Tyle ostatnio się działo, że cotygodniowy felieton dla "Warszawskiej Gazety" musiał poczekać. No i poczekać musieliśmy i my. Mam nadzieję, ze warto było.
Kiedy Kamil Stoch, wyruszając do Rosji, zażyczył sobie kasku z biało-czerwoną szachownicą, wielu z nas natychmiast uwierzyło, że on tego gestu nie uczynił przypadkowo, i że ów brak przypadku należy oczywiście przypisać zaangażowaniu Stocha w sprawę Zbrodni Smoleńskiej. Natychmiast, w reakcji na ów wybuch dobrej nadziei, że nie jesteśmy sami, pojawiły się głosy szyderstwa, że człowiek nie może spokojnie zademonstrować swego przywiązania do symboli polskiego lotnictwa, by „smoleńskie hieny” nie musiały tego od brutalnie wykorzystać. I zaczęło się owo tak nam boleśnie znane plucie.
Powiem uczciwie, że od samego początku, dzieląc oczywiście wspomniane wyżej nadzieje, zachowywałem spokój, jednak potem, kiedy już Kamil Stoch zdobył ów pierwszy złoty medal i wygłosił swoją słynną deklarację – bo to była deklaracja – zastanawiam się, czy możemy jeszcze dyskutować, czy jesteśmy świadkiem czegoś prawdziwie znaczącego, czy tylko głupiego przypadku. Kamil Stoch skoczył najdalej, a potem powiedział najpierw, że za jego zwycięstwem stoją owi ludzie, których nazwisk nie będzie wymieniał, ale którzy wiedzą, że o nich chodzi, ów specjalny kask, no a przede wszystkim ów zwykły – ale i tak niezwykły – symbol na tym kasku. A powiedziawszy to, zwrócił się – jedyny raz podczas całego wywiadu prosto do kamery – i najdobitniej, jak tylko mógł, powiedział: „W końcu ma się tych dobrych lotników, co nie, Polsko?”
Spróbujmy zastanowić się nad tym z kolei gestem i nad jego ewentualnym znaczeniem. Załóżmy dwie możliwości: Jedna jest taka, że Stoch żyje tym, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010, druga natomiast to ta, że dla Stocha Smoleńsk w ogóle nie jest tematem. Jeśli założymy, że dla niego Smoleńsk nie jest tematem, nie ma o czym mówić.
Ponieważ jednak jeszcze coś chcemy powiedzieć, rozważmy drugą ewentualność. Załóżmy, że Stoch zna sprawę Smoleńską i czasem o niej myśli. Jeśli tak, to mamy trzy możliwości: pierwsza taka, że on bardzo przeżywa to nieszczęście, i jego gest, był jak najbardziej celowy; druga, że jemu oczywiście Smoleńsk siedzi w głowie, ale tu akurat miał inne intencje; trzeci, że on wie, co się stało w Smoleńsku, ale uważa, że katastrofa to oczywisty błąd pilotów.
Trzecią możliwość możemy wykluczyć. Jeśli on uważa, że polscy piloci są najlepsi, to skąd tak głupi błąd? Druga opcja też nie ma sensu, bo skoro on chciał wyłącznie zademonstrować swoją szybowcową pasję, to czemu musiał o tym mówić Polsce prosto w twarz? A zatem, albo Stoch przeprowadził demonstrację polityczną, albo politykę ma w nosie.
Otóż ja o Stochu wiem wystarczająco dużo, by wiedzieć, że on może czegoś nie wiedzieć, gdzieś się mylić, ale nie jest idiotą. I mam nadzieję, że właśnie dlatego będzie robić i myśleć swoje i nie podzieli losu Agnieszki Radwańskiej. A oni niech sobie do zakichanej śmierci, łamią głowy pytaniem, co Stoch ma w sercu i duszy.
Mamy dziś dopiero 17 lutego, i do końca miesiąca jesteśmy na łasce i niełasce Was, którzy ten blog czytają. W związku z tym, serdecznie proszę o możliwie dodatkowy wysiłek we wspieraniu tego, co tu się ukazuje. Bez Was i Waszej pomocy, nie pociągniemy. Dziękuję.
Mamy dziś dopiero 17 lutego, i do końca miesiąca jesteśmy na łasce i niełasce Was, którzy ten blog czytają. W związku z tym, serdecznie proszę o możliwie dodatkowy wysiłek we wspieraniu tego, co tu się ukazuje. Bez Was i Waszej pomocy, nie pociągniemy. Dziękuję.
Kamil Stoch jest jednym z bardziej rozgarniętych naszych sportowców. Jest młody a mimo wszystko potrafi trzymać na dystans to stado medialnych psów. No i wie jak iść prosto wśród tych celebrytów co w większości pełzną na kolanach (choć Olbrychskiego wymienię osobno bo on pełznie na brzuchu).
OdpowiedzUsuńNo i to zdanie jakie Stoch powiedział tak wprost do nas wszystkich. Czy ktoś zna podobne zachowanie? Jest to niewątpliwie demonstracja siły charakteru. Zrobił to na tyle umiejętnie, że każdy może swoje myśleć a doczepić się nie ma jak.
Może trzeba sobie wykuć w głowie jakieś konkretne zdanie gdyby się trafiło człowiekowi polecieć na żywca wprost do milionów? Marne szanse że się trafi ale tak na wszelki wypadek, żeby gupot o pozdrawianiu kolegów z pracy nie palnąć. Jedno takie zdanie, żeby pan od sprzętu musiał natychmiast przegryźć kabel.
@crimsonking
OdpowiedzUsuńA ja zawsze wiedziałem, że kto jak kto, ale Ty nie zawiedziesz.