityczna głupota wreszcie mi się objawiła. Stuknęła Ziemkiewiczowi 50-tka i ten postanowił sformułować myśl, która go określi na resztę życia, a którą ja tu muszę określić, jako „Zasadę RAZ-a”:
Skoro Pan Bóg kocha Hitlera, Stalina, Trynkiewicza i Fritzla, rozumiemy, że kocha też pedałów. Nie upoważnia to jednak Papieża do nieustannego tego podkreślania, gdy wiadomo, że media jego wypowiedź zmanipulują i w ten sposób europejski katolicyzm będzie musiał ucierpieć”.
Oto jak Rafał Ziemkiewicz rozumie Bożą Miłość. Oto jak on rozumie przykazanie, by kochać bliźniego. Usłyszał coś, podumał i doszedł do wniosku, że to chrześcijaństwo to faktycznie jest coś. Ho, ho! Oni kochają nawet takiego Fritzla…
Nie chce mi się już więcej o nim gadać, a nawet i myśleć. To jest coś tak wstrząsającego, że ja już jestem tak tym zmęczony, że jeszcze chwila a nad tą swoją notką zwyczajnie zasnę. Myślę jednak, że jest w tym, co się stało, coś naprawdę bezcennego. Otóż my już wiemy, jak to z tym Ziemkiewiczem bywało przez te wszystkie lata, kiedy on się tu kręcił i zadawał szyku. On robił to co robił, mówił to co mówił, pisał to co pisał, by kiedyś na drodze swojego życia dojść do przekonania, że ponieważ on takiego Hitlera i Stalina kochać nie potrafi, to już chyba nigdy nie będzie dobrym chrześcijaninem, więc diabli z tym! Hulaj dusza. Raz się żyje. A kiedy od tego Hitlera doszedł to Trynkiewicza, postanowił nazwać papieża idiotą. W końcu, co mu szkodzi? Lepszy i tak już nie będzie, prawda?

Zapraszam wszystkich do księgarni na stronę www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia wszystkie moje książki, w tym i ta ostatnia o Diable. Szczerze polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...