Zmuszony jestem zacząć tę notkę od lekkiego ponarzekania. Otóż ja oczywiście spodziewałem się, że mój tekst sprzed paru dni, zatytułowany „Czy Walt Disney próbuje zamordować Artura Wosztyla?” spotka się ze zrozumieniem częściowym, natomiast faktycznie, tego, że on natrafi na ścianę niezrozumienia całkowitego, pod uwagę nie brałem. W tej sytuacji, zrobię coś, czego się wstydzę tak samo, jak objaśniania dowcipów, i czego w związku z tym zwykle nie robię, ale powiem może bardzo krótko, o co mi chodziło.
Otóż uważam, że jest czymś w dzisiejszej Polsce absolutnie przerażającym, że przez jakąś dla mnie kompletnie niepojętą medialną manipulację, sprawy tak wręcz kluczowe dla naszego codziennego bytowania, jak Katastrofa Smoleńska, czy owa opisywana przez tygodnik „W Sieci” seria skrytobójczych mordów popełnianych na świadkach owej katastrofy, zamiast stać się znakiem, symbolem i sztandarem naszej walki, są systematycznie wykorzystywane, również przez nas samych, jako… nawet nie wiem, jak to nazwać – pewien rytuał służący niczemu innemu, jak wspólnej zabawie? Rytuał, w którym coś tak bezprecedensowego, jak zaplanowana i wykonana przez państwo egzekucja 96 niewinnych osób, i, konsekwentnie, równie brutalna śmierć kolejnych 20 ludzi, którzy musieli umrzeć, bo tak zadecydował System, stają się zaledwie kolejnym tematem, opracowywanym podczas posiedzeń redakcyjnych kolegiów.
Chodziło mi o to, że jeśli dochodzi do tego, że prasowa informacja o tym, że System w ciągu minionych lat z zimną krwią zamordował 20 niewinnych osób, ma robić na nas dokładnie takie samo wrażenie, jak informacja, że Walt Disney podobno był antysemita i homofobem, to znaczy, że z nami stało się coś bardzo niedobrego.
Wczoraj zamieściłem kolejny tekst, którego celem było – niech będzie, że brutalne i pełne zwierzęcej nienawiści –uderzenie w polskich dziennikarzy. O co poszło tym razem? O to mianowicie, że w ramach swojej działalności zawodowej, podszywając się pod właśnie wypuszczonego z więzienia wielokrotnego mordercę – pedofila Trynkiewicza, Kuba Wojewódzki zadzwonił do redaktora naczelnego „Super Expressu” i zaproponował mu sprzedaż swoich pamiętników, na co ów dzielny redaktor zgodził się bez namysłu. Wybuchła oczywiście klasyczna awantura, i na owe odgłosy walki natychmiast przybiegli tak zwani „nasi” dziennikarze, żeby dorzucić do tego swoje trzy grosze, i proszę sobie wyobrazić, że żaden z nich nawet się nie zająknął o tym, że oto jesteśmy świadkiem kolejnego dowodu na upadek świata, jaki znaliśmy dotychczas, natomiast każdy z nich postanowił zająć się kibicowaniem jednej ze stron.
Czemu tak? Otóż moim zdaniem – i owo zdanie starałem się wyartykułować w jednym i drugim tekście – problem polega na tym, że tam, w owej branży dziennikarskiej, tak naprawdę panuje pełna solidarność celów i idei. Tak naprawdę, każdy z nich, i to niezależnie od tego, czy mówimy o Kubie Wojewódzkim, Sławomirze Jastrzębowskim, Macieju Pawlickim, czy Rafale Ziemkiewiczu, wie, że czasy są takie, że albo się coś sprzeda, albo nie, i jeśli się sprzeda, to się żyje, a jeśli się nie sprzeda, to się zdycha. I kropka.
Oto Maciej Pawlicki, człowiek, który w swojej nieprawdopodobnej więc odwadze i bezkompromisowości, nie zważając na to, że oto wszędzie w koło zorganizowane grupy płatnych zabójców mordują ludzi niewygodnych dla Systemu, napisał tekst ujawniających ów proceder. I ja bym pewnie bardzo się zachwycił jego dziennikarską i czysto ludzką postawą, gdyby nie ostatni, zamykający całość owej strasznej relacji, akapit. Bardzo dramatycznie nawiązując do Durrenmatta, Pawlicki pisze:
„Czy my, mieszkańcy Priwiślańskiego Kraju, także gasimy światło, zamykamy okiennice, bo nie chcemy widzieć tego, co się wydarzy? Czy bezczynnie czekamy na śmierć Artura Wosztyla, by dostać za nią kolejne miesiące skundlonego spokoju, że Starsza Pani się nie gniewa?”
Przepraszam bardzo, ale do kogo dokładnie zwraca się Maciej Pawlicki? Do mnie może, czy do tych miłych ludzi z trójką dzieci, których co niedziela spotykam na mszy w kościele? No dobra… pewnie do mnie nie, bo ja w końcu, jak wiemy, jakoś tam walczę. Wprawdzie nie jak Pawlicki z Karnowskimi, ale jakoś owszem. A więc może do nich. To oni, zdaniem Pawlickiego, się dali skundlić? To oni zgodzili się na to, by zostać obywatelami „Priwiślańskiego Kraju”. Co oni zatem mają zrobić, by zasłużyć na dobre słowo spod palca Macieja Pawlickiego, dziennikarza szalenie poczytnego prawicowego tygodnika. Pojechać do Warszawy i kamieniami obrzucić pałac na Krakowskim Przedmieściu, czy może siąść tam wspólnie na ławeczce, oblać się benzyną i podpalić, tak jak tamten biedak, którego nazwiska już dziś nawet nie pamiętamy? A może nie trzeba uciekać się do tak drastycznych środków? Może wystarczy kupować tygodnik „W Sieci”, tak by pod względem liczby sprzedawanych egzemplarzy pokonał on „Politykę” i „Newsweek”? Czy to Pawlickiemu wystarczy, żeby ci ludzie zasłużyli na jedno dobre z jego strony słowo?
Otóż ja się obawiam, że to tak naprawdę chodzi o to tylko. Niech oni w każdy poniedziałek kupią kolejny numer tygodnika, w którym publikuje Pawlicki, i będzie git. No a jeśli im szkoda pieniędzy, to niech się może rzeczywiście lepiej podpalą. Pawlicki wtedy napisze o nich ładny artykuł, jego jeden kumpel Korsun narysuje na ten temat fajny obrazek, a drugi jego kumpel Karnowski zapowiedź owych wzruszeń da na okładkę, i może te sześć złotych wybuli kto inny.
A więc o to zapewne w ogólnym rozrachunku chodzi. I Jastrzębowskiemu, i Ziemkiewiczowi, i Pawlickiemu, i Wojewódzkiemu? O to, by nikt, broń Boże, nie zgasił światła. Bo diabli wiedzą, co się wtedy stanie z naszymi kredytami.
Jak zwykle, serdecznie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta, czy to przez kupowanie książek, których okładki są tu bardzo starannie zaprezentowane, czy przez pomoc pieniężną na podany obok numer konta. W tej chwili akurat jest tak, że poza tym, nie mamy niemal już nic. Dziękuję.
Jak zwykle, serdecznie proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta, czy to przez kupowanie książek, których okładki są tu bardzo starannie zaprezentowane, czy przez pomoc pieniężną na podany obok numer konta. W tej chwili akurat jest tak, że poza tym, nie mamy niemal już nic. Dziękuję.
Panie Toyahu,
OdpowiedzUsuńjedno przychodzi mi do glowy jako komentarz: Trafiony - zatopiony!
Dziekujemy za kolejne wpisy.
@Izabela
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję za wszystko.